Fot. freepik

Dramat to żyć i martwym być za życia [FELIETON]

„Dramat to żyć i martwym być za życia” – to fragment pewnej piosenki. I chociaż słowa te same w sobie są mocne, to uderzają o wiele bardziej, jeśli możemy je odnieść do kogoś z naszych bliskich. A może też do samego siebie? 

Ile znasz osób, które, choć młode – zachowują się jakby wszystko już przeżyły? Osób, które ciągle narzekają na swój los, a nie robią zupełnie nic, by go zmienić? Najłatwiej jest przecież narzekać. Tylko że nie o to w życiu chodzi. 

Wszystko już minęło 

Ile ma lat? Może z dwadzieścia cztery. I uważa, że wszystko, co najlepsze, już w życiu przeżył. Zaraz po technikum poszedł do pracy. Matury nie zdał, a w dniu poprawki nie dostał urlopu. Pasji i zainteresowań nie miał nigdy. No, może ewentualnie gry komputerowe, w które wciąż gra po powrocie do domu. Czasami jeszcze wyjdzie na spacer. Żyje z dnia na dzień. Bez marzeń, bez celów. Narzeka codziennie i niemal na wszystko. Znajomych zostało już mu niewielu. Bo był dla nich tylko hamulcem w dążeniu do swoich planów, odpowiadając na wszystko: „A po co?”. A po co wyjeżdżać na wakacje? A po co iść na studia? A po co budować dom? Przecież jest dobrze jak jest. I już lepiej nie będzie.  

>>> Misja Wilno – pomoc w Hospicjum bł. ks. Michała Sopoćki [PODKAST]

Ma młodszego brata z niepełnosprawnością. Po jego narodzinach w domu coraz rzadziej go zauważano, przez co wszedł w dorosłe życie z ogromnym głodem miłości. Próbował tworzyć związki. Ale albo wycofywał się już na początku znajomości, albo w trakcie dostawał paranoi, że coś się za chwilę zepsuje, więc sam dążył do tego, by rzeczywiście tak było. Po kilku nieudanych próbach stwierdził, że więcej się nie starał. Będzie sam. Sam w weekendy, sam w domu po pracy. Wiecznie narzekający na swój los. Bo jemu to nigdy nic nie wychodzi. A namowy przyjaciół na pójście do psychologa najłatwiej zbić słowami: „Mi to już nikt nie pomoże”. Dzięki temu dalej ma powód do marudzenia. Bo czymże by było bez niego jego życie? Wręcz straciłoby sens. 

Fot. Freepik

Ma troje dzieci i siedmioro wnuków. Jej mąż zmarł pięć lat temu. Teraz czas dla niej wyznaczają tylko święta i uroczystości rodzinne. Tylko na nie czeka. No, i jeszcze na śmierć. Bo celu w życiu już nie ma. Podobnie jak sensu. Rano szykuje sobie śniadanie, później poranne programy na żywo w telewizji. Pora zacząć myśleć o obiedzie. Po obiedzie „Teleexpress” i ulubione seriale. Kolacja. I spać. Kiedyś jeszcze jeździła rowerem do lasu. Dziś, choć wciąż doskonale się czuje, już jej się nie chce. Nie chce jej się coraz częściej też wyjeżdżać na weekendy do dzieci, mimo że te nieustannie ją zapraszają. Kto przecież chciałby spędzać czas z siedemdziesięciolatką? Właściwie to ona sama już nie chce spędzać czasu ze sobą. I tylko dziwi się bardzo ludziom w jej wieku, którzy pełni pasji występują czasem w telewizji. W końcu jaki to ma sens, skoro zaraz umrą? 

>>> Przepis Katarzyny Olubińskiej na szczęście w wielkim mieście [RECENZJA] 

Nigdzie nie idę 

Jest taki dowcip o powodzi w niewielkim miasteczku. Trwa ewakuacja wszystkich mieszkańców. Do księdza, który wciąż przebywa w kaplicy przychodzą żołnierze i proszą go, by wyszedł z nimi i także się ewakuował. On jednak odpowiada, że nie, bo wierzy w Opatrzność, która go uratuje. Minęły jednak trzy godziny, wody przybywało, a proboszcz przeniósł się na ostatnie piętro parafialnego budynku. Tym razem podpłynęli do niego strażacy motorówką, prosząc, by do niej wsiadł. „Nigdzie nie idę, wierzę w Boga, który mi pomoże” – odpowiedział znów duchowny. Chwilę później jednak siedział już na dzwonnicy. Służby podpłynęły znowu. A on znowu nie skorzystał z ich pomocy. Nie minęło wiele czasu, kiedy bohater tej historii się utopił. Z wyrzutami zwrócił się więc do Boga: „Jak tak można? Swojego wiernego sługę zawieść? A tak w Ciebie wierzyłem”. Na co Bóg odparł: „Głupcze! Trzy razy po ciebie ludzi wysyłałem!”. 

Smutna to historia. I chociaż miała być żartem, to jest tak bardzo prawdziwa. Łatwo ją też odnieść do bohaterów z pierwszej części tego tekstu. Pierwszy z nich miał znajomych, którzy pokazywali mu, że warto marzyć i znaleźć sobie cel w życiu, a wszystko, co piękne – jeszcze przed nim. Drugi chłopak był namawiany na terapię. Ale nie chciał z niej skorzystać. Bo co tak właściwie by robił, kiedy chociaż coś poukładałoby mu się w życiu? Kto by się nad nim litował? Trudno mu wyobrazić sobie dzień bez tych elementów. Z kolei ostatnia opisana postać ma rodzinę, która chce jej pomóc, jednak ciągle tę pomoc i spotkania z bliskimi odrzuca. Bo najłatwiej jest nie robić nic i tylko narzekać. A co jeśli za każdą z tych ofert pomocy stoi Bóg? Bóg, który nie chce, żebyś był martwy za życia.  

Fot. Freepik

Ja takich osób, jak te opisane, znam przynajmniej kilka. Pewnie ty też. A może sam jesteś jedną z nich? Może więc ten czas, krótko po Wielkanocy jest dobrym momentem, by zapytać siebie, czy żyjesz naprawdę? Bo, jak w piosence, którą śpiewa Viola Brzezińska – „Dramat to żyć i martwym być za życia. Sztuka to trwały ślad po sobie pozostawić”. 

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze