Uchodźcy z Ukrainy w Rumunii. Fot. EPA/CIRO FUSCO

Ks. Stasiewicz z Charkowa: coraz trudniej o pomoc humanitarną

Mieszkańcy Charkowa coraz bardziej potrzebują pomocy, tymczasem coraz trudniej o nią – mówi ks. Wojciech Stasiewicz, dyrektor charkowskiej Caritas. Zaznacza, że Caritas stara się, by pomoc trafiła do jak najszerszego grona osób, z konieczności jednak trzeba już ją ograniczać. Kapłan zwraca też uwagę na coraz większe napięcie psychiczne i narastające przygnębienie wśród mieszkańców miasta i podkreśla, jak w tej sytuacji ważna jest obecność i duchowe wsparcie.

Ks. Wojciech Stasiewicz zwraca uwagę, że w Charkowie coraz bardziej odczuwalne są konsekwencje wojny – związane zarówno z sytuacją bytową ludzi, jak też ich stanem psychicznym. Po optymistycznym maju, kiedy wydawało się, że Rosjanie się wycofują, sytuacja zaczęła się zmieniać na niekorzyść. Od czerwca miasto jest regularnie ostrzeliwane przez rakiety. Od 2 do 6 rakiet spada codziennie w różnych częściach Charkowa – ok. godz. 23.00, ok. 4.00 rano lub w ciągu dnia.

Atakowane są budynki cywilne

Jak informuje ks. Stasiewicz, wczoraj pierwsze rakietowe uderzenia w centrum Charkowa miały miejsce ok. 3.40. Zaatakowana została szkoła i budynek mieszkalny. Po godz. 9.00 czasu polskiego na miasto spadło kolejnych 10 rakiet. – Każda z nich miała po ok. 250 kg, więc zniszczenia są przeogromne. Niestety potwierdzone już jest, że zginęły 3 osoby a przynajmniej 20 zostało rannych – mówi kapłan.

>>> Psycholog ukraińskich żołnierzy: był wojskowy, który stracił sens życia. Chciał wrócić na wojnę, by zginąć 

Rosja powtarza wielokrotnie kłamstwa, że ostrzeliwane są obiekty wojskowe, natomiast od ponad półtora miesiąca żaden obiekt wojskowy ani miejsce związane z obroną terytorialną czy wojskową nie ucierpiały. Atakowane są budynki cywilne – budynki mieszkalne, szkoły, infrastruktura ekonomiczna – stwierdza.

Zdaniem ks. Stasiewicza można szacować, że liczba mieszkańców Charkowa to obecnie ok. 30 proc. liczby sprzed wojny. – Jeśli przed wojną liczba ta wynosiła ok. 1 700 000, to obecnie jest to prawdopodobnie ok. 600 tys. osób – zaznacza. Podkreśla też, że te liczby się bardzo zmieniają. – Widać, że po pierwszej fali powrotów do miasta część ludzi po raz kolejny wyjechała. Przy takich codziennych ostrzałach, zbyt jest tu niebezpiecznie, zwłaszcza, jeżeli ktoś ma dzieci – dodaje.

Zostali starsi i chorzy

Pewną orientację jeśli chodzi o liczbę mieszkańców daje też obserwacja uczestników niedzielnej Mszy św. Jak informuje ks. Stasiewicz, w ostatnią niedzielę na Eucharystii w katedrze było ok. 60 osób. Dla porównania przed wojną przychodziło 600 – 700 osób. – Obecnie jest wiele nowych twarzy, trudno się do końca zorientować, co to za ludzie – mówi kapłan.

– Ci, co zostali w Charkowie, to przeważnie chorzy i starsi. Część też chciałaby wyjechać, ale nie mają jak i nie mają dokąd. Niektórzy z tych, co wcześniej wyjechali, wrócili, gdyż czuli się zmęczeni sytuacją, tym, że byli u kogoś gośćmi, że ktoś im okazywał litość. Mówią: „tu jest niebezpiecznie, ale przynajmniej jesteśmy u siebie w mieszkaniu”. Ale, jak się okazuje, po jakimś czasie znowu wyjeżdżają – relacjonuje ks. Stasiewicz.

>>> Kard. de Donatis będzie przewodniczył mszy św. z okazji II Światowego Dnia Dziadków i Osób Starszych

Sytuacja mieszkańców Charkowa staje się coraz bardziej napięta. Ludzie są bez pracy. Nawet, jeśli sklepy są otwarte, coraz mniej osób może sobie pozwolić na zakupy. – Ratują się jak mogą. Szukają pomocy humanitarnej. Jeśli mają możliwość, próbują uprawiać ogródki, by zapewnić sobie również w ten sposób wyżywienie – mówi dyrektor charkowskiej Caritas.

Zapotrzebowanie na pomoc rośnie

Zapotrzebowanie na pomoc rośnie z tygodnia na tydzień. Obecnie ze wsparcia Caritas korzysta kilkanaście tysięcy osób tygodniowo. Jak podkreśla ks. Stasiewicz, Caritas stara się, by pomoc trafiła do jak najszerszego grona osób, z konieczności jednak trzeba ją ograniczać. – Musimy myśleć o tych, którzy będą prosić o wsparcie jutro – mówi kapłan.

Wsparcie, które docierało wcześniej regularnie do Charkowa, obecnie bardzo się zmniejszyło. Wpływ na to ma wiele czynników, m.in. ceny paliwa, koszty przewoźników, które się zwielokrotniły, czy też sytuacja na granicy polsko – ukraińskiej, gdzie z uwagi na ogromne kolejki każdy TIR, przejeżdżając granicę zarówno w jedną jak i drugą stronę, musi czekać nawet 5 dni. – Droga morska jest zamknięta, więc transporty zboża, pszenicy, kukurydzy itp., które z Ukrainy idą do Europy i na cały świat, przejeżdżają przez tę właśnie granicę – zaznacza ks. Stasiewicz.

Wcześniej pomoc z jednego TIR-a można było rozdawać w ciągu ok. 10 dni. Obecnie rozchodzi się w ciągu 1 lub 2 dni. To pokazuje skalę problemu. Jeden TIR ze Lwowa z pomocą od Caritas Polska dotarł właśnie do Charkowa. Poprzedni jednak przybył aż 3 tygodnie temu.

Charków, fot. EPA/SERGEY KOZLOV

– My jako Caritas cały czas pomagamy. Staramy się docierać do potrzebujących i w Charkowie, i w okolicach, o ile jest to możliwe. Rozdajemy jeszcze jakieś zapasy. Musimy jednak tę pomoc ograniczać, dozować. Nie jesteśmy już w stanie odpowiedzieć na wszystkie potrzeby – ubolewa ks. Stasiewicz.

Jak podkreśla, ludzie są też coraz bardziej obciążeni psychicznie sytuacją, w której się znaleźli. – Optymizm i dobry duch się zmniejsza. Ludzie, którzy przychodzą, są coraz smutniejsi, reagują też coraz bardziej emocjonalnie, pojawiają się różne zachowania, napięcia, sytuacje konfliktów – mówi kapłan. Jak zaznacza, trudno się temu dziwić. Widać narastający stres u osób, które np. przychodzą rano, po nocnych i porannych ostrzałach.

>>> Powiem wszystkim, jak dobrzy są Polacy [REPORTAŻ] 

– Jeśli ktoś 5 miesięcy żyje w takim napięciu, w takich warunkach, to musi to mieć konsekwencje. Widzę to sam po sobie. Pamiętam, jak ostrzały były koło godz. 23.00. Wszyscy czekali w napięciu a potem, gdy już się wszystko kończyło, następował oddech: „można iść spać”. Teraz, jak to się dzieje między 3 a 4 rano, ludzie wybudzają się ze snu, część potem nie może zasnąć, ten stres narasta, emocje się kumulują – mówi kapłan.

Wsparcie duchowe polega na obecności

Ks. Stasiewicz podkreśla, że w najtrudniejszej sytuacji są osoby samotne, bez rodziny, bez przyjaciół. – Jeśli jeszcze dodatkowo nie ma oparcia w Bogu – naprawdę bardzo trudno sobie poradzić – zaznacza.

– To jest też ogromna praca i duchowa i psychologiczna, żeby w tym najtrudniejszym momencie być z ludźmi – podkreśla ks. Stasiewicz. – Jest to też dla nich bardzo ważne. Widzę, że ludzie są bardzo szczęśliwi, gdy przyjeżdżamy do nich jako Caritas, jako Kościół. Doceniają też naszą troskę. Powtarzają: „tylko wy nas nie opuściliście, tylko wy jesteście z nami”. To jest dla nas i budujące i mobilizujące, mimo, że też przeżywamy swoje trudne momenty – stwierdza.

>>> Oblacka karetka z Polski już pomaga w Charkowie

Jak wyjaśnia, wsparcie duchowe polega przede wszystkim na obecności. – Obecność jest w tej chwili prawdziwym imieniem miłości. Możemy się zastanawiać, jako chrześcijanie, jako osoby wierzące, co mamy czynić: po prostu być, zobaczyć potrzeby tych osób, dzielić się, jak możemy – zaznacza.

– Chcemy być z tymi ludźmi. Rozumiem wolontariuszy, którzy nawet jak mają możliwość opuścić miasto, czy wyjechać przynajmniej na jakiś czas, nie chcą tego robić. Ja to podobnie przeżywam. Nie jesteśmy w stanie opuścić Charkowa, patrząc na te osoby i na te potrzeby – podkreśla.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze