Peru

Miasteczko polskich męczenników [MISYJNE DROGI]

Franciszkanie z prowincji krakowskiej posługują w Peru od 1989 r. Mamy tu trzy placówki misyjne: w Limie, Chimbote i Pariacoto. Misja w Pariacoto, gdzie pracuję, znajduje się około 400 km od Limy, stolicy Peru i leży na wysokości 1200 m n.p.m. Do misji tej należą 73 wioski, znajdujące się na wysokości od 600 m n.p.m do prawie 4000 m n.p.m.

fot. Franciszkanie

To tutaj, w Pariacoto, 9 siepnia 1991 r. przez członków ugrupowania terrorystycznego „Świetlisty Szlak” zostali zamordowani dwaj nasi współbracia: o. Michał Tomaszek i o. Zbigniew Strzałkowski. Na początku grudnia ubiegłego roku zostali ogłoszeni błogosławionymi. Jest to wielki dar nie tylko dla nas, franciszkanów, ale przede wszystkim dla mieszkańców Pariacoto. Wiele osób ich pamięta, bo przecież nie upłynęło tak dużo czasu od ich męczeńskiej śmierci. Mieszkańcy Pariacoto są naocznymi świadkami życia, a także działalności duszpasterskiej bł. o. Michała i bł. o. Zbigniewa. To ci ludzie pomagają nam teraz w pracy katechetycznej. Przygotowują dzieci i młodzież do sakramentów.

Oprócz sprawowania sakramentów, na terenie Pariacoto, prowadzimy Centrum Pastoralne, gdzie popołudniami odbywają się zajęcia wyrównawcze dla dzieci ze szkoły podstawowej. W tym roku przychodzi na nie około stu dzieciaków z różnych wiosek. Warsztaty prowadzą nauczycielki – wolontariuszki. W poniedziałek i we wtorek, zajęcia mają klasy pierwsze i drugie, a w środę i czwartek klasy trzecie i czwarte. Dzieci mogą tam odrobić zadania domowe zadane w szkole, ale także doskonalić umiejętności i zdobyć wiedzę.

Ponadto grupa trzydzieściorga dzieci, które chodzą na zajęcia wyrównawcze, ma możliwość zjedzenia pełnego posiłku miedzy szkołą a zajęciami w centrum pastoralnym. Oczywiście można zadać sobie pytanie: dlaczego tylko te dzieci? Odpowiedź jest bardzo prosta: to te, które mieszkają w górach i gdyby po szkole wróciły do swoich domów na obiad, to już by nie przyszły na zajęcia dodatkowe. Dla tych dzieci jest to najczęściej jedyny pełny posiłek. Ale dzięki dobrodziejom jesteśmy w stanie zapewnić taką formę pomocy dla tych maluchów.

Tak mniej więcej wygląda nasza praca w Pariacoto. Na początku pobytu nie spodziewałem się, że tyle będę jeździł samochodem. Jednak tutaj bez samochodu nie da się funkcjonować. Do jednej z dalszych kaplic jedzie się ponad dwie i pół godziny po wąskich drogach. Z jednej strony jest ściana góry, a z drugiej przepaść. Cały czas jedzie się pod górę, nierzadko bardzo stromą. Pamiętam mój pierwszy wyjazd w takie rejony. Był mały strach, bo drogi są niesamowicie wąskie i nie da się wyminąć. Trzeba się często cofać do miejsc, gdzie można taki manewr wykonać. Pojawia się też choroba wysokościowa. Nagła zmiana wysokości powoduje szybki wzrost ciśnienia, więc powrót często wiąże się z mocniejszym lub słabszym bólem głowy.

>>>Tekst pochodzi z „Misyjnych Dróg”. Wykup prenumeratę<<<

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze