fot. EPA/ROBERT DEJON

Filipiny: św. Mikołaju, nie mam już taty ani mamy… A tak bardzo chciałbym pójść do szkoły [REPORTAŻ]

Na Filipinach już spokojnie. Znów pojawiło się błękitne niebo, znowu jest ciepło. O przejściu tegorocznych tajfunów świadczą wprawdzie wciąż poprzewracane gdzieniegdzie drzewa i pozrywane dachy, ale w sercach mieszkańców są dziś już przede wszystkim nadchodzące Święta Bożego Narodzenia.

Niestety dla części z nich oznacza to, że ponownie usiądą do skromnego wigilijnego stołu w bardzo okrojonym rodzinnym składzie. Okrojonym już na zawsze. Reportaż opowiada o Wiosce Matki Bożej Miłosierdzia na Filipinach prowadzonej przez polskich marianów.

>>> Filipiny: mimo ulewnych deszczów tysiące ludzi na uroczystości Wszystkich Świętych

Tajfun Sendong

Był piątek 16 grudnia 2011 roku. Późnym wieczorem nad nadbrzeżnym miastem Cagayan de Oro bardzo szybko zaczęły gromadzić się ciemne chmury. Zaczął wiać porywisty wiatr. W ciągu kilku godzin deszcz przerodził się w tragiczną ulewę. Wiatr osiągnął prędkość 95 kilometrów na godzinę. Zrywał dachy, budząc pogrążonych do tej pory w śnie mieszkańców. Zasilona przez ulewne deszcze rzeka Cagayan zaczęła podmywać coraz to kolejne metry gliniastego brzegu, na którym część ludzi ma pobudowane domostwa. Fala przybierała w dramatycznie szybkim tempie. Penetrując kolejne ulice i zaułki. Porywając kolejnych mieszkańców. Jak nieproszony gość uprowadzając kolejne meble i przedmioty. Rzeka niczym intruz porywa kolejnych ludzi. Zwłaszcza tych pływających najsłabiej. Którzy nie dają sobie rady w błotnistej mazi pełnej płynących śmieci, kontenerów, ławek, latarni. Także jadowitych węży i skorupiaków.

Tajfun Sendong zabił w sumie 1259 ludzi. Blisko tysiąc osób nadal – po upływie już 11 lat – uznawanych jest za zaginionych. W większości chodzi o dzieci. Ich ciał po dziś dzień nie udało się odnaleźć.

Gdy trzeba działać szybko. I konkretnie

Po opadnięciu fali ludzie nie miel dokąd wracać. Większość domów spłynęła do zatoki. Razem z całym dobytkiem. Meblami, ubraniami, zabawkami, wyposażeniem kuchni. Wszystkim, co i tak biedni Filipińczycy północnego wybrzeża wyspy Mindanao mieli na wyposażeniu swych gospodarstw. Cały świat stanął teraz przed nie lada wyzwaniem. Jak pomóc tysiącom bezdomnych. Jak zadbać o pozbawionych wszystkiego ludzi. O rodziny, z których znaczna część została przez tajfun zdziesiątkowana. Z zabitymi dziećmi, z nieżyjącymi rodzinami. Z osieroconymi niemowlakami.

fot. PAP/EPA.

Wszelkie inicjatywy pomocowe lokalnych władz umierały w zarodku. Gubiły je biurokracja, niezdolność do podjęcia decyzji, brak systematyczności i chęci działania. A przecież działać trzeba było szybko. Tu i teraz. W pomoc poszkodowanym postanowił zatem zaangażował się Kościół. Swoim najuboższym ramieniem. Zarazem jednak potrafiącym zdziałać najwięcej: misjonarzami. Wszystkimi tymi, którzy Filipiny znali już od lat. Żyjąc na miejscu i niosąc pomoc najsłabszym i wykluczonym.

To właśnie oni podjęli się bardzo konkretnego dzieła. Budowy dla bezdomnych ofiar tajfunu nowego miejsca do życia. Wzniesionego do podstaw. W bezpiecznym miejscu. Tak powstała koncepcja Mother of Divine Mercy Village. – Czyli Wioski Matki Bożej Miłosierdzia – tłumaczy ze spokojem ksiądz Dariusz Drzewiecki MIC, dziś administrator projektu.

Daleko, a jednak tak blisko zarazem

Konieczne do budowy środki misjonarze zbierali m.in. w Polsce. W akcję pomocy angażowały się katolickie fundacje pracujące przy misyjnych zakonach.

– Zaangażowali się wszyscy. To było naprawdę niesamowite. Mieliśmy wsparcie naszych współbraci z Polski. Mieliśmy wsparcie świeckich wpłacających swoje darowizny – marianin wspomina czas budowy.

Pomysły na pomoc były bardzo różne. Ojcowie sercanie zbierali na przykład datki na zakup worków cementu.

– Wówczas cena jednego takiego worka na Filipinach to była równowartość 20 złotych – komentują dziś zakonnicy. – A do wybudowania jednego takiego domku potrzeba było 51 worków.

– Odzew na akcję wśród naszych darczyńców był nieprawdopodobny – stwierdza ksiądz Łukasz Wiśniewski MIC, dyrektor Stowarzyszenia Pomocników Mariańskich, które także zaangażowało się w zbiórkę. – Te pojawiające się w naszej przestrzeni medialnej obrazy przedstawiające nagłą katastrofę zabierającą w kilka chwil ludziom wszystko, co mieli, naprawdę poruszały ludzi. I mimo tego, że dla wielu z nas Filipin to naprawdę odległa rzeczywistość, ludzie chcieli pomagać.

Tutaj żyje się naprawdę trudniej

Osada Mother of Divine Mercy Village już stoi. Z jednakowymi murowanymi domami. Z dachówką w kolorze czerwonym, białym, żółtym zielonym oraz niebieskim. W sumie 551 budynków. Ustawionych dość ściśle. W architektoniczną szachownicę. Jeden przy drugim. We wschodniej części wioski widać też betonowe boisko do koszykówki. Oto Wioska Matki Bożej Miłosierdzia. Zamieszkana przez ofiary kataklizmu sprzed lat. Przez sieroty, wdowy i wdowców. Wszystkich tych, dla których życie naprawdę bywa trudniejsze od tego, z którym mierzymy się tutaj w Polsce.

dziecko filipiny wysypisko
Fot. pixabay

– Robimy, co możemy, aby pomóc tym ludziom – dodaje z lekko wyczuwalną rezygnacją w głosie ksiądz Dariusz. – Jak kogoś nie stać na trumnę dla zmarłego ojca, kupujemy mu trumnę. Jak komuś spalił się dom, próbujemy mu go odbudować. Jak ktoś jest głodny, szukamy dla niego jedzenia. Jak ktoś nie ma na prąd, szukamy pieniędzy, aby mu za ten prąd zapłacić. A jak idą Święta Bożego Narodzenia, staramy się, aby dzieci dostały przynajmniej raz na kilka lat jakikolwiek prezent pod choinkę. To są bardzo często pierwsze prezenty w ich życiu.

Filipiński święty Mikołaj

Gina jest jedną z mieszkanek Wioski Matki Bożej Miłosierdzia. Od dawna nie ma już ojca. Zginął podczas uderzenia tsunami. Dziewczynka ma dziś 10 lat. Jej mama jako wdowa nie może liczyć na jakąkolwiek pomoc od państwa. Bardzo pragnie spełnić marzenie córki i posłać ją do szkoły. Tymczasem warunkiem pójścia do szkoły jest kupno przyborów szkolnych oraz obowiązkowego na Filipinach mundurka. Na taki zaś wydatek mamy Giny po prostu nie stać.

EPA/FRANCIS R. MALASIG

– W tym roku mieliśmy w naszej wiosce liczne spotkania z dziećmi, aby rozdać każdemu z nich niezbędne przybory do rozpoczynającego się roku szkolnego – wspomina wrześniowe poranki ksiądz Dariusz, gdy to z plastikowymi workami pełnymi piórników, ołówków, kredek i gumek do ścierania wędrował piaszczystymi uliczkami Mother of Divine Mercy Village. – Takich przepełnionych wdzięcznością twarzy, jak te obdarowanych przez nas filipińskich dzieci, nie widziałem nigdy wcześniej.

Ksiądz Dariusz poprosił więc swoich współbraci z Polski o pomoc. Nie zawiódł się. Od kilku tygodni w całym kraju jest prowadzona zbiórka. Na dzieci w ubogiej Wioski Matki Bożej Miłosierdzia. Na piórniki, plecaki, ołówki… Dla tutejszych dzieci to właśnie są wymarzone prezenty na święta.

– Robimy, co w naszej mocy, aby także i te dzieci zobaczyły w te święta swojego świętego Mikołaja… – kończy ks. Łukasz, koordynator zbiórki.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze