fot. Karolina Binek/misyjne.pl

Między mydłem a miłosierdziem. Jak działa „Boski Prysznic” w Gdańsku? [REPORTAŻ]

Boski Prysznic to coś więcej niż mobilna łaźnia dla osób w kryzysie bezdomności. To przestrzeń, gdzie brudne ubrania zamienia się na czyste, a złamane serca odzyskują wiarę, a przebaczenie ma zapach ciepłej zupy i słowa: „Nie jesteś sam”.

Plac przy kościele pw. św. Franciszka z Asyżu w Gdańsku już od dłuższego czasu w każdy czwartek o 15 wypełnia się osobami w kryzysie bezdomności. Jest dobre jedzenie, muzyka i czas na rozmowy, poprzez które nie tylko ks. Damian Trzebiatowski  – organizator takich wydarzeń, lecz także osoby świeckie ewangelizują.

Naprzeciwko kościoła znajduje się przystanek tramwajowy. Zaraz po wyjściu pojazdu słyszę „Koronkę do Bożego Miłosierdzia”, którą – jak się niedługo później okazuje – odmawia ekipa Boskiego Prysznica wraz z podopiecznymi. Gdy podchodzę bliżej, a modlitwa już się kończy – ksiądz Damian co chwilę jest przez kogoś zagadywany. Do mnie natomiast przychodzi młoda kobieta, która pyta, skąd jestem, a gdy odpowiadam, że z Poznania, jest zdziwiona i chce wiedzieć, co takiego w tym Poznaniu poznajemy, że tak się to miasto nazywa. Ale nie zdążyłam jej nawet odpowiedzieć, kiedy postanawiła, że zaprosi mnie do Bożobusa. To biały samochód zaparkowany w pobliżu, na którym znajdują się cytaty z Pisma Świętego. Moja nowa znajoma każdy z nich czyta na głos, a później szeroko się uśmiechając, oznajmia, że ten Bożobus zmienił jej życie i że najlepszy. A ja w tym momencie jeszcze bardziej chcę dowiedzieć się, jak to się stało, że powstał Boski Prysznic i czy aby na pewno jedynie o to, by umożliwić bezdomnym umycie się tu chodzi.

>>> Doradczyni duchowa, projektant emocji. Kim chcą zostać dzisiejsi młodzi ludzie? [KOMENTARZ]

fot. Karolina Binek/misyjne.pl

Trzy parafie

„Boski Prysznic powstał z inicjatywy jednego świeckiego człowieka – Piotra, któremu ten pomysł zrodził się w sercu” – opowiada ksiądz Damian.

Piotr pracował w schronisku dla bezdomnych i ewangelizował ich tam przy okazji pracy zawodowej. Chciał jednak zorganizować większe dzieło organizacyjne dla podopiecznych.

– Tak się złożyło, że ja akurat w tym schronisku odprawiałem niedzielne msze święte. Trafiłem tam jako zwykły wikariusz parafii i zaczęliśmy rozmawiać na temat wspomnianego dzieła. Trzeba jednak było je „ubrać” w jakieś konkretne ramy i znaleźć proboszcza, który byłby gotowy nas przyjąć. I tak zaczął powstawać Boski Prysznic – wspomina duchowny.

Na początku było w planach stworzenie łaźni stacjonarnej, gdyż o ile w Gdańsku osoby w kryzysie bezdomności mają co jeść, o tyle pojawia się problem z kąpielą. Mój rozmówca wraz z Piotrem postanowili więc stworzyć coś na kształt domu, w którym będzie można też ewangelizować. Ale trudno było znaleźć odpowiedni lokal do takiego użytku. Ostatecznie więc podjęto decyzję o utworzeniu mobilnych łaźni na kółkach, dzięki którym będzie można też pełnić swoją ewangelizacyjną posługę.

fot. Karolina Binek/misyjne.pl

Pierwsze spotkanie w ramach Boskiego Prysznica odbyło się w sierpniu trzy lata temu w parafii pw. św. Franciszka z Asyżu w Gdańsku Siedlcach. Po dwóch miesiącach pojawił się drugi proboszcz, który chciał, by Boski Prysznic działał przy jego parafii, a później do inicjatywy dołączyła jeszcze jedna parafia, w której odbywa się również msza święta dla bezdomnych, o której ksiądz Damian opowiada:

– Spowiadałem bezdomnych i mówiłem im, że mają iść do kościoła. Usłyszałem jednak, że nie wejdą, bo śmierdzą i będą przeszkadzać ludziom. Trzeba było więc znaleźć trzeciego proboszcza, który pozwoli nam na niedzielną mszę. I tak mamy dzisiaj trzy miejsca, trzy parafie i trzy dni w tygodniu, kiedy możemy spotkać się z naszymi braćmi z ulicy.

Na msze w niedzielę o godzinie piętnastej przychodzi około pięćdziesiąt osób. To dość spora grupa. Wielu z nich jednak często się spóźnia, ale ewangelizatorzy wciąż nad tym pracują. Podobnie jak ksiądz Damian nad kazaniami, aby dobrze dotarły one do odbiorców. Często więc korzysta w nich z bliskich im przykładów.

>>> Albertynki z Ostrowa Wielkopolskiego: bezdomni chcą rozmawiać o Bogu, ale nie mają odwagi [REPORTAŻ]

Otworzyć serce

Boski Prysznic nie od razu stał się popularny wśród ubogich mieszkańców Gdańska. Na pierwsze spotkanie przyszło więcej wolontariuszy niż potrzebujących pomocy. Zaczęto więc zastanawiać się, w jaki sposób dotrzeć do grupy docelowej i zaprosić ją do nowej inicjatywy. Organizatorzy zdecydowali, że zaczną osobiście rozdawać ulotki i dopiero to przyniosło skutek. Obecnie Boski Prysznic jest tak popularny, że ksiądz Damian wraz z innymi zaangażowanymi chce stworzyć wspólnotę, która będzie formowała się w charyzmacie ubogiego życia i dla ubogich.

Celem tej działalności jest głoszenie Chrystusa i zwiększenie prawdopodobieństwa na zbawienie potrzebujących.

– Nawet jeśli będą odchodzić z tego świata jako bezdomni alkoholicy, to niech wychodzą po spowiedzi, ze świadomością, że jest Bóg. Ale nie da się głosić Ewangelii do kogoś, kto jest biedny, głodny i w ranach. Tak więc od początku staramy się zapewnić zaspokojenie im podstawowych potrzeb, a następnie dotrzeć do ich serca z Dobrą Nowiną. Oprócz prysznica, zapewniamy też jedzenie i obecność medyka, bo większość z nich ma rany. Można otrzymać u nas czyste ubrania. Robimy zdjęcia do dowodów, bo średnio raz w miesiącu ktoś gubi dowód. Realizujemy recepty. Mamy zaprzyjaźnioną aptekę, która daje nam je na fakturę, ja je opłacam i każdy może je później osobiście odebrać. Nie chcemy oczywiście zasypać bezdomnych dobrami zewnętrznymi, bo nie o to chodzi. Najważniejsze, by ich serce otworzyć na Boga – wyjaśnia mój rozmówca.

fot. Karolina Binek/misyjne.pl

Nikt nigdy nie wybaczył?

„Jestem z nimi częściej niż z przyjaciółmi i z rodziną” – uśmiecha się ksiądz Damian, gdy pytam go o to, czy ludzie chętnie się otwierają i opowiadają jemu oraz wolontariuszom swoje historie. Z tym jest jednak różnie. Niektórzy są bardzo otwarci, a innym potrzeba nieco więcej czasu, bo są tak bardzo poranieni: „Czasami do serca niektórych dokopujemy się wiele miesięcy”.

>>> Dramat to żyć i martwym być za życia [FELIETON]

Dużym atutem Boskiego Prysznica jest też sama atmosfera. Jest tutaj życzliwość, muzyka i dużo rozmów. Ale nie od razu tak było. Na początku większość ubogich była pod wpływem alkoholu i narkotyków. Zdarzały się różne incydenty. Dziś – mimo że przychodzi czasami nawet sto pięćdziesiąt osób – można zauważyć dużo lepszy klimat. Więcej z nich także podchodzi do księdza Damiana i prosi o rozmowę lub o spowiedź. Co istotne – o swoją obecną sytuację nie obwiniają Boga. Częściej samych siebie. Nie wierzą w przebaczenie i że należy im się jakaś pomoc. Ich wiara jest dość prosta. Nie mają potrzeby codziennej modlitwy czy korzystania z sakramentów. Do tego zachęcają ich ewangelizatorzy Boskiego Prysznica. Można natomiast zauważyć u nich duży szacunek do księży i sióstr zakonnych oraz do Jana Pawła II.

fot. Karolina Binek/misyjne.pl

– Bardzo ważna jest dla nich spowiedź. To skarb, który mam ja jako ksiądz, a którego nie mają wolontariusze. Jest ona dla mnie wzruszająca. Tak samo jak dla bezdomnych. Szczególnie moment, w którym słyszą słowa przebaczenia. „Ja odpuszczam tobie grzechy”. Nikt mu nigdy nie wybaczył. On sam sobie nie potrafi wybaczyć i kiedy Bóg mu wybacza, to niejednokrotnie płyną łzy. Często u byłych gangsterów, u osób, których przeszłość jest związana z więzieniem. Dla niektórych wiara jest siłą, która pomaga im wreszcie coś zmienić. Jest u nas brat, który niejednokrotnie próbował wyjść z kryzysu bezdomności, ale sam mówi, że pierwszy raz spróbował z Bogiem. I się udało. Po raz pierwszy pokonał nałóg, bo nie próbował zrobić tego tylko własnymi siłami, ale z Bożą pomocą – wyjaśnia duchowny.

Bezdomność jest chorobą

Boski Prysznic dociera ze swoją posługą do tych, którzy nie są w systemie. W Gdańsku jest wiele ośrodków i schronisk. Do Boskiego Prysznica przychodzą zazwyczaj ludzie, którzy nie bardzo chcą zmienić coś w swoim życiu lub nie mają nadziei, że się im uda.

Kardynał Konrad Krajewski mówi, że bezdomność jest chorobą. Z tymi słowami zgadza się mój rozmówca: „Często spotykamy ludzi, którzy są uzależnieni od bezdomności. Zdarza się nawet, że ktoś powie, że jest całkowicie wolny, a my jesteśmy zniewoleni. Bo on wstaje, kiedy chce i robi, co chce. Tymczasem pod tą wolnością skrywa się tragedia, życie pełne rozpaczy i smutku. My więc próbujemy zawalczyć, by oni chcieli, by mieli nadzieję, by spróbowali. Czasami nawet po raz dziesiąty. Nasze spotkania są trzy razy w tygodniu nie dlatego, że przychodzący do nas potrzebują tak często prysznica. Gdańsk ma wiele miejsc dla bezdomnych. My natomiast chcemy im tworzyć relacje, wspólnotę i więź oraz wspólnie szukać możliwości zmiany. Bo wierzymy, że poranione serce może uzdrowić drugi człowiek, który da im miłość i Boga”.

Co ciekawe – znaczna część bezdomnych ma stałe miejsce mieszkania i spania, które ksiądz Damian już po raz drugi w tym roku odwiedził w ramach wizyty kolędowej. Kto chciał, ustalał miejsce i godzinę spotkania. Tam odbywało się spotkanie z duchownym, bo nie zawsze łatwo dotrzeć do takich miejsc.

fot. Karolina Binek/misyjne.pl

Otrzymać skarb

Jednym z najbardziej wzruszających momentów dla księdza Damiana była spowiedź człowieka, który miał poprzykurczane i niemal niewładne ręce z powodu odmrożenia. Zgodził się on wyspowiadać jedynie dlatego, że namówiła go na to siostra zakonna. Spowiedź odbyła się w punkcie medycznym i właśnie tam ten człowiek się rozpłakał. Powiedział, że czuje, jakby z jego serca spadł wielki ciężar. Chociaż – jak sam przyznał – w jego życiu nie zmieniło się nic. Dalej miał niewładne ręce, Bóg ich nie uzdrowił. Dalej był alkoholikiem i bezdomnym. Ale jego życie obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni, choć zewnętrznie nie zmieniło się wcale.

Zmiana w życiu zaszła też u księdza Damiana już w pierwszym roku jego kapłaństwa. Nigdy nie myślał on o posłudze wśród bezdomnych. Został jednak do niej posłany.

– Trafiłem tutaj przez moją nieasertywność, przez zgadzanie się na wszystko. I nagle okazało się, że to jest moje miejsce, że to jest mój świat, że ja się czuję tu dobrze i że mam nić porozumienia z nimi. Daje mi to też dużo satysfakcji. Ale oprócz tego też zmęczenie. Jednak to, co facet potrzebuje najbardziej to widzieć owoce swojej pracy. I tak właśnie jest tutaj. Owoce są bardzo jasne i czytelne. To sprawia mi dużo radości. Uczę też w szkole – w czwartej i w piątej klasie i tam akurat trudno zobaczyć mi owoce swojej pracy. A dzięki Boskiemu Prysznicowi ludzie spowiadają się po latach, nawracają się, szukają siły. Tutaj na naszych oczach dzieją się przełomy w życiu ludzi, którzy z rzeczywistości śmierci i beznadziei wchodzą w życie z Bogiem – podkreśla mój rozmówca.

Mogłoby się wydawać, że spotykać się codziennie z tak wieloma ludzkimi historiami jest trudno. Ksiądz Damian jednak – jak sam zaznacza – otrzymał od Boga taki skarb, że tego wszystkiego nie rozpamiętuje i nie angażuje się zbyt emocjonalnie.

– Czasami w codzienności może to być trudne, że nie mam w sobie zbyt wiele emocji. Ale dzięki temu jak wracam do domu, to nie rozmyślam o całym dniu, nie analizuję go, nie rozpaczam. Tutaj przypominają mi się słowa prezesa Towarzystwa św. Brata Alberta w Gdańsku, który mówi, że porażki naszych podopiecznych nie są naszymi porażkami. Poza tym mam wokół siebie dobrych ludzi – kapłanów, proboszczów, u których służymy oraz świeckich. Zawsze mam z kim porozmawiać i otrzymuję wsparcie od bliskich.

Czasami zdarza się, że to wolontariusze i inni pomagający ubogim oraz osobom w kryzysie bezdomności mają w sobie zbyt dużą chęć pomocy. Dlatego to ważne, aby uświadomić sobie, że potrzebujących do niczego nie powinno się zmuszać. To oni sami powinni chcieć zmiany w swoim życiu: „Możemy tworzyć z nimi relacje i ich motywować. Ale to oni muszą chcieć i dopiero wtedy uda im się coś zrobić i pójść dalej”.

fot. Karolina Binek/misyjne.pl

Jedną z takich osób jest Piotr, który przychodzi do Boskiego Prysznica w sumie już od trzech lat, a w ostatnim czasie pojawia się tutaj regularnie od trzech miesięcy. Wcześniej jego głównym celem było zjedzenie ciepłego posiłku.

– Teraz przychodzę tutaj dla spraw duchowych. Bóg był w moim życiu zawsze, tylko że przez mój alkoholizm znajdował się gdzieś na boku. Pewnego razu usłyszałem o adopcji duchowej. Usłyszałem, że ktoś może się modlić i pościć za mnie i za moje postanowienie. Dokonałem więc dwóch mocnych postanowień – niepicie i rozwijanie wiary. Jestem trzeźwy już prawie czterdzieści dni. Prawdopodobnie dostanę pracę. Wreszcie wracam do życia i mam wsparcie w Bartku, który się za mnie modli. Rozmawiam też z księdzem Damianem. A Bóg jest dzisiaj dla mnie wszystkim – mówi.

Lawina łaska

Bartek do Boskiego Prysznica trafił jako bezdomny z uzależnieniami. O tej inicjatywnie opowiedział mu ktoś znajomy. Przychodził się tylko najeść. Żył bez celu, ciągle pod wpływem jakichś substancji.

fot. Karolina Binek/misyjne.pl

– Byłem na ulicy od dziewięciu miesięcy. Czułem się już bezradny. Przychodziłem do Boskiego Prysznica i mówiłem: „Boże, postaw na mojej drodze kogoś, a ja wstanę, bo czuję, że mam siły”. I tak poznałem wolontariuszkę stąd. Funkcjonuję normalnie już od półtora roku, nawróciłem się i bez Jezusa Chrystusa nie wyobrażam sobie dzisiaj życia – zaznacza.

I choć wiara w życiu mężczyzny była już od dziecka, to nigdy wcześniej Bóg nie był mu tak bliski. Pamiętał o Nim głównie w święta. Teraz należy do dwóch wspólnot i mówi, że jest na takim etapie wiary, że Bóg od niego czegoś wymaga. Między innymi dlatego zdecydował się zostać wolontariuszem Boskiego Prysznica. Aby jednak potrafił dobrze pomagać – potrzebował na to czasu. Wcześniej nie wyobrażał sobie nie dać odzieży komuś, kto jest pod wpływem alkoholu. Teraz zdaje sobie sprawę, że zasady w takich kwestiach są ważne. I ma nadzieję, że dzięki pomocy jego i innych wolontariuszy – jeszcze więcej osób spotka „lawina łask Bożych”.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze