powstanie warszawskie

Warszawa po wybuchu powstania, fot. domena publiczna

Ksiądz, który wziął udział w powstaniu warszawskim jako dowódca [ROZMOWA]

– Mój tato w 1941 r. został aresztowany i stracony w Auschwitz-Birkenau, gdyż był współzałożycielem i pierwszym naczelnikiem Hufców Polskich. Zmienialiśmy często mieszkania. Niemcy nas przenosili – z ks. Marianem Sedlaczkiem rozmawiał Marcin Wrzos OMI.

Kiedy ksiądz zaczął działać w konspiracji?

Jesienią 1941 r. wstąpiłem do Hufców Polskich, a ojciec zginął latem 1941 r. Mama dała mi adres dentystki ojca i powiedziała: „Idź tam i zobacz…”. To była doktor Sadkowska. Po jakimś czasie dowiedziałem się, że pracowała na górze organizacji Hufców Polskich. W tym czasie tworzono pierwszy wojenny zastęp 2. Warszawskiej Drużyny Harcerzy. Poszło bardzo szybko, dlatego że w 1943 r. byłem już drużynowym. Drużyna podzieliła się na dwie – każdy chciał zachować nazwę 2. Warszawska Drużyna Harcerzy, bo istniała od 1911 r. i miała bogatą historię. Utworzono więc 2. WDH „Amarantowa” i 2. WDH „Błękitna”. Byłem drużynowym w „Błękitnej”. Kształcenie przebiegało bardzo szybko i intensywnie.

>>> Warszawa: dziś uroczyste modlitwy w 76. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego 

ks. sedlaczek

fot. archiwum Misyjne Drogi

Ksiądz wziął udział w powstaniu warszawskim jako dowódca drużyny w kompanii harcerskiej batalionu Gustaw. Miał ksiądz 18 lat, był dwukrotnie ranny. To był trudny czas niewoli, ale kultywowanie polskich i katolickich tradycji w tym czasie nie umarło?

To był koniec wojny. Niemcy traktowali nas inaczej niż na jej początku. Nie byli już tacy brutalni. Przez Łódź dostaliśmy się do naszego obozu jenieckiego (Stalag 4B Zeithain). Na ile to było możliwe, w czasie Świąt Bożego Narodzenia została przygotowana uroczysta kolacja. Była biedna, ale i dostojna, gdy tylu mężczyzn w baraku śpiewało kolędy. Wystawiliśmy jasełka w formie teatru kukiełkowego, do którego napisałem tekst. Mogliśmy sobie w nim pozwolić nawet na pewne elementy satyry politycznej, co nie byłoby wcześniej możliwe. Niemców tam nie zapraszaliśmy. Nawet była kukiełka, która miała z jednej strony twarz Hitlera, a z drugiej Stalina.

Potem ksiądz skończył seminarium polonijne w Paryżu. Pracował tam i w 1980 r., już jako 54-latek, rozpoczął siedemnastoletnią posługę w Niższym Seminarium Duchownym w Ngazobil w Senegalu. Czym charakteryzowały się te misyjne Boże Narodzenia?

Senegal jest podzielony na dwa obszary kulturowe. Na wschodzie tradycje bożonarodzeniowe są zaczerpnięte z Francji. Nie ma kolacji wigilijnej. Wszyscy spotykają się na pasterce o północy. Po pasterce rozpoczyna się posiłek, który trwa do rana. U nas się je przed pasterką, a po pasterce idzie się spać. Tam jest odwrotnie. Są oczywiście i przedstawienia bożonarodzeniowe i dekoracje. Dzieci cieszą się Bożym Narodzeniem najczęściej w domach. W Senegalu jest niewielu katolików, przeważają muzułmanie. Nie zawsze można więc otwarcie świętować.

>>> Agata Puścikowska (autorka „Sióstr z powstania”): momentami nie byłam w stanie pisać, płakałam rzewnymi łzami 

ks. sedlaczek

fot. archiwum Misyjne Drogi

W zachodnim Senegalu to świętowanie wygląda inaczej. Są to tereny misjonowane przez duchaczy i braci św. Gabriela. Tam do miejscowych zwyczajów świętowania dołączano francuskie. Pasterkę odprawiali księża dwa tygodnie przed i dwa tygodnie po Bożym Narodzeniu. W każdej wiosce chcą mieć pasterkę. Pamiętam jak dojeżdżałem do Nangar. Po przybyciu na miejsce misjonarz zaparkował samochód w taki sposób, aby reflektor rzucał światło na ołtarz z rozkładanego stolika. Potem włączył magnetofon i z silnego głośnika rozlegały się śpiewy i muzyka. To odpowiednik naszego dzwonu wzywającego na Mszę św. Po około dwóch godzinach w świątyni bez dachu zebrało się ponad 80 tubylców. Ponieważ nie ma tam zwyczaju jedzenia chleba, misjonarze wpadli na pomysł pobłogosławienia dużej kadzi… piwa. Piwo z milu, ziarna podobnego do prosa, jest domowym specjałem tubylców. Po pasterce kadź ta krążyła wśród zebranych, poczynając od misjonarza. Każdy upijał jeden czy dwa łyki i podawał „piwny opłatek” dalej. Potem wszyscy z niepewnością oczekiwali na pojawienie się „masek”. W tradycji tamtejszych plemion „maski” są duchami przodków, które zawsze pojawiają się w wiosce na najważniejszych świętach, więc także w Boże Narodzenie. O tym, że są to przebrani starsi chłopcy, wiedzą tylko mężczyźni. Kobiety wierzą święcie, że to duchy przodków odwiedzają ich w wielkie święta. Zaczynają się wówczas wolne tańce i okrzyki: „jakie wielkie święto”, „Bóg się rodzi”, „Wszyscy świętujmy”. We wschodnim Sudanie podczas liturgii tańczy się znacznie szybciej.

A co jest najważniejsze podczas Bożego Narodzenia? Pytam o doświadczenie z różnych czasów i miejsc.

Najważniejsze jest to, że Bóg się dla nas narodził. Im jestem starszy, tym bardziej nie mogę się nadziwić tej Jego miłości do nas.

***
Ksiądz Marian Sedlaczek (ur. W 1926 r. w Warszawie), harcerz i powstaniec z batalionu „Gustaw”. Formację kapłańską otrzymał w Polskim Seminarium Duchownym w Paryżu, później na Uniwersytecie Katolickim studiował jeszcze filozofię, teologię i pedagogikę katechetyczną. Święcenia kapłańskie przyjął w 1952 r. W latach 1974-1980 był proboszczem w Rosku nad Notecią. W 1980 r. wyjechał do Senegalu, gdzie przez 17 lat pracował w Niższym Seminarium Duchownym w Ngazobil. Obecnie jest rezydentem w parafii pw. Św. Michała w Poznaniu. W 2013 r. otrzymał Złoty Krzyż Zasługi.

Wywiad pochodzi z „Misyjnych Dróg” 1/2014

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze