Ks. Waldemar Maciąg: Kościół w USA jest terenem pracy misyjnej
– Tylko na Florydzie, gdzie pracuję, połowa wszystkich księży święcenia kapłańskie przyjęła w swoich ojczyznach – mówi w wywiadzie dla Radia Plus Radom i KAI ks. Waldemar Maciąg, który od 18 lat pełni posługę duszpasterską w Stanach Zjednoczonych.
Radosław Mizera (KAI): Jak to jest być proboszczem na Florydzie? Dla wielu region ten kojarzy się z popularnym serialem „Kryminalne Zagadki Miami”, dla innych z miejscem, do którego bogaci Amerykanie udają się na emeryturę, by zakosztować na starość kurortowego życia…
Ks. Waldemar Maciąg: – To wszystko prawda, ale ja jestem daleko od Miami, ponad 300 kilometrów. Natomiast kurortowe życie bogatych Amerykanów powoduje, że ciągnie ich bardziej w stronę rozrywki, źle pojętego zrelaksowanego życia a nawet kłopotów. Unikają obowiązków i odpowiedzialności. Takie życie zaślepia na wartości ludzkie i chrześcijańskie. Kapłan jest tam zdecydowanie potrzebny, choćby po to, by przypominać o prawdziwym powołaniu człowieka.
Jak w ogóle znalazł się ksiądz na Florydzie?
– Posłał mnie tam bp Zygmunt Zimowski. Oczywiście za moją zgodą. Wcześniej posługiwałem w Szwecji. Znam języki, jestem elastyczny kulturowo, co przy pracy misyjnej jest konieczne. Dlatego zdecydowałem się na wyjazd do Stanów Zjednoczonych, na Florydę.
Dlaczego mówi ksiądz o misyjności w kontekście pobytu w USA?
– 40% księży pracujących w USA przybywa tam z innych krajów, czyli nie kończyli seminariów duchownych w Ameryce. Owszem, każdy stan w USA ma swoją specyfikę. Ale z liczbami nie dyskutujemy. Połowa księży pełniących posługę duszpasterską na Florydzie pochodzi z zagranicy. Dlatego można tutaj mówić o terenie misyjnym.
Jak funkcjonuje tamtejszy Kościół?
– Nie jest łatwo odpowiedzieć na to pytanie. Floryda jest ogromnym obszarem, gdzie występują dwie strefy czasowe, jest inny klimat na północy, w centrum i na południu. Są sezony huraganów. Do mojego kościoła przyjeżdżają wierni z odległości 50 kilometrów. W Stanach to żadna odległość, bo ludzie tyle jadą np. na kolację do restauracji. Moja parafia leży na uboczu, w cichym zakątku. Ale długo tak nie będzie, bo z powodu budowy nowych domów i stale rosnącej liczby mieszkańców kończy się nasza sielanka. Floryda zaludnia się w bardzo szybkim tempie. Nie wykluczam, że w ciągu najbliższych 5 lat będę musiał rozpocząć budowę nowego, większego kościoła. W okresie zimowym mam dziesięciokrotnie więcej wiernych w kościele, niż w okresie letnim. Taka jest tutaj specyfika, że ludzie z północy, których na to stać, przyjeżdżają na Florydę, aby tutaj w miejscowym „ciepełku” spędzić czas, a tym samym uciec od mroźnej zimy na północy.
Kim są Księdza parafianie i ilu ich jest?
– Moja parafia to głównie Amerykanie i Latynosi. Jeśli chodzi o Latynosów to większość z nich uciekła z krajów, gdzie jest bieda i rządzą gangi narkotykowe. Ci ludzie są zalęknieni, boją się wpisywać do ksiąg parafialnych i podawać swoich danych – są na Florydzie nielegalnie. Dlatego 80% procent Latynosów nie jest zarejestrowana w mojej parafii. Inaczej wygląda to w przypadku rdzennych Amerykanów. Mamy też tzw. sezonowych gości, którzy angażują się w różne akcje duszpasterskie.
Mówi się, że Stany Zjednoczone są pełne kontrastów. Jeśli ktoś jest katolikiem praktykującym i wierzącym to jest nim od początku do końca. Potwierdza to Ksiądz?
– To odważne stwierdzenie. Nie chcę nikomu odbierać relacji osobistych z Bogiem w kwestii wiary, ale trzeba pamiętać, że mimo wszystko jest to Ameryka. Tam rządzą prawnicy, ludzie od reklamy oraz powierzchowność. Tam trzeba być zawsze pozytywnym, nawet wówczas, kiedy ktoś przeżywa osobistą tragedię. To wszystko sprawia, że trudno szukać głębi w życiu religijnym jaką znamy z tradycji Kościoła.
Jakie są największe problemy czy wyzwania w parafii?
– Powiedziałbym, że Latynosi są wyzwaniem, gdyż w większości nie potrafią się asymilować, a przez to bardzo się alienują. Nie chcą się uczyć języka angielskiego, natomiast pięknym śpiewem i na kolanach wyrażają swoją przynależność do Kościoła. Jeśli chodzi o Amerykanów, to wyzwaniem jest pogłębienie ich podejścia do wiary z „kafeteryjno – relaksacyjnego” na skromny i wyciszony.
Jakie są relacje katolików z chrześcijanami Kościołów protestanckich?
– Z punktu widzenia ekumenicznego, to tak naprawdę nie ma żadnych relacji. W większości są to Kościoły, które są typowo amerykańskie. Mamy Kościół episkopalny, są różne odmiany wspólnot protestanckich. To wszystko jest jednak bardzo zamerykanizowane. Bardziej oparte na „przesłodzonych prywatnych opiniach” do polubienia niż na Prawdzie.
Jak dużo różni się praktykowanie chrześcijańskich zasad życia u nas i w Ameryce?
– Na to pytanie mogę odpowiedzieć przez pryzmat mojej parafii. Latynos wejdzie do kościoła, zrobi znak krzyża, i uklęknie. Z kolei Amerykanin wejdzie do świątyni z butelką wody, siądzie z różańcem w ręku trzymając nogę na nodze – jak przy herbatce i jeszcze chętnie by z kimś pogawędził. A jeszcze w innych wspólnotach są najpierw rozmowy, pączki i kawa a na koniec nabożeństwo.
Bycie Polakiem pomaga księdzu w duszpasterstwie w USA?
– Na pewno Polacy dostają jeszcze duży kredyt zaufania z powodu św. Jana Pawła II. Dotyczy to również duszpasterzy z Polski. Zresztą mamy inną duchowość. Mniej ją wyrażamy językiem, natomiast bardziej gestami. To w pewien sposób „oczarowuje” Amerykanów.
Znany jest ksiądz z wielu projektów muzycznych i plastycznych. Współpracował z Szymonem Wydrą & Carpe Diem oraz Scream, nagrywał z Tracey Coryell, a tym razem stworzył utwór No License nagrany z dzieciakami ze swojej parafii. Po muzycznych, rockowych pomysłach przyszedł czas na coś w klimacie polskiej Arki Noego…
– Mój projekt z dzieciakami to inicjatywy raczej sporadyczne, pojedyncze i krótkotrwałe. Dzieciaki nie mają zbyt dużo czasu, aby angażować się w grupy duszpasterskie przy parafii na zasadzie polskiej oazy, czy KSM-u.
Jest Ksiądz wśród parafian i nie tylko, znany z zamiłowania do muzyki. Na swoim koncie ma również trzy wystawy malarskie w Orlando. Wziął Ksiądz również udział w wielu artystycznych imprezach i konkursach. Ostatnio był czas, aby coś dopisać do dorobku artystycznego?
– Jest kilka projektów. Stworzyłem koszulkę o Radomiu. Napisy są w języku angielskim. Trzeba pamiętać, że w Ameryce koszulka coś oznacza. Amerykański T-Shirt jest „nośnikiem komunikowania”. Ludzie zwracają uwagę na koszulki i co one przedstawiają, o czym mówią. Moja koszulka może być elementem promocyjnym Radomia. Obok panoramy miasta z uwzględnieniem najważniejszych zabytków, umieściłem odrzutowce symbolizujące pokazy Air Show, które odbywają się w Radomiu, czy samolot pasażerski z racji uruchomionego w tym roku portu lotniczego w mieście.
***
52-letni ks. Waldemar Maciąg jest kapłanem diecezji radomskiej. Obecnie jest proboszczem parafii św. Wawrzyńca w Bushnell na Florydzie. Wcześniej pracował w parafii pod wezwaniem świętej Teresy od Dzieciątka Jezus na Borkach w Radomiu. Potem prowadził pracę misyjną w Szwecji, a od 18 lat przebywa w USA.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |