fot. unsplash

Karolina Binek: Daj znać, jak dotrzesz do domu [FELIETON]

Otwieram drzwi mieszkania i piszę wiadomość do mamy, że już jestem. Udało mi się. Ale przecież mogłam być Sarah Everard. Może być nią każda z nas. 

WIADOMOŚĆ 

Daj znać, jak dotrzesz do domu. 

DOSTARCZONA. NIEODCZYTANA. 

Wszystkie udostępniałyśmy już swoją bieżącą lokalizację. 

Wszystkie zmieniałyśmy buty na takie, w których łatwiej uciekać. 

Wszystkie trzymałyśmy już klucze w dłoni na wszelki wypadek. 

Wszystkie dzwoniłyśmy do znajomych – naprawdę i na niby. 

Wszystkie chowałyśmy włosy pod płaszcze. 

Wszystkie biegłyśmy ciemnymi ulicami. 

Wszystkie wyobrażałyśmy sobie potencjalne drogi ucieczki”. 

To tłumaczenie fragmentu posta udostępnionego na Instagramie przez luckymountain, które opublikowała dziennikarka Agata Herbut znana w sieci jako agatamanosa. Tekst ten powstał po zabójstwie 33-letniej Sarah Everard, która wracając o godzinie 21 od koleżanki, będąc już blisko swojego domu, została porwana, a później zamordowana przez policjanta.  

>>> Kobieta przeciwko kobiecie. Dlaczego to sobie robimy? [FELIETON]

W drodze 

Godzina 22. Kończę dyżur w pracy. Wychodzę przed budynek redakcji i zanim jeszcze otworzę furtkę, rozglądam się przez płot, czy aby na pewno nikt podejrzany nie stoi w pobliżu. Nie ma nikogo. Na szczęście. Bo zdarzało się już, że na pobliskim chodniku stało kilku mężczyzn pijących alkohol. Wtedy szłam na przystanek ulicą, by nie przechodzić aż tak blisko tej grupy. 

22.10. Za dwie minuty powinien przyjechać autobus. Idę więc wolno na przystanek, bo wcześniej stałam obok sklepu. Tam czuję się bezpieczniej niż na pustym przystanku.  

Podjeżdża autobus. W środku siedzi tylko para zakochanych. Jest okej. Ale na kolejnym przystanku wsiada zataczający się mężczyzna z piwem w ręce. Rozgląda się po autobusie i siada przede mną. A ja szybko upycham włosy pod czapkę i kaptur, byle nie zwracać na siebie uwagi. Nauczyłam się tego już jakieś czas temu, kiedy kilkakrotnie w komunikacji miejskiej byłam zaczepiana przez bezdomnych. Jestem wysoka, mam blond włosy i duże okulary. Szybko rzucam się w oczy. Niestety.  

fot. unsplash

Dojeżdżamy na pętlę. Teraz tylko 20 minut czekania na tramwaj. Znowu jestem sama na przystanku, a tramwaj jeszcze nie podjechał. Dzwonię więc do mamy, raz po raz rozglądając się i upewniając, że nadal nikt nie znajduje się w pobliżu. Rozmowę kończę dopiero, gdy wchodzę do tramwaju.  

Jestem już na przystanku. Zostało mi dosłownie 5 minut drogi do mieszkania. Upewniam się, czy aby na pewno w kieszeni kurtki mam gaz pieprzowy i ruszam przed siebie, kilkukrotnie sprawdzając, czy nikt za mną nie idzie.  

Otwieram drzwi mieszkania i piszę wiadomość do mamy, że już jestem. Udało mi się. Ale przecież mogłam być Sarah Everard. Może być nią każda z nas. 

I chociaż moja droga z pracy do mieszkania trwa godzinę, przeżywam ją jak największą wyprawę. Śmieszne? Nie, kiedy jesteś kobietą. A szczególnie kobietą w dużym mieście. Chociaż z doświadczenia wiem, że i mieszkając na wsi nie można się czuć do końca bezpiecznie…  

>>> „Zakochałam się w księdzu”. Ksiądz rozmawia z kobietą [WIDEO]

Daj znać 

Kiedy piszę ten tekst, jest niedziela. Właśnie wróciłam do Poznania z domu rodzinnego. I mimo, że moja mama jest prawie 200 kilometrów stąd, to zawsze prosi, bym dała jej znać, gdy już będę w mieszkaniu. A jeśli czasami zapomnę – wtedy do mnie dzwoni i pyta, czy aby na pewno dotarłam. Ale zdarzyło się też, że rozładował mi się telefon, gdy w nocy wracałam ze spotkania ze znajomymi. Gdy w końcu go podłączyłam – ujrzałam kilkadziesiąt nieodebranych połączeń od mamy, SMS-y, wiadomości na Messengerze i nieudaną próbę zainstalowania aplikacji „Gdzie jest moje dziecko?”.  

fot. unsplash

Jeszcze niedawno tego nie rozumiałam. Dziś sama proszę koleżanki, by dały mi znać, gdy wrócą już do siebie z naszego spotkania. Proszę też mojego chłopaka, by pisał mi, gdy dojedzie do domu rodzinnego. Dziś robi to za każdym razem. Kiedyś uważał, że to forma kontroli. Ale nie o to chodzi. Chodzi o to, że się martwię. Podobnie jak moja mama, kuzynka, koleżanka i ciocia. Martwimy się o siebie, bo wiemy, jak wiele niebezpieczeństw może nas spotkać. 

Odzyskać ulice 

Chciałabym wyjść z mieszkania o 22 ze świadomością i pewnością, że nic mi się nie stanie. Ale tak nie jest. Bo tak jak we wspomnianym już tekście  za każdym razem, kiedy przechodzimy obok grup mężczyzn – nasze serce zaczyna szybciej bić. Bo zawsze to może być ta grupa lub ten mężczyzna, który nas zaczepi. Mimo że tylko gdzieś idziemy.  

>>> Papież spotkał się z kobietą, którą uderzył w dłoń

Sarah Everard też gdzieś szła. Jak każda z nas. Dlatego też po jej zabójstwie miliony kobiet na całym świecie zaczęły opisywać w mediach społecznościowych podobne do tej sytuacje, a mieszkanki wielkiej Brytanii w geście solidarności ze swoją rodaczką wyszły na ulice Londynu. Ulice, na których nie czują się bezpiecznie. I to nie paranoja. To realny strach o swoje życie. Strach, który nie powinien mieć miejsca. Ale czy tak łatwo będzie to zmienić? Obawiam się, że w świecie, kiedy wciąż mówi się, że gwałt to wina kobiety, bo ubrała krótką sukienkę, za szybko się to zmieni. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że dyskusja o odzyskaniu ulic będzie trwała. Bo jest ważna. Nie tylko dla nas – kobiet, ale i dla mężczyzn, których żony, córki i przyjaciółki mogą być Sarah Everard. 

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze