Ekwadorskie rodziny [MISYJNE DROGI]
W czasie podróży misyjnej po Ekwadorze mieszkałam wśród Indian Shuar. Tam tradycja miesza się z nowoczesnością. Bywa, że Indianie nie są na to przygotowani.
Współczesna cywilizacja umożliwiła człowiekowi przetrwanie w pojedynkę. Życie staje się mniej społeczne, bardziej bezosobowe anonimowe. Do ekwadorskiej puszczy również dochodzi cywilizacja. Najpierw pojawiają się różne przedmioty, później przenikają idee i style życia. Wielu Indianom Shuar, plemieniu żyjącemu na południowym wschodzie Ekwadoru, zaczyna
imponować styl życia colonos, czyli mieszkańców pobliskich miast. Szukając łatwiejszego życia, rodziny przenoszą się do miasta, do zupełnie innej rzeczywistości, która zamiast dobrobytu, przynosi im skrajną biedę i nieszczęście. Powoli tradycyjne wartości ważne dla plemienia zaczynają zanikać. Dzieje się tak, ponieważ wiedza przodków nie jest już cenna i atrakcyjna dla młodego pokolenia. Szkoła, pomimo teoretycznych starań, nie przekazuje tradycji kulturowych.
Uczyć się swojej kultury
Nie tak dawno temu, gdy Indianie żyli w izolacji, każdego ranka jeszcze przed wschodem słońca cała rodzina spotykała się przy ognisku. Ojciec rodziny opowiadał mity, czyli święte opowieści.
Słuchając tych opowiadań, młodzi uczyli się swojej kultury, szacunku do starszych i przygotowania do dorosłego życia. Dzięki temu rozumieli, kim są i jak mają żyć. Dowiadywali się o Bogu Arutam, który przejawia swoją obecność w przyrodzie ożywionej i nieożywionej.
Karaluch w drukarce
Odwiedzając osady, do których nadal prowadzą tylko wykarczowane przez puszczę ścieżki, zauważyć można bardzo dużo malutkich dzieci. W Polsce nikt by takiego malucha nie puścił bez
opieki. Tu chodzi ono po terenie wioski pod opieką starszego rodzeństwa. I tak jednoroczniakiem opiekuje się trzyletni braciszek, a nad wszystkim czuwa pięcioletnia siostra. Do zadań dzieci należy przynoszenie wody z rzek i pomaganie na poletkach uprawnych. Zazwyczaj w wiosce znajduje się szkoła czasem wyposażona w komputer i drukarkę. Indianie nie potrafią jeszcze dbać o takie sprzęty. W jednej z osad zepsuła się drukarka – pewnie za sprawą karalucha, który w niej mieszkał. Wielką pomocą stało się światło elektryczne zasilane z baterii słonecznych. Dzięki temu wydłużył się dzień. Misjonarze zachęcają rodziny, by ten czas wykorzystały na ćwiczenie czytania, bez którego trudno robić postępy w nauce.
Karmiący mężczyzna
Tradycyjny model rodziny zakłada podział obowiązków między wszystkich. Kobiety troszczą się o uprawę pola, przygotowanie jedzenia i chicha (napoju fermentowanego) oraz wychowanie
dzieci. Mężczyźni budują dom, chodzą na polowania i łowy oraz przejmują odpowiedzialność za wychowanie synów od 10. roku ich życia. Kobiety zajmują się garncarstwem, a mężczyźni tkactwem, wyrobem narzędzi, sieci i ozdób. Dziś często mężczyźni zajmują się pracą na poletkach, przygotowując ziemię pod uprawę, a kobiety pracują w domu i pomagają w pracach mężczyźnie – przynoszą z pól ciężkie kosze wypełnione maniokiem. Najważniejszym zadaniem kobiet jest rodzenie i wychowanie dzieci. Nadal można spotkać rodziny z siódemką, dziewiątką lub nawet czternastką dzieci. Jeden z mitów opowiada, jak kiedyś kobiety Shuar nie umiały rodzić i umierały zaraz po cesarskim cięciu. Dlatego też mężczyźni musieli karmić dzieci piersią. Któregoś razu muszka nauczyła kobietę rodzić tak, by nie stracić życia. Gdy kobieta wróciła z dzieckiem do domu, zaczęła robić wyrzuty mężczyźnie, że nie nakarmił noworodka od razu. Obrażony na to mężczyzna odkleił piersi i przykleił je kobiecie. Od tej pory to kobiety karmią swoje dzieci.
Spotkanie Boga
Młoda kobieta uczy się od starszych, towarzysząc im w pracach. O normach zachowania i zwyczajach dowiaduje się z mitów o Nunkui – żeńskiej manifestacji Boga Arutam. Dla mężczyzn archetypami są Etsa (pan łowów), Tsunki (pan wody) oraz Ayumpum (pan życia i śmierci). Każda czynność połączona jest z modlitwą. Dawniej Indianki znały na pamięć nawet do pięciuset różnych śpiewanych modlitw, które wykorzystywały, by wyprosić obfitość plonów. Dla mężczyzn specjalnym momentem spotkania z Bogiem była wyprawa do odległego szałasu nad brzegiem wodospadu poprzedzona wielodniowym postem. Po obmyciu się w wodospadzie mężczyzna zażywał tabakę i zapadał w sen, oczekując wizji, która miała mu wskazać przyszłe zadania do
wypełnienia oraz napełnić go siłą do jej wykonania.
Mąż nie skąpy
Małżeństwa były aranżowane przez ojców dziewczyny i młodzieńca. Matka i dziewczyna musiały wyrazić na nie zgodę. Po wstępnych ustaleniach młodzieniec zamieszkiwał z rodziną dziewczyny.
Był to czas, kiedy rodzice przyglądali się kandydatowi na męża córki. Miał on pracować na rzecz przyszłych teściów, a wybrankę traktować z czułością, nie być skąpym, a tym bardziej niegodziwym. Dopiero po takiej próbie młodzi mogli stać się prawnymi małżonkami i zacząć wspólne życie. Do czasu pojawienia się dzieci nadal mieszkali z teściami. Później budowali oddzielny dom w pobliżu. Ostatnimi czasy zdarzają się przypadki, że młodzi ludzie uciekają ze swoich domów i tak zaczynają wspólne życie. Czasem, gdy rodzicom przejdzie już gniew, wracają do domów jako mąż i żona. Zjawisko to niepokoi zarówno rodziców, jak i misjonarzy pracujących wśród Indian.
Zazdrosne żony
Dziś Indianie poszukując swojej tożsamości kulturowej wracają do niektórych dawnych tradycji, dostosowując je do swoich potrzeb. Instrumentalnie traktują swoją historię, biorąc z niej tylko te fragmenty, które im odpowiadają. Twierdzą na przykład, że mogą mieć wiele kobiet, bo tak i dawniej bywało. Dla nich jednak oznacza to posiadania kilku żon w różnych miejscach. Tradycyjnie mąż mógł mieć więcej żon, jeśli był dobrym myśliwym i potrafił zapewnić im utrzymanie. Pierwsza żona musiała na to wyrazić zgodę i często tego chciała, gdyż jej pozycja jako pierwszej żony była uprzywilejowana, a pozostałe kobiety miały jej pomagać w pracach domowych i na polu. Wszystkie mieszkały w jednym domu. Czasem zdarzało się, że żony żywiły do siebie urazę i rodziła się między nimi zazdrość, szczególnie wtedy, gdy mężczyzna najwięcej czasu spędzał z najmłodszą z nich.
Indiańskie odwiedziny
System rodzinny stanowił podstawę organizacji społecznej i wzajemnego wsparcia. Indianie nadal lubią odwiedzać się wzajemnie. Powodem odwiedzin może być chęć wymiany nowinek,
zaproszenie na uroczystość, zaproszenie na ucztę z powodu udanych łowów, prośba o pomoc w pracy, zaproszenie na wspólne polowanie lub połów czy kwestie związane z aranżowaniem małżeństw. Odwiedzający zawsze zostanie poczęstowany sfermentowanym napojem z manioku (chicha) podawanym w stwardniałej łupinie. Wytwarzanie go jest obowiązkiem każdej pani domu.
Przebieg wizyty z obu stron określają konkretne wymogi etykiety. Każdy ma swoją rolę do odegrania. Wizyty przyjmowane są w części domu zarezerwowanym dla mężczyzn. Do części dla kobiet
mają wstęp tylko domownicy. Większe święta łączą się z ucztą przygotowaną z mięsa zabitych zwierząt. Na co dzień je się raczej skromnie – głównie gotowane zielone banany i maniok. Świąteczne stoły ozdobione są liśćmi palmy. Po śniadaniu odbywa się mecz piłki nożnej. W każdej wiosce znajduje się teren do gry w piłkę, który jednocześnie jest lądowiskiem dla awionetek. Wieczorami odbywają się tańce przy bardzo głośnej muzyce płynącej z głośników. W dawnych czasach rodzina Shuar była jednostką przekazującą całość wiedzy kulturowej potrzebnej do dorosłego i odpowiedzialnego życia w społeczności. Mashianentsa. Przeprawa nad rzeką Macuma Dziś należy przywrócić im wiarę w to, że ich tradycja jest wartością, która nadal powinna być przekazywana dzieciom. Nie chodzi o to, by nic w ich stylu życia się nie zmieniło, ale by świadomie i bezpiecznie przeszli proces konfrontacji z cywilizacją.
>>>Tekst pochodzi z „Misyjnych Dróg”. Wykup prenumeratę<<<
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |