Fot. EPA/DAVID CHANG

Misja i dialog na Tajwanie 

Od starszych ojców nieraz słyszałem, że prawdziwy misjonarz to taki, który idzie przez busz i głosi napotkanym ludziom Ewangelię. Jednak na Tajwanie nie ma buszu.  

Codziennie rano zbieramy się w naszej werbistowskiej wspólnocie na mszy świętej, a następnie idziemy na uczelnię – na Katolicki Uniwersytet Fu Jen. Codziennie kilkuset tajwańskich studentów słucha naszych wykładów. Ja wykładam historię chrześcijaństwa. Większość naszych studentów wyznaje religię ludową, z elementami daoizmu i buddyzmu. O chrześcijaństwie wiedzą mało. Kościół kojarzy im się najczęściej ze szkołami i szpitalami – założonymi przez misjonarzy 60 lat temu, gdy Tajwan był biednym krajem. Dziś Tajwańczycy z dumą mówią o swoim gospodarczym rozwoju, a także o swojej chińskiej i lokalnej kulturze. W tym nowym kontekście nasze małe katolickie wspólnoty wciąż szukają jeszcze swojego miejsca w tajwańskim społeczeństwie, akcentując chrześcijańskie wartości w dialogu z kulturą chińską.  

>>> Beatas – kobiety konsekrowane, które przejęły duszpasterstwo w Chinach po wygnaniu misjonarzy

Chrześcijaństwo, które przemienia świat 

Wykłady z historii chrześcijaństwa i rozmowy ze studentami są dla mnie najlepszą okazją do głoszenia Ewangelii. W oparciu o fakty historyczne staram się im przekazać prawdę o chrześcijaństwie, które od 2000 lat przemienia świat. Podkreślam również, że źródłem tej religii jest doświadczenie Boga we własnym życiu. Studenci wiedzą, że jestem kapłanem i po lekcjach zadają wiele pytań, które czasem prowadzą do głębszych rozmów o wierze. Sam też się wiele uczę. Zwłaszcza kursy magisterskie i doktoranckie, które prowadzę, często stają się okazją do ożywionych dyskusji na temat historii i współczesności Kościoła, do rozmów na temat jego roli w społeczeństwie i chrześcijańskich wartości. Kursy te są także miejscem międzyreligijnego dialogu. Wśród moich doktorantów są bowiem buddyjscy mnisi, daoistyczni kapłani, szamani religii ludowej czy właściciele świątyń. Dzięki temu każdy temat związany z chrześcijańską duchowością, etyką, misją czy kulturą staje się podstawą do wzajemnego dzielenia się religijnym doświadczeniem i dawania świadectwa wiary. W ten sposób lepiej poznajemy inne religijne tradycje i uczymy się w nich dostrzegać „promień owej Prawdy, która oświeca wszystkich ludzi”. Ten dialog międzyreligijny – „obok przepowiadania Ewangelii, drugi istotny wymiar misji ewangelizacyjnej Kościoła katolickiego” – jest dla nas na Tajwanie bardzo ważny i jest jednym z priorytetów Katolickiego Uniwersytetu Fu Jen. 

Tajwańscy katolicy modlą się podczas mszy świątecznej w kościele Świętej Rodziny w Taipei, fot. DAVID CHANG, PAP/EPA.

Chrześcijaństwo po chińsku 

Dobre przygotowanie wykładów w języku chińskim zabiera mi dużo czasu. Wiele chrześcijańskich imion, nazw i pojęć nie ma ustalonego tłumaczenia na język chiński. Nawet miejsca biblijne i imiona świętych mają kilka możliwych wariantów. Pojęcia tradycyjnie używane w chińskim Kościele, takie jak Tianzhu (Pan Nieba, Bóg), Shengshen (Święte Bóstwo, Duch Święty), linghun (dusza) czy sheng (mędrzec, święty), mają dla Tajwańczyków wiele innych ukrytych znaczeń, związanych z chińską tradycją religijną. Moi studenci mają na przykład kłopot ze zrozumieniem chińskiego słowa lingxiu (upiększanie duszy), używanego przez katolików jako „duchowość”, podkreślającego wzrost duchowy poprzez  kontakt ze sferą nadprzyrodzoną, z Bogiem. W chińskiej tradycji samemu „upiększa się” „ciało” (xiushen), które oznacza całego człowieka. Człowiek sam się doskonali, bez udziału sił nadprzyrodzonych. Serce (xin) jest synonimem rozumu. Grzech (zui) jest rozumiany jako przestępstwo, które nie podlega przebaczeniu. 

Wieczorem, po nieszporach i kolacji, przychodzi czas na refleksję, medytację, spacer. Jest to również czas na spotkanie z innymi werbistami, którzy w ciągu dnia mają swoje zadania. Wielu z nich ma ogromne doświadczenie w kulturze chińskiej i pracy na Tajwanie. Ojciec Jac z Holandii wiele lat przepracował w naszym katolickim szpitalu. o. Michael z Tajwanu troszczył się jako wicerektor uniwersytetu o promowanie chrześcijańskich wartości wśród profesorów i studentów. Ojciec Dominik z Indonezji jest zaangażowany w formację seminarzystów i młodzieży. W naszej międzynarodowej wspólnocie werbistowskiej są też ojcowie z Filipin, Wietnamu, Indii, USA, Niemiec, a także dwóch ojców z Polski: ojcowie Leszek i Wojciech. Wiele razy korzystałem na Tajwanie z ich doświadczenia i wiedzy, i jestem im za to wdzięczny.  

Fot. PAP/EPA/DAVID CHANG

Co kilka dni, późnym wieczorem, mam również wykłady w ramach studiów wieczorowych na naszym uniwersytecie. Studenci biorący w nich udział zwykle w ciągu dnia pracują i dopiero wieczorem mają czas na naukę. W wykładach tych uczestniczą również często osoby starsze, które chcą poszerzyć swoją wiedzę w zakresie religii. Z reguły posługują się one między sobą lokalnym językiem tajwańskim (taiyu), różniącym się znacznie od standardowego języka mandaryńskiego. Również wiele pojęć religii ludowej istnieje tylko w języku tajwańskim i nie ma odpowiedników w języku mandaryńskim. Ten siedmiotonowy język wciąż sprawia mi jeszcze kłopoty, ale na przerwach, jeśli czas pozwala, staram się rozmawiać ze studentami po tajwańsku.  

Dialog 

Na naszym uniwersytecie jestem odpowiedzialny za Centrum Dialogu Międzyreligijnego. W soboty często ze studentami odwiedzamy chrześcijańskie kościoły, buddyjskie klasztory czy świątynie tajwańskiej religii ludowej. Studenci poznają różne religie, rozmawiają z duchownymi i wiernymi, a także uczą się szacunku dla doświadczenia religijnego każdego człowieka. Bywa że w odwiedzanej świątyni czeka na nas niespodzianka. Na przykład niedawno odwiedziliśmy ludową świątynię Matki Dobroci w wiosce Neihaili nad brzegiem morza. Miejscowi wierni wyjaśnili nam historię jej powstania. Otóż, ponad sto lat temu głosiła tam Ewangelię holenderska siostra zakonna. Nie zdążyła założyć katolickiej wspólnoty, ale miejscowi ludzie zapamiętali jej dobroć, miłość do dzieci i gotowość niesienia pomocy ludziom w potrzebie. Dlatego, gdy siostra umarła, nadal – według swojego zwyczaju – przychodzili na jej grób i prosili ją o pomoc. Czynią tak do dziś. Nad grobem siostry powstała piękna świątynia nazywana świątynią Matki Dobroci, a miejscowi wierni zaświadczają, że siostra nigdy ich nie zawiodła i zawsze pomaga. Dla mnie jest to wspaniała okazja do dialogu między Kościołem katolickim i religią ludową. 

Kongres Eucharystyczny na Tajwanie/ Fot. PAP/EPA/DAVID CHANG

W niedziele pomagam zwykle w pracy duszpasterskiej w jednej z tajwańskich parafii. Na Wielki Tydzień jadę do naszych parafii w górach, gdzie wśród ludu Zou pracują werbiści. Są to rdzenni mieszkańcy Tajwanu, żyli tam jeszcze przed przybyciem Chińczyków w siedemnastym wieku. Mówią własnym austronezyjskim językiem. Mają bogatą kulturę. Prawie wszyscy przyjęli w dwudziestym wieku chrześcijaństwo, wyrażając je symbolami, które znali ze swojej kultury. Tak na przykład wiernych przychodzących w niedzielę do kościoła wita na ścianie kościoła malowidło veoveo – srebrny jeleń, uważany przez lud Zou od wieków za symbol miejsca świętego – wraz z biblijnym tekstem: „Jak łania pragnie wody ze strumienia, moja dusza pragnie Boga”. Naukowe badania nad kulturą ludu Zou i nad historią Kościoła w Chinach i na Tajwanie to też część mojej pracy w tym miejscu. Choć nie idę przez busz, jednak uważam się tu za misjonarza, gdyż dzielę się moim własnym doświadczeniem Boga, i widzę też, jak inni Go doświadczają.  

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze