szkoła

fot. pexels.com

Katecheta – pomocny, niekiedy niezbędny  

W tej szkole egzamin gimnazjalny przeprowadzą katecheci i księża” (dziennik.pl), „Na Kościół można liczyć!” (niezależna.pl), „Los egzaminów na razie niepewny – pomogą katecheci” (prawo.pl). To tylko trzech z wielu innych tytułów, które rzuciły mi się w oczy wczoraj rano po spojrzeniu na telefon komórkowy.  

Przyznacie, że jako dziennikarz naszego portalu nie mogłem nie kliknąć. I tak… wgryzając się w temat, doszedłem do kilku wniosków. Środowe przedpołudnie to był bardzo, bardzo gorący czas. Cała Polska patrzyła na szkoły, a konkretnie na gimnazja i na tych, którzy gimnazja kończą.

Gimnazjaliści w Gimnazjum nr 1 w Zabrzu, w pierwszym dniu egzaminu gimnazjalnego będącego jednocześnie trzecim dniem strajku nauczycieli, fot. Andrzej Grygiel, PAP

Wniosek 1: katecheta jednak potrzebny  

Po pierwsze – nauczyciele mają prawo do strajku. To prawo zagwarantowane w przepisach i jeśli strajk jest przygotowany zgodnie z nimi, to nie można się do niego „przyczepić”. Oczywiście pozostają pytania o to, czy zostawić uczniów na czas egzaminów… To pytania natury bardziej etycznej niż prawnej i każdy z nauczycieli rozważa ją we własnym sumieniu. Wiemy, że część nauczycieli wspiera strajk (i postulaty strajkujących), ale przy egzaminie pomaga. Część nauczycieli nie podejmuje zawodowych czynności (także w czasie egzaminu). I co ciekawe – wielu rodziców i uczniów ich rozumie. Tak jak wielu jest nauczycieli i uczniów (do testu gimnazjalnego przystępuje 350 tysięcy młodych Polaków), tak wiele jest opinii i odczuć. A gdzie w tym wszystkim są katecheci? 

Katecheci po prostu pomogli. Często nie opowiadając się „za” czy „przeciw” strajkowym postulatom. Nie mówią, czy inni nauczyciele robią dobrze, czy źle, po prostu robią swoją robotę. Na pewno pomogły prośby biskupów. W pierwszy dzień egzaminów wielu rodziców i uczniów (choć nie wszyscy) mogło odetchnąć z ulgą: komisje udało się skompletować. W dwóch przypadkach stoły, przy których zasiedli uczniowie ustawiono na sali gimnastycznej, co wymagało stworzenia jednej, a nie kilku komisji. Drugi powód? Katecheci właśnie. W niektórych szkołach to oni (razem z dyrektorami szkół) tworzyli komisje.  

Pixabay

Tu ważny wątek typowo prawny, proceduralny. Pojawiały się bowiem wątpliwości, czy katecheta może. Oczywiście, że może. Jest nauczycielem, ze szkołą wiąże go stosunek pracy i od zawsze pomaga przy egzaminach. Więcej wątpliwości było i jest przy rozszerzeniu katalogu osób, które mogą nadzorować przebieg sprawdzianu kończącego naukę w gimnazjum. Zgodnie z nowym rozporządzeniem MEN „każda osoba posiadająca kwalifikacje pedagogiczne może być członkiem zespołu egzaminacyjnego i nadzorującego podczas tegorocznych egzaminów”. W sytuacji więc, „gdy nie będzie możliwości powołania zespołu egzaminacyjnego oraz zespołów nadzorujących spośród nauczycieli zatrudnionych w szkole, w której przeprowadzany jest egzamin, skład tych zespołów może zostać uzupełniony przez innych nauczycieli spoza danej szkoły, w tym osoby, które mają kwalifikacje nauczycielskie, a nie pracują w żadnej szkole czy placówce” – odpowiada nam rzeczniczka MEN.

fot. pixabay

Wątpliwości dotyczące księży czy sióstr zasiadających w komisjach nie powstały z tego powodu, że to księża czy siostry zakonne. Powodem jest to, że niekoniecznie w każdym przypadku są jedocześnie nauczycielami. Według zacytowanego przed chwilą rozporządzenia – nie muszą być. Według części ekspertów jest to jednak sprzeczne z Kartą Nauczyciela (która wymaga, by egzamin przeprowadzała osoba związana z placówką oświatową stosunkiem pracy). Wątpliwości ważne, miejmy jednak nadzieję, że prawidłowości przeprowadzenia egzaminów nie podważą. Bo jeśli przebiegły one bez naruszenia obiektywności, równych szans, to ich podważanie ze względu na skład komisji (już post factum) byłoby niewspółmierną karą dla niewinnych w tej kwestii dzieci.  

Wniosek drugi: lepszy rozdział przyjazny, a nie wrogi  

Przy tej okazji pomyślałem też o sporze, który często toczy się w naszej debacie publicznej. To spór o miejsce katechezy w szkole. Czy ta sytuacja nie pokazuje nam, że można na tej obecności skorzystać? Jeśli dostępna jest alternatywa lekcji etyki, to dlaczego w kraju, w którym większość deklaruje wiarę katolicką, nauki tej religii miałoby w szkole nie być? Z opcjonalną etyką właśnie. Ta sytuacja pokazuje, że nawet jeśli z daną grupą społeczną, instytucją, środowiskiem jest komuś nie po drodze, to może jednak powinien nie budować murów, ale prowadzić dialog, wypracowywać porozumienie. Wszyscy żyjemy w jednym państwie, spotykamy się, siłą rzeczy ze sobą przebywamy, w szkole chociażby. Jesteśmy na siebie „skazani”, powinniśmy też być „skazani” na dialog. Dla własnego dobra, a nawet i wygody. Bo przecież ci sami katecheci często „wykorzystywani” są do organizacji zastępstw, zajęć dodatkowych, często wyjeżdżają na szkolne wycieczkigdy potrzeba dodatkowego opiekuna

fot. Darek Delmanowicz, PAP

Wniosek trzeci: jeśli chcemy, to potrafimy  

Potrafimy być solidarni. Ta wielka mobilizacja dyrektorów, nauczycieli, kuratorów pokazuje, że potrafimy zjednoczyć się, jeśli jakiś interes publiczny, dobro publiczne tego wymaga. Oczywiście, sporo było przy tym nerwów (nauczycieli, dyrektorów, kuratorów i najważniejszych – rodziców i uczniów), trochę to było robione ad hoc, trochę „po polsku” – mobilizacja na „5 przed 12:00”, ale chyba się udało. I chcę podkreślić – nie oceniam w tym miejscu decyzji nauczycieli o strajkowaniu, opisuję sam fakt mobilizacji, który po prostu był piękny. Widząc dyrektorów, którzy przeprowadzili setki rozmów telefonicznych, wysłali setki maili i listów po to, by mieć u siebie ludzi uprawnionych do przeprowadzania egzaminów – potrafiła aż wzruszyć. Naprawdę. Zawsze tak mam, gdy widzę ludzi, którzy z pasją i pełnym zaangażowaniem realizują swoją misję. A gdy to są także moi rodacy – to serce rośnie!  

I także ci, którzy strajkowali, cieszyli się z tego, że egzamin udało się (z wyjątkiem trzech szkół) przeprowadzić. Jedna ze strajkujących nauczycielek życzyła piszącym dziś egzamin „by ten egzamin otworzył im drogę do godnej pracy, w której będą szanowani i godnie wynagradzani”. Wielu jest bohaterów tegorocznych egzaminów i chyba symboliczny w tym kontekście, był temat rozprawki, z którą zmierzyli się zdający język polski: „Czy warto bronić swoich przekonań”. Na Facebooku mamy (jak to często w takich sytuacjach bywa) dwie grupy: „wspierających nauczycieli” i „wspierających uczniów”. Mam nadzieję, że to nie dwa plemiona, ale my wszyscy, razem, solidarnie. 

fot. Darek Delmanowicz, PAP

Jeden dom – dobrze go urządźmy  

Środa pokazała, że wszyscyjakby górnolotnie to nie zabrzmiało, tworzymy w naszym kraju jeden dom. Zamknięcie w nim jednego ważnego pokoju powoduje ogromne zamieszanie. Reszta domu, w pewnym stopniu, staje na głowie. Nauczyciele są potrzebni nie tylko dzieciom, ale także rodzicom (by ich wesprzeć w procesie wychowania, by rodzice mogli w tym czasie realizować się zawodowo). Jedni od drugich zależymy, jedni od drugich czerpiemy, nawzajem siebie potrzebujemy. Gdy nauczyciel zajmuje się małym Tomkiem czy małą Zosią, w tym czasie tata Tomka czy mama Zosi może pracować i zarobić na chleb. Jednocześnie nauczycielka Tomka i nauczyciel Zosi przekazuje tym dzieciom potrzebną wiedzę. System naczyń połączonych. Powinniśmy wzajemnie o siebie dbać. Przyda się nam, w codziennym polskim życiu, nieco więcej solidarności. Taka powinna być lekcja płynąca z tych dni.   

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze