fot. arch. Moniki Krasowskiej

Domy Serca w Ekwadorze. Nasza misja to czas i towarzyszenie 

Istnieje wiele organizacji, które realizują projekty pomocowe dla najuboższych na całym świecie. Nie jesteśmy to my. Misją Domów Serca jest dawanie drugiemu człowiekowi współczucia i pocieszenia. Każdej spotkanej osobie oferujemy nasz czas, naszą obecność i naszą przyjaźń. Każde dziecko spotkane w naszym domu czy na ulicy obdarowujemy uściskami, opatrujemy ich skaleczenia, bawimy się i wspólnie gotujemy. Każdą spotkaną osobę nazywamy naszym przyjacielem. A nasi przyjaciele z dzielnicy to często osoby samotne, schorowane, cierpiące, opuszczone. 

Czym lub raczej kim jest dla mnie moja misja? To señora Carlota, señora Ere, señora Norma, señora Mery, señora Juanita, señora Aliria, señora Belinda. One kochają każdego wolontariusza jak swoje własne dzieci. To rodzina Don Rubena (kocham!), rodzina señory Sofii, rodzina señory Emy i Don Jairo, señora Catalina, don José, señora Mercedes. To wreszcie nasi młodzi i zawsze chętni do zabawy i gotowania: Alexis, Victor, Renato, Jeremy, Jeico, Domenica, Elena, Cristiana, Damaris, Luis Henry, Dylan, Angela, Byron. Codziennie modlę się o to, abym potrafiła odkrywać piękno w każdej spotkanej osobie, abym miała serce otwarte i dyspozycyjne dla każdego naszego przyjaciela. Modlę się też o to, aby Bóg rozszerzał moje horyzonty, pomimo częstego braku siły fizycznej. 

>>> Wolontariuszka Domów Serca: idę własną drogą [+GALERIA] 

Państwo wielobarwne jak ponczo 

Ekwador jest państwem tak różnorodnym jak wielobarwne ponczo. Nazwa pochodzi od hiszpańskiego słowa równik, która odnosi się do tego, że kraj ten leży na równiku. Ekwador jest mniejszy od Polski, a na jego terenie są łańcuchy górskie Andów, wybrzeża Oceanu Spokojnego, czynne wulkany, Puszcza Amazońska i Wyspy Galapagos. Miałam już to szczęście, że byłam dwa razy w górach i dwa razy nad morzem i nadal nie mogę wyjść z zachwytu nad tym, jak tutaj jest pięknie! 

Mieszkam w Guayaquil, które jest największym miastem w kraju. Nasz dom znajduje się w dzielnicy Isla Trinitaria, która jest najuboższą, najbardziej niebezpieczną i najbardziej wykluczoną dzielnicą w mieście. Kilkanaście metrów od naszego domu znajduje się główny port handlowy w kraju. W każdym tygodniu z portu wypływają ogromne statki, głównie eksportujące banany, owoce morza i ryby. Dla nas oznacza to setki samochodów ciężarowych na naszej drodze i duży hałas. 

Fot. pixabay

W naszej dzielnicy panuje ogromna bieda materialna. Bardzo często domy są skonstruowane z nieotynkowanych cegieł, blachy, drewna, eternitu, a podłogę stanowi beton lub ziemia. Wiele domów ma też kraty w oknach lub drzwiach. Po pierwsze – ponieważ jest bardzo gorąco, a po drugie – jest to dodatkowe zabezpieczenie przed włamaniem. Niestety normalnym widokiem są sterty śmieci na ulicy. Po dzielnicy zawsze chodzimy bez pieniędzy i bez telefonów, więc nasze zdjęcia robimy najczęściej w domu lub na naszej ulicy. 

Ekwador to kraj muzyki i tańca. Muzyka latynoska towarzyszy nam praktycznie cały dzień i całą noc. Z każdej strony można też usłyszeć sprzedawców, którzy handlują warzywami, owocami, lodami, przygotowanym jedzeniem lub rzeczami do domu. Tak więc hałas towarzyszy nam przy modlitwie, posiłkach, sprzątaniu, zabawie z dziećmi, nauce. W hałasie budzę się i zasypiam. 

Sąsiedzi mafii 

Panuje tutaj ogromny problem z przestępczością narkotykową, kradzieżami i napadami. Jest duży problem z korupcją i zagrożeniami aktywnością sejsmiczną. Od czasu do czasu zdarzają się rozruchy mafijne, zdewastowane budynki i niewielkie trzęsienia ziemi. Na naszej ulicy mieszka rodzina, która należy do jednej z bardziej groźnych grup mafijnych w dzielnicy. Przed ich domem jest zawsze dużo motocykli, samochodów, często są imprezy. Wielu członków rodziny zostało zabitych lub są w więzieniach. Czy są dla nas zagrożeniem? Nie. Codziennie bawimy się z ich dziećmi, pozdrawiamy się wzajemnie na ulicy i szanujemy. 

W naszej dzielnicy jest bardzo dużo dzieci, które często wzrastają pośród imprez, narkotyków, na ulicy. Zdarza się, że w ich domu brakuje jednego lub obojga rodziców, bo pracują, porzucili rodzinę, są w więzieniach, umarli lub zostali zabici. Oczywiście są też rodziny pełne i bardzo kochające. Jedną z rzeczy, która mnie w Ekwadorze nieustannie zadziwia (a jest ich wiele!) są właśnie silne więzi rodzinne. Dla przeciętnego Ekwadorczyka rodzina jest najważniejszą wartością. Istnieje też bardzo silny autorytet rodzica. Często w jednym domu mieszka cała wielopokoleniowa rodzina. Starsze dzieci wychowują młodsze. 

fot. arch. Moniki Krasowskiej

Międzynarodowa wspólnota 

W domu mieszkam aktualnie z trzema osobami. Z Sabiną (Polska), z Davidem (Francja) i z Chafikiem (Belgia). Wcześniej mieszkałam też z Jeromine (Francja), z Louisem (Francja) i z Ornellą (Argentyna), ale oni już zakończyli swoją misje na Isla Trinitaria. Dodatkowo przez kilka dni gościliśmy w naszym domu dwójkę Kolumbijczyków – Isabelle i Diego – oraz Marielle (Francja). Bardzo często jest też z nami Francisco, który jest młodym ekwadorskim lekarzem. Francisco był na swojej misji w Argentynie i teraz, jak tylko czas mu na to pozwala, to nam pomaga. Życie we wspólnocie to jeden z fundamentów mojej misji. To ogromny dar. Wspólnota to miejsce, w którym codziennie mierzę się ze swoimi słabościami, przełamuję moje przyzwyczajenia, przekonania i codziennie uczę się prawdziwej postawy wobec drugiego człowieka, budowania relacji i wyzbywania się indywidualizmu. Jesteśmy grupą tak różnych osób, z różnych krajów, odrębnych kultur i języków, ale połączyło nas wspólne pragnienie bycia na misjach. Wszyscy porozumiewamy się wyłącznie w języku hiszpańskim. 

Istnieje wiele organizacji, które realizują projekty pomocowe dla najuboższych na całym świecie. Nie jesteśmy to my. Misją Domów Serca jest dawanie drugiemu człowiekowi współczucia i pocieszenia. Każdej spotkanej osobie oferujemy nasz czas, naszą obecność i naszą przyjaźń. Każde dziecko spotkane w naszym domu czy na ulicy obdarowujemy uściskami, pytamy, jak się mają, zadajemy im pytania, odpowiadamy na te, które oni zadają nam, wołamy ich po imieniu, opatrujemy ich skaleczenia, bawimy się i wspólnie gotujemy. Każdą spotkaną osobę nazywamy naszym przyjacielem. A nasi przyjaciele z dzielnicy to często osoby samotne, schorowane, cierpiące, opuszczone. Nasza misja to nasz czas, to towarzyszenie w urodzinach, w ważnych chwilach dla rodziny czy osoby, to wspólne opłakiwanie śmierci kogoś bliskiego. 

fot. arch. Moniki Krasowskiej

Co robimy w praktyce? 

W naszym domu najważniejszym miejscem jest kaplica. Właśnie w niej rozpoczynamy każdy dzień od modlitwy jutrznią o godz. 7.00. Po modlitwie jemy śniadanie, a potem mamy czas na domowe obowiązki, czyli gotowanie, pieczenie tortów, sprzątanie, zakupy, naukę języka i adorację. Każdy z nas codziennie adoruje Najświętszy Sakrament przez godzinę. O godz. 12.30 jemy obiad. Po obiedzie modlimy się wspólnie różańcem, zawsze pamiętając o naszych rodzinach, przyjaciołach i darczyńcach. Po różańcu wychodzimy, aby odwiedzać naszych przyjaciół w dzielnicy lub bawimy się z dziećmi w domu i na ulicy. Nigdy nie chodzimy sami, zawsze w minimum dwie osoby. W każdą środę spędzamy czas poza dzielnicą. 

Jesteśmy w Domu Pokoju prowadzonym przez Siostry Misjonarki Miłości Matki Teresy z Kalkuty lub w Szpitalu Psychiatrycznym Lorenzo Ponce. To dwa szczególne miejsca, w których towarzyszymy osobom starszym, chorym i osobom z niepełnosprawnościami. Codziennie o 18.30 mamy modlitwę nieszporami, a o 19.00 idziemy na mszę świętą. Później jemy kolację i dzień kończymy wspólną modlitwą. Za zgodą księdza biskupa w każdą niedzielę pomagamy naszemu proboszczowi w zanoszeniu Komunii do chorych w naszej dzielnicy. W niedzielny wieczór organizujemy spotkania dla zaprzyjaźnionych rodzin. Pomiędzy tymi wszystkimi punktami dnia, praktycznie przez cały czas, do naszego domu przychodzą „niespodziewani” goście. Czasami jest to jedna osoba, a czasami kilka równocześnie. Najczęściej przychodzą dzieci, które chcą się bawić, pomagać w gotowaniu lub po prostu napić się wody.  

Fot. pixabay

Przychodzą też nasi dorośli przyjaciele, bo chcą się podzielić z nami jakimś swoim strapieniem, porozmawiać. Bardzo często ktoś towarzyszy nam przy śniadaniu, obiedzie lub kolacji. Wielu przyjaciół zaprasza nas też do siebie, serwując jakiś lokalny przysmak. Raz w tygodniu mamy dzień odpoczynku. U nas jest to czwartek. Jest to jedyny dzień, podczas którego korzystamy z telefonów i możemy zadzwonić do naszych bliskich, zająć się swoimi sprawami lub po prostu dłużej pospać. 

*** 

A może Ty myślałeś o wyjeździe na misje? Domy Serca organizują wyjazdy na wolontariat w przedziale czasowym od 14 do 24 miesięcy do 40 domów w 26 różnych krajach. Zapisz się na spotkanie informacyjne i poznaj charyzmat Domów Serca. Więcej informacji na stronie internetowej Domów Serca

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze