fot. EPA/VALDA KALNINA

Maciej Kluczka: migranci nas podzielili, zanim zdążyli przekroczyć nasze granice [KOMENTARZ]

Przyznam, że jestem w tę dyskusję zaangażowany. Już tak mam, po ludzku i po dziennikarsku. Śledzę sytuację na granicy polsko-białoruskiej od samego początku. Codziennie rano i codziennie wieczorem w modlitwie wspominam ludzi, którzy tam są, którzy trafili w czarną dziurę niemocy.  

Dziurę prawną, polityczną i niestety także tę najbardziej bolesną: bo humanitarną. Rozumiem wszystkie aspekty tej skomplikowanej sprawy i mimo że chciałbym, aby polskie państwo mogło im pomóc, to rozumiem argumenty, że nie jest to takie łatwe. Zanim jednak napiszę o argumentach, to chciałbym napisać o tym, co boli mnie najbardziej. To poziom naszej – Polaków – dyskusji na ten temat. Poziom bardzo często rynsztokowy. 

>>> Konsystorz Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w RP apeluje o wsparcie dla osób na granicy polsko-białoruskiej 

Policja i wojsko w pobliżu Usnarza Górnego, fot. PAP/Artur Reszko

Im ostrzej, tym lepiej? 

Rozumiem emocje. Z jednej strony chodzi o ludzi w potrzebie, z drugiej o działania reżimu w Mińsku, które mają na celu destabilizację sytuacji na naszej granicy, a co za tym idzie – także w Unii Europejskiej. Te emocje jednak nie usprawiedliwiają nienawiści i zawiści, jakie idą w parze z licznymi komentarzami. Przyznam wprost: jako dziennikarz widziałem już wiele, ale to, co widzę w ostatnich dniach zaskoczyło nawet mnie. I nie było to pozytywne zaskoczenie. Najwięcej hejtu wywołało zachowanie trzech osób. Najpierw posła Koalicji Obywatelskiej Franka Sterczewskiego, który z torbą produktów pierwszej potrzeby próbował przedrzeć się przez mur funkcjonariuszy Straży Granicznej, by dotrzeć do migrantów. Zachowanie Franka Sterczewskiego (tak – niezgodne z prawem, tak – ryzykowne) wywołało taką burzę, że niektórzy najlepiej pozbawiliby go immunitetu poselskiego i odesłali do Mińska, do prezydenta Łukaszenki. Sterczewski to polityk, krytyka wobec nich (nawet jeśli bardzo ostra) mniej boli. Politycy muszą mieć grubszą skórę, co jednak nie usprawiedliwia hejtu wobec nich. Mimo wszystko uznałem to jeszcze za coś, co jest już (niestety) standardem, co jest brzydszą stroną naszej publicznej debaty. Za coś, do czego się (ponownie niestety) przyzwyczailiśmy. Rację mają też ci, którzy w tych politycznych wizytach na granicy widzą przede wszystkim chęć lansowania się. I tak też może być. Pamiętajmy jednak, że parlamentarzyści – zgodnie ze swoim immunitetem – mają prawo do poselskich czy senatorskich interwencji. I robią to w wielu bardzo różnych sprawach.  

Meksyk: migranci z Gwatemali, fot. EPA/Juan Manuel Blanco

Ksiądz klaunem? 

Ręce jednak mi opadły, gdy hejt spotkał dwóch duchownych, którzy postanowili przyjechać na granicę i przekazać koczującym zgrzewki wody. To ks. Wojciech Lemański i pastor protestancki Michał Jabłoński. Obaj grzecznie i bez próby łamania prawa podeszli do strażników i poprosili o to, by mogli na linii granicznej zostawić wodę dla migrantów. I co się stało później? Lawina hejtu, prawdziwa lawina. Wielkie kamienie nienawiści zwaliły się na głowy tych dwóch duchownych. Nie będę opisywał każdego kamienia tej lawiny. Przytoczę jeden z nich. Publicysta o konserwatywnych poglądach, Witold Gadowski, wrzucił na Facebooka zdjęcie z księdzem Lemańskim i opatrzył je komentarzem: „Żałosny klaun. To taki ksiądz, jak z jeża materac”. Przyznam, że zabrakło mi sił. Rozumiem, akcja posła Sterczewskiego może się nie podobać. Mamy prawo ją krytykować, choć już nie sączyć przy tym nienawiści. Tylko jak można dążyć do zdeptania człowieka, jego godności, odczłowieczania? Nawet jeśli panu Gadowskiemu nie podobała się ta wyprawa i ten pomysł, to jako publicysta ma całą gamę słów i wyrażeń, którymi może wyrazić ostrą krytykę czyjego postępowania. Choć ja, przyznam się, nie mogę zrozumieć, jak przywiezienie zgrzewek wody i przekazanie ich wojskowym może budzić aż takie wątpliwości, krytykę i złośliwości.  

>>> Marcin Wrzos OMI: granica z różańca i drutu kolczastego [FELIETON]

fot. Twitter

Dobrze, przyjmijmy, że ktoś jest bardzo przeciwny tego typu akcjom. Ma do tego prawo. Jednak nie ma prawa do sączenia nienawiści! Mówi się, że to autor hejtu sam sobie wystawia  świadectwo. Trzeba jednak pamiętać, że uderza to też w jego adresata, a rykoszetem we wszystkich, którzy są tego świadkami. Standardy naszej publicznej dyskusji spadają z roku na rok coraz bardziej. Jeszcze dziesięć czy pięć lat temu niektóre stwierdzenia nie przeszłyby przez usta osobom znanym publicznie. A gdyby tak się stało, to od razu uznałyby swój błąd, a ich reputacja i tak mocno by ucierpiała. Teraz? Najczęściej uchodzą za bohaterów publicznej wojny, a internetowe tytuły krzyczą: „zmiażdżył”, „pokonał”… Publicyści biją się godzinami na Twitterze czy Facebooku, posłowie krzyczą na siebie z mównicy sejmowej. „Dokąd zmierzamy?” – chciałoby się zapytać… Nie mówię, by debata publiczna przypominała wypas potulnych owieczek na łące. Tak nigdy nie będzie i chyba też nie o to chodzi. Są jednak granice między ostrą krytyką a hejtem.  

>>> Episkopat: uciekającym przed prześladowaniami winniśmy okazać postawę chrześcijańskiej gościnności

Zastanawiałem się, czy ci wszyscy komentatorzy (często przecież chrześcijanie, katolicy) aż tak bardzo mają gdzieś słowa i wezwania naszych biskupów? Prymas – w uroczystość Matki Bożej Częstochowskiej – mówił na Jasnej Górze, że każde życie jest święte, także życie migranta. Czy szydząc z migrantów w haniebnym stylu („źle wybrali kierunek wakacji”) realizujemy przykazanie miłości bliźniego? Duchowni zebrani na Radzie Biskupów Diecezjalnych napisali w komunikacie, by „sytuacja migrantów budziła w nas zrozumienie, współczucie i pomoc”. I oczywiście to politycy będą decydować, jak rozwiązać tę sytuację. I oczywiście każdy z nas może te rozwiązania różnie oceniać, ale nikt z nas nie ma prawa do deptania godności innej osoby.  

Prymas Polski abp Wojciech Polak, fot. PAP/Waldemar Deska

Hejt – grzech powszedni  

Gwoli sprawiedliwości – hejtem grzeszą praktycznie wszyscy. W sprawie migrantów koczujących przy polskiej granicy granicę smaku przekracza też „druga strona” sporu. Ci, którzy optują za przyjęciem tych ludzi do Polski i otoczeniem ich opieką też potrafią powiedzieć o kilka słów za dużo. Przytaczać wypowiedzi Władysława Frasyniuka nie muszę. Do niego dołączyli protestujący przed siedzibą Straży Granicznej w Warszawie. Wykrzykiwali słowa powszechnie uznane za obraźliwe.  

>>> Maciej Kluczka: organizujmy debatę, a nie kłótnię

Migranci z Afganistanu, fot. EPA/SEDAT SUNA

Sytuacja na polsko-białoruskiej granicy jest bardzo skomplikowana. Można zrozumieć argumenty premiera, który mówi o hybrydowej wojnie, którą prowadzi Alaksandr Łukaszenka. Powszechnie znane są trasy „turystyczne”, którymi białoruskie biura sprowadzają Afgańczyków i Irakijczyków do Mińska, a później na granicę z Litwą czy Polską. Mamy prawo chronić naszą granicę przed nielegalną migracją. Jednocześnie doszło do niezaprzeczalnego faktu: ci migranci (wśród nich prawdopodobnie uchodźcy) złożyli wnioski o przyznanie ochrony międzynarodowej. Zrobili to tak, że usłyszeli to funkcjonariusze Straży Granicznej (także m.in. pracownicy Biura Rzecznika Praw Obywatelskich). To powinno automatycznie uruchomić procedurę rozpatrzenia wniosków (przewiezienia tych ludzi do zamkniętych i bezpiecznych ośrodków, i rozpatrzenia, czy ich wnioski są zasadne). To, że nie zrealizowaliśmy tej procedury, stawia nas w złym świetle w kontekście przestrzegania prawa polskiego i międzynarodowego. Teraz, dodatkowo, Europejski Trybunał Praw Człowieka wydał postanowienie, w którym zobowiązuje Polskę do przekazania migrantom żywności, wody i zapewnienia im opieki medycznej. Jednocześnie nie oznacza to wymogu przyjęcia tych ludzi na nasze terytorium. Polski rząd odpowiada, że konwój z pomocą humanitarną miał wjechać na Białoruś, ale władze w Mińsku odmówiły. W tym kontekście trudno przyjąć argument, że taka pomoc (choćby w siatce) nie może być podana migrantom (zostawiona na linii granicy).  

Fot. pexels

To skomplikowane, ale to nie usprawiedliwia… 

Sprawa jest skomplikowana. Z jednej strony prawo, z drugiej polityka – także ta wroga, kreowana w gabinecie Łukaszenki. Pośrodku są ci nieszczęśnicy, którzy płacą już za to swoim zdrowiem. Oby nie zapłacili większej ceny. Można zrozumieć emocje, które niekiedy biorą górę. Nie mogę jednak zrozumieć tego, że ktoś je świadomie wywołuje i nakręca, i w nie brnie. Pokłóciliśmy się, ba! Wylaliśmy na siebie kubły pomyj – tylko dlatego, że mamy w tej sprawie inne zdania. Inne opinie w sprawie migrantów, którzy jeszcze nie zdążyli do nas wejść, a już pozwoliliśmy na to, by stali się przyczyną naszej nienawiści. Do samych siebie nawzajem…  

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze