Siostra Isabel Paedes MCCJ odwiedza ubogie dzielnice Miasta Meksyku/fot. archiwum Kombonianek

Misje – najlepszy lek na frustracje [MISYJNE DROGI]

W większości przypadków posługa misyjna to bycie takim ,,cyrkiem na kółkach” – nieustannie w drodze, wiele godzin w samochodzie, gdzie lepiej mieć ze sobą wszystko, tak na wszelki wypadek. Każdy ksiądz i osoba konsekrowana powinna pobyć trochę na misjach – przecież to najlepszy lek na wszelkie frustracje, eklezjalną depresję. Chcesz być szczęśliwy i spełniony – jedź na misje!

Przed miesiącem odbywało się coroczne wakacyjne spotkanie misjonarzy w warszawskim Centrum Formacji Misyjnej. Przybyło na nie prawie 90 osób, byli w tym gronie księża, osoby konsekrowane i świeckie. Niektórzy z kilkudziesięcioletnim stażem na misjach, inni rocznym. Najmłodsi jeszcze przed trzydziestką, najstarsi grubo po osiemdziesiątce. Przez trzy dni dom, w którym się spotykaliśmy był domem radości, śpiewu, modlitwy, wdzięczności, a nawet tańców. Kościół radosny o uśmiechniętym obliczu, gdzie wszystko było piękne i ewangeliczne. Pomyślałem sobie, że tak musi wyglądać niebo – miejsce ludzi spełnionych, radosnych, wolnych, kochanych i kochających.

Jedź na misje

Pamiętam niedawne spotkanie ze świecką misjonarką z Opola, Agatą Szpulak. Od 9 lat pracuje ona w Boliwii, aktualnie w diecezji Concepción. Na co dzień ma dużo pracy, głównie z dziećmi i młodzieżą, ale także w kurii. Szliśmy razem boliwijską wioską, której nazwy nie pamiętam. Żyli tam prości i biedni ludzie, rozmawialiśmy więc o ich codzienności – radościach i trudach. Schodząc w dół rzeki, w której kobiety robiły pranie Agatka radośnie powiedziała: „To są kochani ludzie, kocham ich”.

Wakacyjne spotkanie z misjonarzem pracującym w Wenezueli – Florianem Cieniuchem. Kraj to trudny, pogrążony w ciągłym kryzysie gospodarczym i ekonomicznym. Florian od ponad 40 lat jest na misjach, gdzie przykleiło się do niego wiele różnych chorób. Z pasją opowiada o ludziach, miejscach, spotkaniach i budowaniu wspólnot. Człowiek zafascynowany życiem i drugim człowiekiem. Podczas rozmowy dodaje, że każdy ksiądz i osoba konsekrowana powinna pobyć trochę na misjach – przecież to najlepszy lek na wszelkie frustracje, skupianie się na sobie, małostkowość, czego możemy doświadczyć aktualnie w Polsce. Mówi: „Chcesz być szczęśliwy i spełniony – jedź na misje!”.

Ks. Adam Wiński z kubańską młodzieżą/fot. ARCHIWUM KS. ADAMA WIŃSKIEGO

Powołanie misyjne to szczególne wezwanie do pójścia za Jezusem Chrystusem, to Ewangelia, która wydarza się dzisiaj, to prosta droga do szczęśliwego i spełnionego życia.

Każdy człowiek z natury dąży do szczęścia. Lubimy patrzeć i przebywać z ludźmi promieniującymi radością. Na pytanie, co to jest szczęście polski filozof Władysław Tatarkiewicz odpowiedział: „Szczęście to uzasadniona satysfakcja z całego dotychczasowego życia”.

Świeżość

Tym, co chyba wszyscy zauważają, spotykając się z misjonarzami, jest świeże, otwarte i wolne spojrzenie na rzeczywistość. Opowiadały mi z poruszeniem polskie siostry zakonne pracujące na misjach, jak podczas wakacji zauważyły, że ich dom zakonny w ojczyźnie jest jakiś taki smutny, jak twierdza z zamkniętymi drzwiami. W nich było życie i chęć nieustannych spotkań z ludźmi oraz marzenie, aby wszystkie struktury służyły ludziom i ewangelizacji. Świeżość myślenia rodzi się z wolności serca oraz troski o drugiego człowieka, której towarzyszy pytanie: jak mu pomóc, jak dotrzeć do niego z Ewangelią? Kościół misyjny, może dlatego, że bardziej wolny od tysięcy spraw i drobiazgowych zasad, nieustannie wychodzi ku człowiekowi i cieszy się ewangeliczną zagubioną owieczką. Zmarły w opinii świętości Adolfo Rodríguez-Herrera (kubański biskup archidiecezji Camagüey) powtarzał swoim księżom: „Każda odpowiedź jest dobra, byleby nie powiedzieć człowiekowi «nie»”. Zapraszał swoich współpracowników i agentów pastoralnych do towarzyszenia człowiekowi w jego osobistej drodze do Boga, aby wspólnie odnaleźć drogocenną perłę wiary. Świeżość ewangelicznego spojrzenia – to piękna cecha misjonarzy.

Nowość

Radość i entuzjazm misjonarzy wynikają z otwartości na nowość, jaką przynosi Chrystus. Nowość ta nie pozwala zamknąć się w twardej skorupie schematów, ale jest otwarciem na świeży powiew Ducha Świętego. Misjonarz to człowiek, który żyje w permanentnym stanie zachwytu i wzruszenia, bo jest świadom tego, że żyje na ciągle „tykającej bombie” Bożej łaski. Pracując na misjach, nieustannie doświadczałem małych cudów oraz tego, jak Bóg poprzez ludzi troszczy się o mnie i ludzi mi powierzonych. Pamiętam trudny moment remontu dolnego kościoła i salek parafialnych w Jiguani na Kubie. Kiedy pod koniec prac zabrakło już pieniędzy, a trzeba było zapłacić pracownikom oraz kupić materiały – nie zaprzestałem robót, ufając, że to nie moje, ale Boże dzieło. Kiedy już nie miałem ani jednego dolara, a brakowało ich aż 450, podjechał pod kościół jakiś człowiek. Wszedł do świątyni i wrzucił coś do skarbonki przy ołtarzu Matki Bożej. Gdy tylko wyszedł, pobiegłem, aby sprawdzić i wydarzył się cud – dokładnie 450 dolarów – tyle, ile trzeba było zapłacić. To takie codzienne potwierdzenia, że jestem na swoim miejscu i że nie jestem sam. Kiedy jest trud, Pan Bóg daje cud.

Zmęczenie

Misyjna posługa jest bardzo wymagająca i zwyczajnie męczy. Spotykałem wiele braci i sióstr, którzy – po powrocie z odwiedzin kilkunastu wspólnot katolickich i sprawowanych wśród nich mszy św., chrztów, prowadzonych licznych rozmów – potrzebo- wali odespać nawet dobę. Zmęczenie pracą, klimatem, słońcem, dźwiganiem ludzkich dramatów i cierpień wymaga odpoczynku oraz zwyczajnego życia wspólnotowego z innymi misjonarzami. W większości przypadków posługa misyjna to bycie takim ,,cyrkiem na kółkach” – nieustannie w drodze, wiele godzin w samochodzie, gdzie lepiej mieć ze sobą wszystko, tak na wszelki wypadek. Misjonarze bardzo sobie cenią wspólne spotkania i odpoczynek – wzajemne odwiedziny, wypad nad morze czy w góry. Może to być nawet wspólna wyprawa do miasta na niezbędne zakupy. Moment rozmowy po polsku, podzielenie się doświadczeniem, trudnościami czy zwyczajne wspominanie ojczyzny i wspólnych znajomych pomagają odnowić siły do twórczego duszpasterstwa. Wspomniane spotkania i miejsca to taka symboliczna studnia, przy której w upale dnia można przysiąść i napić się z niej żywej wody, spotykając obecnego tam Chrystusa. Odpoczynek jest niezbędny, aby skuteczniej ewangelizować i nie wygasić w swoim sercu płomienia wiary.

fot. Laura Avila Chacon

Kryzys

Radosne oblicze misjonarzy to nie jakiś cukierkowy i sztuczny świat, ale także codzienne trudności, zmagania, choroby oraz kryzysy. Stanowią one nieodłączny element mozaiki misyjnej codzienności. Pamiętam, kiedy przed laty otrzymałem krzyż misyjny, to uświadomiłem sobie, że Chrystus zaprasza mnie nie tylko do pięknej przygody zdobywania dusz dla nieba, ale także do przyjęcia krzyża i cierpienia, także tego niezasłużonego i niesprawiedliwego. Oprócz chorób, bólu życia poza krajem misjonarze doświadczają krzywdy niesprawiedliwości, fałszywych oskarżeń, kłamstw. We wszystkich tych cierpieniach, zarówno fizycznych, jak i duchowych, ich zwycięstwo jest tylko w jednym – w spojrzeniu na Jezusa, w zapatrzeniu się w oczy Boga. Paradoksalnie, nawet w cierpieniu można być szczęśliwym, kiedy się żyje z nogami na ziemi, a sercem w niebie.

>>> Tekst pochodzi z „Misyjnych Dróg”. Wykup prenumeratę <<<

Szczęśliwi ludzie

Człowiek wierzący uświadamia sobie, że „więcej radości jest w dawaniu, aniżeli w braniu” (DZ 20,35), a „wiara umacnia się, gdy jest przekazywana, gdy znajduje swoje potwierdzenie, gdy realizuje się w uczynkach miłości” (GA 5,6). Radością misjonarza jest zatem sprawiać, aby innym żyło się lepiej. Nie ma nic cenniejszego, niż zobaczyć uśmiech na smutnym obliczu, czy radość małego dziecka, które oczekuje na przybycie prezbitera albo siostry zakonnej do małej grupki wiernych.

Kiedy na Kubie wraz z młodzieżą z ruchu Comunione e Liberazione robiliśmy proste wakacje dzieciom z parafii – bawiliśmy się i graliśmy w różne gry zespołowe – widać było, jak niewiele trzeba, aby dzieci były szczęśliwe. Któregoś dnia czteroletni Bryan zawołał mnie i patrząc w oczy wolontariuszce poprosił mnie o przetłumaczenie z hiszpańskiego na polski: „W tych dniach zrozumiałem, że jestem ważny – bo przecież jesteście tutaj dla mnie. Dziękuję!”. Młodzi wolontariusze misyjni nie mogli dostać piękniejszego prezentu. Nasza codzienna posługa to przypominanie ludziom, że są ważni i wyjątkowi w oczach Boga i naszych.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze