święta, Boże Narodzenie

fot. unsplash

Michał Jóźwiak: prezenty, choinka i makowiec tylko dla wierzących? [FELIETON]

Z niedowierzaniem i zdumieniem patrzę, jak ludzie niewierzący przystrajają choinkę, pieką pierniki, kupują prezenty i w mediach społecznościowych mówią o swoim przygotowaniu do Świąt. Jakich Świąt?!

Staram się nie marudzić. Przynajmniej publicznie. Ale w tym felietonie muszę okazać swoją irytację. Bo przyzwyczaiłem się już, że nie wszyscy myślą tak, jak ja. Nawet coraz częściej udaje mi się z tego cieszyć i czerpać intelektualną radość z mądrze prowadzonej polemiki (tak, to jest możliwe). Ale cisną mi się na usta najbardziej wulgarne sformułowania, jak na przykład „do jasnej anielki”, kiedy na swoich profilach w mediach społecznościowych ludzie otwarcie mówiący o swoim ateizmie chwalą się przygotowaniami do Świąt. Najmocniej przepraszam, ale nie da się świętować przyjścia na świat kogoś, kogo istnienia się nie uznaje.

>>> Jezus przychodzi do kobiety z przeszłością

Ale to przecież tradycja, zwyczaj i okazja do rodzinnego spotkania – powiedzą niektórzy. Guzik prawda. Robienie urodzinowej imprezy bez uznania istnienia jubilata jest bez sensu. Już dawno święta Bożego Narodzenia zostały sprowadzone do absurdu. Zostały skomercjalizowane do granic możliwości. Można jednak wznieść się ponad to i mimo wszystko nie zatracić ich sensu. Ale jeśli sami z własnej woli pozbywamy się sensu tych Świąt, to po co cała ta otoczka? Bądźmy konsekwentni i uczciwi wobec samych siebie.

To tyle, jeśli chodzi o nieco sarkastyczne marudzenie, które pewnie „włącza się” czasem każdemu z nas. A teraz tak na poważnie. Kiedy widzę, jak osoby niewierzące przygotowują się do wigilii, pieką makowiec, kupują ozdoby świąteczne i spotykają się w tym czasie z rodziną, a może nawet okazjonalnie (choćby dla pośpiewania kolęd) wybierają się na pasterkę, mam tylko jedno życzenie: oby przyszedł do nich Pan Bóg. Może gdyby całkowicie porzucili te zwyczaje i tradycje, nie daliby sobie już szansy na powrót do Pana Boga. Może obraziliby się na amen. Bardzo możliwe, że te okrojone z duchowości Święta mają jednak sens. Bo są miejscem spotkania, niekiedy pewnie też wybaczenia i innych pięknych rodzinnych postaw.

fot. Craig Adderley/Pexels

Tak, to bywa irytujące, że ktoś, kto przed chwilą szczycił się tym, że odszedł z Kościoła i nie chce mieć z Bogiem nic wspólnego ubiera choinkę i mówi o tegorocznych prezentowych hitach. Tak, to jest niekonsekwencja. Ale ile jest niekonsekwencji i próżnej religijności wśród osób wierzących… Nie chcielibyśmy, żeby ktoś nam to wytknął, więc sami też powstrzymajmy się z ocenami.

>>> W tym roku po raz pierwszy od 800 lat będzie widoczna Gwiazda Betlejemska

Nie wystarczy przygotować swój dom na Święta. Sprzątanie, wypranie firan i umycie okien nie sprawią, że Pan Bóg do nas przyjdzie. Nie wystarczy być zadowolonym z siebie katolikiem. Bóg przychodzi tam, gdzie człowiek Go autentycznie wpuści i dokąd Go zaprosi. I nie chodzi wcale o mieszkanie, ale o serce i o nasze życie. Można mieć najpiękniejszą choinkę w mieście, pyszne pierniki na stole i wybornego karpia. Można nawet pójść na pasterkę i najgłośniej śpiewać kolędy, ale nie wpuścić Jezusa. Życzmy sobie, żebyśmy Go zauważyli i zaprosili. Dla osób niewierzących albo pokłóconych z Panem Bogiem może być niespodziewanym Gościem. Dobrze więc, że zostawiają Mu chociaż lekko uchylone drzwi.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze