Ks. Kasper: przełożeni powinni rozeznać, czy kleryk jest gotowy, by zacząć kolejny etap formacji
Wiele osób przykłada do Kościoła katolickiego kryteria korporacyjne. W takiej rzeczywistości liczy się efektywność i wskaźniki ekonomiczne, które nie znoszą jakichkolwiek deficytów. Tymczasem w Kościele wiele rzeczywistości jest nieekonomicznych, a zyski są niewidoczne, bo należą do sfery duchowej – mówi w wywiadzie dla KAI ks. dr Piotr Kot, przewodniczący Konferencji Rektorów Wyższych Seminariów Duchownych. W rozmowie porusza m.in. kwestię konsolidacji seminariów diecezjalnych oraz wyzwań związanych z formacją kandydatów do kapłaństwa i kryzysem powołań.
Poniżej wywiad z ks. dr. Piotrem Kotem:
Łukasz Kasper (KAI): Księże Rektorze, przerwa wakacyjna to być może najlepszy moment na rozmowę o sytuacji w wyższych seminariach duchownych. Zacznijmy od liczb: ilu kleryków podejmuje formację łącznie i na poszczególnych rocznikach?
Ks. dr Piotr Kot: – Aktualnie mamy w Polsce ok. 2 tysiące kleryków w seminariach diecezjalnych i zakonnych. Ale dokładniejszymi danymi będziemy dysponowali w październiku po rozpoczęciu nowego roku formacyjnego.
Niedawno media obiegły informacje o łączeniu kilku diecezjalnych seminariów duchownych i przeniesieniu nauki kleryków. Klerycy ze Świdnicy i Legnicy od nowego roku akademickiego podejmą formację w seminarium we Wrocławiu. Podobnie alumni z Bydgoszczy będą kontynuować formację w Poznaniu wraz z klerykami z Kalisza.
– To prawda. W najbliższych miesiącach kilku biskupów diecezjalnych oraz przełożonych zakonnych będzie musiało podjąć decyzje związane z reorganizacją dalszej formacji kandydatów do kapłaństwa. Trzeba jednak zaznaczyć, że to nie oznacza likwidacji seminariów duchownych. W nowym projekcie wychowawczym, czyli tzw. „Ratio”, które Stolica Apostolska ogłosiła w 2016 roku, przygotowanie kandydatów do święceń przebiega na czterech etapach. Pierwszy z nich, czyli etap propedeutyczny, a także ostatni – etap pastoralny, powinny być wyodrębnione. Etap propedeutyczny można zorganizować w ośrodku międzydiecezjalnym, natomiast etap pastoralny powinien być przeżywany w macierzystej diecezji. To stwarza konieczność utrzymania pewnych struktur formacyjnych, żeby sprostać wymaganiom Dykasterii ds. Duchowieństwa.
>>> Rektor seminarium w Płocku: zło nigdy nie zwyciężyło nadziei
Jakie są powody łączenia seminariów?
– Zasadniczym powodem jest zmniejszająca się liczba kleryków. W niektórych obszarach formacji nie do zastąpienia są procesy zachodzące w grupie rówieśniczej, a szczególnie te, które mogą zaistnieć we wspólnocie etapowej.
Dodatkowo w 2020 roku Kongregacja ds. Edukacji Katolickiej ogłosiła instrukcję o kształceniu intelektualnym w seminariach, w której znajduje się zapis dotyczący odpowiedniej liczby studentów stałych w tzw. instytucjach studiów wyższych. Kongregacji zależy na tym, żeby zapewnić wysoki poziom studiów filozoficznych i teologicznych. W tym obszarze potrzeba również stworzenia odpowiedniego forum sprzyjającego wymianie myśli oraz dzielenia się własnymi zasobami i uzdolnieniami. Nowe instytuty trzeba powołać i afiliować już w najbliższym czasie, a to stawia nas wobec nowych wyzwań organizacyjnych.
Taka konsolidacja seminariów nie jest wcale procesem nowym w Kościele w Polsce. Studia w Krakowie odbywają wspólnie klerycy archidiecezji krakowskiej i diecezji bielsko-żywieckiej, w Częstochowie klerycy archidiecezji częstochowskiej i diecezji sosnowieckiej, a w Opolu – z diecezji opolskiej i gliwickiej, a od kilku lat klerycy z Kalisza są w seminarium poznańskim.
– Tak, to prawda. W Kościele jesteśmy przyzwyczajeni do stałości i niezmienności. Mamy dogmaty, których nie można zmieniać. Ale są też w Kościele elementy zmienne. Żywy organizm wspólnoty pobudzany Duchem Jezusa odpowiada na wyzwania czasu, znajdując nowe sposoby, także strukturalne, wypełniania swej niezmiennej misji. Decydują o tym czynniki kulturowe, społeczne, a czasami także polityczne. Kościół ma to do siebie, że egzystuje w świecie widzialnym, choć czerpie życie ze świata nadprzyrodzonego. W ciągu wieków wielokrotnie zmieniały się modele formacji do kapłaństwa.
Sprawa jest pewnie dla Księdza Rektora trudna, tym bardziej, że dojdzie do włączenia kleryków z diecezji legnickiej do seminarium wrocławskiego…
– W jednym z wywiadów, chyba dwa lata temu, mówiłem o tym, że nie jestem zwolennikiem szybkiego łączenia seminariów. W wychowaniu do kapłaństwa bardzo ważne jest budowanie dojrzałej więzi kleryków ze swoim biskupem oraz z lokalnym Kościołem. Ponadto seminarium duchowne spełnia ważną rolę wobec osób rozeznających powołanie do kapłaństwa. W ubiegłym roku biskupi z Legnicy i Świdnicy zdecydowali się na utworzenie wspólnego ośrodka propedeutycznego. Trudno byłoby teraz rozwiązywać wspólnotę, którą zbudowano w ciągu tych kilku miesięcy. W związku z tym w metropolii podjęto decyzję, żeby nie tylko skonsolidować pierwsze roczniki, ale także starsze. Trzeba bowiem pamiętać, że w przyszłości klerycy będą ze sobą współpracowali w duszpasterstwie. Musimy zatem dołożyć starań, żeby poznali się już na etapie seminaryjnym.
W medialnym opisie całego zjawiska używa się terminu „likwidacja”, który nie jest chyba do końca prawdziwy?
– To jest język sensacji. Jak już wspomniałem, bardziej odpowiednie byłoby mówienie o koniecznym przekształceniu seminariów. Musimy, między innymi, zmienić strukturę procesu przygotowawczego i pastoralnego. Na Dolnym Śląsku został powołany ośrodek propedeutyczny w Świdnicy dla całej metropolii wrocławskiej, a następne dwa etapy formacji będą się odbywały we Wrocławiu. Ostatni etap, pastoralny, jest ukierunkowany na diecezję macierzystą, w której będzie posługiwał kandydat do święceń.
Jaki los czeka same gmachy seminaryjne? Jak będą utrzymywane i na co przeznaczane?
– To zależy od potrzeb diecezji i zakonów. Osobiście widzę dużą szansę na to, żeby seminaria nadal spełniały swoją rolę, tyle że teraz w odniesieniu do innej grupy wiernych. Samo słowo „seminarium” wiele wyjaśnia, ponieważ jest związane z zasiewem i wzrostem. Zasiewa się słowo Boże, żeby wyrastało z niego nowe życie. Dotychczas w centrum uwagi byli kandydaci do kapłaństwa. Teraz będą osoby świeckie i duchowni.
W naszym domu diecezjalnym ten proces dzieje się już od dłuższego czasu. Od samego początku odbywa się w nim formacja stała prezbiterów i osób konsekrowanych. Ale też od wielu lat z możliwości naszego domu korzystają różne grupy. Sztandarowym projektem są rekolekcje Triduum Paschalnego, w których biorą udział całe rodziny. Każdego roku 80-100 osób przeżywa wspólnie Paschę Chrystusa. Ponadto organizujemy rekolekcje, kursy, obozy powołaniowe i szkolenia. Bardzo dobrze funkcjonuje Akademia Myśli Chrześcijańskiej i Diecezjalna Szkoła Liturgii. Od dłuższego już czasu z jednej części budynku korzysta Instytut Muzyki Kościelnej, który kształci muzyków kościelnych. Tam też odbywają się regularne próby chóru diecezjalnego. W naszym domu funkcjonuje też Poradnia Rodzinna. Teraz tę ofertę będziemy mogli poszerzyć. Z taką myślą biskup Andrzej Siemieniewski kilka miesięcy temu powołał do istnienia w budynku diecezjalnym „Dom Słowa”.
>>> Bydgoszcz: Seminarium Duchowne przeniesione do Poznania
W jaki sposób będzie przebiegał proces konsolidacji w przypadku seminariów zakonnych? Tu raczej o łączeniu nie może być mowy?
– To prawda. Trzeba dobrze rozumieć czym są zakony i zgromadzenia. Zasadniczo są to wspólnoty ukierunkowane na przeżywanie miłości chrześcijańskiej w duchu rad ewangelicznych ubóstwa, czystości i posłuszeństwa. Św. Jan w Pierwszym Liście pisze, że nikt nie może powiedzieć, że kocha Boga, którego nie widzi, jeśli nie potrafi kochać człowieka żyjącego obok niego. Pierwszą misją zakonów jest wcielanie tego słowa w życie, aby przez to stawać się „żyjącą Ewangelią”, znakiem dla świata. Dodatkowo życie zakonne jest związane z konkretnymi charyzmatami, które Duch Święty wzbudza w Kościele. Dzięki nim w różnych obszarach może pełniej i skuteczniej urzeczywistniać się natura i misja Kościoła. Tak więc w przypadku zakonów istotne są wspólnotowość i charyzmat.
Seminaria zakonne są powoływane do istnienia tylko wtedy, gdy kształci się kandydatów do kapłaństwa na potrzeby wspólnot, dla realizacji ich charyzmatycznej misji. Z tego powodu nie ma problemu z łączeniem seminariów zakonnych jako ośrodków formacji intelektualnej. Wystarczy jedynie w programie studiów uwzględnić przedmioty specyficzne dla danego zakonu lub zgromadzenia. Jednak nie można sobie wyobrazić całościowej formacji poza swoją własną wspólnotą. Najczęściej to się realizuje w domach zakonnych odrębnych od ośrodków kształcenia intelektualnego.
Czy i jak proces konsolidacji seminariów duchownych wpłynie na samą formację kandydatów do kapłaństwa, organizację nauki, pracę wykładowców, zarządzanie seminarium jako jednostką akademicką?
– Wydaje mi się, że mówiąc o seminariach duchownych za bardzo skupiamy naszą uwagę na studiach teologicznych. Oczywiście, ten aspekt jest istotny, bo klerycy muszą dobrze poznać „regula fidei”, czyli doktrynę Kościoła katolickiego. To jest potrzebne dla osobistego pogłębienia i uzasadnienia wiary, jak również do zdobycia odpowiednich kompetencji dla późniejszego przepowiadania, katechizacji i prowadzenia formacji w różnych grupach. Musimy jednak większą uwagę skupiać na integralności formacji seminaryjnej, bo oprócz sfery intelektu są niezwykle ważne inne: ludzka, duchowa, pastoralna, wspólnotowa i misyjna. Studia bardzo absorbują kleryków, ale to tylko jeden z aspektów ich życia. Można przecież być człowiekiem bardzo sprawnym intelektualnie, ale miernym duchowo, albo niedojrzałym osobowościowo.
Odpowiadając wprost na pytanie o organizację nauki, można powiedzieć, że nie będzie rewolucyjnych zmian, ponieważ seminaria funkcjonują przy wydziałach kościelnych, które w większości zapewniają wysokie standardy kształcenia. Natomiast zmieni się nieco praca zespołów formatorów seminaryjnych, w których pojawią się przedstawiciele poszczególnych diecezji. Trzeba też dobrze przemyśleć obecność biskupów diecezjalnych w procesie formacji ich przyszłych prezbiterów.
Kleryk dziś a kleryk 20 lat temu to nadal 19-latek przychodzący do seminarium wprost ze szkoły średniej?
– W dużej mierze tak. To jest specyfika Kościoła w Polsce i wskaźnik dobrej pracy z młodzieżą, począwszy od Służby Liturgicznej, po różne stowarzyszenia i wspólnoty. Czytałem kiedyś felieton, w którym pewna autorka postulowała, żeby do seminariów przyjmować kandydatów w późniejszym wieku, na przykład po studiach. Według mnie to nie jest jednak właściwe podejście do tematu i nie zniweluje wystarczająco problemów, które mają charakter ogólnospołeczny. Takie podejście jest zbyt socjologiczne. Raczej trzeba się skupić na dobrym przygotowaniu przyszłych kapłanów, żeby niezależnie od wieku wykazywali się głęboką wiarą i zaangażowaniem w sprawy ludzi, do których będą posłani oraz umiejętnością ewangelizowania w świecie takim jakim on jest „dzisiaj”, bez oczekiwania na „lepsze czasy”. To wymaga odpowiednich kwalifikacji ze strony wszystkich osób włączonych w proces formacji.
>>> Misja jako styl życia – seminarium Redemptoris Mater
Zmiany nie dotyczą tylko wieku kandydatów, ale i ich profilu psychologicznego i socjologicznego?
– To prawda. Świat się zmienia, a chrześcijanie wzrastają i żyją w konkretnych okolicznościach kulturowych i społecznych. Obecnie wielkim wyzwaniem jest właściwa wizja człowieka, rozumienie siebie, tożsamość. Życie społeczne w dużej mierze jest nacechowane indywidualizmem i indyferentyzmem moralnym.
Stolica Apostolska bardzo wyraźnie wskazuje na wyzwania, jakie stoją przed nami w związku ze zmianami mentalnymi młodych ludzi. Dlatego w nowym „Ratio” nie ma mowy o formacji „rocznikowej”, ale etapowej. Przed przełożonymi seminaryjnymi zostało postawione zadanie dobrego rozeznawania, na ile dany kleryk jest gotowy, żeby w określonym momencie zacząć formację na kolejnym etapie. Niektórzy kandydaci, właśnie ze względu na konieczność głębszego przepracowania problemów charakterologicznych czy osobowościowych, potrzebują więcej czasu. Nowy model formacji stwarza możliwość dostosowania dynamiki drogi do potrzeb konkretnej osoby.
Od kilkunastu lat Kościół w Polsce uzupełnia podstawowy system formacji do kapłaństwa. Pojawiła się możliwość formacji wstępnej na tzw. roku propedeutycznym oraz otwarcie na starszych, dojrzalszych kandydatów 35+ z poświęconym im seminarium. Czy ten model zaczyna zdawać egzamin?
– Tak. Ośrodki propedeutyczne stworzyły dobrą ofertę formacyjną dla młodych kandydatów do kapłaństwa. Ostatnie spotkania odpowiedzialnych za etap propedeutyczny pokazały, że to jest wielka szansa, żeby położyć solidny fundament pod dalsze wychowanie seminaryjne. Na etapie propedeutycznym główny akcent spoczywa na formacji ludzkiej oraz na pogłębieniu osobistej więzi z Jezusem Chrystusem. Z kolei seminarium 35+ stało się profesjonalnym ośrodkiem rozeznawania powołania w świetle kryteriów stawianych kandydatom do kapłaństwa oraz dobrą przestrzenią formowania osób, które mają za sobą różne historie w życiu.
Zatwierdzony przez Watykan nowy program formacji seminaryjnej dla Kościoła w Polsce „Ratio institutionis sacerdotalis pro Polonia” ma usprawnić proces przyjmowania i przygotowania kandydatów do kapłaństwa, ale czy zahamuje odpływ kleryków w trakcie 6-letnich studiów? Z jakim odsetkiem rezygnacji mamy tu do czynienia?
– Nowe „Ratio” nie stawia sobie za cel realizacji wymienionych zadań. Jest w nim co prawda mowa o tzw. duszpasterstwie powołaniowym, czyli o czasie poprzedzającym decyzję, ale dokument głównie koncentruje się na formowaniu kandydatów, którzy odczytali w sobie głos powołania do posługi kapłańskiej w Kościele oraz na formacji permanentnej. Właściwy proces wychowawczy wiąże się z rozeznawaniem drogi życiowej. To czasami prowadzi do zmiany decyzji. Obecnie święcenia kapłańskie przyjmuje ok. 50 proc. tych, którzy zgłaszają się na pierwszy rok formacji.
W tym roku Kościołowi przybędzie nieco ponad 200 nowych kapłanów. To znaczny, ale i systematyczny spadek w porównaniu z poprzednimi latami. Przyczyny tego stanu są zapewne złożone, ale kryzys jest oczywisty. Można mu zaradzić?
– Na pewno zasadniczą sprawą jest modlitwa do Boga, bo to On powołuje tych, których sam chce. Druga sprawa to autentyczna wiara i ewangeliczne życie w Kościele. Na tym polu w ostatnich latach pojawiło się wiele deficytów, czego wyrazem są różne skandale obyczajowe.
Warto też podyskutować szerzej o tożsamości Kościoła. Dobrze by się stało, gdyby w każdej parafii wierni spotkali się ze sobą i zastanowili się nad tym, dlaczego od wielu lat nikt z ich wspólnoty nie zaangażował się w misję Kościoła. Brak zapału misyjnego jest znakiem kryzysu wspólnoty. Oznacza bowiem, że tajemnica Chrystusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego nie jest już postrzegana jako perła, którą chce się pokazać i przekazać innym, ale stała się jedynie „dziedzictwem kulturowym”, dla którego najlepszym miejscem jest muzeum.
Jeśli Kościół nie zachwyca się żywą wiarą, nie karmi się nią i nie ukazuje jej realnego wpływu na bieg historii świata, to osoby powołane mogą mieć poważny problem z odkrywaniem tożsamości i sensu kapłaństwa.
Zdaniem niektórych publicystów, łączenie seminariów to wstęp do szerszego procesu. „Już dziś trzeba pomyśleć o łączeniu diecezji” – stwierdził niedawno w portalu Deon.pl red. Tomasz Krzyżak. Opinia na wyrost czy jednak jest coś na rzeczy?
– Czytałem tę opinię. Dla rzetelności warto powiedzieć, że została ona podparta wypowiedzią papieża Franciszka, która ma inny kontekst, związany z migracją i otwartością na dar każdego człowieka, a nie z misją ewangelizacyjną Kościoła (można by tak pomyśleć, ponieważ w tekście podano błędne odniesienie do adhortacji „Evangelii gaudium”). Ale wracając do pytania, można patrzeć na struktury kościelne z różnej perspektywy. Obecnie wiele osób przykłada do Kościoła katolickiego kryteria korporacyjne. W takiej rzeczywistości liczy się efektywność i wskaźniki ekonomiczne, które nie znoszą jakichkolwiek deficytów. Tymczasem Kościół to coś zupełnie innego. W Kościele wiele rzeczywistości, począwszy od liturgii, jest nieekonomicznych. To jest „święte tracenie”. Tracimy pieniądze na wino i chleb, na świece i kwiaty itd. Już w czasach apostolskich św. Paweł pozwalał wspólnocie z Filippi finansować swoje działania misyjne i ewangelizacyjne. Jest w nas gotowość do tracenia, bo wiemy, że zyskujemy o wiele więcej. Tyle, że zyski są niewidoczne, ponieważ należą do sfery duchowej, nadprzyrodzonej. Podobnie jest ze strukturami diecezjalnymi i parafialnymi.
Prawdą jest, że struktur nie można przeceniać. Struktury pełnią funkcję służebną. Trzeba jednak na nie patrzeć oczami wiary, przykładając kryteria teologiczne. Kościoły partykularne, a więc wspólnoty diecezjalne, mają stawać się zaczynem i znakiem jedności. Taki jest bowiem cel, dla którego Jezus Chrystus powołał Kościół: „Aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie, aby i oni stanowili w Nas jedno, by świat uwierzył, że Ty Mnie posłałeś” (J 17,21). Urzeczywistniając ten zamysł w ramach diecezji, wspólnoty partykularne mają realny udział w budowaniu Ciała Chrystusowego, którym jest Kościół powszechny.
Ludzie wierzący nie powinni patrzeć na diecezje jako na machiny biurokratyczne, bo to jest patrzenie czysto oddolne, korporacyjne, „światowe”. Trzeba natomiast wzmacniać żywotność duchową i charyzmatyczną Kościołów partykularnych, by dzięki temu stawały się one żywymi znakami królestwa Bożego oraz zaczynem jedności.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |