Kaplica św. Juana Diego w USA, ludzie często przychodzą tu na modlitwę/SHARON MOLLERUS/FLICKR.COM

W krainie lam, pampasów i ptaka tzinitzcan [MISYJNE DROGI]

W 1986 roku Roland Joffe wyreżyserował „Misję”. Film przybliżył fragment historii działalności misyjnej w Ameryce Południowej,, ukazując misjonarzy jako tych, którzy troszczyli się o podopiecznych. Jednak dzieje misji w tej części świata to nie tylko jezuickie redukcje i nie tylko one wydały uchodzących za wzorzec misjonarzy. 

Listę misjonarzy z Ameryki Południowej otwiera hiszpański jezuita Piotr Klawer (XVI–XVII w). Studiując filozofię w kolegium w Palma na Majorce, pod wpływem rozmów z furtianem klasztoru Alfonsem Rodriguezem, chciał wyjechać na misje. Brat ten przepowiedział mu, że zatroszczy się on o Afrykańczyków – porywanych, a następnie po morskiej podróży sprzedawanych w Ameryce jako niewolnicy, którym odmawiano człowieczeństwa i duszy, że da im wolność. Piotr Klawer SJ jako „niewolnik niewolników” przez czterdzieści lat nie tylko był duszpasterzem udzielającym im sakramentów (ochrzcił 300 tys. osób) i uczącym katechizmu, ale także śpieszył z dobrym słowem i pomocą materialną, zdobywając dla nich picie, jedzenie, ubranie, leki. Pielęgnował chorych, w tym trędowatych, i potępiał handel niewolnikami, na których czekał w porcie w Kartagenie, osobiście żebrząc o chleb dla nich. Zanim w 1610 r. wyruszył za Ocean Atlantycki – do Nowej Granady, czyli Kolumbii – studiował teologię w Barcelonie, a w Sewilli przygotowywał się do bycia misjonarzem. Na kartce formuły ślubów zakonnych napisał: „Piotr Klawer, sługa Etiopczyków” (Etiopczykami w tych czasach zwano wszystkich Afrykańczyków). Po czterech latach cierpień wywołanych paraliżem zmarł w Kartagenie i tam został pochowany.

Foto: OFMCONV. Sekretariat Misyjny Prowincji Krakowskiej

Oddać serce sercom

Mniej znanym świętym misjonarzem z Ameryki Południowej był Piotr (właściwe imię, niezakonne, to Hermano) od św. Józefa de Betancur OFS. Pochodził z Teneryfy, a w Nowej Hiszpanii, czyli Gwatemali, znalazł się w 1651 r. Zanim został franciszkańskim tercjarzem, zamierzał być jezuickim kapłanem, ale jego pragnienie przekreślił brak zdolności. Był złym uczniem kolegium San Borgia w Gwatemali, ponieważ przez trzy lata nie zdołał przyswoić wymaganego materiału. Jako brat-tercjarz między innymi uczył dzieci czytania i pisania oraz katechizmu. Zorganizował szpital Matki Bożej Betlejemskiej, wzniósł kościół i szkołę. Opiekował się nie tylko sierotami i chorymi, ale posługiwał również wśród więźniów, żebraków i pielgrzymów, pociągając przykładem swego prostego i gorliwego życia. Założył zakon betlejemitów i betlejemitek. Warto też wspomnieć o hiszpańskim kapłanie jezuickim Alfonsie Rodriguezie (XVI–XVII w.), misjonarzu w Paragwaju. Gdy miał 29 lat, został napadnięty i poniósł męczeńską śmierć z rąk Indian podburzonych przez miejscowego szamana Nezu.

Gwadelupa i Juan Diego Cuauhtlatoatzin

Urodził się około 1474 r. w indiańskiej wiosce Tlayacac na terenie dzisiejszego Cuautitlán w stanie Meksyk. Był człowiekiem świeckim i ojcem rodziny. Został ochrzczony przez pierwszych misjonarzy franciszkańskich, prawdopodobnie w 1524 r. Był bardzo gorliwym chrześcijaninem. W każdą sobotę i niedzielę przemierzał pieszo kilkanaście mil ze swojej wioski do kościoła w Tenochtitlan, by uczestniczyć w mszy św. i katechizacji. Podczas jednej z takich wypraw, w sobotni poranek 9 grudnia 1531 r., na wzgórzu Tepeyac objawiła mu się Matka Boża. Zgodnie z życzeniem Maryi na wzgórzu wkrótce wybudowano kaplicę, w której umieszczono jej cudowny wizerunek odbity na płaszczu Indianina. To znane sanktuarium w Guadelupie. Juan Diego zamieszkał w pokoju przygotowanym dla niego obok świątyni. Spędził tam resztę życia, opowiadając przybywającym do sanktuarium pielgrzymom o objawieniach, wyjaśniając prawdy wiary i przygotowując wielu do chrztu. Zmarł 30 maja 1548 r. w wieku 74 lat i został pochowany na wzgórzu Tepeyac.

Foto: OFMCONV. Sekretariat Misyjny Prowincji Krakowskiej

Pod krzyżem Tau w Peru

Święci i błogosławieni południowoamerykańskich misji to także bliżsi nam w czasie misjonarze. W sierpniu 1991 r. dotarła do Polski i obiegła świat informacja o zamordowaniu strzałami w tył głowy franciszkaninów: o. Michała Tomaszka i o. Zbigniewa Strzałkowskiego przez bojowników Świetlistego Szlaku. Zginęli niedaleko Pariacotto w diecezji Chimbote, gdzie wraz z o. Jarosławem Wysoczańskim zapoczątkowali misję i utworzyli wspólnotę zakonną. Obu misjonarzy terroryści oskarżyli o działalność usypiającą rewolucyjną świadomość Indian, a przy ich ciałach pozostawili informację: „Tak umierają lizusy imperializmu. Niech żyje Ludowe Wojsko Partyzanckie”. Zbigniew Strzałkowski OFMConv. pochodził z Zawady, a Michał Tomaszek OFMConv. z Łękawicy. Jeszcze przed przybyciem do Peru pierwszy z nich był wychowawcą w niższym seminarium w Legnicy, a drugi duszpasterzem w Pieńsku. Przebywając w Kraju Słońca, nie tylko spełniali duszpasterską posługę, w tym nauczali katechezy, ale i zajmowali się działalnością charytatywną. Włączali się w programy żywnościowe Caritas, wspomagając szkoły i biblioteki, ucząc profilaktyki zdrowotnej, zdobywając leki dla chorych i dowożąc ich do szpitala; ponadto zaprojektowali budowę instalacji wodnej. Zawsze śpieszyli z pomocą potrzebującym zamieszkującym górskie wioski. Po ich męczeńskiej śmierci na grobowcu obu błogosławionych umieszczono napis: „Mocni w wierze, płonący miłością, posłańcy pokoju, aż do męczeństwa”, a peruwiański biskup Luis Bambarén stwierdził: „Krew męczenników pokrzepia nas, wzmacnia, podtrzymuje wiarę i pokój w sercach w chrześcijańskich wspólnotach w Pariacoto i okolicy”.

Wyśpiewała sobie niebo

Istnieją też cisi święci, niewyniesieni jeszcze na ołtarze, co do których pobytu w niebie wielu jest przekonanych. Należała do nich Helena Kmieć z Wolontariatu Misyjnego Salvator. Pochodziła z Libiąża w Małopolsce. Tam uczęszczała do Szkoły Podstawowej Katolickiego Stowarzyszenia Wychowawców oraz do Gimnazjum i Liceum Ogólnokształcącego. Po dwuletnim pobycie na stypendium w Leweston School w Sherborne (Wielka Brytania) studiowała inżynierię i technologię chemiczną na Politechnice Śląskiej w Gliwicach, a także uczyła się w tym mieście śpiewu solowego w Państwowej Szkole Muzycznej. Występowała w konkursach recytatorskich i na stałe w scholi gliwickiego Duszpasterstwa Akademickiego. Jej pasją była również jazda na rowerze, górska wędrówka, wspinaczka. Pracowała jako stewardessa w liniach lotniczych. Pragnąc być dla innych, pomagała dzieciom w nauce w świetlicy Caritas i udzielała się w Katolickim Związku Akademickim w Gliwicach. Z Wolontariatem Misyjnym Salvator (WMS) związała się w 2012 r. Z jego ramienia prowadziła półkolonie dla dzieci przy salwatoriańskich parafiach w Galgahévíz na Węgrzech oraz w Timisoarze w Rumunii. Z misją poza Europę wyruszyła w 2013 r. Jej pierwszym celem była Zambia. W tym afrykańskim kraju między innymi zaznajamiała dzieci ulicy z czytaniem, pisaniem, językiem angielskim i matematyką, a także towarzyszyła im na co dzień w centrach Salvation Home w Lusace i w Kulanga Bana Farm w Chamulimbie. Po zdobyciu misyjnych szlifów w Zambii wyruszyła do Boliwii, gdzie 8 stycznia 2017 r. znalazła się w placówce sióstr służebniczek dębickich w Cochabambie. Pobyt Heleny Kmieć w tym miejscu był krótki, bo dwutygodniowy. Nad ranem polskiego czasu, 24 stycznia, kiedy to doszło do napadu na ochronkę dla dzieci, misjonarka została śmiertelnie ugodzona nożem. Po tej tragedii, w liście z tego samego dnia, duszpasterze i wolontariusze WMS napisali: „Życie naszej Wolontariuszki i Przyjaciółki było, jest i będzie inspiracją do świadczenia o Bogu i oddawania Mu się bez reszty. Przykład Helenki pokazuje, że prawdziwie święci ludzie żyją bardzo blisko nas”.

>>>Tekst pochodzi z „Misyjnych Dróg”. Wykup prenumeratę<<<

Z pewnością Ameryka Południowawyda jeszcze sporo świętych i błogosławionych misjonarzy i misjonarek, którzy będą wyniesieni na ołtarze. Latynosi są silni chrześcijaństwem. Są „świętymi z sąsiedztwa”, którzy przez swoje codzienne życie Bogiem dla innych, zmieniają świat. Są znani z ofiarowanego czasu. Podania kubka z wodą. Oddania swojego posiłku bardziej głodnemu. Z Ewangelii w życiu.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze