Indie: dramatyczna sytuacja chrześcijan
-„Tylko prawda zwycięża” – to piękne słowa. Mogą służyć za sztandar najwspanialszym ideom, mogą wpisywać się w program działania niejednej partii politycznej. W końcu można je przypisać wielkim myślicielom czy wizjonerom pragnącym „odmienić oblicze ziemi”.
Słowa te jak ulał pasują również do Jezusa, który „przyszedł na to, aby dać świadectwo prawdzie”. Słowa te, to jednak narodowa dewiza Indii. Kraju, który jest drugim, co do liczebności krajem na świecie, gdzie społeczeństwo jest podzielne na kasty, które warunkują swoisty ład społeczny. I tak są tutaj ci lepsi, i ci gorsi. Jest wielu nędzarzy, mniej jest bogatych. Są tutaj wyznawcy hinduizmu, są muzułmanie. Są również chrześcijanie, których niestety najłatwiej prześladować. Dlaczego? Bo nie pasują do kastowego układu sił społecznych.
Kropla drąży skałę
Ponad miliard i 236 milionów – tyle liczy populacja Indii. Chrześcijan w tym kraju jest niespełna 2,5%, co daje nieco ponad 31 milionów wyznawców Chrystusa. Chrześcijanie są kroplą w morzu, albo raczej „zaczynem”, którego obecność „zakwasza całe ciasto”, któremu na imię Indie. Nie chodzi tutaj o zło, którego sprawcami są ludzie ochrzczeni, ale raczej o dobro, które drąży dziurę w skale. Zostawmy jednak aforyzmy i św. Pawła i przejdźmy do meritum. Byłbym daleki od prawdy, gdybym kategorycznie stwierdził, że indyjska gospodarka opiera się na chrześcijanach, jednak jest w tym odrobina prawdy. Ich obecność gołym okiem widać w edukacji i opiece zdrowotnej. Dziś prawie 25% szkół i uniwersytetów prowadzą chrześcijańskie wspólnoty wyznaniowe. Ta liczba cały czas rośnie, bo sama edukacja w ośrodkach przykościelnych nie jest droga, a poza tym poziom dydaktyczny przeciętnej indyjskiej szkoły jest zdecydowanie niższy niż szkoły chrześcijańskiej. Podobnie jest z opieką zdrowotną. Wciąż powstają nowe szpitale i ośrodki zdrowia. Z racji poszanowania życia ludzkiego od poczęcia do naturalnej śmierci w chrześcijańskich placówkach zawsze znajdzie się oddział opieki paliatywnej. Z reguły są one oblegane przez hindusów, niezależnie od wyznania. To akurat jest wielką zasługą św. Matki Teresy z Kalkuty, która poświęciła swoje życie umierającym i opuszczonym. Obecności chrześcijan nie da się nie zauważyć. Pomimo że jest ich mało, mają wpływ na kształt państwa. To jednak nie wszystkim się podoba. I tutaj pojawiają się przysłowiowe schody.
Spisek przeciwko chrześcijanom
Jeśli ktoś teraz wysnuwa wniosek, że hinduiści nienawidzą chrześcijan, to jest w błędzie. Duża część obywateli toleruje i szanuje ludzi ochrzczonych. Owszem, jest to zasługa ich sporej aktywności w edukacji i medycynie. Jednak ta większość, we współczesnych Indiach, ma coraz mniej do powiedzenia. Problem leży w tym, że fundamentalistyczna partia hinduska (BJP) już takiego zaufania do mniejszości nie ma. Co więcej, dziś ta partia ma większość w indyjskim parlamencie i swojego premiera. Ostatnie wybory wygrała dzięki obietnicom gospodarczym, z których – trzeba przyznać – nawet się wywiązuje. Jednak to nie wszystko. Prawie od zawsze północ Indii była wrogo nastawiona do chrześcijaństwa. Od 10 lat i południowa część odkrywa swoje oblicze, coraz bardziej niechętne chrześcijaństwu. Momentem zwrotnym we wzajemnych relacjach był rok 2008. W Boże Narodzenie w stanie Orisa zaatakowano pięć kościołów parafialnych, trzy plebanie, niższe seminarium duchowne, kilka budynków przykościelnych i 500 prywatnych domów. Atak był przygotowany z rozmachem, siły porządkowe ograniczyły się tylko spisywania protokołów po zgłaszanych atakach. Ówczesny rząd nikogo nie pociągnął do odpowiedzialności prawnej. Wyznawcy Chrystusa zostali pozostawieni sami sobie.
Czara goryczy
Po Orisie rządzący nabrali wiatru w żagle. Coraz częściej dochodziło do podobnych sytuacji. Od czasu do czasu słychać było o niszczonych kościołach, o konfiskacie mienia, o aresztowaniach, pobiciach, o zbiorowych gwałtach… i zawsze indyjska policja nie mogła ująć sprawców, a prokuratura umarzała śledztwa ze względu na brak dowodów. Czarę goryczy przelało rozpędzenie pokojowej manifestacji chrześcijan w 2015 r., kiedy do spacyfikowania „uzbrojonych” w różańce i plakaty z napisami: „Stop niszczeniu kościołów” i „Dosyć znaczy dosyć. Co robi policja?” indyjski MSZ wysłał uzbrojonych po zęby żołnierzy. Nikt nie zginął, ale 200 osób trafiło do więzienia. Podobno ci chrześcijanie byli agresywni. Podobno wykrzykiwali rewolucyjne hasła, podobno nie mieli pozwolenia na manifestację. Fakt – nie mieli takowej zgody – bo mimo starań nikt nie raczył im jej wydać. Podobno ci chrześcijanie kontestowali porządek konstytucyjny kraju, podobno krzyczeli: „Tylko prawda zwycięża. Pomóżcie prześladowanym!”. Prawda, jak zawsze w Indiach. musiała zwyciężyć. Tylko że w tym wypadku wspierana była przez uzbrojonych żołnierzy, których zadaniem było uciszenie niewygodnych głosów.
ks. Paweł Kucia
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |