Fot. Facebook Fara Pleszew

Ks. Darek Brylak: nawet nie zastanawiałem się nad pogrzebem dzieci nienarodzonych. To nasz obowiązek [ROZMOWA]

Kilka tygodni temu internet obiegła informacja o pochówku pięciorga dzieci nienarodzonych, który zorganizował ks. Dariusz Brylak – proboszcz pleszewskiej fary. „Zostało to z premedytacją przeze mnie upublicznione właśnie po to, żeby ludzie zaczęli o tym rozmawiać, żeby wysłać sygnał, że można tak robić” – opowiada duchowny rozmowie z Karoliną Binek.

Karolina Binek (misyjne.pl) W jaki sposób ksiądz dowiedział się, że jest możliwość, aby ze szpitala w Pleszewie odebrać ciała dzieci nienarodzonych?

Ks. Darek Brylak: Chciałbym chronić personalia pewnych osób ze względu na delikatność sprawy. Dowiedziałem się od ludzi z mojej parafii oraz z rejonu szpitala. Oni sami przeżywali konflikt sumienia, bo nie do końca wiedzieli, jak zachować się w tej sytuacji. A ponieważ już od wielu lat jestem księdzem i miałem przez ten czas kilka takich sytuacji, to nawet się nad tym nie zastanawiałem, bo przecież umarłych pogrzebać to nasz ludzki obowiązek.

Rodzice nie chcieli odebrać swoich dzieci ze szpitala i wypełnić tego obowiązku?

– Nie wiem. Nie znam personaliów tych osób. Wiem tylko, że zadziało się coś na linii rodzice-szpital i że rodzice by ich i tak nie odebrali. Nie potrzebuję większej wiedzy na ten temat. Natomiast w takiej sytuacji ciała tych dzieci są w pewnym sensie zawieszone w próżni. A tak nie powinno być.

Jak wyglądają procedury w takim przypadku? Każdy z nas może wystąpić do szpitala o wydanie ciał dzieci nienarodzonych?

– Są dwie płaszczyzny. Myślę, że w dzisiejszym świecie powinno być to uregulowane. Dopiero będę się zaznajamiał z nowym stanem prawnym. Ale myślę, że można zrobić to odgórnie, na poziomie państwa, a nie na poziomie samorządu. Jeśli dobrze kojarzę, to chyba określenie ram, jak zachować się w takiej sytuacji, jest pozostawione samorządowi. Sytuacje są jednak bardzo różne. A według mojej wiedzy w Pleszewie nie mamy żadnych wytycznych w tej kwestii. Zaznaczam, że nie jestem prawnikiem, więc nie posługuję się terminami prawnymi, ale zwykłą, ludzką empatią i tym, co powinienem zrobić. Natomiast, kiedy umiera osoba, której tożsamości nie znamy albo umiera osoba w DPS-ie, która nie ma żadnej rodziny, to na to mamy procedury. Wiemy, kto ma zająć się pochówkiem. Z kolei kiedy nastąpi sytuacja, że dzieci nienarodzone nie zostały odebrane przez rodziców, to u nas nie ma procedur z tym związanych. A wiem, że w innych miejscach są. W Krakowie jest duszpasterz takich sytuacji i osób. Odbywają się regularne modlitwy w tej intencji i raz w roku odbywa się pochówek. Niedawno chociażby pochowano trzydzieści trzy takie dzieciątka. Najprawdopodobniej więc jest w mieście człowiek, któremu szpital przekazuje te dzieci w ściśle określonym celu – pochówku. Wytwarzanie pewnej procedury to jedna rzecz. Natomiast na ten moment każdy człowiek i każda instytucja, jeżeli tylko się zwróci z uzasadnionym wnioskiem do szpitala, może to zrobić. Może być taka sytuacja, że w rodzice lub dziadkowie nie pochowają dziecka. Wtedy może to zrobić sąsiad. Składa on stosowny dokument i na ten moment domniema się, że chce to dzieciątko pochować.

>>> Felicjanki od 150 lat prowadzą w Krakowie Kuchnię Siostry Samueli i pomagają najuboższym [REPORTAŻ]

Dzieci zostały pochowane w trumnach?

– Tak, jak to w naszej kulturze jest w zwyczaju – zorganizowaliśmy dla dzieci proste, drewniane trumienki. Mówimy o ciele człowieka. Nie interesuje mnie krzyk ludzi, którzy uważają, że to zlepek komórek albo skrzepy i że nic w nich nie widać. Halo! To jest człowiek. I gdyby miał odpowiednie warunki do rozwoju, to byłby blondynem, brunetem, a może śliczną dziewczyną. Nie ma tutaj dyskusji. Bo nie mówimy tylko o sprawach religijnych, ale o prostej biologii na poziomie piątej klasy szkoły podstawowej. Człowiek po długoletniej chorobie nie wygląda ładnie – często jest zdeformowany, pokrzywiony, ale wciąż jest człowiekiem. I od początku do końca powinno się traktować go z absolutnym szacunkiem. Boję się jednak powiedzieć „tak, jak ty chciałbyś być traktowany”, bo dzisiaj wiele rzeczy nam się rozjechało. Nie ma uniwersalnych praw i konwenansów. Te wyznaczniki życia społecznego, które do tej pory działały, poszły sobie w siną dal. Jesteśmy zawieszeni w próżni. I to jest dobre miejsce na elementarną, ludzką wrażliwość.

Fot. Facebook fara pleszew

Na zdjęciach w internecie widziałam, że w pochówku wzięły udział siostry zakonne i parafianie. Ksiądz ogłaszał wcześniej tę informację w kościele?

– Zostało to ogłoszone, bo pochówek odbywał się na terenie parafii. Natomiast warto zaznaczyć, że działalność ta nie była działalnością parafialną, tylko moją prywatną inicjatywą – nie księdza, a mnie – Darka Brylaka. Ogłosiłem to natomiast, bo nie chciałem, żeby działo się to po cichu. Oczywiście już znaleźli się ludzie, którzy zarzucają mi influencerstwo. „Gratuluję” tym ludziom wrażliwości. Bo takie sytuacje mają mieć pewien wymiar społeczny. Można było zauważyć różne reakcje wśród ludzi, którzy chcieli i dali radę przyjść na ten pochówek. Myślę, że największa praca będzie się działa w nich teraz wieczorami lub w nocy, gdy te grób będzie odwiedzany. Różnie radzimy sobie z prawdą o nas. Albo nie radzimy.

Pojawiły się pytania związane z tą kwestią? Ludzie przychodzą do księdza porozmawiać na temat pochówku dzieci nienarodzonych?

– Jestem w Pleszewie około roku i z ogromną uzurpacją powiem, że pomiędzy mną, a parafianami pojawiło się zaufanie. Wszystko, co tutaj robimy, jest jasno mówione. Pojawiły się nawet osoby, które przyszły do mnie i powiedziały, że czekają na poronienie. Czekamy aż ta sprawa się niestety zadzieje, a później będziemy się zastanawiać, jak się dalej zachować. Ale już samo to, że ktoś przyszedł i o tym powiedział już po wspomnianym pochówku dzieci nienarodzonych, jest chyba jednoznacznym dowodem, jak to jest odbierane.

fot. Karolina Binek/misyjne.pl

Widziałam, że informacja na temat pochówku pojawiła się w wielu mediach. Czy właśnie o to chodziło, żeby ludzie zaczęli się zastanawiać i myśleć nad kwestią pochówku dzieci nienarodzonych?

– Tak. Musimy zdawać sobie sprawę, w jakim świecie żyjemy. Piętnaście czy dwadzieścia lat temu zrobiłbym to absolutnie po cichu i nie ogłaszałbym tego nigdzie. A zostało to z premedytacją przeze mnie upublicznione właśnie po to, żeby ludzie zaczęli o tym rozmawiać, żeby wysłać sygnał, że można tak robić, że warto jest wywołać dyskusję na ten temat. Bo my dużo mówimy, ale nie zawsze to robimy. Te dzieci mógł pochować każdy. Nie chcę nikogo obwiniać, bo sytuacje są różne. Teraz mam przed oczami twarz człowieka, który wiele razy chciał to zrobić, ale zwyczajnie nie dawał rady. To trzeba uszanować. Ale mam pytanie do wszystkich krzykaczy: gdzie byliście? Proszę pokazać mi waszą pracę wykonaną w związku z tą sprawą.

>>> Tabernakulum w obrazie, różaniec z chleba i zastawa Jana Pawła II [REPORTAŻ]

Jeśli jeszcze kiedyś powtórzy się sytuacja, że nienarodzone dzieci zostaną nieodebrane ze szpitala, to zdecyduje się ksiądz znów na ich pochówek?

– Tak. Bo jestem człowiekiem. Nie ma tu nic związanego z tym, że jestem księdzem. To pytanie jest bardzo ciekawe. Bo odpowiedź na nie jest dwojaka. Muszę wreszcie odrobić lekcję i przypomnieć sobie, jakie są statystyki poronień, bo one są zatrważające. Takie sytuacje dzieją się na potęgę. I to jest jedna sprawa. A druga – jeżeli taka sytuacja zadzieje się u kogoś w domu, to jeżeli ten człowiek ma grób rodzinny, to ma pełne prawo pochować w nim dziecko. Natomiast gdyby była taka sytuacja, że ktoś chce pochować dzieciątko, ale nie ma gdzie, to postawiony przez nas grób do tego służy. A gdyby stało się tak, jak teraz, to absolutnie nikogo nie obwiniajmy, nie mówmy, że właśnie dziś, że właśnie w tym świecie tak źle się zachował. Nie jesteś w takiej sytuacji, więc zachowaj ciszę. Dwa lata temu rozmawiałem z człowiekiem, który wtedy mieszkał z całą swoją dziesięcioosobową rodziną na plebanii u jednego księdza, bo uciekli przed wojną z Mariupola. Ten człowiek, Siergiej, głowa domu, opowiadał mi, co przeżył. Między innymi w tej długiej opowieści, bardzo emocjonalnej, wspomniał o tym, jak od dwunastej w nocy do szóstej rano, gdy nie latały rakiety, wychodził przed potężny blok, w którym mieszkał, tylko po to, żeby grzebać zmarłych. Często byli to jego sąsiedzi, a nie rodzina. Swoją wypowiedź zakończył ze łzami w oczach słowami, że był w stanie wykopać grób tylko na pół metra, bo ziemia była zmarznięta. I tych wszystkich mądrali chciałbym posadzić przed panem Sergiejem. To nie była jego rodzina. On ryzykował życiem. A my tutaj o czym rozmawiamy? O zwykłej, ludzkiej powinności. Do czego doszliśmy, żeby o takich rzeczach rozmawiać? To jest straszne. Bo gdybym w krótkich spodenkach wyszedł do swojego ogródka i wstawiłbym takie zdjęcie na Facebooka, to miałbym mnóstwo polubień i komentarzy. Od tych „jaki fajny, nowoczesny ksiądz” aż po „jak on mógł? gdzie sutanna?”. Byłby potężny ruch pod takim postem. A pod postem na temat pochówku dzieci nienarodzonych było kiepsko. I to też jest obraz nas. Wiem, że reakcje w mediach społecznościowych nie są żadnym wyznacznikiem. Ale upublicznieniem tej informacji chciałem też pokazać, że nikt nie jest sam, że są ludzie, którzy w przypadku poronienia, pomogą przez to przejść. Będziemy tworzyć w naszej parafii zręby poradnika, który przygotowujemy na 15 października, czyli na Dzień Dziecka Utraconego. Gdyby więc ktoś znalazł się w takiej sytuacji, to będzie miał wszystko w nim opisane – gdzie, kiedy, do kogo warto pójść. Może to komuś pomoże.

>>> Gdańsk: w stałym konfesjonale odbywa się 50 tysięcy spowiedzi rocznie

Znam historie, kiedy lekarze nawet nie poinformowali rodziców o możliwości pochówku dziecka utraconego. Gdzie zatem powinny znaleźć się takie poradniki? Bo wydaje mi się, że szpitale, to też dobre miejsce.

– Takie poradniki powinny się znaleźć wszędzie, gdzie są ludzie. Tylko problem polega na tym, że my żyjemy w kulturze przebodźcowania. Pytanie więc brzmi, czy w sytuacji traumy my te poradniki zauważymy. W takich sytuacjach szczególnie ważny jest drugi człowiek, który widzi, że ty coś przeżywasz. Kiedy ma się kłopot z samochodem, kiedy boli ząb, to idzie się do człowieka, który się tym zajmuje. Tylko trzeba wiedzieć, gdzie ten człowiek jest i że pomoże. Bo jeżeli zostanie się z tym samemu, to może być dużo trudniej. Poza tym księża też powinni poruszać ten temat w kościele, ale nie tylko oni. Bo cały temat okołourodzeniowy jest skalkowany, to znaczy wrzucony w wojenkę polsko-polską. Niestety Kościół pozwala wmanewrować się w przekonania, że to są prawa religijne. A mówimy o biologii. O zupełnie innym obszarze odpowiedzialności. O tym temacie nie mogą mówić więc tylko księża. To musi być temat ludzki, powinni poruszać go wszyscy, którzy pracują z ludźmi. W tym momencie nie interesuje mnie światopogląd na przykład lekarza. On ma obowiązek poinformować kobietę, jakie ma rozwiązania w sytuacji utraty dziecka.

Fot. Karolina Binek/misyjne.pl

Kilka razy natknęłam się w internecie na zdjęcie małych dzieci, które stoją nad grobem swojego nienarodzonego rodzeństwa. Czy to dobry pomysł? Co ksiądz o tym myśli?

– Znam osobiście małżeństwo, które ma jedno dziecko. Dwa kolejne jednak zostały poronione i rodzice nie zdecydowali się ich pochować. Tymczasem zabierają swoje najstarsze dziecko, żeby popłakało nad grobem pieska, nad grobem kotka. Wytatuowali imiona swoich dzieci na rękach. Ale jest to nieprzepracowana strata. Życie nie znosi pustki. Będzie się więc ona w nich pogłębiać. A przyjdzie czas, kiedy mały zapyta. Żyjemy tu i teraz i niestety nie patrzymy do przodu. A ja bardzo często, z już swoim dość ciekawym doświadczeniem bycia księdzem, patrzę na ludzi, którzy stoją nad grobem, czyli patrzą wstecz, dokonują pewnego podsumowania swojego życia. I wtedy człowiek ma pewien pełniejszy obraz życia. Bo też jest tu i teraz i często nie myśli o jutrze. Natomiast zdarza się, że idzie się do babci, która dokonała cztery razy aborcji, bo ją zmuszono i pozostawiono samą sobie, a jej się teraz to śni po nocach. Tymczasem my nie rozmawiamy o tych rzeczach. A zachowujemy się jakbyśmy wszystkie rozumy pozjadali. Powiem coś bardzo kontrowersyjnego na kanwie dyskusji o religii w szkołach. Tu nie chodzi o dyskusję o religię w szkołach. To jest po prostu bieżące paliwo polityczne. Tak samo jak wszystkie projekty dotyczące aborcji do dziewiątego miesiąca ciąży. Tu nie chodzi o żadne dobro konkretnych ludzi, tylko o bieżące emocje, które są potrzebne. Na podstawie swojego skromnego doświadczenia uważam, że o pewnych tematach w szkole, nawet średniej, związanych z życiem, z małżeństwem, z byciem rodzicem nie ma sensu mówić. To nie ten czas. Nie to doświadczenie. Przypomina mi się teraz człowiek, któremu błogosławiłem ślub, a później chrzciłem jego dwójkę dzieci i byłem kilka razy pod rząd u niego na kolędzie. Podczas jednej wizyty jednego syna usypiał i bujał wózek z nim nogą, a drugiego nosił na rękach. I powiedział mi wtedy, że był na pielgrzymce Jana Pawła II do Polski w Kaliszu. Stał w tłumie, chciał zrobić zdjęcie. I o dziwo jako młody człowiek słuchał wtedy tego, co Jan Paweł II mówił. A cytował on akurat słowa Matki Teresy z Kalkuty. Powiedział mi: „Zastanawiałem się wtedy, co ten stary człowiek może wiedzieć. A dzisiaj trzymam na rękach swoje dziecko i mówię, że miał rację, bo dziś zupełnie inaczej patrzę na swoje życie”. Dlatego tak ważne jest doświadczenie.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze