Fot. pexels.com

Małżeństwa i rodziny na misjach: nigdy nie jest za późno, by powiedzieć Bogu „tak” [MISYJNE DROGI]

Będąc na misjach, otrzymuje się więcej niż się daje, po powrocie zaś należy dzielić się tym bogactwem ze wspólnotą, która misjonarza posłała – mówią Rosaria Beretta i Giuseppe Conti. To jedno z wielu chrześcijańskich małżeństw, które zdecydowało się wspólnie wyjechać na misje.

Odpowiedzialność świeckich za misje ma podstawy w powszechnym powołaniu do świętości. W tym kontekście mówimy o powołaniu misjonarskim, kiedy to świeccy wyjeżdżają na krótko – i długoterminowe misje. Jest to najofiarniejszy wyraz realizacji powołania misyjnego, do którego zaproszone są rodziny. Na drogach misyjnych spotkałem ich kilkanaście, najczęściej pochodziły z Polski, Włoch i Stanów Zjednoczonych.

>>> Ewangelizacja w rodzinie – jak to zrobić?

Różni, lecz jednomyślni

Wśród małżeństw, które ewangelizują poza krajem swego pochodzenia, najczęściej są rodziny wychowujące dzieci, które przyszły na świat często już podczas pobytu rodziców na misjach. Są małżeństwa rozpoczynające wspólną drogę albo takie, które po odejściu dzieci z domu postanowiły bardziej poświęcić się Kościołowi. Aby spełnić swoje marzenie amerykańskie małżeństwo – Kevin i Christiana – czekali, aż ich dzieci dorosną i usamodzielnią się. Małżonkowie przeżywają drugą młodość i myślą, aby pozostać w Kenii jeszcze kolejne trzy lata. Jak widać, nigdy nie jest za późno, by odpowiedzieć Bogu „tak”. Na misje wyjeżdżają zarówno czynni zawodowo małżonkowie, jak i emeryci. Reprezentują różnorodne branże i poziomy wykształcenia. Są wśród nich: lekarze (Emanuela i Paolo Simone – pracujący w Czadzie, a pochodzący z Włoch); bankowcy i informatycy (Ursula i Claudio Bachetti – pracujący w Mozambiku, a pochodzący z Włoch); inżynierowie i gospodynie domowe (Lidia i Andrzej Jurczykowie – pracujący w Kazachstanie); architekci i agenci nieruchomości (Pamela i Peter McBride – pracujący w Kenii, a pochodzący z USA); aptekarze i handlowcy (Carmela i Christophe Magand – pracujący w Beninie, a pochodzący z Włoch); zawodowi kierowcy i pedagodzy (Lidia i Grzegorz Łuszczkiewiczowie pracujący w Peru).

Fot. PAP/EPA/Alex Plavevski

Konkretnie, w otwartości na wyzwania

We wszystkich przypadkach doświadczenie zawodowe, umiejętności i kompetencje są wykorzystywane w pracy misyjnej, a także w trakcie niesienia pomocy dla miejscowej ludności. Zazwyczaj to osoby spełnione zawodowo, które niejednokrotnie osiągnęły sukces materialny, dzięki któremu pomogły też potrzebującym. Kathy i John Tucker z USA dla misji poświęcili cały dorobek swojego życia: sprzedali dom i 25-letni biznes. Wyjechali do Kambodży, gdzie prowadzą dom dla dzieci z HIV i AIDS. Ponadto opiekują się dziećmi, które nie mają rodziny. Kathy pomaga również wdowom i bezrobotnym kobietom z HIV, włączając je w program produkcji kołder. Lila i Edward Sobótko decyzję o wyjeździe do Monrovii, stolicy Liberii, podjęli po długim czasie rozmyślań, modlitwy i walki duchowej. Przygotowania do wyprawy były trudne i wymagały wielu wyrzeczeń. Musieli zrezygnować z intratnych kontraktów, które nagle się pojawiły, oraz ze swojego życia zawodowego. Rozdali nagromadzony przez całe życie majątek (2 domy i fundusze), na własny koszt odbyli wiele badań i szczepień, finansują swoją działalność na miejscu. W Tanzanii Aleksander Szaniecki znalazł pracę w miejscowej szkole średniej. Jest administratorem, głównym księgowym, kasjerem i częściowo zaopatrzeniowcem. Jego żona Barbara robi proste projekty budowlane, ponadto maluje obrazy do kościołów, uczy szycia i robótek ręcznych, pracuje z dziećmi i kobietami.

>>> Ks. Witold Lesner: na Kubie rodzinność jest na „dzień dobry” [ROZMOWA] 

Dzielić się wiarą, na różne sposoby

Jednak bez względu na to, gdzie i co robią oraz jakie są efekty ich pracy, rodziny jadą na misje przede wszystkim po to, „by żyć jak bracia pośród braci, czyli by dzielić z nimi życie”. – Oto nasz sposób bycia misjonarzami: przyjaźń z ludźmi, dzielenie się jedzeniem, wymiana doświadczeń i życzliwości. Jesteśmy tutaj nie po to, żeby coś dla nich zrobić, ale żeby z nimi żyć, dzielić się wiarą – mówią Carmela i Christophe Magand, włoskie małżeństwo posługujące w Beninie. Oczywiście, najważniejszym celem dla rodzin na misjach jest dzielenie się wiarą i ewangelizacja. Robią to raczej poprzez przykład swojego życia, a nie przez głoszenie katechez. Tym bardziej, że w wielu miejscach głoszenie Ewangelii jest zabronione przez miejscowe władze. W Chinach Monica i Nicol Soana z Włoch nie mogą otwarcie głosić Ewangelii. Nawet osobiste praktyki religijne (modlitwa) realizowane są prywatnie, w domowym zaciszu. Ich świadectwo było zatem przede wszystkim milczące. Misje zmieniają rodziny. – Będąc na misjach, otrzymuje się więcej niż się daje, po powrocie zaś należy dzielić się tym bogactwem ze wspólnotą, która misjonarza posłała – mówią Rosaria Beretta i Giuseppe Conti, włoskie małżeństwo pracujące w Kamerunie. – Podróż była niesamowitym doświadczeniem. Afryka, Kenia oferowała więcej niż oczekiwaliśmy. To, co zrobiło na nas wrażenie, to powitanie oraz gościnność, której doświadczaliśmy w każdym odwiedzanym miejscu – wspominają Pamela i Peter McBride.

>>> Tekst pochodzi z „Misyjnych Dróg”. Wykup prenumeratę <<<

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze