Afryka. Niewolnica i chłopiec z domu dziecka [MISYJNE DROGI]
Na Czarnym Lądzie przeplatają się historie „wielkich świętych” – tych kanonizowanych i „szarych świętych” – żyjących na co dzień Ewangelią. To oni zmieniają oblicze afrykańskich wiosek i całego kontynentu.
Heroiczne postawy, czyny oraz decyzje, które święci podejmowali w trudnych sytuacjach, wydają się nieosiągalne. Nierzadko myślimy, że kiedyś łatwiej było zostać świętym. Gdy zaczęłam wgłębiać się w niektóre historie „świętych z obrazków”, przed oczami stanęły mi konkretne twarze ludzi, których poznałam podczas moich wolontariatów w Zambii i Ugandzie, „świętych z sąsiedztwa”. Widzę sytuacje i postawy moich podopiecznych, które nierzadko mnie zawstydzały. Jednymi i drugimi historiami utkana jest historia Kościoła w Afryce.
Święta z Sudanu
Święta Józefina Bakhita urodziła się w Sudanie w XIX w. Od urodzenia musiała zmagać się z wieloma przeciwnościami. W wieku 7 lat została porwana i sprzedana do niewoli. Przez wiele lat była odsprzedawana, bita, poniżana. Od drugiego człowieka doznawała tylko krzywd oraz cierpień. Po ośmiu latach koszmaru, jej los się odmienił. Kupił ją włoski konsul, który jako pierwszy zaczął ją traktować z szacunkiem. Gdy odwołano go z Sudanu, Bakhita pojechała razem z nim do Włoch. Gdy konsul wyjechał na wakacje, oddał Bakhitę do klasztoru sióstr św. Magdaleny z Canossy. To tam pierwszy raz odkryła Boga. Doświadczając Jego miłości oraz wgłębiając się w prawdy wiary, zapragnęła do końca życia służyć Chrystusowi. Przyjęła sakramenty, a następnie wstąpiła do zgromadzenia. Do jej obowiązków należały bardzo proste prace: sprzątanie, gotowanie, pranie, prace w ogrodzie. Jednak wykonywała je z wielką radością, uśmiechem na ustach i serdecznością dla wszystkich, których napotykała. Tak też została zapamiętana przez ludzi: jako pogodna siostra z łagodną twarzą. Przykład jej życia pokazuje nam, że Bóg nieustannie o nas walczy i nawet z najtrudniejszych sytuacji potrafi wyciągnąć dobro. Bakhita pokazuje, że wcale nie muszę robić wielkich rzeczy, ale najważniejsze jest to, bym wkładała jak najwięcej serca i radości w codzienne obowiązki.
Chłopiec z sierocińca
Gdy myślę o tej świętej, przed oczami staje mi twarz chłopca z sierocińca, w którym pracowałam. Od początku pobytu w Ugandzie zwracałam na niego uwagę. Ciągle się wygłupiał, ale zawsze był chętny do współpracy, zabaw, także pomocy. Miał wiele talentów. Najlepszy w klasie z matematyki, szybko biegał i potrafił chodzić na rękach. Bardzo go polubiłam. Pewnego razu przy kolacji opowiedział historię o tym, jak trafił na naszą placówkę. Mieszkał tylko z mamą, która była uzależniona od alkoholu oraz miała problemy psychiczne. Chłopiec był bity, nie chodził do szkoły, wykonywał wszystkie obowiązki w domu. Głodował. Gdy jego mamie brakowało pieniędzy, oddawała chłopca znajomym, którzy go wykorzystywali. Wtedy uciekł na ulicę. Żebrał, by zdobyć pieniądze na jedzenie. Tam znalazł go ksiądz i zabrał do sierocińca. W sierocińcu został ochrzczony i przyjął pierwszą komunię św. Wierzę, że Bóg uzdrawia jego serce. A także działa z wielką mocą przez tego małego chłopca. W październiku podczas wspólnego różańca codziennie modlił się za swoją mamę. Nauczył mnie, co to znaczy przebaczać. Gdy się poznaliśmy Banda miał 9 lat.
Ojciec z pustyni
Ojciec Karol de Foucauld OCSO to święty, który łamał wszelkie stereotypy. Urodził się we Francji w XIX w. Najpierw wstąpił do armii. Gdy przeszedł nawrócenie i zaczął odkrywać Pana Boga, zdecydował się za Nim pójść. Jako ksiądz wyjechał do Algierii, by zamieszkać wśród muzułmańskich koczowników. Nauczył się języka Tuaregów oraz poznawał ich kulturę, by być jeszcze bliżej nich. Z czasem zyskiwał ich zaufanie. Niedaleko oazy, przy której żyła ta ludność, zbudował kaplicę. Od tego momentu większość czasu spędzał na cichej adoracji oraz rozważaniu Słowa Bożego. Zginął w 1916 r. z rąk muzułmanów.
Siostra Ryszarda
Gdy myślę o tym świętym, mam przed oczami siostrę Ryszardę, z którą pracowałam w Zambii. Ta salezjanka poświęciła życie Chrystusowi oraz pomocy dzieciom i młodzieży. W Zambii przebywa od ponad 30 lat. Zna doskonale języki chinyanja i bemba. Dzięki temu jest jeszcze bliżej ludzi, do których została posłana. Nic nie jest dla niej przeszkodą, jeśli celem jest pomoc drugiemu człowiekowi. Kilkanaście lat temu założyła sierociniec dla pokrzywdzonych dziewcząt w stolicy. Z czasem została dobudowana do niego szkoła podstawowa oraz zawodowa. Wszystko do dziś doskonale funkcjonuje i rozrasta się. Siostra Ryszarda swoim niezwykłym charyzmatem przyciąga do siebie nie tylko dzieci, ale również bardzo trudną młodzież. Wstaje przed wschodem słońca, by uczestniczyć we mszy św., zanim zacznie pracę, a wieczorem po zachodzie zawsze można ją spotkać w kaplicy na adoracji. Z jej twarzy nigdy nie znika uśmiech.
Błogosławiony z Czerwonej Wyspy
Błogosławiony Jan Beyzym SJ urodził się w 1850 r. Bardzo szybko rozeznał swoje powołanie i wstąpił do jezuitów. Odkrył również w sobie pragnienie pomocy chorym i cierpiącym. Popłynął na misje na Madagaskar. Widok trędowatych dotknął jego serce i postanowił pracować wśród nich. Zamieszkał w skromnej chatce, by być jak najbliżej chorych. Pragnął ulżyć im tak bardzo, jak tylko było to możliwe. W przeciwieństwie do reszty społeczeństwa na Madagaskarze traktował trędowatych na równi z sobą, co budziło wielki podziw. Po wielu staraniach udało mu się uzyskać środki na wybudowanie szpitala. Obecnie jest to jeden z największych i najlepiej rozwiniętych szpitali dla chorych na trąd na całej wyspie. Jan Beyzym SJ zmarł wśród swoich przyjaciół na Madagaskarze. Szpital doskonale funkcjonuje do dziś.
Także po śmierci
Urodził się w ubogiej rodzinie chrześcijan w Bika Kafra w północnym Libanie. Na chrzcie otrzymał imię Jusuf. W wieku 23 lat wstąpił do maronickiego klasztoru św. Marona w miejscowości Annaja, gdzie otrzymał zakonne imię Szarbel. Żyjąc w odosobnieniu, prowadził ascetyczny tryb życia, poszcząc i umartwiając się, większość czasu spędzając na modlitwie i praktykach religijnych. W pustelni spędził ostatnie 23 lata życia. Zmarł w Wigilię Bożego Narodzenia w 1898 r. Po pogrzebie ojca Szarbela miało miejsce niezwykłe zjawisko. Nad jego grobem pojawiła się niezwykła, jasna poświata. Zjawisko to trwało 45 dni i nocy, a jego grób stał się miejscem wielu pielgrzymek. Ukazywał się wielu ludziom, doprowadzając ich do nawrócenia. A olej jego imienia jest przyczyną wielu uzdrowień. Podczas wolontariatu na Czarnym Lądzie moje serce oraz oczy widziały więcej. Poznałam bardziej afrykańskich „świętych z obrazków” i „świętych z sąsiedztwa”. Dzięki temu zaczęłam ich też widzieć wokół siebie.
>>>Tekst pochodzi z „Misyjnych Dróg”. Wykup prenumeratę<<<
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |