Ładunki wybuchowe w zabawkach dla dzieci

Jak dziś fundamentaliści osiągają swoje cele? Wjeżdżają w tłum rozpędzoną ciężarówką, strzelają do bawiących się ludzi z ostrej amunicji, podcinają gardła duchownym innych wyznań, wkraczają do świątyni, aby tam „załatwić swoje sprawy” z ludźmi wierzącymi inaczej.

To nie jest normalne. Ale jeszcze bardziej nieludzkie wydaje się umieszczanie ładunków wybuchowych w zabawkach dla dzieci. Czy w taki sposób można nawracać wierzących inaczej albo niewierzących w ogóle?

Ekstremizm jest zawsze zły
Używanie uogólnień jest zawsze krzywdzące. Jednak w tym wypadku „wyjątek potwierdza regułę”. Każdy, kto w imię swojego boga lub w imię swojej religii krzywdzi drugiego człowieka, dopuszcza się czynu niegodziwego. Ktoś mi może zarzucić, że jestem zbyt rygorystyczny, ale kiedy słyszę, że uzbrojony po zęby dżihadysta wkłada bombę do zabawki, którą najprawdopodobniej będzie się bawić chrześcijańskie dziecko – nie mam złudzeń. Niedawno ks. Luis Montes, łaciński wikariusz biskupi Kurdystanu w rozmowie z pracownikami Papieskiego Stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie wyznał, że „około 60% chrześcijańskich domów na ternie równiny Niniwy zniszczono, a pozostałe zostały zaminowane. Bomby zostały powkładane nawet do zabawek”. W tym kontekście rodzi się głowie pytanie: czy tam kiedykolwiek będzie normalnie?

Wybuchowe zabawki
Ks. Montes dał świadectwo męczeństwa: „to było okrutne. Domyślaliśmy się, że ocalałe domy zostały zaminowane, ale nikt z nas nie przypuszczał, że ISIS zaminuje zabawki. Pluszaki i inne większe zabawki po prostu zaczęły wybuchać, kiedy chrześcijanie zaczęli wracać do swoich domów. Zginęło wtedy wiele osób. Najgorsze jest to, że najbardziej ucierpiały dzieci. Bo albo zginął ich rodzic, albo one same”. Najgorsze w tym wszystkim wydaje się być wyrachowanie ekstremistów z tzw. Państwa Islamskiego. Oni doskonale zdają sobie sprawę, że aby chrześcijanie mogli na nowo zasiedlić równinę Niniwy, muszą ją sprawdzić. Dlatego, zastawiając pułapki, wyszukują nieoczywiste miejsca i przedmioty.

Trudno „złamać” chrześcijanina z Bliskiego Wschodu
Kiedy okazało się, że odziały i bojówki powiązane z ISIS opuściły równinę Niniwy, radość wśród tamtejszych chrześcijan był wielka. Również w mediach, nawet w polskich, można było zauważyć nagłówki nawiązujące do wielkiego powrotu umęczonych chrześcijan do ziemi ojczystej. Jednak rzeczywistość jest znacznie trudniejsza. Okazuje się, że aby powróciło tam życie, trzeba najzwyczajniej w świecie zrobić porządek z minami i z innymi pułapkami pozostawionymi przez wycofujące się wojska, które w imię Allaha były w stanie posunąć się do drastycznych aktów przemocy. Jednak, jak dodaje wikariusz apostolski Kurdystanu, „mimo trudności, jesteśmy szczęśliwi, że możemy wrócić do naszych domów, że możemy zacząć, choć bardzo powoli, nasze życie sprzed kilku lat. Nie jesteśmy masochistami, ale chrześcijanina z Niniwy nie tak łatwo przestraszyć”.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze