ksiądz koloratka

Fot. unsplash/Grant Whitty

Michał Jóźwiak: księża odchodzą, bo nie mają wsparcia Kościoła [KOMENTARZ]

Powodów odejścia z kapłaństwa jest zapewne wiele. Nikt nie prowadzi na ten temat statystyk. Zwykle mówi się, że chodzi o kobietę albo o poważny kryzys wiary. Coraz częściej duchowni mówią jednak o braku wsparcia ze strony przełożonych, biskupów, braci w kapłaństwie… Odchodzą, bo zderzają się z systemem, instytucją, która ich rozczarowała.

Brak modlitwy, kobieta, mężczyzna, nieuporządkowane relacje z ludźmi, kwestie finansowe, alkohol, a może w ogóle brak powołania – te przyczyny wymienia się najczęściej, kiedy duchowny porzuca kapłaństwo. Całkowitą winą obarcza się zatem tego, który zrzuca sutannę. Pewnie czasem jest to prawda, ale to duże uproszczenie i zrzucenie ciężaru odpowiedzialności z tych, którzy z założenia powinni być ojcami, a bywają urzędnikami z zimnym spojrzeniem. To problem zbyt dużego zinstytucjonalizowania Kościoła. Struktury weszły w miejsce ludzkich relacji.

>>> Nie mów fałszywego świadectwa

Nie przyznawaj się do błędów i problemów

– W seminarium uczysz się, że problemów się nie rozwiązuje tylko się je ukrywa. Kiedy pójdziesz do przełożonego i powiesz mu o jakichś kłopotach, to zazwyczaj jesteś na prostej drodze do wylotu. Niestety ten sposób myślenia bardzo rzutuje później na kapłaństwo, choć to się teraz zmienia, gdy kleryków jest mniej – mówi mi w luźnej, prywatnej rozmowie jeden z księży.

To w jakimś sensie mechanizm zrozumiały. Oczekiwania wobec kapłanów są wysokie, jeśli więc w seminarium pojawia się cień wątpliwości, co do umiejętności i zdolności kandydata, przełożeni wolą dmuchać na zimne. Ucieka przy tym gdzieś zupełnie wrażliwość na drugiego człowieka, budowanie relacji opartych na wzajemnym zaufaniu i trosce. Bo nie chodzi o to, aby zło czy problemy bagatelizować, ale o to, by je rozwiązywać. Wspólnie.

fot. unsplash

Smutna samotność

O duchownych mówi się zazwyczaj w złym kontekście, tymczasem księża bez reszty poświęceni swojej duszpasterskiej pracy potrzebują wsparcia.

– Przychodzę z katechezy wykończony – dostaję tam po głowie, wyzywają nas od najgorszych, gdy w sutannie idziemy ulicą, ludzi w kościołach coraz mniej, a niektóre grupy parafialne obumierają. Do tego, gdy wracamy przemęczeni na plebanię, nie ma z kim porozmawiać. Chłód. Samotność. Pomagają kumpelskie relacje z innymi księżmi, ale czasem oni są daleko, mamy przecież różne obowiązki. Pozostaje wówczas alko, telewizor, internet – opowiada jeden z księży.

Jak widać, nie jest łatwo. W ostatnim czasie księży „bito” medialnie z każdej strony – a to za winy biskupów, a to za dewiacje ukazywane w filmach, a protestujący z tzw. strajków kobiet w wielu miejscach w Polsce obrzucali kościoły i plebanie jajkami. Do tego brakowało wsparcia wspólnoty wiernych, bo przez pandemię świątynie były puste. Rozmawiałem w tym czasie z wieloma księżmi. Spora część z nich oczekiwała listu Episkopatu Polski lub poszczególnych biskupów diecezjalnych – skierowanych właśnie do duchownych. Chodziło o zwykłe słowa, że są z nimi, mają ich wsparcie, są potrzebni, że drzwi do domów biskupów są przed nimi otwarte. Nie było takiego sygnału. Zastąpiono go komunikatami o obniżce podatków na rzecz kurii. To ważne, ale czy najważniejsze? Słusznie martwimy się kryzysem powołań, ale czy wyświęceni już kapłani są ważni dla swoich biskupów i współbraci? W jednej z diecezji w Polsce w krótkim czasie prawie czterdziestu księży zmarło na Covid-19, a tylko w te wakacje definitywnie lub na urlopy odeszło kolejnych dziewięciu.

>>> Księża porzuceni [REPORTAŻ]

Kościół, czyli więzi

Kościół to wspólnota. Jest więc zbudowany w oparciu o więzi z Bogiem i o więzi między nami. Kiedy zawodzą relacje, sypie się cała układanka, „słabe ogniwa” odpadają. I chodzi nie tylko o relacje z przełożonymi, ale także o kontakty na linii duchowni-świeccy oraz duchowni-duchowni. W tych pierwszych najczęściej jedni nie rozumieją do końca życia drugich. Ksiądz nie wie, ile wysiłku kosztuje życie rodzinne, a świecki wyobraża sobie, że proboszcz lub wikary mają wszystko podstawione pod nos. Żyjemy inaczej, więc są między nami różnice. Nic w tym złego. W tych drugich także potrzeba czasu, cierpliwości, otwartości, braterstwa i ojcostwa. Wspierajmy się wzajemnie. To dziś bardzo potrzebne.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze