Foto: Andriy Malenko

Ewangelia w działaniu [MISYJNE DROGI]

Salezjański Wolontariat Misyjny „młodzi światu”. Setki zrealizowanych projektów, dziesiątki wybudowanych szkół, studni, kościołów czy przychodni, tysiące osób objętych pomocą. Zaczęło się od szalonego pomysłu realizowanego przez kolejnych zapaleńców.

Marek wyjeżdżał kilkukrotnie na projekty budowlane: „Dawida poznałem kilka lat temu, podczas budowy przedszkola w Mansie. (…) Potem ściągnąłem go na kolejną budowę do Kapiri Mposhi i przyuczyłem na brygadzistę. (…) Kiedy kilka lat temu wyjeżdżałem z Kapiri po ukończeniu budowy szkoły, załatwiłem mu kolejną pracę: wykonanie muru i ogrodzenia dla księży. Pamiętam, jak się bał tej budowy, bo miał ją wykonać sam. Chciał, abym mu wszystko napisał na kartce, bo to tej pory był przy mnie i robił wszystko według wskazówek. Wiedział, że zawsze może zapytać. Okazało się, że budowa poszła mu bardzo dobrze, zadanie wykonał szybko, sprawnie i solidnie – nie zmarnował danej mu szansy. Poczułem ogromną dumę, kiedy dowiedziałem się, że sam wybudował sobie dom”. Klaudia, Monika, Piotrek i Asia pomagali z kolei salezjanom w Nigerii w organizacji obozu wakacyjnego. Ich służba nie ograniczała się do pracy z wychowankami: „Podczas naszej ostatniej kolacji przed wyjazdem przyszedł moment podziękowań. Wtedy usłyszeliśmy coś, czego się nie spodziewaliśmy. Dorośli ludzie, księża, bracia zakonni i klerycy – wszyscy razem zgodnie oznajmili nam, jak bardzo wiele się od nas nauczyli. Ksiądz Emmanuel – miłośnik polskiej szarlotki, którą piekłyśmy specjalnie dla niego, był zauroczony miłością, jaką dostrzegał w nas i między nami!” – opowiadają.

Na poważnie

Salezjański Wolontariat Misyjny (SWM) tworzą ludzie, którzy wzięli na poważnie nakaz: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię”. Dają swój czas, wiedzę i umiejętności, aby pracować na rzecz najbardziej potrzebujących w krajach Afryki, Ameryki Południowej czy Azji. Najważniejsze w pracy świeckiego wolontariusza misyjnego jest dzielenie się świadectwem chrześcijańskiego życia. Żyjąc wśród tych, do których jesteśmy posłani, wykonujemy konkretną pracę na rzecz innych i staramy się być żywymi świadkami miłości Chrystusa. Bo wolontariat misyjny to Ewangelia w działaniu, czyli przekazywanie ludziom Dobrej Nowiny poprzez działania odpowiadające na najpilniejsze potrzeby bliźnich.

Foto: Andriy Malenko

Studentka, nauczycielka, kucharz, pielęgniarka

Wolontariuszem misyjnym może zostać dosłownie każdy. Są wśród nas pracownicy korporacji i studenci, architekci i nauczyciele, pielęgniarki i budowlańcy, prawnicy i świeżo upieczeni absolwenci szkół średnich, rolnicy i historycy, lekarze i kucharze, mechanicy i informatycy, emeryci i małżonkowie. Na misjach pracują jako wychowawcy i nauczyciele, leczą, budują szkoły, szpitale, przedszkola, nadzorują projekty, prowadzą szkolenia zawodowe. Przez 20 lat działalności SWM wysłał na misje już ponad 400 wolontariuszy.

Ministerstwo i toalety

Prosto o wolontariuszach wyraził się kiedyś ksiądz Mariusz, salezjanin współpracujący z SWM, mówiąc, że podziwia ich za to, że są to ludzie, którzy w jednej chwili piszą listy do prezydenta i projekty do ministerstwa, a za chwilę, jeśli jest taka potrzeba, nie mają problemu z tym, żeby iść czyścić toalety. Ta wypowiedź bardzo obrazuje to, jak wygląda praca i rola wolontariuszy misyjnych. Zrealizowaliśmy ponad 380 projektów misyjnych, obejmując wsparciem 71 placówek w 31 krajach. Bez tych młodych i chętnych do pracy młodych ludzi to wszystko nie byłoby możliwe. Wciąż zgłaszają się do nas kolejne osoby. W tym roku wspierać misjonarzy będzie kolejne 28 osób.

Foto: Katarzyna Mierzejewska

Czy to ma sens?

Magda, pracująca w domu dziecka w Boliwii: „Widzę skrywany za grzecznościowym uśmiechem ból, spuszczony wzrok albo nawet łzy. Tęsknotę za prawdziwym domem i prawdziwą rodziną. Wtedy nachodzą mnie wątpliwości i pytania o sens tego, co robię. Co ja w ogóle wiem o tym, czego oni doświadczyli? Czy mogę ich zrozumieć? I co może im dać moja chwilowa, roczna obecność? Na szczęście poczucie sensu zawsze powraca, i to ze zdwojoną siłą. Wraca w nieoczekiwanych i, wydawałoby się, całkiem zwyczajnych momentach. Wtedy, kiedy Fernanda biegnie do mnie z daleka, żeby się przytulić, gdy Jael prosi mnie o radę, albo kiedy czytam Luisowi setny raz jego ulubioną bajkę o krokodylu. Kiedy Fabricio woła mnie do pokoju tylko po to, żeby pokazać mi swój nowy strój do gry w piłkę nożną, a ja specjalnie dla niego zaczynam interesować się jego ulubioną drużyną. Myślę, że z takich właśnie zwyczajnych gestów buduje się dom” – to pokazuje, że jest sens.

Nie trzeba być od razu gotowym, ale trzeba się przygotować. Czas rozeznania trwa co najmniej rok. Trzeba wtedy uczestniczyć w cotygodniowych lub comiesięcznych spotkaniach i angażować
się w codzienną działalność wolontariatu. Chodzi o to, żeby dobrze poznać salezjański charyzmat, rozwijać swoją relację z Jezusem, a także praktyczne umiejętności. Ksiądz Adam Parszywka, przez wiele lat prezes SWM, dziś przełożony Inspektorii Krakowskiej salezjanów podkreślał, że najpierw trzeba napracować się w Polsce, żeby wyjechać na misje i tam pracować jeszcze więcej. Potrzeba cierpliwości, pokory i zaufania. Bo decyzja o wyjeździe nie zależy tylko od wolontariusza, ale duszpasterza wspólnoty i koordynatora wolontariuszy. Trzeba zgodzić się na to, co zaproponuje mi Pan Bóg. Pierwszym krokiem jest po prostu napisanie maila, wejście na swm.pl, przyjście na pierwsze spotkanie w Krakowie, Wrocławiu albo Poznaniu.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze