Trudne zadanie Kościołów [MISYJNE DROGI]

Polskę i Ukrainę wiąże trudna historia. Potrzeba jeszcze wielu zabiegów, aby nastało pojednanie i przebaczenie. Aktualna pomoc dla Ukrainy może być nowym
początkiem.

Ukraina jako samodzielne państwo zaistniała na mapie dopiero w 1991 r. Pod względem liczby ludności (45 milionów) jest ona szóstym krajem Europy, wyprzedzając o jedno miejsce Polskę.
Z kolei pod względem powierzchni jest dwukrotnie większa od naszego kraju. Od strony wyznaniowej jest krajem na wskroś chrześcijańskim. Wiara w Jezusa Chrystusa stała się religią państwową w 988 r. wraz z chrztem władcy Rusi Kijowskiej, księcia Włodzimierza Wielkiego. Chrześcijaństwo dotarło tutaj z Bizancjum i dlatego po rozłamie w 1054 r. mieszkańcy Rusi stali się wiernymi cerkwi prawosławnej. Pięć wieków później, w 1596 r., większość z nich przyjęła unię z Rzymem, tworząc Kościół unicki. Działania zaborcy rosyjskiego spowodowały, że został on w dużej mierze zniszczony. Ocalały jedynie diecezje w zaborze austriackim, przyjmując nazwę greckokatolickich.

Podzielone chrześcijaństwo

Chrześcijaństwo ukraińskie jest obecnie bardzo podzielone. Ponad 70% stanowią wierni trzech, bardzo skłóconych ze sobą, odłamów Cerkwi prawosławnej. Pierwszy z nich, uznający
zwierzchnictwo Patriarchatu Moskiewskiego, dominuje we wschodniej części kraju. Drugi, uznający zwierzchnictwo Patriarchatu Kijowskiego, dominuje w części centralnej. Trzeci z kolei, nazywający się Ukraińską Cerkwią Autokefaliczną, powstał po I wojnie światowej. Katolicy obrządku greckokatolickiego stanowią 8% ludności. Zamieszkują oni tereny dawnej Galicji. Obrządek ten, w przeciwieństwie do innych, np. obrządku koptyjskiego w Egipcie czy ormiańskiego na Bliskim Wschodzie, nie posiada własnego patriarchatu. Na jego utworzenie nie zgodził się bowiem ani papież Jan Paweł II, ani Benedykt XVI. Złożyło się na to wiele przyczyn, w tym liczne konflikty duchownych unickich z prawosławnym i łacińskimi. Dlatego głównemu hierarsze tego obrządku, którym obecnie jest abp. Światosław Szewczuk, przysługuje jedynie tytuł arcybiskupa większego. Pozostali katolicy to niewielka Cerkiew unicka na Rusi Zakarpackiej, podległa
bezpośrednio Watykanowi, oraz wierni obrządku rzymskokatolickiego, nazywanego tutaj łacińskim. Ci drudzy stanowią wprawdzie 2% ludności, ale mają silne struktury diecezjalne na terenie
całego kraju. Pozostali chrześcijanie to liczne odłamy wyznań protestanckich (4 %) oraz Apostolski Kościół Ormiański. Niestety obrządek ormiańskokatolicki, z arcybiskupstwem we Lwowie, praktycznie już nie istnieje. Z kolei w dużych miastach zachowały się wspólnoty żydowskie, a na Krymie muzułmańskie. Oprócz tego funkcjonują liczne sekty, zwłaszcza Świadkowie Jehowy.


Państwo mniejszości

Jedną czwartą ludności Ukrainy stanowią mniejszości narodowe. Najliczniejsza z nich to Rosjanie (17%), z tym że językiem rosyjskim jako ojczystym posługuje się prawie jedna trzecia mieszkańców. Inne mniejszości to Żydzi, Tatarzy, Mołdawianie, Niemcy oraz Węgrzy i Słowacy na Rusi Zakarpackiej. Polaków oficjalne statystyki wyliczają na 140 tys., ale w rzeczywistości ich liczba jest cztery czy pięć razy większa. Ciągle bowiem wielu z nich, zwłaszcza w części zachodniej, boi się przyznawać do swojej narodowości. Mieszkają nie tylko we Lwowie, ale i w zwartych skupiskach w rejonach Żytomierza, Berdyczowa, Winnicy i Kamieńca Podolskiego.

Trudna historia

To, co ogromnie dzieli Polskę i Ukrainę, i co ma wielki wpływ na znaczną część polskiej opinii publicznej w postrzeganiu wydarzeń na Majdanie, nie jest bynajmniej zamierzchłą przeszłością.
Konfliktów nie brakowało począwszy do 981 r., kiedy to książę kijowski najechał państwo polskie, zawłaszczając Grody Czerwieńskie. Można byłoby wspominać także kolejne unie polsko-
-litewskie, w wyniku których większość terenów obecnej Ukrainy przeszła pod panowanie Polski. Opisania wymagałyby też powstania kozackie, w tym zapomniana dziś rzeź humańska w 1768 r.,
rozbiory, polskie powstania narodowe, łącznie ze zwycięskim powstaniem „Orląt Lwowskich” w 1918 r., traktatem w Rydze i paktem Ribbentrop-Mołotow.

Kość niezgody

Nie negując ważności tych wydarzeń twierdzę, że główną kością niezgody jest jednak ludobójstwo dokonane w latach 1939–1946 dokonane przez ludzi z Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (szefem jednej z frakcji był Stepan Bandera, syn księdza greckokatolickiego), Ukraińskiej Powstańczej Armii (dowódcą był Roman Szuchewycz, kat Wołynia) oraz SS Galizien, Ukraińskiej Policji Pomocniczej i innych ukraińskich formacji na służbie Adolfa Hitlera. Ludobójstwa tego, które swym zasięgiem objęło oprócz Wołynia także lubelszczyznę i Małopolskę Wschodnią, dokonano na setkach tysięcy obywateli drugiej Rzeczypospolitej, którymi byli nie tylko Polacy, ale i Żydzi, Ormianie, Czesi, a także sprawiedliwi Ukraińcy, ratujący swych sąsiadów. Kością niezgody jest stosunek społeczeństwa i władz Polski i Ukrainy do tego ludobójstwa. W naszej ojczyźnie ze względu na poprawność polityczną oraz tzw. mit Jerzego Giedroycia ten krwawy rozdział historii ciągle jest przemilczany. Najlepszym tego przykładem była zeszłoroczna uchwała sejmowa, podjęta w 70. rocznicę „Krwawej Niedzieli” na Wołyniu, w której to uchwale termin „ludobójstwo”
głosami posłów zastąpiono pokrętnymi słowami „czystki etniczne o znamionach ludobójstwa”. Do powiedzenia prawdy zabrakło zaledwie 10 głosów. Z kolei w Marszu Pamięci, zorganizowanym
w Warszawie przez rodziny pomordowanych, nie pojawili się pomimo zaproszeń ani premier, ani prezydent, ani prezes największej partii opozycyjnej. W podobny sposób pięć lat wcześniej postąpił prezydent Lech Kaczyński.


Gloryfikacja zła

Z kolei na Ukrainie, zwłaszcza zachodniej, trwa gloryfikacja zbrodniarzy z UPA i SS Galizien. Najwięcej zła wyrządzili w tej kwestii były już prezydent Wiktor Juszczenko (przeciwko przyznaniu mu przez KUL doktoratu honoris causa protestowały rodziny pomordowanych) oraz partia „Swoboda”, odwołująca się wprost do tradycji nazistowskiej. Niestety czasem i Kościoły nie radzą sobie z tym problemem. Dla przykładu, arcybiskup Ihor Woźniak nie tylko w 2007 r. poświęcił pomnik Stepana Bandery we Lwowie, ale i nazwał zbrodniarza wzorem do naśladowania. Przed Kościołami chrześcijańskimi w obu krajach stoi ogromne zadanie doprowadzenia do pojednania, ale w oparciu o prawdę i poszanowanie pamięci o ofiarach. Pewien krok episkopaty rzymsko- i greckokatolickie uczyniły w 2013 r., ale w podpisanym oświadczeniu znów nie nazwano tych trudnych spraw po imieniu, a rodziny ofiar nie zostały zaproszone na żałobną panichidę w cerkwi w Warszawie. Nic więc dziwnego, że obecność na Majdanie i we wschodnich rejonach Ukrainy czerwono-czarnych flag UPA i portretów Bandery, a także banderowskich okrzyków „Sława Ukrainie – herojam sława” czy „Smert’ woroham” (śmierć wrogom) budzą wątpliwości. Poza tym, wykreowanie szefa „Swobody”, Ołeha Tiahnyboka na jednego z trzech liderów Majdanu oraz wprowadzenie do nowego rządu Arsenija Jaceniuka kilku neobanderowców może być kolejną barykadą wzniesioną na drodze do pojednania. Tym bardziej trzeba konsolidacji wszystkich chrześcijan po obu stronach Bugu. A pomoc, którą teraz niesiemy Ukrainie (duchowa, materialna, polityczna i charytatywna), może być mostem wiodącym do budowania nowych relacji. Obyśmy dobrze wykorzystali ten czas.

>>>Tekst pochodzi z „Misyjnych Dróg”. Wykup prenumeratę<<<

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze