Milena Szymczak, fot. arch. prywatne

Milena Szymczak (wolontariuszka misyjna): misja nie ma być przygodą życia

Milena Szymczak na co dzień w jednym z poznańskich szpitali jest diagnostą laboratoryjnym. Pod koniec września Milena weźmie urlop i wyjedzie na trzy miesiące do Gambii – na wolontariat misyjny. Z wolontariuszką rozmawia Hubert Piechocki. 

Hubert Piechocki (misyjne.pl): Wyjeżdżasz na wolontariat misyjny do Gambii. To nie jest wyjazd ad hoc, to właściwie owoc kilku lat przygotowań. 

Milena Szymczak (Salezjański Wolontariat Misyjny): –Rzeczywiście, pomysł na wyjazd pojawił się już dosyć dawno. To we mnie kiełkowało, więc postanowiłam dołączyć do wolontariatu misyjnego. Im poznawałam więcej osób, tym bardziej uświadamiałam sobie, że to nie jest łatwa decyzja i że taki wyjazd na misje to naprawdę duże wyzwanie. Dlatego przez kilka lat działałam lokalnie w wolontariacie. I po kilku latach działania i poznawania ludzi, którzy byli na misjach postanowiłam złożyć podanie, które pozytywnie rozpatrzono. Skoro Pan Bóg i inni ludzie podeszli do tego pozytywnie – to znaczy, że to powołanie jest mi potrzebne.

>>> Bp Jerzy Mazur: misje po pierwsze uczą pokory [ROZMOWA]

fot. arch. prywatne

SWM co roku wysyła wielu takich wolontariuszy? 

– W tym roku było to czternaście osób. Mamy dwa oddziały – w Krakowie i w Poznaniu. Myślę, że rocznie ok. 20 osób bierze udział w takich wyjazdach misyjnych. To dobry wynik. Niektórzy wyjeżdżają na cały rok, inni na kilka miesięcy. Sąteż tacy, którzy byli raz na misjach i po kilku latach jeszcze raz na nie wracają.Na przykład Ula z oddziału w Poznaniu była najpierw dwa miesiące w Etiopii, a po dwóch latach złożyła wniosek o roczny wyjazd i wyruszyła na rok do Peru.  

Jak to się stało, że jedziesz akurat do Gambii? 

– To nie jest tak, że mamy koncert życzeń i wybieramy sobie miejsce, w którym akurat chcielibyśmy spędzić ten czas misji. Jedziemy tam, gdzie akurat jest potrzeba. Do Gambii w tym roku po raz pierwszy pojechali wolontariusze Salezjańskiego Wolontariatu Misyjnego. Ksiądz Piotr Wojnarowski, który prowadził tę placówkę przez kilka lat zgłosił, że przydałaby się pomoc wolontariuszy z Polski. Dlatego już w lutym pojechały tam dwie wolontariuszki. Jedna z nich jest tam nadal i ja do niej dołączę.  

Gambia to raczej mało znany Polakom kraj. 

– Gambię niektórzy mylą nawet z Ghaną. Jest to mały kraj na zachodzie Afryki, otoczony Senegalem. Dopiero w latach 60. XX w. uzyskał niepodległość. Jest to więc stosunkowo młode państwo. Przez Gambię przepływa rzeka o tej samej nazwie – Gambia. Powierzchnia kraju jest mała i skupiona właśnie wokół tej rzeki. Stolicą Gambii jest Bandżul. Choć jest jednym z największych miast kraju, to w ogóle nie przypomina naszych miast. Dominują niższe budynki, owszem – jest też lotnisko, ale mimo to stolica nie przypomina żadnego z miast, które znamy z Europy. Mieszkańcy tego kraju, choć doświadczają ubóstwa, są bardzo życzliwymi ludźmi.

>>> Honduras: kraj, w którym członek gangu boi się jedynie Boga

fot. arch. prywatne

Gambijczycy znani są z tego, że zawsze starają się pomóc – nawet gdy czegoś nie wiedzą. Możemy się od nich wielu rzeczy nauczyć. Miejsce, w którym będę służyła to placówka składająca się z przedszkola, szkoły i oratorium, działa przy niej też przychodnia. Uczęszcza tam ok. 2000 dzieci – to też mocno odróżnia ją od europejskich placówek. Uczniów jest bardzo dużo. Moja misja mieści się w niewielkiej wiosce Kunkujang Mariama. Jest oddalona ok. 5 kilometrów od Oceanu Atlantyckiego. Gambia, co warto też powiedzieć, to bardzo zielony kraj. Jest dużo traw i drzew. 

Jaka jest Gambia pod względem religijnym? 

– Przeważają muzułmanie. Wyznawcy islamu stanowią 95% mieszkańców kraju. Musimy na siebie uważać, choć osobiście nie słyszałam o żadnych niebezpiecznych sytuacjach, które dotyczyłyby wolontariuszy. Mimo to nie jest to kraj, do którego licznie przybywają turyści. Musimy na pewno zwracać uwagę nae to, w co się ubieramy i nie możemy za bardzo oddalać się od placówki, w której będziemy mieszkać. 

Misje kojarzą się głównie z ewangelizacją. Ta pewnie w Waszym przypadku łatwa nie będzie, bo wokół będą przede wszystkich innowiercy. 

– Pewnie tak, ale akurat naszą placówkę prowadzą od prawie 20 lat księża Salezjanie. Jest też kościół i codzienna Msza Święta. 

fot. Salezjański Wolontariat Misyjny

Ty będziesz pomagała bardziej w szkole czy w przychodni? Masz przecież wykształcenie medyczne – jesteś diagnostą laboratoryjnym, na co dzień pracujesz z testami na obecność koronawirusa. 

– Na pewno chciałabym także tę pomoc medyczną nieść. Zobaczymy, na ile pozwolą mi możliwości. Mam już przygotowane środki opatrunkowe, które tam zawiozę, ponieważ w Gambii są droższe i trudniej dostępne. Pojadą razem ze mną w jednej z walizek. Działamy jednak w duchu św. ks. Jana Bosko. On kładł bardzo duży nacisk na to, żeby dzieci – wtedy konkretnie chłopcy – miały przestrzeń do nauki, zabawy i modlitwy – w taki zrównoważony sposób. Dlatego podczas wolontariatu skupiamy się głównie na animowaniu i organizowaniu czasu dzieciom. Jedziemy więc przede wszystkim dla dzieci i młodzieży, ale oczywiście będę starała się też trochę działać medycznie. Chcemy dzieciom dawać świadectwo, uczyć je dobrych wartości. Przez 3 miesiące nie jestem w stanie nauczyć ich wielu rzeczy, ale postaram się zrobić jak najwięcej. Chcę im fajnie wypełnić czas i pokazać, co mogą potem sami robić. Często owoców naszej pracy misyjnej nie widać od razu. One pojawiają się po jakimś czasie, gdy nas już nie ma na miejscu. Nam może się wydawać, że nikt już o nas nie pamięta, a tu okazuje się, że nasza praca zaczyna po miesiącach kiełkować.  

Pracujesz na co dzień z Covidem. Czy w ramach swojej pracy będziesz też chciała prowadzić jakieś działania profilaktyczne. 

–Chciałabym poprowadzić w szkołach i przedszkolach warsztaty dla dzieci dotyczące higieny. Chcę pokazywać im, jak dbać o higienę, jak dezynfekować ręce, dlaczego to jest ważne. Dezynfekcja chroni przed zakażeniem nie tylko Covidem, ale też wieloma innymi chorobami. Chcę im pokazać, jak ważne jest opatrywanie drobnych ran, bo one mogą się zmienić w coś znacznie gorszego. Pomogę na tyle, na ile to będzie możliwe. My oczywiście mamy jakieś swoje wyobrażenie o tym, co nas tam czeka, ale nie mogę teraz powiedzieć, że na pewno będę robiła to czy to.Dopiero na miejscu dowiem się, czym trzeba się zająć. Może się okazać, że będziemy potrzebni do zupełnie innych zadań, niż nam się wydawało. Naszym zadaniem nie jest robienie jakichś wielkich rzeczy. Jesteśmy tam potrzebni także przy podstawowych zajęciach. Były sytuacje, że dziewczyny pomagały w kuchni przed Wielkanocą. Innym razem stwierdziły, że mury przedszkola powinny wyglądać tak, żeby dzieciom nauka sprawiała radość. Wzięły więc farby i pędzle i namalowały na ścianach różne zwierzaki i inne wzory. Oczywiście z pomocą dzieci.

>>> Bielsko-Biała: młoda pielęgniarka posłana na misję do Kamerunu

fot. Salezjański Wolontariat Misyjny

Jedziesz tam, by pracować z dziećmi. Ale będziesz też współpracowała z Gabrysią. Czy współpraca z drugim wolontariuszem – którego najczęściej się nie zna – to też rodzaj misji? 

Tak. Przed wyjazdem na misje przechodzimy różne szkolenia weekendowe. W ich trakcie uczyliśmy się, jak radzić sobie z szokiem kulturowym, który prędzej czy później dopada każdego, niezależnie, czy jest na długim, czy krótkim wyjeździe. I drugim ważnym tematem tych szkoleń jest kwestia mogących pojawić się sporów ze współwolontariuszem. Uczymy się rozmawiania z drugą osobą, cierpliwości, zrozumienia jej. Nie można w sobie dusić trudnych spraw, najważniejsza jest komunikacja i dogadanie się ze sobą. Jako wolontariusze nie reprezentujemy siebie, ale głównie Polskę i Salezjański Wolontariat Misyjny.  Mamy przecież wspólny cel.Zależy nam na dawaniu przykładu i działaniu w duchu św. Jana Bosko. On był cierpliwy, wytrwały i potrafił wybaczać. 

Czegoś się spodziewasz po tych nadchodzących trzech miesiącach czy liczysz na zaskoczenie? 

– Wydaje mi się, że coś się we mnie zmieni, to na pewno. Nie jadę tam przeżyć przygody życia. Choć wszyscy i tak mówią mi, że to będzie wielka przygoda. Ale tu chodzi o to, żeby faktycznie pomóc. Angażujemy się w różne wolontariaty w Polsce, ale ten wyjazd będzie zwieńczeniem chęci niesienia pomocy w dalekim miejscu.To będzie też na pewno sprawdzenie samej siebie w warunkach, w których do tej pory nie miałam okazji żyć. Będzie to dla mnie wyzwanie. Nigdy przez tak długi czas nie byłam z dala od bliskich. Ten czas pokaże mi, co jest ważne w życiu i jak sobie radzić. Zawierzam wyjazd i tę służbę Panu Bogu, więc ufam, że wszystko będzie dobrze. 

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze