fot. PAP/EPA/ALESSANDRO DI MEO

Ks. dr Zbigniew Czernik: rzeczy pozostałe po papieżu Franciszku to na razie pamiątki – nie relikwie

Z pewnością zabezpieczono różne rzeczy po Franciszku, ale dopóki ktoś nie jest święty ani błogosławiony, to nie mówi się o relikwiach tylko o pamiątkach po papieżu, czy innym wyjątkowym człowieku – powiedział PAP ks. dr Zbigniew Czernik, dyrektor Muzeum Archidiecezji Warmińskiej.

PAP: Czy prawdą jest, że osoby będące blisko papieża Franciszka zabezpieczyły, na wszelki wypadek, rzeczy, które w przyszłości mogłyby stać się relikwiami, zarówno pierwszego, jak i dalszych stopni?

Ks. Zbigniew Czernik: Do 2017 roku rozróżniano relikwie pierwszego, drugiego i trzeciego stopnia, jednak dokument watykański, który wówczas wydano, nie wymienia trójstopniowości relikwii, mówi za to o relikwiach znaczących i potocznych. To wzbudziło trochę zamieszania, pojawiły się pytania ze środowiska postulatorów, którzy prowadzą na całym świecie różnego rodzaju procesy beatyfikacyjne.

Dlatego w praktyce wciąż rozróżnia się relikwie pierwszego stopnia, czyli części ciała świętych, np. kości, włosy, krew; drugiego stopnia, czyli przedmioty, których używali i trzeciego stopnia – przedmioty mające kontakt z relikwiami. Z tymi trzeciego stopnia bywały problemy, bo mógł się nimi stać np. olej z lampy stojącej na grobie.

>>> Co zrobić z relikwiami? Czy każdy musi je czcić? [OPINIA]

Tę trójstopniowość potwierdzono na kongresie postulatorów w Rzymie w 2019 r., choć oficjalnie istnieją tylko dwa rodzaje relikwii – te znaczące i mniej ważne. Ten dokument z 2017 r. reguluje, jak postępować współcześnie z relikwiami w przypadku ich odnalezienia, czy np. pojawienia się nowych świętych.

Natomiast odpowiadając wprost na pani pytanie: z pewnością zabezpieczono różne rzeczy po Franciszku, ale dopóki ktoś nie jest święty ani błogosławiony, to nie mówi się o relikwiach tylko o pamiątkach po papieżu, czy innym wyjątkowym człowieku, który może w oczach wielu wiernych uchodzić za osobę świętą, niemniej jednak oficjalnie nią nie jest, dokąd nie zostanie to przez Kościół ogłoszone.

PAP: W przypadku Jana Pawła II, prócz różnych przedmiotów, zabezpieczono także jego krew w ampułkach.

Z.Cz.: Zgadzam się, że trudno nam krew zaliczyć do pamiątek w tradycyjnym tego słowa znaczeniu, ale „ostrożność procesowa” nakazuje nam zabezpieczać tych pamiątek jak najwięcej i różnego stopnia. Zajmują się tym osoby z najbliższego otoczenia, współpracownicy czy egzekutorzy testamentu. W przypadku św. Jana Pawła II taką osobą był kardynał Stanisław Dziwisz, który został do tego wskazany w testamencie.

fot. PAP/EPA/Filippo Monteforte

PAP: Wobec małego problemu znaczeniowego odnieśmy się do łaciny, gdzie słowo relikwie – reliquiae – oznacza po prostu pozostałości, resztki. Kiedy zaczęło się oddawanie czci relikwiom?

Z.Cz.: Wyrażanie szacunku dla pozostałości, które przynależały do osób wyniesionych na ołtarze przez stolicę apostolską, nie jest wynalazkiem naszych czasów. Już w starożytności wyrażano szczególną cześć dla osób uznanych za świętych. Wtedy jeszcze nie było znanych nam dziś form kanonizacji – wystarczył głos ludu i miejscowy biskup, żeby ktoś został uznany za świętego i by ludzie oddawali mu cześć. Często byli to męczennicy, którzy oddawali życie za Chrystusa, a ich bliscy, czy uczniowie, ryzykując swoim życiem, zabierali ich ciała, by móc je godnie pochować i na ich grobach się spotykać, modlić, sprawować Eucharystię. Tak wyrażał się szacunek wobec tych zmarłych, uznanych za świętych i tak rozpoczynał się też kult ich szczątków, czyli relikwii.

Jedne z pierwszych wzmianek na ten temat dotyczą Ignacego, biskupa Antiochii, który – jako przywódca syryjskich chrześcijan – został skazany na śmierć i rzucony dzikim zwierzętom w 107 r. Jego współwyznawcy wykradli jego szczątki, którym potem oddawano cześć.

PAP: Jednak kult relikwii najbardziej rozkwitł w średniowieczu.

Z.Cz.: To prawda, stało się tak z kilku powodów. Jednym z nich była polityka Kościoła, która wzbudziła wielki popyt na relikwie – każda świątynia, każdy ołtarz miał być stawiany z ich udziałem. Do tego dochodziły wyprawy krzyżowe mające na celu odbicie terytoriów w Ziemi Świętej zajętych przez niewiernych i ratowanie tego, było związane z Chrystusem i całym chrześcijaństwem, co zapewniało podaż i zaspokajało zapotrzebowanie.

Wielu władców zbierało relikwie, wykupowało je z rąk pogan, tak było np. z ciałem św. Wojciecha, które odkupił od Prusów Bolesław Chrobry oferując im tyle złota, ile ważyło ciało. To był wyraz szacunku dla biskupa-męczennika, ale także chęć umocnienia pozycji władcy wobec wiernych i papiestwa. Inna sprawa, że pojawiło się mnóstwo relikwii pochodzących jakoby od świętych, o których wierni nigdy nie słyszeli.

PAP: W pewnym momencie Kościół zaczął mieć kłopot z relikwiami wątpliwego pochodzenia, tymi mnożącymi się głowami świętych, czy drzazgami z krzyża. Kiedy zaczęła się ich „lustracja”, podczas soboru trydenckiego?

Z.Cz.: Sobór trydencki (1545-1563) był reakcją na reformację, która wytykała Kościołowi katolickiemu nadużycia, jeżeli chodzi o relikwie, co nie znaczy, że już wcześniej nie spostrzegano problemu. Już podczas soboru laterańskiego IV w 1215 r. podejmowano kwestię, że papież powinien zatwierdzić „ważność” relikwii.

Wówczas także postanowiono, że do ogłoszenia kogoś świętym jest potrzebna decyzja papieża. To były początki takiej kanonizacji, jaką dzisiaj znamy, która dokonuje się przez papieża, a nie przez lokalne kościoły, gdzie się namnożyło lokalnych świętych, popularyzowanych później w Kościele przez spisywane żywoty, chociażby przez znaną Złotą Legendę, jak i rozpowszechniane relikwie tych świętych.

fot. Maciej Kluczka / Misyjne Drogi

PAP: Mówiąc wprost – relikwie były obiektami fałszerstw.

Z.Cz.: Tak – fałszowano nie tylko narzędzia Męki Pańskiej, ale sprzedawano liczne pióra ze skrzydeł archaniołów, czy szczeble z Drabiny Jakubowej, oddech Chrystusa zamknięty w słoiku. Kościół niewątpliwie widział ten problem, czemu dano wyraz podczas soboru laterańskiego. Ale z drugiej strony jest popyt, jest podaż, tak? Dlatego też pojawiało się dużo oszustw. Szczególnie od początku XIII wieku, gdy upadł Konstantynopol. Wówczas z tego Konstantynopola rozlewają się relikwie na cały Kościół zachodni. I stąd biorą się nadużycia. Można sfałszować, można sprzedać, można zarobić. I już w 1215 rok Sobór laterański IV widzi ten problem.

A później to Luter i Kalwin zwracali uwagę na to Kościołowi, że jest „w obrocie” 18 głów apostołów, choć było ich tylko 12 albo że gdyby te wszystkie drzazgi z krzyża pozbierać, starczyłoby ich na cały las.

W rzeczywistości ważył on około 100 kg, miał ponad cztery metry wysokości i ponad dwa metry szerokości. Jedni twierdzą, że był zrobiony z drzewa sosnowego, inni że z oliwnego, ale ja bym stawiał na sosnę.

PAP: Sobór trydencki zaostrzył jeszcze postanowienia laterańskiego?

Z.Cz.: Przede wszystkim pokazał, że Kościół nie był i nie jest przeciwnikiem relikwii, że jest w nim także miejsce na kult świętych, choć reformacja zarzucała mu bałwochwalstwo, mające się objawiać poprzez kult obrazów. Warto tutaj przypomnieć, że składając cześć relikwiom, czy obrazom świętych nie kłaniamy się resztkom – to wszystko ma nas prowadzić do Chrystusa. Teoretycznie relikwie nie są potrzebne do wiary, mamy wierzyć w to, co zapisano w Piśmie Świętym i Tradycji, ale jeżeli kult Maryi czy kult świętego czy jego relikwii mają nam pomóc w dotarciu do Chrystusa, w moralnym życiu, to dobrze jest z nich korzystać, jednak przecenianie relikwii jest błędem.

Niemniej Kościół katolicki bardzo dba o to, żeby relikwie, które są wystawiane publicznie, były autoryzowane i miały pieczęć autentyczności. Najlepiej to widać w portatylach, małych, przenośnych ołtarzach, zwanych też kamieniami świętymi, w które często wkomponowywano relikwie męczenników, które następnie zamykano i pieczętowano pieczęcią biskupa. Później jednym z obowiązków takiego hierarchy, kiedy wizytował parafię, było stwierdzenie autentyczności relikwii ołtarzowych. I jeżeli wszystko było w porządku robił odpowiedni wpis.

Mamy w muzeum taki portatyl z XVII wieku, na którym 100 lat później wpisał się biskup warmiński Ignacy Krasicki, który był na wizytacji w parafii. W ogóle mamy na Warmii sporo relikwiarzy, biskup Krzysztof Andrzej Szembek był ich wielkim miłośnikiem i czcicielem, sprowadzał ze świata szczątki, często bardzo egzotycznych dla nas, świętych – np. św. Restytuta, św. Hilara czy św. Fortunata. Dlatego przy katedrze fromborskiej powstała, konsekrowana w 1735 r. Kaplica Zbawiciela, św. Teodora i Wszystkich Świętych.

Jednak najważniejszy na Warmii jest potwierdzony, oplombowany relikwiarz Świętego Andrzeja, który jest patronem naszej diecezji, z kawałkiem jego kości. W muzeum też mieliśmy kilka relikwii w historycznych relikwiarzach, ale nie jestem zwolennikiem ich eksponowania tutaj, więc decyzją księdza arcybiskupa Józefa Górzyńskiego zostały one zabezpieczone do kultu w kościołach w nowych relikwiarzach. Relikwie są w różnym stanie, relikwiarze pochodzą z XVII czy XVIII wieku, ale pieczęć, która daje gwarancję autentyczności jest z I połowy XX wieku; być może jest to świadectwo potwierdzania ich autentyczności.

PAP: W stwierdzaniu autentyczności relikwii pomaga nauka.

Z.Cz.: Tak, stosuje się badania DNA, precyzyjnie można też określić wiek danej rzeczy. Jednak w przypadku relikwii najważniejsza jest wiara, a nie to, czy gwóźdź pochodzi faktycznie z krzyża, na którym skonał Chrystus.

Dla człowieka niewierzącego nie będzie żadnej różnicy, ale dla człowieka, który wierzy i którego ta relikwia, nawet gdy się podważa jej autentyczność, prowadzi do świętości, do Boga, to nie jest dramat. Ważność relikwii nie jest potrzebna nam do zbawienia.

PAP: Nie możemy w naszej rozmowie pominąć jeszcze jednego aspektu kultury relikwii – biznesowego. Te kościoły, miasta, które mają u siebie relikwie jakiegoś popularnego świętego, przyciągają pielgrzymów i zarabiają.

Z.Cz.: Oczywiście, stąd właśnie, jak sądzę, niedozwolony jest dziś handel relikwiami, ich fałszowanie etc. Ale nie można też zapomnieć o ich cudownej mocy, król Hiszpanii Filip II skupował relikwie, które miały mu pomóc w poważnych chorobach (cierpiał m.in. na dolegliwości jelitowe, być może był to nowotwór) – zgromadził ich ponad 700.

Jednak Kościół zakazał handlu relikwiami, bardzo mocno ten zakaz zaznaczono prawie kanonicznym z 1917 roku, a Kodeks Jana Pawła II z 1983 r. dodatkowo go potwierdził. Natomiast ma pani rację – relikwie przyciągają wiernych i dzięki temu kręci się biznes. Ja sam jestem ogromnym czcicielem św. Antoniego Padewskiego, byłem pomodlić się przy jego grobie w Padwie, byłem w Lizbonie w jego rodzinnym domu – musiałem gdzieś spać i coś zjeść, oczywiście podobnie jak inni pielgrzymi, a trzeba jeszcze kupić jakąś pamiątkę, choćby magnes na lodówkę.

PAP: Czy wie ksiądz, że na platformach zakupowych oferowane są różańce, będące jakoby kiedyś własnością Franciszka?

Z.Cz.: Wiem. I nie tylko, są na nich oferowane rozmaite relikwie, lecz nie mnie orzekać o ich autentyczności bądź jej braku. Natomiast znam księdza, który na portalach aukcyjnych skupuje te relikwie, gdyż wychodzi z założenia, że to są bardzo często relikwie pochodzące z likwidowanych kościołów na zachodzie Europy, więc lepiej, jeśli on je kupi i zabezpieczy, niż miałyby trafić w niepowołane ręce.

Rozmawiała: Mira Suchodolska

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze