Foto: Zofia Sokołowska

Kwiaty zasadzone w starych gumowcach [MISYJNE DROGI]

Kiedy myślę o ekologii i ochronie środowiska w moim małym kawałku Peru, jako pierwszy na myśl przychodzi mi traktor z przyczepką lokalnego śmieciarza. Puszczał
ulubione ballady. Świat tu się zmienia. Także podejście do jego ochrony. Nadzieja jest w najmłodszych.

Wspomniany śmieciarz każdego ranka od poniedziałku do piątku przemierzał ulice i wioski i każdego dnia tygodnia zbierał inny rodzaj posegregowanych wcześniej śmieci. Można było go rozpoznać po głośnej muzyce, którą puszczał z głośników umieszczonych w jego traktorze. Opcje były tylko dwie: albo romantyczna ballada „Corre” meksykańskiego duetu Jesse & Joy albo „Ya se ha muerto mi abuelo” legendarnego peruwiańskiego zespołu Juaneco y su Combo. Do dziś, jak tylko słyszę te piosenki, przypominają mi się amazońskie poranki. Peruwiańska rzeczywistość
odnośnie środowiska naturalnego i ekologii to wielkie skrajności. Spędziłam w Peru kilka lat, pracując jako świecka misjonarka, najpierw w Limie – stolicy i największym mieście, później w małej wiosce Iscozacín w peruwiańskiej części Amazonii. Był to czas, gdy mogłam dowiedzieć się wiele o środowisku naturalnym i jego ochronie. Peru to wielki kraj, mój kawałek dżungli i jej rzeczywistość nie muszą odnosić się do jego innych regionów.

Foto: Zofia Sokołowska

Prawa dżungli

Są to zarówno prawa złe, jak i dobre. Na ogół dżunglę kojarzymy z czymś fascynującym, z tzw. płucami świata, bujną florą i fauną, ale też z czymś niezbadanym, ciemnym, strasznym. Dużo się ostatnio mówi o Amazonii za sprawą papieża Franciszka, który zwraca naszą uwagę na tamtą część świata, tak dobrze mu znaną. Ekologia i ochrona środowiska to bardzo złożony temat. Z czego to wynika? Myślę, że mogę pokusić się na stwierdzenie, że z chęci posiadania. Wielkie koncerny zagraniczne, wydobywające ropę naftową i inne złoża, chcą mieć jak największe zyski, zwykli ludzie chcą mieć pracę i środki do życia. Niestety, bardzo często w przypadku tych drugich wynika to z niewiedzy, ignorancji, ale także z powodu niedowartościowania oraz braku szacunku do swojego własnego środowiska. Nie chcę tu nikogo oskarżać, ale podzielić się kilkoma refleksjami. Niestety, trzeba przyznać, że często to lokalni ludzie nie „czują” czy też nie przestrzegają wielu zasad odnośnie ekologii, ochrony środowiska. Zapytałam pewnego Peruwiańczyka o to, dlaczego na ulicach jest tyle śmieci. Odpowiedział: „Peruwiańczyka interesuje tylko to, co na jego podwórku. To, co za bramą, to już nie jego zmartwienie”. Coś w tym jest, ale dobrze, że przez edukację i różne odgórne działania świat i tam zmienia się na lepsze. Na terenie parafii Iscozacín (łącznie 75 wiosek w dolinie Palcazú), w której pracowałam, znajdują się trzy obszary naturalne objęte ochroną państwową. Odpowiedzialni za te obszary mają swój oddział w wiosce. Nieraz słuchałam opowieści szefa tych terenów odnośnie wszystkiego, czym się zajmują. Przed samym powrotem do Polski miałam okazję pójść z nimi w głąb dżungli, poobserwować ich pracę i zaangażowanie, z jakim ją wykonywali. Cała ekspedycja liczyła 22 osoby. W tym gronie byli naukowcy badający dżunglę, strażnicy dżungli. Mogłam wtedy długimi godzinami słuchać opowieści o dżungli. O legendach, zwyczajach, realiach życia i pracy. Nie zabrakło opowieści o nadużyciach lokalnej społeczności. Chodziło tutaj o kłusownictwo oraz nielegalną wycinkę drzew na terenach parków narodowych czy innych obszarów objętych ochroną. Z radością obserwowałam ludzi, którzy całe swoje życie poświęcają ochronie środowiska i kultury, dbałości o nie i zgłębianiu wiedzy o jeszcze niezbadanym obszarze.

Foto: Zofia Sokołowska

Lasy i pastwiska

Pamiętam, gdy wyjeżdżając na wioski w oddali mogłam dostrzec smugę unoszącego się dymu. To oznaczało jedno – karczowanie dżungli pod pastwiska. W ten sposób wielu bogatych hodowców bydła powiększało swoje stada. Wycinali i wypalali lasy, aby móc hodować jeszcze więcej bydła. Mówiło się, że na jedną krowę potrzebne jest pastwisko wielkości 1 hektara. Można sobie policzyć, jak wielkie pastwiska były potrzebne na liczące kilkaset sztuk stada. Wracając z wiosek czy z miasta można było natknąć się na ciężarówki wywożące potężne drzewa. Oczywiście, nie zawsze była to nielegalna wycinka. Gdy ktoś miał swój kawałek lasu i potrzebował pieniędzy, to wycinał kilka drzew i je sprzedawał. Transportował je głównie nocą z powodu mniejszego ruchu na drodze. Czuło się przy tym jednak jakąś grozę. Może dlatego, że gdzieś tam „po cichu” słyszało się historie, że wycięte drzewa były przykrywką do przemytu narkotyków. W wydrążonych pniach przemytnicy umieszczali narkotyki i transportowali dalej. Ciężkie samochody, wywożące drewno, przy okazji niszczą i tak nienajlepsze drogi. Podobnie dzieje się w Azji czy w Afryce.

Zmienić myślenie

Kiedyś miałam okazję popłynąć wielką barką rzeczną po Amazonce, taka podróż może trwać kilka, a nawet kilkanaście dni. W cenie biletu jest obiad podawany w plastikowych talerzach z plastikowymi sztućcami. Po obiedzie kelnerzy zebrali naczynia i wszystkie sztućce wrzucili do rzeki. Zabrakło mi słów. Do dziś jestem w ogromnym szoku. Na barce mogło być ponad 150 osób. Kelnerzy nie byli „z zewnątrz”, byli z Amazonii. Inny przykład. Jadąc transportem zbiorowym do miasta czymś normalnym jest wyrzucanie opakowań przez okno. Ludzie dziwnie się patrzyli, gdy pustą butelkę czy woreczek chowałam do plecaka. Oczywiście, nie wszyscy wyrzucali śmieci za okno, ale było to na porządku dziennym. Robiąc zakupy w największych miastach Peru można przeżyć prawdziwy szok – ekspedientka automatycznie pakuje zakupy. Każdą grupę produktów do osobnej jednorazówki – osobno mięso, nabiał, owoce i warzywa, środki czystości, inne artykuły. W rezultacie klient wychodzi z co najmniej kilkoma jednorazówkami, a zakupy zmieściłyby się do jednej. Zwracałam uwagę ekspedientkom, ale za każdym razem było to dla nich nie do przyjęcia – nie można inaczej. Trzeba po prostu zmienić myślenie.

Foto: Zofia Sokołowska

Uczyć najmłodszych

Napawa nadzieją jednak to, że coraz więcej mówi się w szkołach, państwowych i prywatnych, o potrzebie dbania o środowisko naturalne. W naszej szkole parafialnej raz do roku, w Dniu Ziemi, cała szkoła odbywała pochód przez wioskę. Dzieci przygotowywały plakaty z różnymi napisami dotyczącymi ochrony środowiska oraz dbania o ziemię. Ważne też było to, że dzieci przygotowywały te plakaty w swoich domach, więc pomagali im w tym członkowie ich rodzin. Recykling od samego początku jest praktykowany w szkole. Bardzo mi się podobało wykorzystywanie niektórych „odpadów” do przeróżnych dekoracji. W szkołach nauczycielki z dziećmi robiły wazony, doniczki na kwiatki z butelek plastikowych, w których sadziły rośliny i uczyły dzieci dbania o otoczenie, pielęgnowania zieleni, a nawet otaczania się ładnymi przedmiotami zrobionymi z opakowań po różnych produktach. W naszej szkole widziałam kwiatki zasadzone w starych gumowcach, a jak wiadomo, w dżungli gumowce są niezbędnym obuwiem. Dziurawe gumowce można wykorzystać do innych celów. Edukacja ma ogromne znaczenie. Małymi krokami zaczyna się wielkie dzieła. Kiedy na misjach przeżywałam jakieś trudniejsze momenty, to cieszyłam się pięknem otaczającej mnie przyrody i wychodziłam z założenia, że trudne doświadczenia Pan Bóg rekompensuje majestatem przyrody. Wszędzie zielono, piękne góry otaczające dolinę, odgłosy ptaków, nawet odgłos deszczów tropikalnych… Wspominam, zamykam oczy i od razu znów tam jestem.

Zofia Sokołowska

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze