Ks. Igor Hubacz: Gdybym nie mógł założyć rodziny, byłbym gorszym kapłanem [ROZMOWA]
– Nie wyobrażam sobie siebie jako kapłana w celibacie. Gdybym nie mógł założyć rodziny, byłbym gorszym kapłanem – mówi grekokatolicki ksiądz Igor Hubacz.
W rozmowie z Katolicką Agencją Informacyjną duchowny opowiada o swojej posłudze, rodzinie i tradycji żonatych księży w Kościele greckokatolickim.
Dorota Giebułtowicz (KAI): Jest Ksiądz żonatym kapłanem Kościoła greckokatolickiego eparchii olsztyńsko-gdańskiej. Poproszę na początku o przedstawienie swojej rodziny.
Ks. Igor Hubacz: – Święcenia kapłańskie przyjąłem w 2015 r. Miesiąc czerwiec tego roku był dla mnie, można tak powiedzieć, czasem „sakramentalnego maratonu”, gdyż 6 czerwca wstąpiłem w związek małżeński, tydzień później 14 czerwca przyjąłem święcenia diakonatu w katedrze w Przemyślu z rąk abp. Jana Martyniaka, w kolejnym tygodniu 21 czerwca przyjąłem święcenia prezbiteratu z rąk bp. Eugeniusza Popowicza, ówczesnego biskupa pomocniczego, a obecnie arcybiskupa metropolity przemysko-warszawskiego, i jeszcze tydzień później – 1 lipca zostałem skierowany na parafię.
Rozpoczynaliśmy zupełnie nowy etap naszego życia, zarówno małżeńskiego jak i kapłańskiego, i to w nowym miejscu. Ja byłem po seminarium duchownym w Lublinie, moja żona pracowała wcześniej w Warszawie, a trafiliśmy na parafię w Pasłęku. Od tego czasu urodziło się nam troje dzieci: mamy najstarszą córeczkę Marysię w wieku 6 lat, 4-letniego Michasia i najmniejszego Jurka, który niedługo będzie kończył roczek.
>>> Kard. Ruini przeciwny „kapłaństwu” kobiet i zniesieniu celibatu
W Kościele greckokatolickim posługują żonaci księża, ale to nie oznacza, że kapłan może się w pewnym momencie zdecydować się na małżeństwo. Muszą być zachowane pewne warunki…
– Musi być zachowana kolejność przyjęcia sakramentów służby. Czyli kandydat do kapłaństwa musi najpierw wstąpić w związek małżeński i dopiero później może przyjąć sakrament święceń. Można to ująć takimi słowami: można wyświęcić ożenionego, nie można ożenić wyświęconego. Podobnie w sytuacji, kiedy kapłan żonaty owdowieje, to ponownie nie może wejść w związek małżeński, dlatego że nastąpiły już święcenia.
Czy Kościół greckokatolicki dopuszcza możliwość wyświęcania viri probati (z łac. „wypróbowani mężowie”), czyli dojrzałych mężczyzn, którzy spełnili się w małżeństwie, a teraz chcieliby poświęcić się na służbę Kościołowi?
– W Polsce jest to odsetek niewielki. Natomiast duża liczba późnych, dojrzałych powołań jest np. w USA czy Kanadzie. Ale także na Ukrainie są przygotowywane specjalne programy formacji dla późnych powołań. Wiadomo, że ta formacja musi przebiegać inaczej, gdyż mąż, który ma żonę i dzieci, nie może przebywać w izolacji od rodziny i kształcić się w seminarium; byłoby to po prostu ze szkodą dla rodziny. We Lwowie przy Ukraińskim Uniwersytecie Katolickim działa Instytut, który prowadzi taką formację, ale również każdy biskup w swojej eparchii rozpatruje te sprawy indywidualnie i stara się zaradzić potrzebom.
Tradycja wyświęcania żonatych mężczyzn to pierwotna tradycja Kościoła powszechnego, podtrzymywana przez wieki w Kościołach Wschodnich. Ale napotykała ona także na przeszkody: w drugiej połowie XIX wieku Stolica Apostolska wprowadziła wymóg celibatu także dla grekokatolików poza terenami „tradycyjnej obecności Kościołów Wschodnich”. Co to oznaczało dla Kościoła greckokatolickiego w Polsce przed wojną?
– Stolica Apostolska podejmując taką decyzję kierowała się różnymi czynnikami, zarówno społecznymi, jak i ekonomicznymi. Ale jeśli chodzi o eparchię przemyską to w roku 1920 biskup Jozafat Kocyłowski, obecnie błogosławiony, wprowadził w niej celibat. Na terenie eparchii przemyskiej decyzja była podyktowana m.in. sytuacją ekonomiczną; istniało zagrożenie, że z powodu panującej tam biedy, rodziny księży nie będą w stanie się utrzymać. Było to zarządzenie niezwykle trudne do przyjęcia dla kapłanów, a przede wszystkim dla kandydatów do kapłaństwa.
>>> Kryzys małżeństwa wiąże się z kryzysem celibatu
Jak wyglądała sytuacja po wojnie, kiedy Kościół greckokatolicki był szczególnie prześladowany przez władze komunistyczne.
– W mojej ocenie najtrudniejszy okres przypadł po akcji „Wisła”. 22 duchownych trafiło do Centralnego Obozu Pracy w Jaworznie. Kapłani byli uwięzieni bez żadnego wyroku sądowego ani sankcji prokuratorskiej. Część z nich trafiła do obozu z rodzinami oraz z niejednokrotnie małoletnimi dziećmi. W przypadku rodzin kapłańskich, które nie trafiły do obozu, ale zostały przesiedlone, pozostawały one praktycznie bez środków do życia, a początkowo niejednokrotnie nie wiedzieli, co się stało z mężem i ojcem. Po przesiedleniu na tereny północne i zachodnie niektórzy kapłani na podstawie specjalnych uprawnień, które Stolica Apostolska przyznała Prymasom Polski, mogli pełnić funkcję wikariuszy w parafiach rzymskokatolickich, jednak został postawiony im warunek oddalenia swych rodzin: żon, dzieci, by nie budzić zgorszenia w środowisku katolickim. I to był niezwykły dramat dla rodzin kapłanów. Powstały wielkie dylematy: z jednej strony kwestia zabezpieczenia rodziny, która została bez środków do życia, z drugiej poczucie sprzeniewierzenie się sobie i tradycji Kościoła Wschodniego.
Jak długo trwała sytuacja narzucenia celibatu księżom greckokatolickim w Polsce?
– Bardzo długo, bo aż do roku 2014, mimo że w tym czasie podejmowano wiele starań zmiany sytuacji. W latach 70. klerycy greckokatoliccy, którzy studiowali w lubelskim seminarium duchownym podejmowali próby, by móc przyjmować święcenia w stanie żonatym. Pisali listy do metropolity większego Lwowa kard. Josyfa Slipyja, który po uwolnieniu z łagru przebywał na uchodźstwie w Rzymie; do swojego przełożonego, czyli wikariusza generalnego grekokatolików ks. Stefana Dziubiny. Ksiądz Dziubina za pośrednictwem Prymasa Polski zwrócił się do Kongregacji ds. Kościołów Wschodnich. Na początku 1981 r. Kongregacja jeszcze raz potwierdziła, że nie ma możliwości udzielania święceń kapłańskich żonatym alumnom. Przełożeni seminarium zostali zobowiązani do przyjmowania tylko takich kandydatów, którzy podpiszą zobowiązanie do przyjęcia święceń w stanie bezżennym. To była sytuacja zupełnie niezrozumiała, zarówno dla kandydatów do kapłaństwa jak i dla wiernych, którzy przywykli, że ich kapłani często są żonaci.
Był to okres, w którym znajdowano różne wyjścia z sytuacji. Niektórzy klerycy brali ślub w Polsce, następne wyjeżdżali na Ukrainę, czyli na kanoniczne terytorium Kościoła greckokatolickiego, gdzie nie obowiązywał ten zakaz, tam przyjmowali święcenia, i wracali do Polski już jako kapłani. Regulacja całkowita nastąpiła dopiero w 2014 roku, kiedy w Aktach Stolicy Apostolskiej został opublikowany dokument Pontificia Praecepta de Clero Uxorato Orientali, który w sposób jasny stwierdził, że na terenach kanonicznych, na których Katolickie Kościoły Wschodnie są mniejszością, mogą służyć żonaci kapłani, a biskupi mają prawo święcić żonatych kandydatów do kapłaństwa. I mogę powiedzieć, że w Polsce byłem pierwszym po tej regulacji żonatym klerykiem, który przyjął święcenia kapłańskie. Było to w 2015 roku.
Czy w Polsce obecnie przeważają księża żonaci czy celibatariusze?
– W Polsce ponad połowa księży greckokatolickich to kapłani żonaci. Ale trzeba pamiętać, że w Kościele greckokatolickim istnieje także ważny nurt monastyczny. W Polsce funkcjonuje jeden zakon męski – bazylianów. Zakonnicy są oczywiście celibatariuszami. Warto dodać, że biskupem może zostać tylko kapłan celibatariusz.
Czy możliwość założenia rodziny wpływa na zwiększenie powołań w Kościele greckokatolickim?
– Sądzę, że kwestia kryzysu powołań nie sprowadza się jedynie do kwestii celibatu. Mimo, że jesteśmy Kościołem, w którym można dokonać wyboru i zostać celibatariuszem lub kapłanem żonatym, to jednak również borykamy się z kryzysem powołań.
Czy posiadanie rodziny pomaga w duszpasterstwie?
– Nie wyobrażam sobie siebie jako kapłana w celibacie. Albo bym nie był kapłanem, gdybym nie mógł założyć rodziny, albo byłbym gorszym kapłanem. Staram się oczywiście być jak najlepszym księdzem, ale na pewno nie byłbym tak dobrym księdzem, gdybym nie miał rodziny. Rodzina jest dla mnie niezwykłą podporą. Święty Jan Chryzostom mówi o rodzinie jako Kościele w miniaturze. Kiedyś słyszałem takie zdanie, że jeśli będziesz dobrym mężem i ojcem w swojej rodzinie, to będziesz też dobrym księdzem. Na pewno moja żona jest osobą, która niezwykle mnie wspiera. Również nic tak nie dodaje sił, jak powrót do domu i możliwość spędzenia wieczoru z rodziną i pobawienie się z dziećmi. Posiadanie rodziny pomaga mi w patrzeniu na innych ludzi, na ich problemy. Przyznaję, że czasem jest trudno, tych obowiązków jest bardzo dużo: pełnię funkcję wikariusza w parafii, jestem od niedawna kanclerzem kurii, uczę w szkole katechezy, jestem w trakcie pisania doktoratu, i pogodzić to wszystko nie jest łatwo.
>>> Bliski współpracownik Franciszka podpowiada papieżowi, co zrobić z celibatem…
Czy posiadanie żony nie przeszkadza w posłudze kapłańskiej?
– A kto inny powie księdzu o kazaniu: „Słuchaj, dzisiaj nie dało się tego słuchać” – tylko żona! Żona jest takim głosem rozsądku, która powie wprost, że coś trzeba zmienić lub było nie tak. Czuję też, że dzięki niej mam bliższy kontakt z niektórymi parafianami, bo ona jest osobą „pomiędzy”, która na przykład spotyka się z innymi matkami w przedszkolu, jest często łącznikiem między kapłanem a parafią. Czasem ktoś powie jej coś, czego by mnie nie powiedział wprost. Moja żona jest dla mnie niezwykłym oparciem. Czuję się dzięki swojej rodzinie silny.
Czy obowiązki rodzinne nie przeszkadzają w wypełnianiu obowiązków kościelnych?
– Takie dylematy mimo wszystko się pojawiają. Wszystkie sakramenty są zrównane: nie mamy sakramentów ważniejszych i mniej ważnych. Czyli kapłaństwo nie jest ważniejsze od małżeństwa, i odwrotnie. Ale jednak w życiu dochodzi do momentów trudnych wyborów. Takim momentem dającym mi dużo do myślenia była sytuacja, kiedy moja żona była w ciąży z pierwszym dzieckiem. Wychodziłem rano do cerkwi sprawować Boską Liturgię i kiedy miałem już schodzić po schodach, żona powiedziała: „Zaczęło się”. Chwila konsternacji, co robić? Poszedłem do cerkwi, powiedziałem wiernym: „Wybaczcie, muszę jechać z żoną do szpitala”. Wszyscy to zrozumieli. Ale później zastanawiałem się, że była to Boska Liturgia w tygodniu, na którą przyszło kilka osób, ale co by było, gdyby to była niedziela czy posługa, z której nie można byłoby zrezygnować? Ale wiem też, że w takich sytuacjach mogę liczyć na innych kapłanów. Mogę też liczyć na pomoc moich parafian przy obowiązkach rodzinnych. A i Pan Bóg nad tym wszystkim czuwa. Staram się być i dobrym kapłanem, dobrym mężem, i ojcem, a razem staramy się być dobrą chrześcijańską rodziną.
Jeśli chodzi o sprawy majątkowe, czy na parafii spoczywa obowiązek utrzymania rodziny księdza?
– Parafie greckokatolickie nie są parafiami dużymi. Na parafii nie spoczywa jako taki obowiązek utrzymania rodziny. Żony kapłanów w większości przypadków pracują. W XXI wieku kobiety chcą być aktywne zawodowo, i to jest zrozumiałe, że kobieta chce pracować i też w taki sposób się realizować.
Czy żona ma jakieś zabezpieczenie spraw mieszkaniowych po śmierci męża, bo zapewne musi opuścić plebanię?
– Obowiązkiem każdego kapłana, zarówno w Kościele greckokatolickim jak i rzymskokatolickim jest sporządzenie testamentu, który jest przechowywany w kurii. Kapłan określa w nim m.in., co jest jego własnością, a co parafialną. Rodzina, dzieci dziedziczą prywatny majątek księdza. W wypadku śmierci księdza żona musi opuścić plebanię, ale kapłani starają się jakoś te rodziny zabezpieczyć. W naszej eparchii olsztyńsko-gdańskiej został utworzony fundusz kapłański, który ma stanowić zabezpieczenie na wypadek choroby księdza czy śmierci, aby jego rodzinę choć na początku tej trudnej sytuacji wspomóc. Tym jednak, na co najbardziej możemy liczyć, jest rodzina kapłańska. Księża wzajemnie się wspierają i rodziny kapłańskie również się wspierają, i starają się tworzyć jedną wielką rodzinę.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |