Migranci to nie jacyś „oni”. Migranci to my
W ostatnich dniach mówiliśmy sporo o służbie Kościoła wobec ubogich, pozbawionych pracy, perspektyw, ludzi zmagających się z nałogami czy z kryzysem bezdomności. Siłą rzeczy prezentowaliśmy działania z polskiego podwórka. Na koniec tygodnia pod hasłem „Kościół wiarygodny” spójrzmy na misję Kościoła, która wykracza poza Kościoły lokalne i poszczególne kraje. To pomoc migrantom i uchodźcom.
To pomoc, która siłą rzeczy wymaga współpracy między krajami i organizacjami, które zabiegają o to, by do ludzi uciekających przed wojną i prześladowaniem wyciągnąć rękę. Niestety, ostatnio tej ręki można nie zauważyć. Tak było pod koniec kwietnia, gdy doszło do kolejnej tragedii na Morzu Śródziemnym. W wypadku na wodzie zginęło 130 migrantów. Zdaniem Międzynarodowej Organizacji ds. Migracji Włochy, Malta i Libia wiedziały, że w Cieśninie Sycylijskiej znajdują się trzy łodzie, a warunki atmosferyczne nie pozwalają na bezpieczną żeglugę. – Kiedy migranci wzywali pomocy, władze morskie tych krajów wzajemnie zrzucały na siebie odpowiedzialność za migrantów i nikt nie pospieszył im na ratunek – mówiła wtedy Safa Mshli, rzecznik tej oenzetowskiej organizacji. Nie potwierdza tego włoska straż przybrzeżna, jak i Frontex. Ich zdaniem wszystkie procedury zostały zachowane, a odpowiedzialność za katastrofę ponoszą nieuczciwi przemytnicy. Niezależnie od tego, gdzie leży prawda, jedno jest pewne – kolejna śmierć niewinnych osób stała się faktem.
>>> Centro Astalli: wrogiem nie są migranci, ale wojny i kryzysy humanitarne
Moment hańby
Tuż po tej tragedii podczas niedzielnej modlitwy z wiernymi na placu Świętego Piotra papież nie krył bólu, a wręcz złości w związku z tą sytuacją. – To moment hańby – mówił Franciszek. – Módlmy się za tych braci i siostry, i za tych, którzy nadal umierają podczas tych dramatycznych podróży. I módlmy się także za tych, którzy mogą pomóc, ale wolą patrzeć w inną stronę – wezwał wtedy papież. Kilkanaście dni później Watykan opublikował tekst orędzia na kolejny, już 107. Światowy Dzień Migranta i Uchodźcy. Dzień ten przeżywać będziemy 26 września, ale już dzisiaj analizujemy jego treść. Tak, by jak najskuteczniej przekuć ją w realne działania. Tytuł orędzia brzmi: „Ku stale rosnącemu »my«”. Papież, co można zauważyć w jego przemówieniach i rozmowach z wiernymi, bardzo lubi podkreślać istotne dla niego wyrazy, w tym wypadku przyimki. Chce, by czytelnicy jego tekstów zwrócili na nie szczególną uwagę. Co więc chciał nam powiedzieć, przez przyimek „my”? O pomoc w interpretacji orędzia poprosiłem przedstawicieli Wspólnoty Sant’Egidio, którzy o skutecznej pomocy migrantom wiedzą chyba wszystko.
To, co może nas uratować
– Wszyscy jesteśmy kuszeni, by myśleć w kategoriach „ja”, a nie „my”. A jeśli już „my” – to rozumiane bardzo wąsko. Papież mówi o radykalnym indywidualnie i zamkniętych nacjonalizmach. To dwa źródła wielu nieszczęść, których doświadcza świat – mówi w rozmowie z misyjne.pl Magdalena Wolnik ze Wspólnoty. Dodaje też, że „tym bardziej pociągająca dla wielu ludzi jest świadomość, że to co może nas uratować to patrzenie w kategoriach »my«, myślenie o wspólnej podróży we wspólnym świecie. Jeśli tego wspólnego, solidarnego spojrzenia nie będzie, to nic się nie zmieni. Ale chociażby ostatnie badania Kantar pokazują, że Polacy chcą być solidarni i że spojrzenie na migrantów i uchodźców się zmienia. To daje nadzieję” – mówi nasza rozmówczyni.
>>> Wspólnota Sant’Egidio apeluje o otwarcie korytarzy humanitarnych
Papież pisze w orędziu tak: „W rzeczywistości wszyscy znajdujemy się w tej samej łodzi i jesteśmy wezwani do zaangażowania się, żeby nie było już więcej murów, które nas oddzielają, aby nie było więcej innych, ale tylko jedno my, tak wielkie, jak cała ludzkość. Dlatego też korzystam z okazji jaką stanowi ten Dzień, by zwrócić się z podwójnym apelem o wspólne podążanie ku coraz większemu my, a zwracam się przede wszystkim do wiernych katolików, a następnie do wszystkich mężczyzn i kobiet świata”. Czy ten apel ma szansę być wysłuchany i zrealizowany? Magdalena Wolnik z Sant’Egidio widzi tę szansę. – Bardzo potrzebna nam jest świadomość powszechności Kościoła. Pomocne może być w tym również doświadczenie przyjęcia migrantów – odpowiada. Spotkanie drugiego człowieka, a nie tylko czytanie o nim w internecie czy oglądanie w przekazach telewizyjnych to klucz do międzyludzkiej solidarności. Dopiero, gdy mamy szansę się zobaczyć, poznać, dajemy sobie też szansę na lepsze jutro. Wspólne lepsze jutro.
Kropla, która drąży skałę
Magdalena Wolnik zwraca uwagę na kolejne tragiczne informacje, które dotarły do nas w minionych dniach, m.in. o kolejnej szkole wysadzonej przez terrorystów w Kabulu. – W zeszłym roku, będąc na Lesbos, poznaliśmy afgańskie dziewczynki, które bardzo chciały się uczyć. Z tego też powodu ich rodziny uciekły z Afganistanu od lat ogarniętego wojną, właśnie po to, by ich dzieci mogły chodzić do szkoły – wspomina nasza rozmówczyni. Zadajmy sobie pytanie, czy i my w takiej sytuacji nie walczylibyśmy o lepszą przyszłość dla swoich dzieci? Zastanawiam się, czy kolejne orędzia papieskie z okazji Dnia Migranta i Uchodźcy zmieniają się w swojej narracji? Może sam papież, któremu tak bardzo leży na sercu los migrantów, sam czuje się zniecierpliwiony brakiem wystarczającej reakcji tych, którzy mogą pomóc? Sami dobrze wiemy, że nawet taka pomoc jak korytarze humanitarne (wydawałoby się sprawa podstawowa) napotyka na wiele trudności w realizacji. W Polsce apelowali o to biskupi i takie organizacje jak Sant’Egidio a mimo wszystko nie udało się tego zrobić. – Mam nadzieje, że kolejne orędzia papieża, nieustanna dyskusja na ten temat, to kropla która drąży skałę. I chyba w czasie pandemii zdaliśmy sobie sprawę, że – jak mówił Franciszek – wszyscy jesteśmy na jednej łodzi, że jesteśmy ze sobą powiązani. Ma to także znaczenie w sprawie migracji. To, co się dzieje gdzieś na Morzu Śródziemnym czy w Afganistanie ma wpływ na nas i wbrew pozorom my możemy mieć wpływ na życie tych ludzi – mówi Magdalena Wolnik.
>>> Były proboszcz z Lampedusy: na Morzu Śródziemnym trwa ludobójstwo
– Znów wrócę do spotkania na Lesbos, gdzie mamy nadzieję niedługo wrócić – kontynuuje rozmówczyni misyjne.pl – Pamiętam człowieka, który przebył długą i trudną drogę przez Afrykę i Morze Śródziemne. To młody mężczyzna, który uciekł z Togo, bo był politycznie prześladowany na uczelni. Chce pracować, jest bardzo zdolny, otwarty, głęboko wierzący, wdzięczny za otrzymaną pomoc i chce pomagać innym. Bardzo chcieliśmy, by Claude mógł dostać szansę na lepsze życie w naszym kraju. By był naszym kolegą z pracy, naszym sąsiadem, by mógł żyć obok nas. To byłaby nadzieja na lepszą przyszłość nie tylko dla niego, ale i dla nas wszystkich – mówi Magdalena Wolnik.
Katolicyzm jest z natury inkluzywny
Papież w ostatnich częściach orędzia podkreśla, że wezwanie do pomocy i troska o bliźniego w potrzebie są kwintesencją katolicyzmu, są wpisane w nasze DNA. Franciszek pisze: „Wierni katolicy są wezwani do zaangażowania się, każdy rozpoczynając od wspólnoty, w której żyje, na rzecz tego, aby Kościół stawał się coraz bardziej inkluzywny, kontynuując misję powierzoną przez Jezusa Chrystusa apostołom. (…) Dzisiaj Kościół jest wezwany do wyjścia na ulice peryferii egzystencjalnych, aby leczyć zranionych i szukać zagubionych, bez uprzedzeń i lęku”. – Czytając orędzie papieża nie sposób nie myśleć o tym, co się dzieje wokół nas. Przed tym tragicznym wypadkiem na Morzu Śródziemnym, z łodzi, na której byli migranci przez dwa dni wołano o pomoc. Bez skutku… Łódź tonęła, a w tym czasie trwały dyskusje, pomoc nie dotarła na czas. To wydarzenie dramatyczne, wręcz nie do wyobrażenia. To się dzieje tuż przy granicy naszej Europy! – mówi z bólem Magdalena Wolnik ze Wspólnoty Sant’Egidio. Dodaje przy tym: „Jestem z Gdyni, z miasta portowego, gdzie etos ratowania ludzi na morzu jest czymś oczywistym. Ratowanie ludzkiego życia to także etos podstawowy dla całej kultury chrześcijańskiej”.
Papież wzywa nas do powrotu do chrześcijańskiego i humanitarnego etosu. To jest nasza misja, z której będziemy zdawać kiedyś rachunek. I nie musimy jechać na wybrzeże Morza Śródziemnego i pracować na statkach ratowniczych, by tę misję wypełniać. Kulturę spotkania z migrantami, przybyszami z innych krajów możemy budować już teraz, u siebie, wystarczy tych ludzi zauważyć, przyjąć, poznać. To już naprawdę wiele. Wtedy właśnie zobaczymy, jak to ubogaca. A pomoc finansowa czy materialna? Wystarczy skontaktować się z organizacjami pomocowymi, które dadzą nam jasne wskazówki, jak możemy wyciągnąć rękę do człowieka w potrzebie. Zrobimy to? Czy też będziemy czekać do kolejnego papieskiego orędzia albo – nie daj Boże – do kolejnej tragedii na migracyjnym szlaku?
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |