Fot. NAC

Marcin Wrzos OMI: beatyfikacja – szkoda, że nie dla większej liczby osób [FELIETON]

Są takie momenty w życiu Kościoła, nazywanego też Ludem Bożym, kiedy pomagają mu wydarzenia wielkie. Nie zawsze byłem ich hurrazwolennikiem. Wolałem często nie być w tłumie, ale gdzieś na uboczu przeżywać te wydarzenia, obserwować, zapisywać w głowie i potem czasem do nich wracać, także czytając wystąpienia, homilie – choć nie zawsze.

Po prostu taka była, a może i jest, moja instrukcja obsługi. Niemniej wielkie celebracje wcale nie przekreślają indywidualnego i głębokiego ich przeżywania, a jednocześnie mają wpływ na rozwój wspólnoty, nadają pewien ton, nadzieję. Bez wątpienia takim wydarzeniem mogłaby być beatyfikacja kard. Stefana Wyszyńskiego – oby była. Wiadomo, że kard. Wyszyński wielkim człowiekiem był. Nie trzeba tego udowadniać. Jego życiorys to miłość do Kościoła uwiarygodniona cierpieniem, a do tego mądrość i prowadzenie tam, gdzie trzeba było dialogu z władzami PRL-u, a gdzie nie można było – bycie stanowczym (non possumus). Jak na tamte czasy – profetyczne inicjatywy duszpasterskie (m.in. Społeczna Krucjata Miłości, Wielka Nowenna przed Tysiącleciem Chrztu Polski z peregrynacją obrazu Matki Bożej Częstochowskiej zakończona Ślubami jasnogórskimi), bycie w zespole przygotowującym, a potem w prezydium obrad Soboru Watykańskiego II, miłość, szacunek do ludzi, pokora. Widać też w kardynale ewolucję poglądów od czasów przedwojennych, aż po kres życia. Było tego sporo. To tyko kilka wyjątków z jego życiorysu.

>>> Justyna Nowicka: znak pokoju nie jest tylko uprzejmością

Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

„Dziś” Kościoła nie jest łatwe. Znamy jak mantrę słowa, które pojawiają się w rozmowach świeckich i duchowych: pandemia; utrata wiarygodności przez grzechy mniej lub bardziej ważnych ludzi Kościoła; obraz Kościoła, który został wdrukowany w społeczeństwo – jako organizacji skostniałej, nieudolnej, złej; mniej ludzi, a szczególnie młodych, na niedzielnej Eucharystii. Katecheci przeżywają nagonkę, słysząc, ile ich praca kosztuje podatnika i że są niepotrzebni, a młodzi w niektórych miastach masowo się z katechezy wypisują – też dlatego, że jest taka moda lub dlatego, że katechezy są w planie szkoły bardzo niefortunnie ułożone. Świeccy przyznający się do Kościoła „obrywają” na imprezach rodzinnych, w szkołach, na uczelniach czy w miejscach pracy. Księża w sutannach/habitach z dala od kościołów to relikt, a gdy się pojawiają – to są często napiętnowani, a niektórym zwyczajnie jest trudno. Atmosfera nie jest łatwa. Oczywiście, to wszystko wiemy. Można wymieniać i wymieniać. Mam wrażenie, że w tę wyliczankę sami uwierzyliśmy, a przestaliśmy dostrzegać przede wszystkim dobro i piękno.

>>> To on dokona beatyfikacji kard. Wyszyńskiego i Matki Róży Czackiej

Koncert „Soli Deo” w wykonaniu Orkiestry Akademii Beethovenowskiej, Chóru Polskiego Radia i Górecki Chamber Choir w ŒŚwiątyni Opatrznośœci Bożej w Warszawie, fot. PAP/Tomasz Gzell

>>> Franciszek: wśród chrześcijan nie powinno być podziałów i konfliktów

Od ludzi Kościoła – też duchownych, ale i świeckich – słyszę głosy, że potrzebna jest dziś ta beatyfikacja jako duże wydarzenie. Nie tylko przeżywane z ekranu telewizora, komputera czy poprzez fale radiowe. Niejedynie dlatego, że kard. Wyszyński i m. Czacka byli wielkimi ludźmi, choć też, ale także dlatego, że potrzebujemy się spotkać. Rozejrzeć wokoło. Zobaczyć, że nie jesteśmy sami, że są tysiące, a może setki tysięcy i więcej, ludzi wierzących, którzy starają się żyć Chrystusem i Ewangelią. Ludzi, którzy wierzą, że Kościół się odradza i ewoluuje, aby żyć bardziej i bardziej. Ludzi, którzy potrzebują nadziei i chcą wydostać się z bańki jedynie złego Kościoła, w którą się nas wtłacza i mówiąc Gombrowiczem złą „przyprawia się nam gębę”. Ludzi, którzy wierzą, że w Kościele to, co pochodzi od Boga jest święte, a to, co ludzkie – różnie, ale jest przede wszystkim dobre. Na beatyfikacji będzie 6 tysięcy osób, co cieszy, z dużą przewagą świeckich. Skoro dziś, dla zaszczepionych, jest możliwa organizacja meczów na więcej niż 50 tys. ludzi w półotwartej przestrzeni (np. ten Polska-Anglia był sportowym wydarzeniem na wysokim poziomie), jeśli jest możliwość organizowania koncertów plenerowych na wiele tysięcy osób, to czemu nie można było zrobić beatyfikacji na lotnisku, plantach, łęgach czy w innych przestrzeniach? Czy nie wykorzystamy do końca jakiejś szansy? Ludzi, naprawdę, byłoby wielu.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze