fot. PAP/Marcin Bielecki

Lekcje w dresie i natłok sprawdzianów – podsumowanie pandemicznego roku szkolnego 

W miniony piątek zakończył się rok szkolny 2021/2022. Kolejny już rok, podczas którego uczniowie i nauczyciele mieli okazję przekonać się o plusach i minusach nauki zdalnej. Których z nich było więcej? Sprawdźmy. 

Sobota, weekend u rodziców, na zewnątrz ponad 30 stopni Celsjusza. Czekam, aż się trochę ochłodzi, by wybrać się na pobliski plac zabaw i do skateparku, gdzie zawsze przebywa dużo dzieci i młodzieży z okolicznych miejscowości. Mam więc nadzieję, że znajdę chociaż kilku rozmówców. Tylko dwie osoby dały się namówić na odpowiedź. Próbuję więc po raz kolejny – tym razem w Poznaniu. Na szczęście rezultat jest lepszy. Oprócz tego wysyłam też wiadomość na Facebooku do znajomych uczniów. Jednak nie każdy z nich chce się wypowiadać, bo „właściwie nie wiem, co mam powiedzieć, nauka jak nauka, po powrocie do szkoły tylko więcej sprawdzianów”. Ale czy we wszystkich szkołach tak było? 

Paulina, uczennica 6 klasy szkoły podstawowej 

Dla mnie nauka zdalna to było bardzo dobre rozwiązanie i żałuję, że się skończyło. Mieszkam w jednej z okolicznych wiosek i normalnie muszę dojeżdżać do szkoły około 20 minut rowerem. Dzięki pandemii zaoszczędziłam ten czas. Mogłam nie tylko się wyspać, ale przy okazji nauczyć się wielu nowych rzeczy. Czasami w przerwie między lekcjami przygotowywałam obiad albo coś piekłam. Wiem, że niektórzy z moich rówieśników narzekali na pomaganie rodzicom, ale mi akurat się to podobało. Jeśli z kolei chodzi o samą naukę, to nie uważam, żebym miała jakieś specjalne braki z powodu uczenia się online. Tylko dobiła mnie liczba sprawdzianów po powrocie do trybu stacjonarnego. Było ich naprawdę dużo i dzisiaj jestem wręcz z siebie dumna, że dałam radę.

>>> Abp Gądecki: wakacje to okazja do wypoczynku dla ciała i ducha

fot. EPA/Tamas Vasvari

Daniel, uczeń 4 klasy szkoły podstawowej 

Mi szkoła zdalna kojarzy się przede wszystkim z mniejszą ilością nauki i łatwiejszymi testami. Nawet nauczyciele wydawali się jacyś milsi i może trochę zagubieni w tym wszystkim. Wiem jednak, że w szkole nauczylibyśmy się więcej i szybciej. Czasami nawet połowę lekcji trwało samo sprawdzanie obecności, bo większość nauczycieli wymagała kamerek, a nie każdy chciał je włączyć. Przez to dostawaliśmy często dużo zadań domowych, które i tak nie zawsze były sprawdzane, no bo jak? Później trudno było też przyzwyczaić się do nauki stacjonarnej. Zadania domowe musiały być odrobione, bo pani każdego dnia przechodziła po klasie i sprawdzała. Zdarzało się też, że przerabialiśmy dwa tematy na jednej lekcji, żeby nadrobić to, z czym byliśmy w tyle przez tryb online. Dlatego w sumie cieszę się, że skończyliśmy ten rok szkolny normalnie i mam nadzieję, że następny będzie taki cały. Bo nie chcę znowu być dosłownie zawalony nauką z powodu kolegów, którzy mieli problem żeby włączyć kamerkę.  

Sebastian, uczeń 3 klasy technikum 

Widzę dużą różnicę między nauczaniem zdalnym w pierwszym roku pandemii i tym, które jest teraz. Wtedy nie wszystkie lekcje się odbywały. Najpierw w ogóle nauczyciele musieli odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Wiem od kolegów ze starszych klas, którzy kończyli w tym czasie szkołę, że nawet nie mieli żadnych problemów przez to, że zamiast łączyć się na lekcje, to korzystali z okazji i byli w pracy. Właściwie dopiero od roku szkolnego 2020/2021 zaczęło się wszystko zmieniać. Był jakiś konkretny plan na naukę zdalną, sprawdzanie obecności, testy online, zadania domowe, które przesyłaliśmy nauczycielkom. Jakoś to wszystko funkcjonowało. Podobnie było w tym roku, który się właśnie skończył. Sam to odczułem, bo jak zaczynałem lekcje o 8, to często do 15 siedziałem przed komputerem. Tyle tylko że nie musiałem nigdzie dojeżdżać. Niestety nie ominęło nas odrabianie niezrealizowanego materiału, a i tak mam wrażenie, że nie o wszystkim, co jest w podręczniku udało się nauczycielce powiedzieć. Dlatego obawiam się, jak to będzie w klasie maturalnej. Rodzice w związku z tym zapisali mnie już na korepetycje z angielskiego i z matematyki. Bo przecież maturę jakoś muszę zdać.

Natalia, uczennica 5 klasy szkoły podstawowej

Mi bardzo trudno było się przystosować do nauki stacjonarnej. Jak się dowiedziałam, że zaczynamy znowu chodzić do szkoły to bardzo to przeżywałam. Cieszyłam się w sumie tylko na spotkanie z kolegami i z koleżankami. Przerażało mnie to, że znowu będę musiała siedzieć przez 45 minut w ławce, chodzić do tablicy i w ogóle spędzać tyle czasu w szkole. Lekcje online to było coś zupełnie innego – wstawałam nawet 5 minut przed zajęciami, ubierałam dres i tak szczerze to nawet nie zawsze odrabiałam zadania domowe. Nauka stacjonarna to jak dla mnie dużo więcej obowiązków. A tym bardziej taka po pandemii, kiedy mieliśmy jeszcze jakiś dodatkowy i zaległy materiał do przerobienia. No i sprawdziany. Miałam wręcz wrażenie, że nauczyciele nas każą za to, że nie chodziliśmy normalnie do szkoły i urządzili jakieś testowe wyścigi.

>>> Poznaj rodziny, które spędzają wakacje na… głoszeniu Ewangelii

fot. PAP/Marcin Bielecki

Bartek, uczeń 2 klasy liceum 

Kiedy zaczęła się nauka zdalna, to chodziłem jeszcze do ósmej klasy szkoły podstawowej. Chyba nigdy nie zapomnę ciśnienia ze strony nauczycieli i ciągłego powtarzania nam, żebyśmy nie zapominali w domu o nauce, bo przed nami egzaminy. Na początku oczywiście nie wziąłem sobie tego do serca i wręcz korzystałem z uroków możliwości niechodzenia do szkoły. Oczywiście logowałem się na wszystkie lekcje, ale nie zawsze musieliśmy mieć włączone kamerki, więc często łączyłem się z łóżka. Było to bardzo wygodne – do czasu, aż nauczyciele zrobili nam online próbne testy i okazało się, że wcale tak dobrze mi nie poszło, a chciałem się dostać do dobrej szkoły średniej. Wtedy zacząłem chodzić na korepetycje z polskiego i z angielskiego i jakoś udało mi się wszystko zdać. Dużo lepiej oceniam naukę zdalną już w liceum. I nawet po powrocie do lekcji stacjonarnych nie było tak źle, a nauczyciele byli dużo bardziej wyrozumiali.  

Sylwia, 8 klasa szkoły podstawowej 

Do nauki zdalnej musiałam wypracować sobie jakąś rutynę. Na początku robiłam tak, że kończyłam lekcje, zamykałam laptopa i szkoła dla mnie nie istniała. Uczyłam się dopiero na chwilę przed sprawdzianami albo kartkówkami. Później jednak nauczyłam się robić tak, że po skończonych lekcjach chwila przerwy i chociaż godzinę przeznaczałam na dodatkową naukę i powtórki do egzaminu ósmoklasisty. Dzięki temu dopiero od czasu pandemii i zdalnych lekcji mam na świadectwie czerwony pasek. Poza tym zauważyłam, że wtedy było mi jakoś łatwiej usiąść do książek niż teraz, gdy wróciliśmy już do szkoły. Z plusów nauki stacjonarnej zauważam jednak to, że na przykład na matematyce szybciej i łatwiej mogę coś zrozumieć, gdy nauczycielka tłumaczy wszystko po kolei na tablicy i rozwiązujemy razem z nią zadania. Jakoś równania wyjaśniane na ekranie były dla mnie czarną magią i musiałam wtedy spędzać więcej czasu nad nimi sama albo z rodzicami. 

Daria, nauczycielka historii w szkole podstawowej w Poznaniu  

Nauka zdalna z mojej perspektywy była dużo bardziej wymagająca niż ta stacjonarna. Spędzałam znacznie więcej czasu na przygotowanie się do lekcji. Robiłam dla uczniów prezentacje, żeby jakoś przyciągnąć ich uwagę. O wiele trudniej zrobić to za pomocą komputera, kiedy tak naprawdę nie ma się pojęcia, czy dane dziecko cię w ogóle słucha. Trudniej też sprawdzać ich wiedzę. Bo przecież nie wiem, czy czasami przed uczniami lub obok nich nie leży jakaś ściąga, do której łatwo mogą zajrzeć. Jakimś dziwnym trafem niemal wszystkim w tym czasie poprawiły się oceny. A kiedy już wróciliśmy do szkoły to niektórzy nie mieli pojęcia, o czym mówię, mimo że wcześniej z tego materiału dostali piątki. Dlatego cieszę się, że chociaż pod koniec roku wszystko się unormowało.  

Sam powrót też był dla moich uczniów trudny. Mieli nawet problemy z tym, żeby przez całe 45 minut skupić się na lekcji. Praktycznie już w połowie zajęć zaczynali się nudzić i ziewać. Zdarzało się więc, że robiłam pięciominutowe przerwy, podczas których mogli swobodnie ze sobą porozmawiać czy też nawet przejść się po klasie. Pracuję jako nauczycielka od prawie dziesięciu lat, dlatego też mogę stwierdzić, że nauka zdalna rozleniwiła uczniów. Stali się jakoś mniej aktywni na lekcjach i trudność sprawiała im praca w grupie, nie potrafili się zorganizować, podzielić zadaniami i wybrać lidera. Mam więc wrażenie że ten rok był jeszcze takim rozgrzewkowym i dopiero w przyszłym tak naprawdę w miarę wrócimy do normy.

>>> Bezpieczni uczniowie – profilaktyka w szkołach katolickich

Szkoła Animatorów Misyjnych
fot. arch. PDM

Agnieszka, nauczycielka języka angielskiego w liceum w południowej Wielkopolsce 

Przede wszystkim muszę powiedzieć, że się cieszę, że przyszły rok zapowiada się w trybie stacjonarnym. Mam ogromną nadzieję, że właśnie taki pozostanie. Bo nauka w szkole ma dla mnie o wiele więcej korzyści niż ta zdalna. Oczywiście w przypadku języka angielskiego mogłam bez problemu sprawdzać wymowę uczniów czy też rozumienie przez nich tekstów, robiłam też kartkówki i testy online. Ale to sprawdzanie wiedzy wygląda jednak inaczej w przypadku trybu stacjonarnego. No i nie zliczę, ile razy było tak, że kazałam obejrzeć uczniom kilkuminutowy film, a po nim już nie łączyli się na lekcje. W szkole nikt mi nagle nie znika podczas lekcji i pracując w małej grupie mam pewność, że wszyscy skupiają się na temacie, a nie na tym, co mają otwarte w innej zakładce przeglądarki. Dużą różnicę zauważyłam też w przypadku maturzystów – ci, którzy przystępowali do matury w tym roku byli do niej moim zdaniem lepiej przygotowani. Mogliśmy spokojnie poćwiczyć jej poszczególne części i co najważniejsze – przygotować się do części ustnej. Sama mam też dzieci w wieku szkolnym i z perspektywy matki może i znalazłabym więcej plusów nauki zdalnej, takich jak brak codziennych dojazdów. Ale z perspektywy nauczycielki jestem raczej przeciwko. Zdecydowanie wolę widzieć moich uczniów na żywo podczas lekcji, a nie tylko przez kamerę. 

Plusy i minusy 

Chociaż osoby wypowiadające się w tym tekście pochodzą z dwóch dość różnych miejscowości, to w ich wypowiedziach można zauważyć wiele podobieństw. Uczniowie wśród zalet nauki zdalnej najczęściej wymieniali możliwość dłuższego spania i brak dojazdów. Niektórzy w tym czasie zdobywali też lepsze oceny, co dla nauczycieli było dość podejrzane. Zauważają oni bowiem więcej plusów nauki stacjonarnej, przyznając, że wolą mieć bezpośredni kontakt z uczniami. Dzięki temu mogą bowiem lepiej weryfikować ich wiedzę.  

Natomiast minister Przemysław Czarnek w zeszłym tygodniu, wychodząc naprzeciw wszystkim przeciwnikom lekcji online, deklarował, że przyszły rok szkolny będzie na pewno w trybie stacjonarnym. Tylko wciąż otwarte pozostaje pytanie – jakie plany ma na ten czas pandemia?

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze