Bóg nie umarł
Dziś nie chcę pisać o śmierci, o męczeństwie, o publicznym linczu. Nie zapuszczę się na pełen niepokojów Bliski Wschód. Chcę napisać o czymś nam bliższym, mniej abstrakcyjnym, a często pomijanym. O tym, że tak bardzo staramy się nie dyskryminować innych religii, że dyskryminujemy swoją.
Nowoczesne społeczeństwa głośno wołają o laicyzację, o rozdział Kościoła od państwa. Oczywiście w moim odczuciu także powinna istnieć sfera sacrum i profanum. Ważne jest, aby żadna religia nie była promowana, gdy dyskryminuje się inne. Już nieżyjący Wikariusz Apostolski w Anatolii Luigi Padovese podczas pogrzebu zamordowanego księdza z Trabzonu powiedział, że klimat pokoju nie może zapanować, jeśli w środkach masowego przekazu rzuca się złe światło na wyznawców jednej religii i ukazuje się ich jako wrogów drugiej religii. Oczywiście nie mówię tutaj o tuszowaniu prawdy, o przemilczeniu rzeczywistości w imię „nie szerzenia nietolerancji”. Mam na myśli sytuacje, w których świadomie oczernia się wyznawców jednej religii i nawołuje do przemocy względem jej wyznawców czy potęguje się strach, aby w rezultacie rosła nietolerancja. Niestety nie żyjemy w takim świecie: żyjemy w czasach potężnych mass mediów, rosnącego strachu i ogromnej poprawności politycznej.
Kiedy tolerancja staje się dyskryminacją
Punktem wyjścia tych rozważań jest film „Bóg nie umarł 2”, a raczej sytuacja w nim ukazana. Nauczycielka historii podczas lekcji została zapytana o Chrystusa. Była wierząca, więc odpowiedziała zgodnie z tym, w co wierzyła. Nikogo nie namawiała do czytania Pisma Świętego czy do konwersji. Po prostu odpowiedziała na pytanie uczennicy. To wystarczyło, aby pociągnąć ją do odpowiedzialności. Podobno na ławie oskarżonych nie zasiadał Bóg, a jedynie człowiek, który miał czelność obnosić się ze swoimi przekonaniami, co mogło narazić młodzież na uwierzenie w Boga. Czy nie nasuwa się w tym momencie myśl, że taki rozdział Kościoła od państwa to już jest pewnego rodzaju dyskryminacja? Przecież to właśnie ta szeroko pojęta tolerancja i wolność słowa próbowały zakazać nauczycielce przyznawania się do swojej religijności. Nikogo nie obchodziło, czy mówi o Jezusie jako o Bogu czy o postaci historycznej.
Polityczna poprawność?
Na lekcjach historii mówi się o mitach, o powstaniu wszystkich dużych religii, postaciach historycznych i półlegendarnych. Dlaczego w tym kontekście wspomnienie o Jezusie wywołało taki popłoch? Przecież jesteśmy przekonani, że ludzie, jako myślące, inteligentne istoty potrafią sami ocenić, czy dana teza ma sens, czy nie. Dlaczego tak bardzo próbuje się im utrudnić szukanie Boga? Zupełnie inną sprawą byłoby nawracanie na siłę albo prowadzenie lekcji religii zamiast historii, ale żeby nie móc publicznie przyznać się do wiary z obawy o posadę? To tylko film, ale daje dużo do myślenia. Gdy podczas Światowych Dni Młodzieży spotykało się młodych ludzi z całego świata, mogły dziwić niektóre spostrzeżenia. Francuzi byli zaskoczeni, że tutaj młodzi ludzie publicznie noszą krzyżyki i nikt ich za to nie piętnuje. Dla nas nic w tym dziwnego, u nich „poprawność” jest tak rozległa, że gdy koncert w Paryżu miał dać chrześcijański zespół złożony z księży, zabroniono wieszania plakatów w paryskim metrze, ponieważ duchowni na plakatach mogli urazić czyjeś uczucia. Czy ta poprawność nie jest już dyskryminacją na tle religijnym?
Zostańmy sobą
Nie budujmy na siłę świata bez Boga, bo po co? Dlaczego mamy Go wypierać, bać się pokazać lub powiedzieć, że jesteśmy wierzący? Przecież nikt nie chce zmuszać innych do zmiany przekonań. Ateista dalej może być ateistą, chrześcijanin chrześcijaninem, żyd żydem a muzułmanin muzułmaninem. Możemy szukać porozumienia i rozmawiać a nie wzajemnie oskarżać się o nietolerancję. Nie chcę bać się przyznawać do swojej wiary. Chcę świata dialogu, a nie wojny. Walczmy o taki świat, żeby się nie okazało, że jest o jeden most za daleko.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |