Ks. Bartosz Rajewski: bardzo wiele, jeśli nie najwięcej, zależy od samego duszpasterza i sposobu rozumienia kapłańs …
„Parafia bez kościoła, proboszcz bez plebanii. Wspólnota jako work in progress…” to temat referatu, w jakim swoim doświadczeniem dzielił się ks. Bartosz Rajewski, proboszcz polonijnej parafii w Londynie, podczas ogólnopolskiej konferencji „Synodalność – szansa czy zagrożenie dla Kościoła?” zorganizowanej przez „Seminarium 35+” w Łodzi.
Podkreślając, że w rozważaniach o wizji parafii ważne jest określenie wizji kapłaństwa, przywołał fragment „Listu do kapłanów na Wielki Czwartek” z 2008 r.: „U niektórych kapłanów pojawiło się myślenie o zatrudnieniu w Kościele jako o umowie z Kościołem, którą można zawrzeć, podpisać, i którą można również zmienić, a nawet zerwać. (…) Nawet jeśli potraktujemy nasze powołanie jako umowę, to ta umowa została zawarta między każdym z nas a Chrystusem. On jednak nie podpisuje umowy o pracę z najemnikami. On podpisuje umowę z pasterzami. Jest to umowa o życie. Jest to umowa z Dobrym Pasterzem, który życie daje za owce swoje. Ta umowa nie zostawia możliwości ani odwołania, ani rezygnacji z jej wykonania. Ona jest tak zawarta, że wykonuje się ją dając życie. Do końca. Tak, jak nasz Mistrz”.
– Kiedy zatem mówimy o parafii i duszpasterstwie, zwłaszcza w kontekście synodalności, musimy uświadomić sobie dobitnie także i tę fundamentalną prawdę, że bardzo wiele, jeśli nie najwięcej, zależy od samego duszpasterza i sposobu rozumienia kapłańskiej misji, która nigdy nie może być misją najemnika, ale zawsze musi być misją rezygnującego z własnej wygody, oddającego życie i spalającego się dla innych pasterza – podkreślił ks. Rajewski.
Opowiadając o historii swojego duszpasterzowania w Londynie wspomniał ogłoszenie, jakie zamieścił w mediach społecznościowych po przyjeździe do Wielkiej Brytanii w 2014 r., gdy został duszpasterzem akademickim i proboszczem drugiej najstarszej polskiej parafii w tym kraju: „Uczciwy (i całkiem sympatyczny) ksiądz szuka mieszkania”.
– W trzecim roku kapłaństwa otrzymałem misję odnowy parafii, która liczyła czternastu wrogo nastawionych do nowego proboszcza wiernych, nie miała własnego kościoła, a mieszkanie parafialne było od lat zajęte przez jednego z długoletnich proboszczów tejże parafii i emerytowanego rektora Polskiej Misji Katolickiej w Anglii i Walii – opowiadał ks. Rajewski wyjaśniając, że w latach 2002 – 2014 parafia miała dziesięciu różnych proboszczów, a za parafialny kościół służyła wynajmowana od londyńskich oratorianów (filipinów) kaplica Little Brompton Oratory, „do której przed rozpoczęciem mszy trzeba wtoczyć schowany w zakrystii ołtarz oraz zainstalować tabernakulum, które po wieczornej Mszy znów trzeba będzie zdemontować” – jak opisywał lata temu Szymon Hołownia.
>>> Proboszcz w wielkim mieście: cieszy mnie, kiedy ludzie przestają być dla siebie anonimowi
Proboszcz na początku ponad rok mieszkał ze studentami pochodzącymi z różnych stron świata, w wynajmowanym przez nich domu. „Trzeba dodać, że dla większości z tych studentów było bez znaczenia, kim jestem i jaki styl życia prowadzę. Później zamieszkałem niezależnie, w wynajętym mieszkaniu w zachodnim Londynie. Dzisiaj, gdy od niemal pięciu lat jestem odpowiedzialny również za duszpasterstwo w angielskiej parafii św. Patryka, mam do dyspozycji plebanię, która – trzeba dodać – nie ma jednak wiele wspólnego z plebaniami – pałacami znanymi nam z polskich realiów” – opowiadał ks. Rajewski.
– Naszym kościołem nie jest też już Little Brompton Oratory. W lipcu 2021 roku, po niemal 80 latach, decyzją ojców oratorianów, zostaliśmy pozbawieni możliwości korzystania z tego wyjątkowego miejsca. Ta niezrozumiała, ale też krzywdząca i w pewnym sensie niesprawiedliwa dla naszej parafii decyzja, nie tylko uniemożliwiła nam podjęcie intensywnych działań koniecznych do odtworzenia zniszczonego przez pandemię duszpasterstwa, ale również skutecznie utrudniła nam zwyczajne funkcjonowanie. W tym czasie bardzo boleśnie doświadczyliśmy swoistej „kościelnej bezdomności” i marginalizacji. Po ponad roku znacznie ograniczonego korzystania z kościoła Maria Assumpta Chapel na High Street Kensington oraz wielu miesiącach intensywnych poszukiwań, udało nam się znaleźć wspólnotę, która nas przyjęła i użyczyła nam swojej świątyni, gdzie od ponad dwóch lat możemy kontynuować zakłócony przez pandemię oraz decyzję ojców oratorianów dynamiczny rozwój naszej parafii. Jest to wspólnota Kościoła anglikańskiego, co w całej tej historii jest najpiękniejsze! – mówił duszpasterz.
Ks. Rajewski podkreślił, że ta parafia to otwarta na każdego wspólnota ludzi wierzących, wątpiących i poszukujących; wspólnota Kościoła, ale też swoisty „dziedziniec pogan”. Liczną grupę parafian stanowią osoby, które po wielu latach wróciły do Kościoła i praktykowania wiary. „Podobnie, jak w Kościele jest miejsce dla każdego, tak również w naszej parafii każdy może znaleźć swoje miejsce. Nasza parafia jest przestrzenią dialogu, wymiany myśli, promocji polskiej kultury i ewangelizacji” – dodał. Wskazał, że wielu parafian dojeżdża na niedzielną Mszę przeznaczając nawet pół niedzielnego wolnego dnia, mimo iż mają liturgie bliżej – „ale jadą do swojej wspólnoty, za którą czują się odpowiedzialni”.
– Trzeba sobie to mocno uświadomić, że nie ma człowieka, który nie doświadczałby trudności. I nie ma trudności, z których Chrystus nie mógłby człowieka wyprowadzić. Kiedy więc spotykamy człowieka, a ten najczęściej przychodzi do parafii właśnie wtedy, gdy ma jakiś problem (chociażby trudność z uzyskaniem pozwolenia na dopuszczenie do godności rodzica chrzestnego), staramy się przyjmować go tak, jak przyjmował takich ludzi – i wciąż nas przyjmuje – Jezus. I tak po pierwsze, On nigdy nie moralizuje i nie wypomina człowiekowi, jak bardzo źle postępuje. Po drugie, jeśli Jezus zwraca uwagę na grzech, to dopiero po tym, gdy dał napominanemu doświadczenie bezpieczeństwa i akceptacji. Ta kolejność nie jest bez znaczenia. Wyraża się w niej wiara Ewangelii, że sprawiedliwe postępowanie bierze się z doświadczenia miłości Boga, a nie wyłącznie z wykonywania uczynków Prawa, dzięki którym człowiek dopiero stanie się godzien miłości – opisywał swoje podejście londyński proboszcz.
Podając przykład, wskazał na parafialną praktykę podczas Mszy: w procesji do komunii podchodzą też ci, którzy z różnych względów nie mogą jej przyjąć i proszą o błogosławieństwo. Kto przystępuje do komunii ma ręce złożone jak do modlitwy, pozostali mają ręce skrzyżowane na piersiach.
– Wszyscy jesteśmy w drodze. Nie ma dwóch kategorii chrześcijan, wszyscy jesteśmy grzesznikami. Jednym prawo i sumienie pozwala komunikować, innym nie, ale wszystkim Bóg i wspólnota chcą życzyć dobrze i ich wesprzeć. Po to w końcu jest dom, by dawał człowiekowi siłę, przypominał że ma korzenie, że ma gdzie wracać, że jest miejsce, gdzie zawsze będzie kochany. Podchodzenie po błogosławieństwo to nie żadna stygmatyzacja: idą po nie i ludzie żyjący w niesakramentalnych związkach i ci, co jeszcze komunii w ogóle nie przyjmowali (dzieci), i ci co po prostu nie byli zbyt długo u spowiedzi. Myślę, że rozpropagowanie tej praktyki w Polsce przyciągnęłoby do Kościoła setki, a może i tysiące ludzi, którzy dziś czują się zeń wykluczeni. Zamiast im powtarzać, że się sami wykluczyli, zamiast robić im „terapię głodem“ (odstawimy was, to zatęsknicie, rzucicie wszystko i przyjdziecie), trzeba im przypominać, że grzech, nawet jeśli nie pozwala człowiekowi na komunię, nie odbiera mu przecież chrztu. Zamiast debatować wciąż o tym, czego grzesznikowi nie wolno, staramy się pokazać jak wiele rzeczy mu wolno, jak wiele dobra wciąż może otrzymać. Bo to przecież nie nasze dobro, tylko Boga. A tylko On może człowiekowi dać siłę do tego, by się zmienił. A więc jeśli my będziemy racjonować innym grzesznikom Jego łaskę, staniemy się współodpowiedzialni za to, że tkwią w słabości. To proste – wyjaśniał ks. Rajewski.
Wszystkim wątpiącym, skrzywdzonym i wędrującym na pograniczach wiary i niewiary wysyłany jest sygnał, że są wspólnota ich chce i jest dla nich miejsce. – Miejsce pouczenia moralnego jest dopiero na końcu i na pewno nie powinno wyrażać się go za pomocą gniewu. Służą temu niemal wszelkie inicjatywy, jakie w naszej parafii podejmujemy: wydarzenia kulturalne, koncerty, premiery i promocje (nie tylko religijnych) książek, spotkania z ciekawymi gośćmi, liczne rekolekcje itd. Temu też służą wszystkie nowe formy poszukiwania człowieka, polegające nie tyle na czekaniu, że „ktoś przyjdzie”, ale na wychodzeniu poza mury (i mentalność!) kościoła, by człowieka znaleźć – opowiadał.
Podkreślił też istotną rolę mediów: „Kluczowa jest obecność w mediach. Nie po to, by prezentować siebie, ale dawać świadectwo, że jest takie miejsce, w którym ludzie mogą rzeczywiście spotkać Boga bez względu na to, jak wygląda ich życie; że jest taka grupa ludzi, w której człowiek będzie mógł poczuć się rzeczywiście jak w rodzinie. Temu też służą na przykład specjalne ogłoszenia, które zamawiamy w polskiej prasie i portalach internetowych. I tak we wrześniu ogłaszamy, że w naszej parafii przyjmiemy wszystkie dzieci do przygotowania komunijnego, a zwłaszcza te, które nie zostały przyjęte w innych parafiach. W styczniu ogłaszamy, że można zamówić wizytę księdza, bez względu na miejsce zamieszkania i historię, filozofię czy styl życia. W Okresie Wielkanocnym ogłaszamy, że przyjmiemy do chrztu wszystkie dzieci, bez żadnych opłat, bez względu na uwarunkowania rodzinne i bez względu na wiek dziecka” – powiedział ks. Rajewski. Szczerze dodał, że ta praktyka nie cieszy się akceptacją większości polskich duchownych.
– Przez trzynaście lat kapłaństwa tylko raz, jeden jedyny raz, pewien ksiądz zadał mi pytanie: „Ile osób zaangażowanych jest w waszą parafię?”. I to jest właściwie postawione pytanie. Pytanie nie o ilość, ale o świadomość i odpowiedzialność. Bo nie ilość parafian świadczy o jakości wspólnoty, ale rzeczywiste zaangażowanie parafian, branie odpowiedzialności za wspólnotę, świadomość bycia rodziną, zaangażowanie w ewangelizacyjną misję w pozyskiwaniu nowych parafian, nowych uczniów Chrystusa – mówił duszpasterz, podając przykłady zaangażowania parafian, wzajemnej troski i parafialnej transparentności.
Jak podkreślał, nie ma praktyki liczenia ludzi w kościele, uważa to za nieewangeliczną praktykę: „W Polsce, ale też w polskich parafiach w UK, wciąż jeszcze ważne są statystyki i liczby, a sukces wydarzenia duszpasterskiego mierzy się ilością uczestniczących w nim osób. Przyjechał biskup i był pełny kościół ludzi. Można ogłosić sukces! W naszej parafii jedna osoba jest tak samo ważna, jak tysiąc”.
– Warto podkreślić, że spośród polskich parafii w Londynie, tylko nasza, najmniejsza wspólnota, weszła na synodalną drogę. Dlaczego? Dlatego, że chcemy być żywą wspólnotą, a nie zadufaną w sobie, pełną pychy, przekonaną o własnej doskonałości instytucją świadczącą religijne usługi. Nasze synodalne spotkania uświadomiły nam jak ważne są więzi i relacje. „Bóg mieszka w relacjach” – padło na jednym ze spotkań grupy synodalnej i wiele razy później. Dla kogo żyję? Czy mam dla kogo umrzeć? To najważniejsze pytania, bo najważniejsze pytania w życiu, to pytania o nasze więzi, o relacje. Jeśli nie ma naszej osobistej więzi z Jezusem, nie będzie też dojrzałych relacji między nami. Bez więzi z Jezusem nie można mieć też więzi z Kościołem. Dlatego fundamentem budowania naszych więzi z Panem i pomiędzy nami jest Eucharystia. Bardzo ważne są też wszelkie inne formy budowania relacji, a więc zaangażowanie wiernych w przygotowanie i w samą liturgię, członkowstwo w Radzie Administracyjnej i Radzie Duszpasterskiej, czy chociażby powitanie wiernych przychodzących do świątyni na niedzielną Mszę św. W naszej parafii bardzo ważne są spotkania „przy pączku i kawie” po niedzielnej Mszy św., a hasło: „Msza św. w naszej parafii bez pączka jest nieważna” znane jest już chyba na całym świecie. Wszystko po to, by budować relacje i tworzyć więzi – opowiadał o realizowaniu synodalności ks. Rajewski.
Istotnym doświadczeniem parafii jest ekumenizm: „Zostaliśmy przyjęci przez wspólnotę Kościoła anglikańskiego. Konkretni ludzie, na czele z ks. Paulem Bagottem i ks. Jamesem Chegwiddenem, otworzyli przed nami drzwi swojego domu, przyjęli bezdomnych, zaufali nam i zrezygnowali z części swojego komfortu. To dla nas nie tylko wielka łaska, ale też konkretne zobowiązanie. Szukamy zatem tego, co nas łączy i staramy się niwelować to wszystko, co – jako uczniów Jezusa Chrystusa – nas dzieli. Wzajemnie się ubogacamy i świadczymy o tym, że komunia między członkami Kościoła katolickiego z innymi chrześcijanami jest silniejsza od wszelkich więzi etnicznych i narodowościowych. Razem z anglikanami szukamy dróg prowadzących do jedności, co w naszym przypadku staje się coraz mocniejszą siłę ewangelizacyjną”.
Inspiracją dla parafii jest jej patron, św. Wojciech: „Jak wiemy z historii, wyruszył on do tych, z którymi mógł zacząć wszystko od początku. Może chciał u nich osiąść, założyć pustelnie, opowiadać o dobrym Bogu przez benedyktyńskie ideały: modlitwą i pracą. Zabił go tak naprawdę lęk tych, do których poszedł – lęk przed zmianą, pogański religijny fundamentalizm, pogląd, że ma być tak, jak zawsze było, a nie tak jak być powinno. Dlatego w naszej parafii staramy się nie ulegać lękowi; staramy się nie bać nowości i zmian, do których wzywa nas Ewangelia”.
– Staramy się też nie bać odważnego podejmowania drogi, którą wskazuje nam papież Franciszek. Jesteśmy ostrożni, by nie wpadać w zabójczy religijny fundamentalizm. Św. Wojciech uczy nas, tworzących polską parafię w sercu Londynu, że jeśli ktoś nie chce nas słuchać, mamy być konsekwentni, ale nie w mówieniu. Po prostu mamy być tu gdzie jesteśmy i robić to, co do nas należy. Nie przekonanie kogoś jest największą wartością, ale wierność prawdzie – wskazywał prelegent.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |