fot. cathopic

Lubię czasem pójść na mszę z udziałem dzieci. Dlaczego?

Dziś Międzynarodowy Dzień Dziecka. Choć jesteśmy dorośli, to po cichu przypominamy sobie dzisiaj czas dzieciństwa. Ja z tej okazji zapraszam na pewną refleksję o Kościele. 

Prawie w każdej parafii w programie mszy św. w niedzielę jest Eucharystia z udziałem dzieci. Jestem dorosły, nie mam własnych pociech, a jednak czasem lubię pójść na taką mszę. Dlaczego? – zapytacie. Otóż taka msza burzy mój uporządkowany świat osoby dorosłej. I to jest piękne. W dorosłym życiu popadamy w pewne schematy, zaczynamy sztywno trzymać się wyznaczonych reguł. Unikamy spontaniczności – także w podejściu do wiary. Nasze życie zaczyna wypełniać nuda i rutyna. Pójście na mszę św. z udziałem dzieci pozwala zobaczyć, że jest jednak świat kierujący się zupełnie innymi zasadami. Świat dzieciństwa, do którego warto czasem wrócić. 

cathopic

Kosmos 

Msza św. z udziałem dzieci kojarzy mi się z kosmosem lub z atomem. Oto w ławkach siedzą skupieni na modlitwie dorośli – ja nieruchome gwiazdy. Tymczasem wokół nich jest pełno meteorów, planet i komet, które poruszają się we wszystkich kierunkach. Albo wolnych elektronów. Mowa oczywiście o dzieciach, które niekoniecznie grzecznie siedzą w ławkach – zamiast tego ogarniają całą przestrzeń kościoła. Biegają wszędzie – nawet rodzice nie mogą czasem ich dogonić. Zdarza się wtedy nawet usłyszeć , jak ktoś pod nosem komentuje złe wychowanie tych dzieci… A mnie to wcale nie burzy! Więcej, to dla mnie powód do radości! Bo przecież życie nie polega na ciągłym skupieniu i powadze. Bóg chce dla nas szczęścia. Nie tylko tego wiecznego – po śmierci doczesnej – ale też tutaj. I te dzieci biegające we wszystkich kierunkach są po prostu znakiem radości. One mają jeszcze czas na siedzenie w ławce i skupienie na modlitwie. Na razie modlą się przez to, że po prostu są. I biegają. 

Skąd pochodzi św. Mikołaj? 
Z Japonii.

Nie bądźmy faryzeuszami 

Niektórzy mogą narzekać, że przez obecność dzieci na mszy św. trudniej się skupić. To fakt, tak rzeczywiście może być. Ale Bóg jest dla wszystkich. Jeśli narzekamy na obecność i aktywność dzieci w czasie mszy św., to poniekąd dokonujemy wykluczenia ich ze wspólnoty. A jednocześnie próbujemy pokazać swoją moralną wyższość – bo w naszym przekonaniu tylko modlitwa pełna skupienia, powagi i patosu będzie wysłuchana. Myślę, że jest w nas wtedy sporo z faryzeuszów. Tymczasem Jezus powiedział, żeby pozwolić dzieciom na przychodzenie do Niego. Dlatego potraktujmy to jak dar. Jeśli dzieci nas rozpraszają – to jest to święte rozproszenie! Ja uwielbiam ten chaos. Ostatnio np. dwójka maluchów siedzących w ławce przede mną skupiła się liczeniu kwadratów na suficie świątyni. Robili to wytrwale przez kilkanaście minut. Wyniki były różne. Sympatycznie patrzyło się na tych młodych matematyków, którzy nie rozumieli jeszcze liturgii, ale cieszyli Boga swoją obecnością. Cieszyli Boga tym, że liczyli te kwadraty. Też muszę je kiedyś policzyć! 

cathopic

Tata i dziecko 

Tak naprawdę każdy z nas powinien mieć w sobie odrobinę dziecka. Nie chodzi o bycie dziecinnym – to byłoby zwyczajnie infantylne. Ale chodzi o to, by względem Boga być dzieckiem. By się do Niego przytulić, poprosić o pomoc i przy Nim zwyczajnie być. Myślę, że w kontekście życia duchowego Bóg chciałby widzieć nas jako takie wolne, biegające elektrony. On chce w nas kreatywności, spontaniczności, odrobiny szaleństwa. Nie mamy być w wierze „sztywniakami”. Pan chce byśmy rozwijali się w wierze – dlatego trzeba nam czasem zaszaleć i zaryzykować. To nasz Tata, bądźmy dla Niego dziećmi. 

Za co chcesz się pomodlić? Za rodziców. 
A o co prosisz dla rodziców? Żeby byli grzeczni!

Prościej 

Lubię chodzić na msze św. z udziałem dzieci, bo pomagają mi spojrzeć inaczej na rzeczywistość. Jako dorośli mamy tendencje do komplikowania wielu spraw. Tymczasem na takiej Eucharystii człowiek uświadamia sobie, że życie jest proste, a nie skomplikowane. Uwielbiam kazania skierowane do dzieci. Dorosłym wydaje się, że potrzeba wielkich słów, mów teologicznych, żeby zrozumieć Boga. A dzieciom o Bogu mówi się w prostych słowach – a treść pozostaje głęboka. Dzieci potrafią też zaskoczyć. Pewien ksiądz zadał dzieciom w trakcie kazania pytanie o to, do czego zachęca nas Jezus w przypowieściach. Czekał na konkrety. Swoją odpowiedzą – zakonnika i  pozostałych dorosłych – zaskoczył mały chłopiec. Powiedział: „do zgłębiania wiary”. Zapewne mało komu przeszła przez głowę tak głęboka, mądra, a zarazem prosta odpowiedź.   

Jesteśmy dziećmi 

Znam księdza, który po mszy św. zostaje w kościele i opowiada dzieciom bajki. Sam lubię zostać i posłuchać jego opowieści. Bohaterami są najczęściej zwierzęta. Ostatnio był to zając Felek. Ale oczywiście bajka służy do obrazowania Ewangelii. Kapłan ten ma zdolność przełożenia na bajkowy świat często niełatwych treści. Udaje mu się jednak wszystko sprowadzić do konkretnych czynów i działań. To trafia do dzieci, ale też do dorosłych. Bo my wszyscy potrzebujemy konkretu. Każdy z nas ma w sobie coś z dziecka – i nie ukrywajmy tego. Dzień Dziecka to dzień każdego z nas!

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze