Michał Jóźwiak: Kościół jest wiarygodny, kiedy stawia czoła problemom
Kwestia wiarygodności Kościoła jest w ostatnim czasie podejmowana bardzo często. Najczęściej w kontekście wyjaśniania przestępstw seksualnych. Naprawa wizerunku Kościoła to nie sprawa socjotechnicznych zagrywek, ale raczej zastosowania w praktyce zasad, które są podstawą naszej wiary. Kościół jest wiarygodny nie tyle, kiedy głosi Ewangelię, ale kiedy nią żyje. W każdym aspekcie.
Słowo „kryzys” w kontekście Kościoła odmieniane jest przez wszystkie przypadki. Fala ujawnień przestępstw seksualnych ze strony duchownych, do których dochodziło także w Polsce, obnażyła słabości naszej Wspólnoty. Nadszarpnęła też zaufanie do instytucji Kościoła, jej struktur i mechanizmów kontroli. Zaczęła pokutować mentalność klerykalna ograniczająca krytyczne spojrzenie na niektóre wręcz patologiczne zjawiska. Powoli otwieramy oczy i dociera do nas, że przez lata wielu nieletnim działa się krzywda, której nikt w porę nie zaradził.
Otwieramy oczy na krzywdę
Kościół nie jest jedynym miejscem, w którym dopiero od niedawna uświadamiamy sobie, jak działa mechanizm wykorzystywania seksualnego i zaczynamy nań właściwie reagować. Osoby poszkodowane w rodzinach, przez księży, przez wychowawców przerywają milczenie po latach. Widząc społeczne przełamanie w tym temacie, ośmielają się powiedzieć głośno o tym, że zostały zranione. Kościół nie działa idealnie, ale trudno zarzucić mu pasywność.
>>> Adam Żak SJ: pedofilia w Kościele to problem czarnych owiec, ale i struktur [ROZMOWA]
Papież Franciszek zareagował na kolejne fale ujawnień nieprawidłowości szczytem w Watykanie. Przewodniczący konferencji episkopatów z całego świata spotkali się, aby przede wszystkim wysłuchać głosu osób poszkodowanych przez duchownych oraz wymienić się pomysłami na budowanie sprawnego systemu wyjaśniania i prewencji. Podczas wystąpienia watykanistki Valentiny Alazraki padły szczególnie mocne słowa. Dziennikarka podkreśliła dobitnie, że media mogą i powinny wspierać Kościół w procesie oczyszczenia, ale konieczna jest postawa radykalnego sprzeciwienia się ukrywaniu pedofilii.
„Pomożemy wam odnaleźć zgniłe jabłka i przezwyciężyć opór przed oddzieleniem ich od tych zdrowych. Ale jeśli nie zdecydujecie się w radykalny sposób stanąć po stronie dzieci, matek, rodzin, społeczeństwa obywatelskiego, będziecie mieli rację bojąc się nas, bo my dziennikarze, którzy kochamy dobro wspólne, będziemy waszymi najgorszymi wrogami” – oświadczyła Alazraki.
Kościół poprawia procedury
Szczyt miał miejsce w lutym 2019 r. W maju tego samego roku papież Franciszek wydał motu proprio Vos estis lux mundi, które wprowadza jasne procedury prowadzenia postępowania w przypadku zgłoszenia wykorzystania seksualnego przez duchownego. To właśnie na podstawie tego dokumentu zostały wydane decyzje w sprawie bp. Edwarda Janiaka, abp. Sławoja Leszka Głódzia czy bp. Jana Tyrawy.
– Każda kolejna decyzja Stolicy Apostolskiej, która powołuje się na dochodzenie przeprowadzone w stosunku do biskupa oskarżonego o zaniedbania pokazuje, że papieskie motu proprio działa. Mamy już serię takich decyzji, a kolejne postępowania się toczą. To wstrząsające doświadczenie jest równocześnie dobre, bo służy odbudowaniu poczucia prawdy i sprawiedliwości, które są niezbędne dla życia Kościoła – mówi portalowi misyjne.pl ks. Piotr Studnicki. Duchowny zwraca uwagę na to, że tempo podejmowanych działań pozostawia jednak wiele do życzenia. – Nie ma co ukrywać, że przewidziane w dokumencie terminy nie zawsze są dotrzymywane. Kościelny prawodawca określił je chyba zbyt optymistycznie. Wydaje się, że jest to element, który wymaga weryfikacji i urealnienia – podkreśla kierownik Biura Delegata ds. Ochrony Dzieci i Młodzieży.
Ksiądz Piotr Studnicki zwraca też uwagę na kwestię komunikacji. Zauważa, że czasem osoby zgłaszające wykorzystanie nie są właściwie informowane o tym, na jakim etapie jest postępowanie. To sprawa, która mocno wpływa na transparentność całego postępowania. Widać jednak, że stopniowo ulega to poprawie. – Patrząc na komunikaty Nuncjatury Apostolskiej widać zmianę na lepsze. Do decyzji związanej z bp. Janem Tyrawą zostało dołączone wyjaśnienie. Nie ma tam może wielu szczegółów, ale powód decyzji został jasno wskazany – zaznacza ks. Studnicki.
Kwoty, których nie poznaliśmy
Brak transparentności dał o sobie znać również wtedy, kiedy pojawiła się informacja, że na konto Fundacji św. Józefa wpłynęły pieniądze ze strony abp. Sławoja Leszka Głodzia oraz kardynała Gulbinowicza, a właściwie osób, które wypełniały jego testament. Kwoty nie zostały podane do publicznej wiadomości.
– Nie pozwalają nam na to kwestie prawne, a konkretnie RODO. Konsultowaliśmy z prawnikami, co możemy przekazać i okazało się, że możemy potwierdzić jedynie wypełnienie decyzji Stolicy Apostolskiej, która została podana do wiadomości publicznej. My jesteśmy jedynie podmiotem, który został wskazany przez Watykan. Być może biskupi dostali od Stolicy Apostolskiej bardziej klarowne wytyczne, co do wysokości kwoty, ale w tej sprawie nie mam pewności – mówi ks. Studnicki. Zaznaczył jednocześnie, że bp. Edward Janiak nadal nie podjął się przekazania funduszy na rzecz Fundacji.
W tej sprawie Fundacja rzeczywiście ma związane ręce. Sygnał przejrzystości musi w tym przypadku pójść z samej góry, czyli z Watykanu. Określenie w komunikacie, że ukarany biskup ma wpłacić „odpowiednią kwotę” rodzi poczucie, że winowajca sam wymierza sobie wymiar kary.
Fundacja św. Józefa KEP
Chociaż są obszary, w których konieczne jest przyspieszenie procedur i zwiększenie ich przejrzystości, to jednak widać coraz więcej sygnałów, które należy odbierać pozytywnie. I nie są to wcale pojedyncze historie, ale regularnie wprowadzane rozwiązania systemowe. Jednym z ważnych elementów systemu jest właśnie Fundacja Świętego Józefa KEP. – Fundacja jest częścią systemu pomocy osobom pokrzywdzonym przez księży w sferze seksualnej. Wcześniej powstało Centrum Ochrony Dziecka (COD), które zajmuje się obszarem szkoleniowym oraz Biuro Delegata KEP ds. Ochrony Dzieci i Młodzieży. Fundacja posiada środki od diecezji w Polsce. Za każdego biskupa diecezja płaci 2000 zł, a za każdego księdza odprowadzana jest składka w wysokości 150 zł. w ciągu roku. Już drugi rok duchowni w sposób realny składają się na nasze działania. Dzięki temu mamy fundusze, żeby pomagać – tłumaczy Marta Titaniec z zarządu Fundacji św. Józefa.
>>> Zakony męskie zaczynają współpracę z Fundacją Świętego Józefa
Osoby poszkodowane mają więc miejsce, do którego mogą się zgłosić. To pierwszy, być może oczywisty, ale ważny punkt samego istnienia Fundacji. Kiedy już zdecydują się opowiedzieć o swojej krzywdzie, udzielana jest im konkretna pomoc. Nie zostają sami z procedurami. Mają zapewnione towarzyszenie, pomoc psychologiczną, duszpasterską (jeśli jej sobie życzą) i prawną i edukacyjną. Oprócz działania indywidualnego, Fundacja wspiera też rozwijanie struktur w diecezjach, które zajmują się wyjaśnianiem i zapobieganiem przestępstwom seksualnym w Kościele.
– Wspieramy, chociaż nie wyręczamy w tym przełożonych kościelnych. To na nich wg Wytycznych KEP spoczywa odpowiedzialność za udzielenie pomocy psychologicznej, konsultacji prawnej czy duszpasterskiej. Są jednak takie sytuacje, że niektóre osoby mają problemy w kontakcie z diecezją ze względu na przykład na traumę czy niejasności wynikłe z podziału administracyjnego Kościoła. Wtedy kontaktują się z nami. Przygotowaliśmy wskazówki, które są prawami osób pokrzywdzonych w procesie zgłaszania. Są one umieszczone na naszej stronie www.zgloskrzywde.pl. Zawarte są w nich takie informacje jak prawo do tego, że każda osoba zgłaszająca przypadek wykorzystania może zostać wysłuchana w towarzystwie osoby zaufanej lub w miejscu niezwiązanym w Kościołem – wyjaśnia Marta Titaniec.
Dzieje się sprawiedliwość
Marta Titaniec podkreśla, że decyzje Stolicy Apostolskiej dotyczące polskich biskupów, którzy dopuścili się zaniedbań można spuentować jednym zdaniem: dzieje się sprawiedliwość. Zwraca też uwagę, że największą przeszkodą, którą trzeba pokonać, aby poradzić sobie z problemem nadużyć w Kościele nie są działania formalne, ale te związane z mentalnością klerykalną u osób świeckich.
– Zostały wydane dokumenty, które wprowadzają dość jasne i skuteczne procedury. Budujemy system prewencji i ochrony dzieci i młodzieży w Kościele. To sprawia, że idziemy do przodu. Największym problemem pozostaje jednak mentalność klerykalna. I to nie wcale wśród duchownych, ale najczęściej wśród osób świeckich. Ona blokuje proces oczyszczenia. W ludziach ciągle jest przekonanie, że zgłaszając krzywdę szkodzą Kościołowi i robią to niechętnie. A kiedy już to zrobią, bliscy często się od nich odwracają. W ich oczach jest to „donos” na księdza i atak na Wspólnotę. To się musi zmienić. Zbyt często nie dowierzamy tym, którym wydarzyła się krzywda, bo jesteśmy przekonani, że duchowny nie dopuściłby się manipulacji i wykorzystania. Ten mechanizm trzeba przezwyciężać. Weszliśmy na drogę oczyszczenia, dużo przed nami, ale trzeba robić wszystko, żebyśmy się na tej drodze nie zatrzymali, tylko cierpliwie szli do przodu – mówi Titaniec.
Stanąć w prawdzie
Najważniejszy w tym temacie musi być dla Kościoła głos osób pokrzywdzonych. To ich oczekiwania muszą być brane pod uwagę na pierwszym miejscu. A „zranieni” mówią wprost, że choć widzą postępy, to nadal czują się lekceważeni. Swoimi spostrzeżeniami dzieli się Jakub Pankowiak, którego historię poznaliśmy w dokumencie „Zabawa w chowanego” Tomasza i Marka Sekielskich.
– Komunikaty nuncjatury wywołują we mnie ambiwalentne odczucia. Z jednej strony widzimy, że nowe przepisy zaczynają działać. Kolejni biskupi, odpowiedzialni za spore zaniedbania związane z przestępstwami seksualnymi podległych im duchownych, przechodzą na emeryturę. Ludzie, którzy od lat walczą o prawdę, otrzymują w ten sposób informację zwrotną, że warto być cierpliwym i aktywnym w wyjaśnianiu tych nadużyć. Z drugiej strony sama forma komunikatów nuncjatury jest dla mnie nadal nie do przyjęcia. Brak informacji o winie, karze, stwierdzonych faktach, powoduje we mnie wewnętrzny bunt. Mam poczucie lekceważenia mnie i innych poszkodowanych, braku chęci do stanięcia w prawdzie ze strony Kościoła. A wystarczyłoby przyznać, że doszło do takich, a nie innych zdarzeń. Przeprosić, bez zbędnego „ale”, nazwać sprawy po imieniu, bez tego bezdusznego języka, który działa na wielu jak czerwona płachta na byka. W ten sposób Kościół odzyskałby nie tylko wiarygodność, ale też wielu wiernych, których dawno w nim nie było – mówi portalowi misyjne.pl Jakub Pankowiak.
Błędem bywa jednak sprowadzanie wiarygodności Kościoła jedynie do kwestii wyjaśniania spraw związanych z wykorzystywaniem seksualnym. – Wiarygodność dzisiejszego Kościoła nie zależy tylko od umiejętnego mierzenia się z przestępstwami seksualnymi duchownych. Wydaje mi się, że dziś sporo osób oczekuje od Kościoła transparentności w wielu aspektach życia codziennego, takich jak przejrzystość finansowa, zatrudnianie na uczciwych warunkach pracowników świeckich i wiele innych. Jeśli Kościół ma być naszym domem, wszyscy musimy się w nim poczuć równie ważni – dodaje Pankowiak.
>>> Abp Polak: przewlekłość kościelnego postępowania ws. ks. Dymera nie ma żadnego usprawiedliwienia
Wszystkie omówione aspekty wiarygodności sprowadzają się do jednego – Kościół jest przekonujący, kiedy stawia czoła problemom. Zasady płynące z Ewangelii są najlepszą receptą na kryzys. Każdy kryzys. Osobisty czy instytucjonalny. Wyjdziemy z niego na tyle, na ile będziemy w stanie je zastosować.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |