Kościół wstaje z kanapy. ŚDM 2016 [MISYJNE DROGI]
O trudzie przygotowań, organizacji i efektach spotkania młodych z rzeczniczką Światowych Dni Młodzieży Dorotą Abdelmoulą rozmawia Aleksander Barszczewski.
Aleksander Barszczewski: Święta, święta i po świętach. Czy Światowe Dni Młodzieży zmieniły Polskę?
Dorota Abdelmoula: Wierzymy, że tak, choć o wielu owocach z pewnością nigdy się nie dowiemy, bo one rodzą się w sercach. I nie mam na myśli jedynie pielgrzymów i wolontariuszy, którzy byli obecni na spotkaniach w polskich diecezjach i w Krakowie, ale też osoby śledzące je za pośrednictwem mediów, które dopiero teraz zaglądają do papieskich przemówień albo słuchają świadectw uczestników. Światowe Dni Młodzieży, to nie był jedynie event – jednorazowe wydarzenie, ale przede wszystkim spotkanie Kościoła, który cały czas jest w drodze.
Z wielu stron, jeszcze w czasie trwania Dni słyszałam głosy w stylu: „jeśli tak wygląda Kościół, to jestem dumny, że mogę być jego częścią”. Także wielkie zaangażowanie w polskich diecezjach, które nie skończyło się wraz z wylotem papieża, ale trwa i przeradza się w nowe pomysły jest dowodem tego, że w polski Kościół wstaje z kanapy. Wystarczy zajrzeć do mediów społecznościowych, gdzie świadectwa i wspomnienie ze Światowych Dni Młodzieży przeplatają się z zachętami do udziału w pielgrzymkach, spotkaniach, wyjazdach, do których młodzi szykują się z nowym zapałem. To dopiero początek, choć ten wielki entuzjazm młodych to wielkie wyzwanie i odpowiedzialność dla całej Polski.
Jaki jest obraz Polski w młodych, którzy uczestniczyli w Światowych Dniach Młodzieży?
Bardzo pozytywny. Goście z całego świata są zachwyceni zarówno serdecznym przyjęciem przez polskie rodziny i parafie, jak też duchowym bogactwem, z którym się tu spotkali. Słyszałam opinie, że to jedno z najpiękniejszych spotkań w historii tych dni. Zdecydowanie Pan Bóg przygotował tu znacznie więcej niż my własnymi siłami. A tego, w jaki sposób odkrył przed każdym z pielgrzymów i organizatorów tajemnicę Bożego Miłosierdzia, nie da się ująć w żadne statystyki ani bilanse zysków i strat. Kardynał Ryłko od początku chciał, by pielgrzymi wyjechali z Krakowa, mając w pamięci modlitwę koronką i spojrzenie Jezusa Miłosiernego. To się spełniło, a my, Polacy, możemy być zaszczyceni, że byliśmy dla tylu młodych ludzi gospodarzami Bożego Miłosierdzia.
Jak długo trwała organizacja wydarzenia?
Nie tyle organizacja, ile same Światowe Dni Młodzieży rozpoczęły się dla nas już na plaży Copacabana, gdy papież Franciszek ogłosił, że kolejnym przystankiem na drodze młodego Kościoła będzie właśnie Kraków. Z Rio wróciliśmy dumni, pełni pomysłów, zapału i ufności, że Pan Bóg otwiera dla nas czas łaski. Bez świadomości, że to Jego Światowe Dni Młodzieży, a my Mu tylko pomagamy, cała organizacja minęłaby się z istotą tego spotkania.
Byliście z tym sami, a może państwo, rząd i miasto aktywnie zaangażowali się w pomoc?
Tak było i jesteśmy bardzo wdzięczni za wielomiesięczną współpracę z władzami i służbami, zarówno na szczeblu krajowym, jak i lokalnym. Bez tej współpracy, podziału kompetencji i odpowiedzialności nie udałoby się sprawnie przygotować i obsłużyć tak dużego wydarzenia. Pamiętajmy, że organizatorem Światowych Dni Młodzieży i wizyty ojca świętego w Polsce byli wspólnie: państwo i Kościół.
Media podają, że do końca mieliście problem ze znalezieniem wolontariuszy. Jakie mogły być tego przyczyny? Czy mocno wpłynęło to na organizację Dni?
Absolutnie w żadnym momencie nie mieliśmy problemu ze znalezieniem wolontariuszy i nie wiem, skąd takie informacje. Rzeczywiście, przedłużaliśmy kilkakrotnie terminy rejestracji, bo młodzi ludzie sami o to prosili. Ponad 19 000 wolontariuszy krótkoterminowych, którzy obsługiwali to spotkanie, to grupa, jakiej się spodziewaliśmy i która doskonale poradziła sobie z powierzonymi zadaniami. To fenomen, że największe spotkanie Kościoła na świecie przygotowują w tak dużym stopniu właśnie wolontariusze. Ich zapał, oddanie i chęć służby są naprawdę nie do przecenienia.
Przed Światowymi Dniami Młodzieży od wielu osób słyszałem, że nie jadą, bo boją się zamachów. Wychodzi na to, że dramatyzowali.
Dziś nie mamy wątpliwości, że zostały zabezpieczone na najwyższym poziomie, co było efektem wielomiesięcznej współpracy z władzami i służbami odpowiedzialnymi za bezpieczeństwo. Obawy są rzeczą naturalną, nie sądzę, że to „dramatyzowanie”. Aby je rozwiać, dostarczaliśmy wszystkich potrzebnych informacji, odpowiadaliśmy na pytania, zachęcaliśmy, by przyjechać do Krakowa i nie rezygnować pod wpływem emocji ani dramatycznych doniesień o tragediach w różnych stronach świata. A to, że było bezpiecznie, to także zasługa samej młodzieży, która zachowywała się naprawdę odpowiedzialnie, spokojnie i po raz kolejny pokazała, że można jej zaufać.
Czy pomimo że Światowe Dni Młodzieży są spotkaniem katolickim brały w nim udział osoby innych wyznań? Jeśli tak, to czy był dla nich przewidziany jakiś program?
Tak, mieliśmy przedstawicieli chociażby Kościoła prawosławnego. Także wśród występujących muzyków byli m.in. żydzi i protestanci. Na różnym etapie przygotowań i obsługi współpracowały z nami także osoby niewierzące, które – doceniając to spotkanie – chciały podzielić się swoim talentem i doświadczeniem. Światowe Dni Młodzieży to spotkanie otwarte dla każdego, kto szanuje jego katolicki charakter. To obraz Kościoła apostolskiego, który daje się poznać każdemu, kto go szuka i chce się zbliżyć.
Co było najistotniejsze w organizacji tak dużego wydarzenia?
Inne były priorytety odpowiedzialnych za logistykę, inne osób odpowiadających za bezpieczeństwo, inne duszpasterzy troszczących się o przygotowania duchowe. Dla mnie najważniejsza była świadomość, że to wydarzenie organizuje Pan Bóg, a my pomagamy Mu na miarę naszych możliwości. To nie zrzeczenie się odpowiedzialności, ale świadomość, że – dając z siebie wszystko – musimy zostawić też miejsce na Jego działanie i pytanie o to, jakie Dni On sobie wymarzył. Kiedyś w podstawówce dostałam pocztówkę z cytatem: „modlić się to marzyć razem z Panem Bogiem”. Bez osobistej i wspólnotowej modlitwy nie da się „zrobić ŚDM”. A druga rzecz, to słuchanie młodych. Tego uczył nas św. Jan Paweł II, tego uczy papież Franciszek. To był czas, kiedy młody Kościół mówił do świata. Także przygotowania spotkania były czasem, kiedy młodzi dzielili się swoimi pomysłami, talentami i potrzebami. Śmiało możemy powiedzieć, że to wielkie spotkanie zostało w dużej mierze zaprojektowane przez młodych.
Warto było podjąć się organizacji tego wydarzenia?
Może nie będzie nadużyciem, jeśli powiem za św. Pawłem, że wystąpiłam w dobrych zawodach, ukończyłam bieg, ustrzegłam wiary… I mam nadzieję, że to dopiero początek.
>>> Tekst pochodzi z „Misyjnych Dróg”. Wykup prenumeratę <<<
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |