Ks. Szyszka SVD: w Chile i Peru papież spotka się z Indianami
Spotkania z Mapucze w Chile i Indianami z Amazonii w Peru będą najważniejszym punktami wizyty papieża w tych krajach – uważa ks. dr hab. Tomasz Szyszka z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Misjolog z Instytutu Dialogu Kultur i Religii w rozmowie mówi, m.in. o zróżnicowanych dziejach Kościoła w Chile i Peru, jego problemach, niedawnej dramatycznej historii obu krajów i procesach społecznego pojednania oraz specyfice latynoskiej religijności.
W trakcie swojej 22. podróży zagranicznej Franciszek odwiedzi w dniach 15-19 stycznia Chile, a potem uda się do Peru, gdzie będzie do 22 bm.
Krzysztof Tomasik: Do jakich Chile i Peru jedzie papież Franciszek?
Ks. dr hab. Tomasz Szyszka: Są to dwa kraje położone w Ameryce Łacińskiej. Zazwyczaj gdy mówi się o którymś z krajów tego kontynentu, to wrzuca się go do wspólnego worka, a tak nie jest! Chile i Peru, mimo że ze sobą sąsiadują, to bardzo się różnią, nie tylko obszarem, ale i historią, która coraz częściej daje o sobie znać w życiu współczesnym.
Zacznijmy od Peru.
– Jeśli chodzi o ten kraj to konkwista i ewangelizacja Peru odbyła się stosunkowo szybko. Już w latach 30. XVI w. szybko podbito Cuzco i założono miasto Lima, a ewangelizacja odbywała się równie dynamicznie. W latach 50. tego wieku miał miejsce pierwszy synod w Limie, a trzeci w latach 80., który wyznaczył drogę krzewienia wiary chrześcijańskiej aż do XIX w. Już wtedy położono akcent na poszanowanie kultur indiańskich i ich języków. Ewangelizacja Peru była bardzo intensywna i przybrała konkretne i wymierne formy.
A w przypadku Chile?
– Kiedy konkwistadorzy i misjonarze dotarli do Chile w XVI w., stwierdzono, że na jego terenach nie ma wielkich bogactw naturalnych porównywalnych do Peru, gdzie odkryto duże pokłady, np. srebra ze słynną kopalnią w Potosi. Ponadto w Chile ludy indiańskie, a zwłaszcza społeczność Mapuczy była bardzo wrogo nastawiona do Europejczyków i stąd Hiszpanie byli zmuszeni na początku XVII w. podpisać pokojowy rozejm. Wówczas był to jedyny taki akt. Mapucze mają bardzo silną tożsamość kulturową i religijną. Z jednej strony pozwalali na swoich terenach na działalność jezuitom i franciszkanom, ale z drugiej strony chrześcijaństwo nigdy się wśród nich do końca nie zakorzeniło. Zawsze stawiali opór wszystkiemu, co przychodziło z zewnątrz. Kiedy w Peru w zasadzie wszystkie ludy indiańskie przyjęły chrześcijaństwo, to Indianie w Chile, szczególnie wspomniani Mapucze, do końca nie utożsamili się z wiarą chrześcijańską. Ich religijność ma wymiar synkretyczny, łączy elementy własnej kultury z elementami chrześcijaństwa.
Taka sytuacja panuje do dzisiaj?
– W Chile jest tak w zasadzie do dzisiaj. Mapucze nadal walczą o swoje prawa, w proteście dochodzi do podpaleń kościołów, niszczenia sprzętu rolniczego, infrastruktury, a nawet zabójstw. Jest to oczywiście odpowiedź na brutalne postępowanie wobec nich ze strony Chilijczyków. Lud ten nie odnalazł się także w powstałym w 1810 r. niepodległym państwie chilijskim. Zostali całkowicie zmarginalizowani i zlekceważeni przez resztę społeczeństwa. Trzeba przypomnieć, że podczas wizyty w 1987 r. Jan Paweł II spotkał się z Mapuczami w Temuco i dużo mówił o pojednaniu narodowym, apelował o wzajemny szacunek, dialog, na który muszą być gotowi z jednej strony politycy i społeczeństwo chilijskie, a z drugiej sami Mapucze, którzy ze swej strony muszą zaprezentować jakąś wizję pokoju i zgodzić się na pewne ustępstwa. Po wizycie papieża sytuacja uległa pewnej poprawie, ale zasadniczo nie rozwiązano głównych problemów i konflikt trwa. Państwo próbowało wprowadzać system szkolnictwa, opieki zdrowotnej, inne elementy, ale z tego też niewiele wyszło.
Dlaczego?
– Ponieważ reformy, szczególnie związane z edukacją, wiązały się z pewną ideologią i Mapucze je odrzucili. Przed wizytą Jana Pawła II chilijski Kościół wykonał olbrzymią pracę, aby zachęcić i zmobilizować Mapuczów do godnego przyjęcia papieża. Na kilkanaście miesięcy przed wizytą odwiedzono wszystkie ich wspólnoty i tłumaczono, kim jest papież, dlaczego przyjeżdża, czego mogą od niego oczekiwać i jakie może ona przynieść owoce. Dało to dobry rezultat, szczególnie w postaci poczucia więzi z papieżem i Kościołem, ale ten dobry klimat trwał stosunkowo krótko.
A jak przyjmą Franciszka?
– Niestety okazuje się, że po 30 latach Mapucze mają nadal dystans do papieża, gdyż jest on reprezentantem świata „białych”, którzy ich prześladują. Świadczy o tym, m. in. zapowiedź protestów podczas papieskiej wizyty niektórych radykalnych grup Mapuczy. Niestety od czasów wizyty Jana Pawła II Kościół bardzo poważnie utracił możliwości oddziaływania na ten indiański lud. Wycofując się ze swego zaangażowania w dziedzinie edukacji i pomocy społecznej na rzecz państwa, utracił w pewnym sensie swój autorytet. Mapucze zapytali, co w zamian będą mieli z obecności Kościoła. Takie dictum pokazało też słabość ich wiary i niezbyt wielkie zainteresowanie obecnością w życiu Kościoła.
Tak na marginesie, nam misjologom, ta sytuacja pokazała też, że Kościół nie może tylko opierać swej działalności na inicjatywach społeczno-charytatywnych, ale również dużą wagę musi przykładać do pracy ewangelizacyjnej i pogłębiania życia sakramentalnego. Istnieje też zagrożenie ze strony niektórych misjonarzy, którzy pracując w wymiarze społecznym, posługują się ideologią lewicową. Nie krzewią oni wiary i kultury chrześcijańskiej, ale w swoich działaniach inspirują się myślą marksistowską i komunizmem.
I tacy księża pracowali, pracują wśród Mapuczów?
– Byli to księża znajdujący się pod wpływem ideologii marksistowskiej i cieszący się stosunkowo dużym autorytetem. Wywierali oni duży wpływ na ekstremistyczne grupy Mapuczów, którzy pod ich wpływem żądali radykalnych zmian. Z kim zatem prowadzić dialog? W najtrudniejszej sytuacji znalazła się diecezja Temuco, na terenie której żyje większość Mapuczy. Radykałowie wręcz mówią, że Kościół przed nimi „zatrzasnął drzwi”, a oni nie będą o nic prosić.
W takiej sytuacji czy papież będzie w stanie pomóc w nawiązaniu dialogu?
– Może się uda w myśl hasła pielgrzymki: „Pokój mój daję wam”. Sadzę, że spotkanie z Mapucze w Temuco będzie najważniejszym punktem wizyty Franciszka w Chile zgodnie z jednym z głównych haseł jego pontyfikatu „docierania na peryferie” i spotkania z ludźmi żyjącymi na marginesie społeczeństwa. Będzie to ważne spotkanie także w kontekście Dokumentu z Aparecidy z 2007 r. podsumowującego V Ogólną Konferencję Episkopatów Ameryki Łacińskiej i Karaibów (CELAM), szczególnie rozdziału o obecności ludów afroamerykańskich i autochtonicznych w Kościele, którego jednym ze współautorów był ówczesny arcybiskup Buenos Aires, kard. Jorge Maria Bergoglio.
Na pewno podczas spotkania z Mapuczami nawiąże do tego dokumentu, w którym m. in. czytamy, że ludy te domagają się szacunku i uznania, tym bardziej, że społeczeństwa w których żyją traktują je z pogardą, ich sytuacja społeczna jest naznaczona wykluczeniem politycznym, ekonomicznym, rasowym i ubóstwem, a Kościół zachęca ich do uczestnictwa w życiu eklezjalnym, potępia grzeszne sytuacje jakich doświadczają, przemocy i niesprawiedliwości itd.
Te problemy przed 30 laty przedstawił również Jan Paweł II, a teraz papież Franciszek będzie o nich mówił i zachęci do ich rozwiązywania. Tym bardziej, że podczas swojej pierwszej pielgrzymki zagranicznej pontyfikatu do Brazylii z okazji Światowych Dni Młodzieży w 2013 r. Franciszek spotkał się z biskupami CELAM-u i w mocnych słowach upomniał ich pytając, co zrobili w realizacji programu zawartego w Dokumencie z Aparecidy, dlaczego jest on w dużym stopniu lekceważony. Także podczas zeszłorocznej wizyty Ad Limina Apostolorum biskupów chilijskich w Watykanie papież pytał, co robią w kwestii ludów autochtonicznych. Swoją solidarność z nimi, przede wszystkim z Mapucze, papież okaże w Temuco, odprawiając dla nich Mszę św. i jedząc z nimi obiad.
Podobne spotkania z ludnością autochtoniczną są zaplanowane w Peru.
– W Peru papież spotka się z Indianami z Amazonii. Warto przypomnieć, że Jan Paweł II, odwiedzając kraje Ameryki Łacińskiej zawsze spotykał się z ludami tubylczymi. Także Franciszek upomni się o ich prawa, przede wszystkim prawa do ziemi, która jest im bezprawnie odbierana. Co ciekawe, Mapucze przed wizytą papieską wysunęli postulat, aby państwo chilijskie zapłaciło im za zrabowaną ziemię, m. in. grunty znajdujące się w centrum miasta Temuco. Nie chcą ich zwrotu, ale konkretnej, finansowej rekompensaty. Problem zwrotu zagrabionych ziem dotyczy także Peru, w którym to od XVI w. na terenach należących do Indian powstawały wielkie latyfundia i encomiendy, systemy niewolniczego gospodarowania i kontroli nad ludnością indiańską na podbitych przez Hiszpanię posiadłościach kolonialnych w Ameryce Łacińskiej. Sytuacja ta trwa do dzisiaj. W Peru wobec niszczenia lasów tropikalnych bez wątpienia Franciszek poruszy także kwestie poszanowania środowiska naturalnego w myśl swojej encykliki „Laudato si`”.
Franciszek jedzie do krajów, które jeszcze niedawno były rządzone przez dyktatorów. Jak Kościół odnosi się do tamtych czasów i teraz pomaga w ich społeczno-politycznej transformacji?
– Szczególnie w Chile proces transformacji jest skomplikowany. Dla jednych rządzący w latach 1973-1990 gen. Augusto Pinochet był zbawcą narodu, a dla innych bezwzględnym tyranem, który ma na rękach krew tysięcy ludzi. W latach jego panowania Kościół może nie zabierał głośno stanowiska wobec prześladowań, ale był po ich stronie i miał w swych szeregach wielu księży, którzy opowiadali się po stronie prześladowanej lewicy. Chlubną kartą w dziejach Kościoła była działalność Wikariatu Solidarności, który pomagał ofiarom prześladowań i ich rodzinom. Rany z tamtego okresu nadal pozostają niezabliźnione. Na pewno w tamtych latach duży wpływ na chilijski Kościół miała teologia wyzwolenia.
Jak ocenia Ksiądz obecną kondycję chilijskiego Kościoła?
– Gdy spojrzymy na statystyki nie jest ona najlepsza. W ciągu 10 lat liczba wiernych spadła o 11 proc. i wynosi teraz 59 proc. prawie 18-milionowego społeczeństwa. Bez wątpienia na ten spadek miały wpływ skandale związane z nadużyciami seksualnymi wobec nieletnich z udziałem znanych postaci Kościoła takimi jak ks. Fernando Karadima, znanego kapłana, obrońcy praw człowieka z czasów panowania junty wojskowej i ks. Cristiána Prechta. Kościół nie cieszy się już takim autorytetem jak wcześniej. Nadal prowadzi szkoły i uniwersytety, ale nie mają one już takiego wpływu na społeczeństwo jak wcześniej. Ponadto w łonie samego Kościoła pojawili się znani w mediach księża, którzy głoszą sprzeczne z nauczeniem poglądy dotyczące, m. in. aborcji, czy tzw. „małżeństw” homoseksualnych. Wobec tych zjawisk chilijski episkopat wydaje się bezradny, co jeszcze bardziej pogłębia marazm życia religijnego Chilijczyków. Z drugiej strony episkopat wydał w październiku ubiegłego roku dokument pt. „Chile, dom dla wszystkich”, w którym wobec zaistniałej sytuacji proponuje, aby wszyscy zasiedli do wspólnego stołu i rozwiązywali pilne sprawy społeczne takie jak coraz większa przepaść między biednymi i bogatymi, spadek zaufania społecznego wobec polityków, wzrost oddziaływania ideologii liberalnej niszczącej więzi i odpowiedzialność polityczną.
Chile to nadal „Szwajcaria Ameryki Łacińskiej”?
– Tak kiedyś było. Teraz także inne kraje kontynentu cieszą się dobrą koniunkturą gospodarczą. Zresztą sytuacja wielu krajów Ameryki Łacińskiej w każdej chwili może się zmienić. Weźmy choćby Wenezuelę, która jeszcze 15 lat temu uważana była za latynoskiego „tygrysa” ekonomicznego, a dzisiaj jest bankrutem, a jej mieszkańcy uciekają do Kolumbii, która wyrasta na lokalną potęgę.
Migracje to kolejny wielki problem Latynosów.
– Ten problem Franciszek poruszy na pewno w chilijskim Iquique. W tym kontekście sięgnijmy do historii. Po wyparciu Indian przez Hiszpanów z ich terytoriów w wiekach XVI-XVIII na ich miejsce, szczególnie w XIX w., napływała wielka emigracja z Europy, z Wielkiej Brytanii, Włoch, Francji, Niemiec, a nawet Polacy. I tak obecnie społeczeństwo chilijskie to w większości potomkowie imigrantów. Widać to wyraziście w architekturze tego kraju. Gdy się pojedzie, np. do miasta Puerto Varas na południu kraju, ma się wrażenie, że jest się w jakimś niemieckim mieście. Ale wracając do współczesności, gdy na północy Chile niedawno odkryto pokłady różnych bogactw naturalnych, to region ten stał się „Mekką” dla migrantów z Boliwii, Peru, Argentyny i innych krajów. Z ostatnich danych wynika, że jest ich tam ok. 800 tys. Są oni wielkim wyzwaniem dla Kościoła, szczególnie w kwestii opieki duszpasterskiej i wszelkiej pomocy dla nich wobec takich zagrożeń jak utrata tożsamości kulturowo-religijnej, hedonizmu, rozbicia rodzin, a nawet ulegania różnym ideologiom lewicowym.
Jak wygląda sytuacja w Peru?
– Wygląda ona inaczej, na co mają też wpływ wspomniane wcześniej uwarunkowania historyczne. W latach 70. XX w. mocno rozwinęła się w Peru teologia wyzwolenia na podłożu wielkiego ubóstwa, zróżnicowania ekonomicznego, wręcz analfabetyzmu, szczególnie na terenach wiejskich. Na tej bazie powstał słynny „Świetlisty Szlak”, skrajnie terrorystyczna organizacja polityczno-wojskowa, która ma na sumieniu kilkadziesiąt tysięcy istnień ludzkich, i która usiłowała dokonać rewolucji komunistycznej na drodze walki zbrojnej z państwem peruwiańskim. Trzeba jednak zaznaczyć, że tak jak bezwzględnie „Świetlisty Szlak” mordował swoich ideologicznych przeciwników, w tym ludzi Kościoła, wśród których znalazło się dwóch naszych błogosławionych misjonarzy o. Zbigniew Strzałkowski i o. Michał Tomaszek, tak państwo peruwiańskie, walcząc z nimi, traktowało ich równie brutalnie i bezwzględnie.
Jeśli mówi się o 80 tys. ofiar „Świetlistego Szlaku” to mniej więcej tyle samo zostało zabitych jego członków przez peruwiańską policję i wojsko. Rany, jakie spowodowała wojna domowa, do tej pory są niezaleczone o czym świadczą choćby różne interpretacje i spory wokół wyników badań prowadzonych przez Komisję na Rzecz Prawdy i Pojednania. W tym kontekście warto zapytać, kim byli zwolennicy „Świetlistego Szlaku”? Wśród nich było i jest wielu nauczycieli uniwersyteckich, którzy nadal oddziałują na młode pokolenia Peruwiańczyków, m. in. kształtując w nich niechętną, a nawet wrogą, postawę do Kościoła.
Kto obecnie ma największy wpływ na peruwiańskie społeczeństwo?
– Podlega ono tym samym wpływom, co społeczeństwa na całym świecie, m. in.: procesom sekularyzacji i laicyzacji. Z tym zmierzy się na pewno Franciszek. Co ciekawe, niedawne sondaże mówią, że na spotkania z papieżem przyjdzie proporcjonalnie więcej ludzi obojętnych religijnie niż katolików. Brzmi to paradoksalnie, ale tych ludzi fascynuje to, co papież mówi na temat spraw społecznych, równości i sprawiedliwości i dlatego tak go cenią.
Jak zatem w tym kontekście wygląda ewangelizacja?
– Z moich osobistych doświadczeń misyjnych z Ameryki Łacińskiej wynika, że przede wszystkim trzeba zachować zdrową równowagę pomiędzy głoszeniem Ewangelii, pogłębianiem życia liturgicznego, sakramentalnego i katechezy, a prowadzeniem dzieł charytatywnych takich jak opieka nad ubogimi, chorymi, dziećmi ulicy. Zachwianie tej równowagi zawsze źle się odbija na życiu Kościoła, tym bardziej, że dzieła pomocy mają społecznie dużo większy oddźwięk i można ulec swoistemu samozadowoleniu. Analogie ze współczesną sytuacją można znaleźć w historii kontynentu.
Gdy w okresie kolonialnym ewangelizacja przebiegała bardzo dynamicznie, to później, szczególnie w XIX w., gdy doszło do tworzenia niepodległych państw, Kościół zaczął tracić na znaczeniu i szukał dróg przetrwania. Mimo licznych prób odnowy w XX w. latynoski Kościół nie odzyskał jak dotychczas swej ewangelicznej dynamiki sprzed dwóch wieków. Z drugiej strony widać oznaki jego odnowy inspirowanej przez młodych i dynamicznych kapłanów, ale o tym mało się mówi.
W czym tkwi specyfika latynoskiej religijności różniącej się od naszej europejskiej?
– I znowu używamy uogólnienia mówiąc o religijności latynoskiej czy europejskiej. Spójrzmy na duchowość i religijność Niemca, Włocha i Polaka i jak się one różnią. Tak samo jest w Ameryce Łacińskiej. To, co jest charakterystyczne dla tego kontynentu, to jego religijność ludowa, o czym także mówi bardzo obszernie Dokument z Aparecidy. Tutaj chciałbym przypomnieć krytykom papieża Franciszka, że o religijności ludowej bardzo często mówił też Jan Paweł II.
Przypomnijmy, że także nas Polaków spotkała krytyka ze strony przedstawicieli Kościoła zachodniego, że jesteśmy zbyt mało chrystocentryczni, a za bardzo skupiamy się na kulcie Matki Bożej. Nie brano po uwagę kontekstu historycznego, naszej wielowiekowej tradycji życia religijnego, gdzie nasza chrystologia zawsze pięknie spotyka się z mariologią. Religijność ludowa i w Chile, i Peru jest bardzo bogata i trzeba ją pielęgnować i eksponować, gdyż jest ona dla większości ludzi punktem odniesienia. Nie są dla nich odniesieniem naukowa teologia czy programy duszpasterskie, ale żywa, emocjonalna i modlitewna obecność w sanktuariach oraz pielgrzymki.
Latynoski katolik musi świętego dotknąć, przed nim wypłakać się i wyżalić, zapalić świeczkę i złożyć kwiaty. Religijność ludowa jest zatem fundamentem dla pogłębiania wiary. Temu pogłębieniu służy, np. rodzinne przygotowanie do pierwszej Komunii św. trwające w Chile i Argentynie dwa lata. Intencją tego programu jest to, aby rodzice byli najważniejszymi katechetami swoich dzieci. Ponadto, jak ważna jest dla Franciszka religijność ludowa, świadczy jego decyzja o przeniesieniu odpowiedzialności za sanktuaria na Papieską Radę ds. Krzewienia Nowej Ewangelizacji. Na całym kontynencie bardzo prężnie działa też ruch zajmujący się systematycznym krzewieniem lektury Pisma św.
Dla Kościoła katolickiego w Ameryce Łacińskiej dużym wyzwaniem są na pewno wspólnoty ewangelikalne.
– Wspólnoty ewangelikalne są bardzo mocne i działają dość agresywnie. Ich popularność pokazuje w pewnym sensie słabości Kościoła katolickiego, słabe zakorzenienie wiary w świadomości latynoskich katolików. Wiele ludzi nie widzi różnic między Kościołami chrześcijańskimi i dlatego zmienia często wyznanie, kierując się osobistymi potrzebami. Sekty i ruchy ewangelikalne są wielkim wyzwaniem dla naszego duszpasterstwa. Musimy mocno przemyśleć formy wzbogacenia liturgii, tak żeby jak najmocniej trzymała się ona tradycji, ale i socjologicznie patrząc, była atrakcyjna dla ludzi. Musimy bardzo uważnie prowadzić proces inkulturacji, zakorzeniania wiary w lokalną tradycję kulturową i mentalność.
Kościół w Ameryce Łacińskiej wydał także wielu świętych.
– W Chile mamy wspaniałą postać św. Alberta Hurtado, żyjącego w XX w. jezuity zwanego „apostołem Chile”, który przez całe życie walczył o godność i prawa ludzkie. Jego wizerunki można znaleźć w większości chilijskich kaplic i kościołów. Zresztą w sanktuarium i ośrodku jego imienia w Santiago papież spotka się z jezuitami. Ponadto wielkim kultem otaczana jest chilijska karmelitanka św. Teresa od Jezusa z Andów czy bł. Laura Vicuña z Argentyny.
Papież Latynos przyjeżdża do swoich. Jak zostanie przez nich przyjęty?
– Na to pytanie odpowiem pytaniem: na ile papież Bergoglio jest Latynosem, a na ile potomkiem emigrantów włoskich? Oczywiście urodził się, wychował w Ameryce Łacińskiej i jest przesiąknięty kulturą argentyńską. Jako Argentyńczyk jest reprezentantem Ameryki Łacińskiej, ale nie wszystkich jej krajów, gdyż tak jak już mówiliśmy, każdy z nich ma swoją specyfikę. Podobnie było z Janem Pawłem II: na ile był on Polakiem, Europejczykiem i na ile identyfikowali się z nim Niemcy czy Holendrzy. Franciszek to, co ma na pewno wspólnego z duchowością i tradycją Latynosów, to bardzo mocne wyczulenie na sprawy społeczne: niesprawiedliwość i ubóstwo. Również bardzo koncentruje się na duchowości liturgicznej i sakramentalnej, ale ucieka od zewnętrznych ich form: zadęcia i pompy.
W zachowaniu charakteryzuje go maksymalna prostota, chce być z i dla ludzi. W Polsce i Europie niekiedy bulwersują jego proste kazania, ale głosi on je w myśl swojej pierwszej adhortacji apostolskiej „Evangelii gaudium”, w której, m. in. napisał, że całą wzniosłą spuściznę teologiczną swoich poprzedników pragnie wyrazić w języku trafiającym do prostych ludzi. Ten prosty i jasny dar przekazu Franciszka także świetnie trafia do współczesnego młodego człowieka. Ponadto, tak jak powtarzają jego współpracownicy z Argentyny: jako papież Bergoglio zupełnie się nie zmienił, jest taki sam, gdy był zwyczajnym księdzem czy arcybiskupem Buenos Aires. Osobiście niezwykle podziwiam go za jego upartą wolę udawania się na peryferie świata i społeczeństw.
Czy krytyka „klerykalizmu” przez Franciszka jest też czymś charakterystycznym dla Kościoła latynoskiego?
– Krytycyzm papieża wobec klerykalizmu bierze się na pewno stąd, że w Ameryce Łacińskiej kapłan to przede wszystkim człowiek z ludu i dla ludu, który nie „odgrywa” roli księdza tylko jest do końca księdzem, sługą Jezusa Chrystusa. Dlatego Franciszek stale wzywa kapłanów, by uciekali od wszelkich form klerykalizmu i związanych z nim „wyniosłych” form zachowania i mówienia.
Na koniec zapytam o obecność polskich misjonarzy w Ameryce Łacińskiej?
– Jest ona bardzo mocna i wyraźna. Na przykład w samym Chile jest kilkunastu werbistów. W każdym z latynoskich krajów jest co najmniej kilkunastu polskich misjonarek i misjonarzy. Polacy pracują przede wszystkim jako duszpasterze, a prowadzone przez nich parafie funkcjonują bardzo dobrze. Wielu księży korzysta z naszych metod i doświadczeń duszpasterskich, np. corocznej kolędy, czyli regularnego odwiedzania wszystkich parafian. Co ważne, pracujemy wszędzie, i w wielkich miastach, i w najdalej oddalonych od centrów regionach. Nasi misjonarze pracują też w strukturach administracji kościelnej, np. ks. Marek Burza jest wikariuszem archidiecezji Santiago de Chile. Wielu księży i sióstr prowadzi przedszkola i szkoły wszystkich stopni. Podsumowując: pracują wszędzie i zajmują się wszystkim, ciesząc się wielkim uznaniem. Możemy być z nich dumni.
Rozmawiał Krzysztof Tomasik
***
Ks. Tomasz Szyszka SVD (ur. 1960), po dwuletnim studium filozofii w Wyższym Seminarium Misyjnym Księży Werbistów w Nysie kontynuował dalsze studia teologiczne w Wyższej Szkole Filozoficzno-Teologicznej w Sankt Augustin koło Bonn, gdzie po ukończonych studiach i praktyce duszpasterskiej, w roku 1990 przyjął święcenia kapłańskie. Od roku 1992, przez kolejne sześć lat pracował w Boliwii na Altiplano, gdzie pełnił funkcje duszpasterskie, administracyjne, był też wykładowcą na wydziale katechetycznym Uniwersytetu Katolickiego oraz Instytutu Teologiczno-Pastoralnego ludu Ajmara (ITEPA) w Laja. Po powrocie do Polski podjął studia doktoranckie z zakresu misjologii, uwieńczone pracą pt. „Specyfika ewangelizacji inkulturacyjnej ludu Ajmara”, obronionej na Uniwersytecie Opolskim w roku 2005. W latach 2004-2007 pełnił funkcję prowincjalnego sekretarza ds. misji Zgromadzenia Słowa Bożego w Polsce. Obecnie jest adiunktem w katedrze misjologii (Instytut Dialogu Kultur i Religii) na Wydziale Teologicznym UKSW w Warszawie oraz prezesem Stowarzyszenia Misjologów Polskich
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |