Papua Nowa Gwinea

fot. arch. Robert Ablewicz MSF

Liturgia na Papui-Nowej Gwinei. Banany, ziemniaki, czasem nawet kury [ROZMOWA]

Na Papui mężczyźni są mocno zaangażowani w sprawy plemienne, w jakimś sensie polityczne. To kobiety najczęściej przekazują wiarę i zostają nadzwyczajnymi szafarkami Komunii świętej. Docierają z nią do chorych i potrzebujących – mówi Robert Ablewicz MSF w rozmowie z Michałem Jóźwiakiem.

Michał Jóźwiak: Mamy w Kościele taką zasadę: lex orandi, lex credendi. Podkreśla ona, że nasz sposób modlitwy uzewnętrznia to, w co wierzymy. Pytanie o liturgię na Papui jest więc jednocześnie pytaniem o wiarę Papuasów. Jak ona wygląda?
Robert Ablewicz MSF: – Papua jest bardzo zróżnicowana. Każdy region i każde plemię mają swoją tradycję. Tam, gdzie ja pracuję, w Ialibu, w górach, nasza diecezja ma zaledwie sześćdziesiąt lat. Czuć w niej ciągły wzrost, entuzjazm wiary. Zaangażowanie w liturgię też jest ogromne – ona w zasadzie odróżnia nas od innych wspólnot czy sekt. Pobożność, duchowość tzw. lotu, jest na Papui w różnych innych wyznaniach, ale liturgia jest tylko w Kościele katolickim. Dlatego też dbamy o to, żeby była na jak najlepszym poziomie.

>>> Robert Ablewicz MSF: Kościół jest jak łódź, która nie ma silnika, ale ma wiosła [ROZMOWA]

Pewnie, jak to bywa na misjach, jest ona także dość barwna i długa.
– Papuasi mają nad nami pewną przewagę (śmiech). Mają czas. Nigdzie się nie spieszą. Kiedyś msza św. na Zesłanie Ducha Świętego trwała około czterech godzin. W ogóle nie czuliśmy upływającego czasu. Kiedy podczas ogłoszeń zerknąłem na zegarek, byłem zszokowany. Przeprosiłem wiernych, że zająłem im tyle czasu, a oni ze zdziwieniem odparli: „Ojcze, my przecież przyszliśmy dla Boga. Chcemy z Nim pobyć, a nie liczyć każdą minutę”.

Robert Ablewicz MSF
fot. arch. Robert Ablewicz MSF

Pracuje Ksiądz na Papui-Nowej Gwinei już od dziesięciu lat. Jaki element liturgii na początku pracy misyjnej najbardziej zwrócił Księdza uwagę?
– Jesteśmy jednym Kościołem, więc liturgia jest de facto ta sama. To, co jednak jest charakterystyczne, to bardzo długa procesja na wejście. Jest kolorowa, taneczna, melodyjna. W wielu miejscach jest także procesja przez czytaniem Ewangelii. Z kolei w procesji na ofiarowanie przynosi się nie tylko chleb i wino, ale też inne jedzenie – banany, ziemniaki, czasem nawet kury. Czasem trzeba je łapać, gdy uciekną (śmiech). Wioskowi liderzy podczas modlitwy powszechnej wypowiadają intencje, które są w danym momencie ważne dla wspólnoty, dla budowania jedności, nie używają książeczek z gotowcami. Sprawując liturgię, mamy świadomość, że dokonuje się najważniejsza rzecz nie tylko w naszej wiosce, czy na naszej wyspie, ale w ogóle na świecie. Papuasi potrafią się tym cieszyć i tę radość celebrować. Towarzyszą też temu czasochłonne przygotowania – dekorowanie, ubieranie, wystrajanie. Widać, że msza św. jest w centrum ich życia. Każdy najdrobniejszy element na to właśnie wskazuje. Praktycznie w każdą niedzielę używamy kadzidła, co chyba nawet w Polsce nie jest oczywiste. A jest ono u nas bardzo drogie.

Świeckich, jak widać, nie trzeba chyba przekonywać do tego, żeby zaangażowali się w liturgię. A przy braku księży pewnie nierzadko biorą się oni także za organizowanie nabożeństw?
– Oczywiście. Misjonarz nie jest w stanie samodzielnie wszystkim się zająć. Oprócz stacji głównej mam jeszcze pod opieką dziewięć stacji bocznych, w których są kościoły lub kaplice. Kiedyś miałem ich aż czternaście. Rola katechistów i nadzwyczajnych szafarzy Komunii świętej jest nie do przecenienia, bo nie jestem w stanie w każdą niedzielę być wszędzie. Nawet jak nie ma duchownego, to jest wyznaczony lider, który dba o to, aby kult był sprawowany. To przekłada się także na inne sfery – na zarządzanie parafią, finansami. Świeccy razem z nami podejmują decyzje, budują kościoły czy kaplice. To, czego potrzebują, to towarzyszenie kapłana i sakramenty – przede wszystkim spowiedź i Eucharystia.

Papua Nowa Gwinea
fot. Andrzej Danilewicz SVD

Współdecydowanie to również współodpowiedzialność. Dla zaangażowanych świeckich prowadzona jest jakaś formacja? Nie są to chyba przypadkowe osoby?
– Tak, jest ona prowadzona na poziomie diecezji, ale też indywidualnie. Prowadzę Centrum Ewangelizacji, w którym nadzwyczajni szafarze Komunii św. mogą przygotowywać się do swojej posługi. Co ciekawe, większość z nich to… kobiety.

Dlaczego?
– Mężczyźni najczęściej są mocno zaangażowani w sprawy plemienne, czyli w jakimś sensie polityczne. To na kobietach spoczywa więc największy ciężar, ale i przywilej współpracowania z Bożą łaską. Trudno znaleźć mężczyzn, którzy chcieliby zaangażować się w życie Kościoła, tracąc wpływy w wiosce. Ale kobiety są często wzorem gorliwości i poświęcenia. One często idą pieszo przez busz, nieraz w trudnych warunkach, żeby dotrzeć do chorego z Komunią św. I to nie jest coś okazjonalnego. To ich stała posługa modlitwy, wsparcia, towarzyszenia.

W Europie, w Polsce, dyskutujemy o tym, czy i jak dopuszczać osoby świeckie do współdecydowania o Kościele. Na misjach dzieje się to samoistnie i chyba wychodzi to wspólnocie na dobre.
– Ważne jest, żeby umieć dzielić się tą odpowiedzialnością za Kościół. Ale ważne też, żeby osoby świeckie były do tego przygotowane i tego chciały. Kościół jest łodzią, która nie ma silnika, tylko wiosła. Dlatego bez wspólnego wysiłku nie da się płynąć naprzód. Każdy z nas ma w Kościele swoje zadanie, a rolą księdza nie jest tylko stanie za sterami.

Papua Nowa Gwienea
fot. Andrzej Danilewicz SVD

Przejdźmy do kwestii bardzo prozaicznej, ale jednak kluczowej – do języka. Na Papui mówi się ponad ośmiuset językami. W jakim języku sprawowana jest liturgia?
– Wielość języków sprawiła, że trzeba było stworzyć język, który je wszystkie jakoś łączy. Taki język powstał. Nazywa się pidżin. I to w nim sprawowana jest liturgia. Mamy oficjalnie zatwierdzony przekład mszału, lekcjonarze, modlitewniki. To język opisowy. Nie ma więc w nim na przykład takiego słowa jak „szklanka”. Można natomiast powiedzieć, że chodzi o przeźroczyste naczynie, do którego możemy wlać wodę i się z niego napić. Wtedy jest jasne, że chodzi właśnie o szklankę (śmiech). To język urzędowy, a drugim takim na Papui jest angielski. On też jest dość popularny i w nim także się modlimy i celebrujemy mszę świętą.

>>> Tekst pochodzi z „Misyjnych Dróg”. Wykup prenumeratę <<<

Czy język pidżin nie stwarza żadnych problemów teologicznych? Na przykład w niektórych kulturach trudno przekazać miejscowym fakt, że Bóg jest Ojcem. Konieczne jest modyfikowanie tłumaczeń tak, aby były czytelne dla danej społeczności.
– Kiedyś był problem dotyczący chleba. Czytamy w Piśmie Świętym słowa Jezusa: „Ja jestem chlebem żywym” (J 6,51). Ale co to jest chleb? U nich nie było mąki. Nie ma zboża. Sytuacja jednak się zmieniła, bo mąka jest już importowana na Papuę, więc i ten przekaz stał się dla nich jasny. Ale wcześniej rzeczywiście był z tym kłopot.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze