Jest moc! Ludzie Ducha Świętego
Każdy człowiek jest powołany do życia w Duchu Świętym. To bardzo ważne, bo bez tej pomocy nie jesteśmy w stanie czynić dobra. Po ludzku nie mamy na to siły. Może na początku. Misjonarze to osoby, które bardzo mocno doświadczają, że bez tego wsparcia rzeczywistość, w której żyją, ich pokona. Sami z siebie nie będą szukać dzieci na śmietniskach, w favelach czy w kolektorach ciepłowniczych. Sami z siebie, bez rękawiczek i obrzydzenia, nie będą opatrywać chorych na trąd, dżumę, cholerę czy inne choroby. Sami z siebie nie dadzą rady jeździć psimi zaprzęgami od wioski do wioski na arktycznej pustyni, pływać po Amazonii pełnej komarów i krokodyli czy na piechotę przemierzać buszu tropikalnego, wysokich Andów, pustyń czy interioru. Sami z siebie nie pozostawaliby, często samotni, brudni, chorzy, wśród ludzi, gdzie mieszkają. Tak żyją współcześni misjonarze. Często bez Internetu, telefonów i bez parcia na karierę. A może właśnie ich karierą jest bycie dla innych. Nasz kraj może pochwalić się misjonarzami, ludźmi Ducha Świętego, o których mówimy, że są ikonami misji. Ikonami, bo kiedy przyjrzeć się ich życiu, widać, jak żyć powinni inni, choć nie tylko oni, bo po prostu chrześcijanie.
Misja w mocy ducha – droga dla każdego
Patrząc z tej perspektywy, nie istnieje misja ewangelizacyjna Kościoła bez mocy Ducha Świętego. Co więcej, to Duch Święty prowadzi dzieło zbawienia. Możemy doświadczyć Jego mocy, zobaczyć Jego działanie, dotknąć żywej obecności Trzeciej Osoby Boskiej we współczesnym świecie. Najlepszym miejscem tego spotkana z Duchem Świętym są misje. Przez analogię można powiedzieć, że misyjność jest niejako innym imieniem Ducha Świętego. Przecież misja to posłanie, a Duch Święty jest Posłanym przez Ojca i Syna do nas, do świata. Nie jest to rzeczywistość zarezerwowana jedynie dla wybranych: kogoś lepszego, mądrzejszego, bardziej pobożnego. Każdy z nas, ochrzczonych, jest misjonarzem, a więc każdy, dając świadectwo swej przynależności do Chrystusa, działa w mocy i z mocy Ducha Bożego. Jak jednak konkretnie, tak „po ludzku”, doświadczyć obecności Ducha Świętego? Jego mocy, działania, dotyku? Bóg mówi do nas językiem, który możemy zrozumieć: On chce dać się nam poznać, dlatego swoje działania ubiera w ludzkie słowa. Takimi współczesnymi słowami, którymi mówi do nas Duch Święty, są misjonarze – ci z nich, którzy pozwolili Duchowi Świętemu działać przez ich serca, ręce, słowa. Nie ograniczali Go swoimi obawami, niepewnościami, ale byli wolni i odważni w świadectwie życia chrześcijańskiego pełnego mocy Ducha Świętego. Ostatnie lata naszej współczesnej historii pisane są przez osoby mniej lub bardziej znane, które inspirują, pokazując żywą obecność i działalność Ducha Świętego.
Aby wypełnić swoje powołanie, misjonarz musi mieć serce maksymalnie otwarte na działanie i moc Ducha Świętego. To Duch Święty jest sprawcą, organizatorem i głównodowodzącym na froncie misyjnym. Bóg w swoim wielkim miłosierdziu działa zawsze z człowiekiem i przez człowieka. Mówi do nas ludzkim językiem i dotyka nas ludzkimi gestami. Nie ma chyba rzeczywistości, która bardziej odzwierciedlałaby obecność i moc Ducha Świętego niż życie i posługa misjonarzy. Mamy jednak wśród nich przykłady osób niezwykłych. Nie z pierwszych stron celebryckich gazet, ale z afrykańskiego buszu, skromnych szpitali czy ubogich ochronek dla dzieci, a jednak potężnych mocą miłości, zdolnych góry przenosić, z wiarą dająca siłę w sytuacjach – wydawałoby się – bez wyjścia. Misjonarze działający w mocy Ducha Świętego, delikatni jak powiew wiatru i mocni jak huragan, dający nadzieję jak wiosenny deszcz, kochający jak najczulsza z matek. Można by wypunktować teraz długą listę osób mniej lub bardziej znanych. Spróbujmy jednak dostrzec działającego Ducha Świętego w życiu niektórych ze współczesnych apostołów posłanych na krańce świata.
Leczyć choroby i duszę
Zacznę od kobiety niezwykłej w swej prostocie i sile. Spotkałam ją osobiście kilkakrotnie. Drobna, starsza pani, delikatna, wręcz krucha, a jednocześnie emanująca wielką siłą. Gdy myślę o pani dr Wandzie Błeńskiej, to automatycznie zaczynam się uśmiechać. Ona taka była: mądre, piękne oczy, ciepły, szczery uśmiech. Skąd w tej filigranowej kobiecie była taka siła? Dokta (tak o niej mówili Ugandyjczycy, którym służyła, lecząc ich poranione trądem ciała i dusze) była osobą bardzo prostą. Dostrzegała piękno i znajdowała radość w drobnych momentach, z jakich utkane było jej życie – najpierw w przedwojennym Poznaniu, potem w Bulubie i w ostatnich latach życia spędzonych przy ulicy Miłej. Bez żywej obecności Ducha Święte go spędzenie ponad 40 lat na leczeniu trędowatych w Afryce byłoby niemożliwe. W życiu Dokty moc Ducha objawiała się nie w spektakularny sposób, przez wielkie uzdrowienia, ale w delikatnym powiewie miłości, szacunku dla drugiego człowieka, dostrzeganiu jego zwykłych potrzeb i dotyku pozbawionym bariery lateksowych rękawiczek. Zażyłość z Bogiem, otwarcie na Jego obecność owocowała nie tylko w pięknym dziele medycznym w ugandyjskiej Bulubie. Moc Ducha promieniowała wszędzie, gdzie pojawiała się Dokta. Jej misyjność nie była zamknięta jedynie w konturach kontynentu afrykańskiego. Tej niesamowitej tajemnicy jedności i powszechności Kościoła, którego sercem są misje, w bardzo namacalny i widoczny sposób można było doświadczyć, spotykając dr Wandę Błeńską. Te spotkania zawsze były przepełnione paradoksem mocy Ducha objawianego w delikatności i łagodności. Jedna z autorek książki pt.: „Wanda Błeńska. Spełnione życie”, pisze: „Ilekroć wychodziłyśmy od Dokty, świat wydawał nam się lepszy”.
Kreatywność dla innych
Inną postacią, która z całą otwartością i gotowością przyjęła obecność i prowadzenie Ducha Świętego w swoim życiu, była wolontariuszka Helena Kmieć. Wydawać by się mogło, że historia jej życia jest diametralnie różna od poprzedniej bohaterki. A jednak, gdyby czytać te dwa życiorysy: ponad stuletniej misjonarki i 26-letniej Heleny z perspektywy ich zdolności do przyjęcia i przekazywania dalej mocy Ducha Świętego, możemy odnaleźć łączące je nici. Skąd młoda dziewczyna bierze entuzjazm, kreatywność i gotowość do ofiarowania siebie w bezinteresownej służbie drugiemu człowiekowi jak nie z obecności Ducha Świętego i Jego mocy w swoim życiu? Wielu z nas zapamiętało Helenę Kmieć ze zdjęć, na których widać młodą, piękną dziewczynę z gitarą. Widać radość i entuzjazm promieniujący z jej twarzy pełnej spełnienia i szczęścia. Młode życie wolontariuszki misyjnej było budowane na fundamencie wiary, to moc Ducha Świętego dodawała jej sił i otwierała na coraz piękniejsze pomysły – jak przeżyć życie w służbie dla bliźniego, by życie było wartościowe, pełne i spełnione. To jest misja pełna Ducha – nie osiągnięte sukcesy czy kolejne punkty wpisane do CV, ale pełnia życia tu i teraz ofiarowanego Bogu i bliźniemu w służbie misyjnej.
Ty też tak możesz
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |