Ewangelia w praktyce [MISYJNE DROGI]
Mieszkańcom obozu Karatepe na greckiej wyspie Lesbos pomagają wolontariusze Caritas Polska i wspólnoty Sant’Egidio. Dzielą się wiarą, nie mówiąc o niej, a pokazując ją działaniem. Przyjrzyjmy się ich pracy.
Ponad cztery tysiące ludzi w namiotach i barakach. Zimą marzną, latem cierpią z powodu upałów, często bez bieżącej wody i prądu. Uciekli do Europy przed wojną, głodem, prześladowaniami. Nie są jednak wykorzystywani w rozgrywkach politycznych, jak ci na naszej granicy z Białorusią, jak żywa broń – ich także Kościół nie pozostawia bez pomocy. W tych miejscach bez zbędnych słów dzieli się wiarą, przez ewangeliczny sposób życia. To być może doprowadzi tych ludzi do pytania, dlaczego to robimy – dlatego, że wierzymy w Jezusa Chrystusa i On nam powiedział, że tak trzeba.
>>> Założyciel wspólnoty Sant’Egidio: bardzo podziwiam misjonarzy oblatów
– Zawsze zadaję sobie pytanie: dlaczego? Co takiego się stało, że znaleźli się w tej sytuacji. Dzisiaj rozmawiałam z osobą z mojego rocznika. Nie sposób uciec od porównań – jak wygląda moje życie, a jak jej, jakie mamy możliwości – mówi Alicja Roszkowska, wolontariuszka, która działa na rzecz uchodźców, organizując m.in. korytarze humanitarne do Włoch.
Prezenty dla gości z obozu
Alicja ma 22 lata, mieszka i studiuje w Krakowie. Podobnie jak pozostali wolontariusze na Lesbos ma za sobą doświadczenia wolontariackie, ale praca z uchodźcami to dla niej nowość. W Namiocie Przyjaźni, gdzie wolontariusze przyjmują codziennie ok. 150 osób, spotyka się z ludźmi uciekającymi z Afganistanu, Syrii, krajów afrykańskich. Polacy, podobnie jak reszta międzynarodowej ekipy pracującej z uchodźcami ok. pół kilometra od obozu Karatepe, znanego też jako Moria 2, starają się pomóc mieszkańcom obozu odnaleźć się w nowej rzeczywistości.
– Przed południem pakujemy paczki z żywnością, z produktami o długim terminie przydatności do spożycia (olej, ryż, konserwy, itp.). Każdą paczkę staramy się przygotować tak, żeby wyglądała jak prezent, wiążemy kokardę. Po południu przychodzą do nas goście, bo tak nazywamy osoby z obozu dla uchodźców. Zapraszamy ich do stołu, gdzie przekazujemy im prezenty. Mogą usiąść przy jednym stole ze swoimi rodzinami, z wolontariuszami, zjeść coś dobrego, porozmawiać. Ten stół jest pretekstem do rozmowy, do wzajemnego poznania się – opowiada Marta Dobrzyńska, koordynatorka wolontariatu Caritas Polska. – Życie w obozie jest bardzo trudne. Z jednej strony polega na czekaniu, żeby się stamtąd wydostać. Jego mieszkańcy mówią, że czasami brakuje wody, prądu, a żywność, którą otrzymują, jest słabej jakości. W namiotach i kontenerach latem jest potwornie gorąco, a zimą bardzo zimno. Dzieci nie mają dostępu do edukacji, nie ma też opieki medycznej. Kobiety w ciąży czy z maleńkimi dziećmi nie mają dostępu do lekarza, nie wiedzą, czy z ich dzieckiem jest wszystko w porządku. Poza tym oni wszyscy są naznaczeni głębokimi traumami. Niosą ze sobą tragiczne historie swoich podróży i tego, co ich skłoniło do wyjazdu z domu – dodaje Marta Dobrzyńska.
Przywrócić godność
Wolontariusze pracują poza obozem, bo wewnątrz nie ma takiej możliwości, odwiedzili jednak sam obóz i poznali panujące w nim warunki. – Uderzyło mnie, jak ludzie dbają o swoje namioty lub przestrzenie w barakach. Zawsze jest tam posprzątane, wielokrotnie przed namiotem widzieliśmy posadzony krzaczek pomidorów. Próbują stworzyć namiastkę domu w tak trudnych warunkach. Bardzo spodobało mi się wejście do namiotu jednej z rodzin. Były tam drzwi zbite ze znalezionych desek, z taką małą zasuweczką. Przed namiotem zbudowali mały taras i tam siedzieli całą rodzinką. Dla mnie to było niesamowite. Próbują zrobić coś z niczego, stworzyć dom pomimo warunków, w jakich przyszło im żyć – relacjonuje Klaudia Wicińska, studentka pedagogiki specjalnej z Poznania.
– Teoretycznie obóz nie jest zamknięty, ale na zewnątrz, na kilka godzin, może wyjść nie więcej jak tysiąc osób jednocześnie. Ponieważ mieszkają tu cztery tysiące osób, z prostego rachunku wynika, że każdy wychodzi raz na cztery dni. Ale nie w soboty i niedziele. Zazwyczaj więc każda z mieszkających tu osób może wyjść raz w tygodniu, przejść pół kilometra do naszego namiotu, usiąść i z nami porozmawiać – tłumaczy Krzysztof Berg, na co dzień urzędnik zajmujący się tematem repatriacji. – Dzięki tej rozmowie mamy poczucie, że znamy się lepiej. Oni widzą nas, a my widzimy ich i ich potrzeby. Nie widzimy numerów, tylko osoby posiadające własną wolną wolę, z której mogą korzystać, choćby w takich błahych sprawach jak wybór soku do picia. W obozie takiego wyboru nie mają, nie mogą wybierać jedzenia, które otrzymują – dodaje.
– Najważniejsze dla nas jest przywrócenie im godności, pokazanie, że ich los nie jest nam obojętny. Służą temu rozmowy, w trakcie których odkrywamy w drugim człowieku własnego brata lub siostrę. To poznanie jest dla nas pierwszym i najważniejszym krokiem do ewentualnego udzielenia niezbędnej pomocy (medycznej, prawnej, psychologicznej) w przyszłości – wyjaśnia Marta Dobrzyńska.
Bez komunikacyjnej bariery
Na Lesbos dzieje się też wiele w kontekście edukacji. Wolontariusze prowadzą kurs angielskiego od podstaw dla dorosłych, a dzieci mogą uczestniczyć w tzw. szkole pokoju, czyli w zajęciach służących nauce języków, głównie angielskiego, przez wspólną zabawę i międzykulturową integrację.
– Były kolorowanki, piosenki, staraliśmy się wspólnie stworzyć hit po francusku, uczyliśmy dzieci podstawowych zwrotów w języku angielskim. Graliśmy w piłkę, a zasady tworzyliśmy na bieżąco, więc było przy tym dużo śmiechu. Dzieci potrzebują po prostu się wybiegać i świetnie się rozumieją, mimo że mówią różnymi językami – zauważa Klaudia Wicińska.
>>> Tekst pochodzi z „Misyjnych Dróg”. Wykup prenumeratę <<<
Zgodnie z papieskim przesłaniem
Projekt „Poznani nieznani” jest odpowiedzią na wyrażone w encyklice Fratelli tutti wezwanie papieża Franciszka do otwartości na ludzi szukających schronienia w Europie i przyjęcia wobec nich postawy miłosiernego Samarytanina. Biorą w nim udział młodzi wolontariusze. Ich wyjazd na Lesbos jest poprzedzony wielomiesięczną formacją, prowadzoną przez ekspertów z zakresu migracji oraz komunikacji międzykulturowej. W przygotowania zaangażowani byli specjaliści ds. wolontariatu z Caritas Polska, psychologowie, doświadczeni wolontariusze, którzy rok temu byli w obozie, a nad wymiarem duchowym czuwał brat Cordian Szwarc OFM
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |