Maciej Kluczka: nie targujmy się o większą przestrzeń w kościołach. Nie dziś
– Wiosna będzie nasza, ale zima będzie jeszcze koronawirusa – powiedział wczoraj prof. Andrzej Horban, krajowy konsultant ds. chorób zakaźnych, główny doradca premiera ds. Covid-19. Wczoraj wraz z ministrem zdrowia Adamem Niedzielskim ogłaszali wydłużenie istniejących obostrzeń sanitarnych. Dołożyli też nowe.
Prof. Horban nie lubi słowa „obostrzenia”, woli raczej „zasady”, „zalecenia”, by – jak mówi – jak najwięcej osób w zdrowiu mogło przeżyć czas pandemii. Do istniejących obostrzeń dochodzą nowe, jeszcze bardziej uciążliwe. Po świętach wszystkie galerie handlowe znowu będą zamknięte (poza sklepami pierwszej potrzeby), w sylwestra mamy zostać w domach między godz. 19:00 a 6:00 rano (by na ulicach miast nie zbierały się tłumy witające nowy rok), zimą (przynajmniej do 17 stycznia) nie pojeździmy na nartach, nie zatrzymamy się w żadnym hotelu (nawet w podróży służbowej). Generalnie, nowy rok zaczniemy w reżimie narodowej kwarantanny.
Wciąż jest trudno
Wszystko po to, by – jak mówią eksperci ds. zdrowia – nie zaczynać bardzo prawdopodobnej trzecie fali epidemii na poziomie 10 tysięcy zakażeń dziennie. Wtedy nasza i tak już obciążona służba zdrowia może po prostu tego nie wytrzymać. Życia w tych obostrzeniach mogą niestety nie wytrzymać też przedsiębiorcy (szczególnie ci, którzy pracują w usługach i turystyce). Wczoraj wicepremier Jarosław Gowin ogłosił kolejną odsłonę tarczy antykryzysowej (jej zasoby mają być uruchomione jeszcze w tym miesiącu). Wiemy jednak, że i poprzednie „tarcze” nie chroniły przedsiębiorców przed wszystkimi groźnymi ekonomicznymi skutkami pandemii. Jak widać – sytuacja nie jest dobra, nasze codziennie trudy związane z obostrzeniami nie dość, że się wydłużają, to i się nasilają. Nadzieja w szczepionkach i lekarzach, którzy zapewniają, że ich skuteczność i bezpieczeństwo są sprawdzone. Do czasu wyszczepienia większej części polskiego społeczeństwa nie ma co liczyć na poluzowanie restrykcji. Także tych w kościołach.
>>> O. Lech Dorobczyński OFM: w Kościele chodzi o pojedynczego człowieka, a nie o masę [ROZMOWA]
W ostatnich dniach przewodniczący KEP abp Stanisław Gądecki wystosował apel do premiera z prośbą o zwiększenie limitu wiernych w kościołach. Obecnie obowiązujący to 1 osoba na 15 m2. Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski chciał, aby od świąt Bożego Narodzenia limit ten został zmniejszony do 1 osoby na 7 m2. „Podtrzymując surowe obostrzenia w kościołach, redukujemy cały okres świąteczny do kwestii dokonywania zakupów, dla robienia których rezygnuje się nawet z wolnej niedzieli” – napisał w liście do premiera Mateusza Morawieckiego abp Stanisław Gądecki. Trudno się z tą argumentacją nie zgodzić. Sam byłem – niejednokrotnie – świadkiem trudnych sytuacji, gdy na niedzielne msze czy poranne roraty obsługa kościoła nie mogła wpuścić wszystkich wiernych, którzy chcieli uczestniczyć w nabożeństwie. To trudne chwile. Dla wszystkich.
>>> 989 – całodobowa infolinia ws. szczepień na COVID-19
Na razie bez zmian
Na poluzowanie zasad dotyczących kościołów jednak nie ma szans, przynajmniej do 17 stycznia. Pytany wczoraj o tę kwestię minister Niedzielski wyjaśnił, że limity nałożone na kościoły pozostają bez zmian. Zatem obowiązujący obecnie limit wiernych w kościołach to jedna osoba na 15 m2. W związku z pandemią biskupi w diecezjach przedłużyli do 27 grudnia dyspensę od obowiązku uczestnictwa w mszy w niedzielę i święta. Zapewne będą one teraz przedłużone (w niektórych diecezjach obowiązują dekrety do odwołania). Dodatkowo – dzięki zgodzie watykańskiej Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów – 25 grudnia, 1 i 6 stycznia kapłani (za zgodą ordynariusza) będą mogli sprawować większą liczbę mszy dziennie (cztery). To może pozwolić – w tych szczególnie świątecznych dniach – zwiększyć możliwość przyjęcia wiernych w murach kościołów. Są kraje – np. Belgia – w których zakaz publicznych ceremonii religijnych w miejscach kultu został przedłużony do połowy stycznia.
W związku wydłużonymi obostrzeniami na niektórych portalach (na szczęście nie jest ich wiele) oraz w niektórych komentarzach internautów pojawił się zawód przechodzący w zarzut. Sprowadzał się on do stanowiska: „Jak tak długo można?”, „To zabijanie ducha narodu!”, „To dyskryminacja katolików”. Przy okazji wiosennego zmniejszenia restrykcji (także w kościołach) część publicystów pisała: „Presja ma sens”, „Rząd w trzecim etapie odmrażania złagodził obostrzenia. To wprawdzie mały krok ku normalności, ale potwierdza on, że wierni powinni upominać się o swoje prawa. Walka trwa. Dołącz do protestu!”.
>>> „W oczekiwaniu na powrót”. Interesujący projekt fotograficzny episkopatu Anglii [GALERIA]
Potrzeba solidarności
Możliwe, że i podobne protesty pojawią się teraz. Mam jedną prośbę i propozycję: dołączmy – my, wierni – nie do protestu, ale do solidarności. Po pierwsze – trudno temu rządowi zarzucać antyklerykalizm czy wchodzenie na ścieżkę wojenną z Kościołem. Rząd wprowadza te zasady, bo w obliczu pandemii nie ma innego wyjścia. Po drugie – Kościół nie jest tu wyjątkiem. Galerie faktycznie się zamykają, hotelarze nie mogą przyjmować gości, branża turystyczna i usługowa walczy o życie. Są argumenty, że nie można porównywać życia duchowego do pójścia na siłownię czy do restauracji. Pełna zgoda. Jednocześnie – my, wierni, żyjemy w świecie, żyjemy w społeczeństwie i trudno sobie teraz wyobrazić zapełnianie kościołów, gdy inni nie mogą nawet otworzyć prowadzonej przez siebie od lat kawiarni czy klubu fitness. Nie targujmy się o kolejne metry kwadratowe, które mogą przypaść nam w udziale. Nasza wiara realizuje się najpełniej w sakramentach, ale nie jest to jedyny sposób na bycie w bliskiej łączności z Bogiem i innymi wiernymi. Pokazały to poprzednie miesiące pandemii, ale pokazały też czasy wojny, okupacji, pokazują to cały czas ludzie mieszkający w regionach, w których kapłan nie jest dostępny na wyciągnięcie ręki (to np. trudne pod tym względem tereny misyjne).
Boże wyzwanie
Potraktujmy ten czas jako kolejny etap potrzebnej społecznej solidarności i wytężonej modlitwy (bardziej w wymiarze indywidualnym). Kościoły na szczęście nie są zamknięte, odbywają się w nich nabożeństwa. Miejmy nadzieję, że w przyszłym roku świątynie będą mogły znowu wypełnić się wiernymi. Jestem w trakcie lektury książki ks. Tomáša Halíka „Czas pustych kościołów”. To zapis jego kazań i rozważań z ostatniego Wielkiego Postu. One wpisują się też w czas obecny. Na koniec – jako drogowskaz na ten niezwykle trudny i często bolesny czas – przytoczę myśl tego czeskiego duchownego: „Podczas gdy pierwszych chrześcijan, jak czytamy w Piśmie, ludzie rozpoznawali po ich wzajemnej miłości, nas ludzie często odróżniali po »chodzeniu do kościoła«. (…) Przyjmijmy nowość tej sytuacji jako Boże wyzwanie”.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |