Lebensborn: kradzież pamięci
Gdy miał pięć lat, został siłą odebrany rodzicom, by następnie zostać poddanym germanizacji. Gdy po II wojnie światowej matka go odnalazła i opowiadała o okropieństwach wojny, ten jej zaprzeczał, mówiąc, że to przecież Polacy dokonali mordów na Niemcach.
Młody Alojzy Twardecki nie mógł uwierzyć, że w Polsce istniały obozy koncentracyjne, w których to Niemcy byli oprawcami. Tłumaczył się między innymi tym, że niemiecka prasa przez lata podawała zupełnie inną wersję historii. Spotkanie z rodzicami w 1954 r. i dowiedzenie się tego, jak było naprawdę, było dla niego ciężkim szokiem.
Kradzież
Alojzy był jednym z ponad dwustu tysięcy polskich dzieci, które zostały wywiezione do Niemiec i poddane germanizacji w specjalnie przeznaczonych do tego ośrodkach – tzw. Lebensborn. Ośrodki te funkcjonowały oficjalnie jako organizacje opiekuńczo-charytatywne, w rzeczywistości jednak były miejscem gdzie przychodziły na świat i wychowywały się (urodzone tam bądź sprowadzone siłą) dzieci „czystej rasy”. W praktyce były to dzieci z różnych części okupowanej Europy typowane przez Niemców do tego, by stać się rasowymi „aryjczykami”.
Przebywanie w takim ośrodku oznaczało nie tylko odpowiednie wychowanie i edukację. Wszystkim pojmanym dzieciom niszczono wszelkie dokumenty i nadawano nową, aryjską tożsamość. Dbano o to, by wszystkie były w początkowym stadium życia, tak by łatwo przyjęły nową rzeczywistość, rodzinę i przyjaciół. Również Alojzy Twardecki stał się Alfredem Hartmannem. Wiele lat później, gdy wojna się już skończyła, jego matka postanowiła go odnaleźć. Gdy się spotkali, Alojzy nie mógł wyjść ze zdziwienia.
Słuchałem historii o heroicznych zmaganiach uczestników Powstania Warszawskiego, o bohaterstwie dzieci Warszawy, o Armii Krajowej, zamachu na Kutscherę i Cafe-Club, o potężnym ruchu partyzanckim… i traciłem poczucie rzeczywistości. Przecież nic o tym nie wiadomo w Niemczech.
Musiał pozostać w Polsce, ponieważ władze komunistyczne pozbawiły go niemieckiego paszportu. Właściwie od początku uczył się języka polskiego, poznawał historię Polski i swojej rodziny. Akcentu jednak już się nigdy nie pozbył.
Pojednanie
Alojzy opisał swoje przeżycia w głośnej książce „Szkoła janczarów. Listy do niemieckiego przyjaciela”, z której wiele ludzi dowiedziało się dopiero, jakimi metodami posługiwali się Niemcy, by zgermanizować małe dzieci. Alojzy jednak przez całe życie aktywnie działał na rzecz zbudowania pomostu porozumienia pomiędzy Niemcami i Polakami. Przekonał się na własnej skórze, co oznacza obrabowanie z pamięci i tożsamości, a jednak był jedną z ważniejszych osób, która o to bezcenne porozumienie zabiegała.
Kilka lat później polscy biskupi wystosowali list, nazwany później orędziem, w którym „przebaczają i proszą o przebaczenie”. Było to jedno z pierwszych wydarzeń, które zapoczątkowały proces pojednania nie tylko Kościołów, ale społeczeństwa polsko-niemieckiego. Jednym z ważniejszych momentów była również Msza św. w polskiej miejscowości o nazwie Krzyżowa, podczas której Tadeusz Mazowiecki i zmarły niedawno Helmut Kohl, przekazali sobie znak pokoju. Wydarzenia te były przełomowe: jak się później okazało, patrzyła na nie cała Europa. W Krzyżowej powstała niedawno wystawa stała nieotwartego jeszcze Muzeum Historii Polski, pt. „Odwaga i pojednanie”, która celowo zbudowana w kształcie labiryntu, opowiada o zawiłej historii Polski i Niemiec.
Dzisiaj powołany został zespół Konferencji Episkopatu Polski ds. Kontaktów z Konferencją Episkopatu Niemiec, który zaapelował niedawno o podtrzymanie owoców pojednania, które – choć już się rozpoczęło i trwa – na dobre jeszcze się nie zakończyło. Nie może się skończyć, póki wszyscy nie poznamy prawdy. A ta, jak się okazuje, wciąż pokazuje nowe oblicza.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |