fot. PAP/EPA/NYEIN CHAN NAING
Misje po Soborze Watykańskim II: działanie rodzi się z wiary [MISYJNE DROGI]
Sobór Watykański II otworzył Kościół na nowe drogi głoszenia Ewangelii. Pojawiły się świeckie wspólnoty, małżeństwa i grupy ewangelizacyjne, które z radością niosą Dobrą Nowinę na krańce świata i do codziennego życia.
Na początku trochę artystycznie, ale tylko trochę. W każdym momencie tkamy wspólne płótno naszego życia, na które składa się wiele różnych nici, zapracowanych rąk i twarzy – jak zauważył ks. Krzysztof Grzywocz. Równie bogate, kolorowe i piękne jest misyjne płótno, cierpliwie tkane przez spotkania na krańcach świata.
Świadectwo życia kolejnych misjonarek i misjonarzy, staje się najlepszym komentarzem opisującym oddziaływanie Soboru Watykańskiego II. Kościół wszedł w nowy etap odczytywania swojej misji. Iskra Ducha Świętego nie zatrzymała się na duchownych. Przede wszystkim rozpaliła świeckich, których serca zostały dotknięte pragnieniem niesienia Ewangelii na krańce świata. Ten misyjny impuls, ten tajemniczy dar dotyka całego Kościoła. Z jego mocą kolejne zgromadzenia zakonne przeszły wewnętrzną reformę, a także powstały nowe wspólnoty życia apostolskiego. Ewangelia dociera do kolejnych osób. Co najważniejsze, nowe wspólnoty nie wyparły tych wcześniejszych, ale dały szansę nowemu głoszeniu Ewangelii!
Nowe drogi
Wspólnot powstałych na mocy soborowego powiewu Ducha Świętego jest naprawdę wiele. Jedną z nich są Misjonarze Przymierza Miłosierdzia, założeni w Brazylii w 2000 r. jako odpowiedź na głos ubogich z brazylijskich faweli. Ich zadaniem jest przemienianie świata – czynienie każdego ewangelizowanego ewangelizatorem i świadkiem miłosierdzia. Łączą świat ludzi ubogich z zamożnymi, świat ludzi żyjących na peryferiach z centrum oraz życie modlitwą z działaniem. Przeplatanie dobroczynności z ewangelizowaniem staje się znakiem, że warto żyć zgodnie z soborowym nauczaniem. Obok nich znajdują się haitańscy Mali Bracia Wcielenia, kenijskie Zgromadzenie Kontemplacyjnych Ewangelizatorów Serca Chrystusa czy rodziny Drogi Neokatechumenalnej, która narodziła się w madryckich slumsach wśród Romów. Jest i wspólnota Sant’Egidio posługująca dla uchodźców, migrantów, bezpaństwowców, więźniów, jak i osób w kryzysie ubóstwa czy bezdomności.

A może warto spojrzeć jeszcze bliżej? W wielu polskich miastach rozwijają się różnorodne wspólnoty życia chrześcijańskiego, czyli katolickie stowarzyszenia, inspirowane różną duchowością. Ich misja rozciąga się na cały świat – świadczą o Chrystusie w miejscach pracy, rodzinach, codziennym życiu. Jedna z nich animuje coroczną, popularną akcję społeczną – „Zdrapka Wielkopostna”. Oni wszyscy idą szlakiem nowych dróg misyjnego zaangażowania, które nie są częścią tradycyjnych zakonów, a jednak wpisują się w posłanie Kościoła. Wychodzą do ludzi, dotykają ich realnego, często poturbowanego życia. Włączają radość Ewangelii do trudów codzienności. Tworzą wspólnoty ewangelizacyjne, żyjąc blisko tych, którzy nieraz pogubili się na swojej życiowej drodze.
Święta cierpliwość misjonarek
Katarzyna Tomaszewska, misjonarka świecka posługująca w Zambii, zaznacza, że „misja to nie przygoda, ale to powołanie. To jest to, czego Pan Bóg ode mnie chce!”. Powołanie nie jest przecież jednorazową decyzją. To codzienny wybór – tkanie, którego trzeba się uczyć oraz w nim się zakochiwać. Kasia dodaje: „Tutaj trzeba pokochać pewną świętą… cierpliwość. Do siebie, do ludzi, do Boga. Bez niej się nie przetrwa”. Bez kolorów i wzorów na misyjnym płótnie życie Kościoła może stawać się coraz bardziej wyblakłe i smutne. Czasem może stać się jednobarwne, gubiąc właściwy obraz. „Zakonnymi nićmi” z wielką troską posługuje się siostra Laura Sztefko ze Zgromadzenia Sióstr Szkolnych de Notre Dame. Jej misyjne płótno życia, tkane od 2 lat w kenijskiej wspólnocie, stało się lekcją wdzięczności i wyrozumiałości. Siostra z radością opowiada, jak w dzieciach odnajdywała swoich nauczycieli. To właśnie one uczyły ją języków suahili i ekegusii, to one pokazywały jej, jak żuć trzcinę cukrową. Siostra mogła odwdzięczyć się, rozdając szkolne przybory oraz podarowując swój czas i serce: „Do dziś pamiętam, jak kroiłam jedną gumkę na malutkie kawałki, bo każde dziecko marzyło, by mieć swoją”. Chwilę później siostra Laura opisuje historię ucznia Misyjnej Szkoły św. Kizito – chłopca, który stracił rodziców, ale się nie poddał. Opiekował się swoim niepełnosprawnym dziadkiem, żyjąc w ubogiej lepiance bez dostępu do prądu. Siostry zorganizowały dla niego świece, jedzenie, miejsce do nauki. Chłopak mógł stać się kolejnym elementem słupków światowego ubóstwa, a stał się bohaterem – symbolem nadziei, płomieniem światła w mroku beznadziei. Żyć nadzieją, a więc łączyć misję i marzenia, to recepta, którą zostawia nam siostra Laura. „Proś Boga, by dał znak i pokazał, co masz czynić, bo przecież miłość musi się wyrażać w czynach!” – dodaje kobieta.

Misje jako szkoła bliskość
Konkretne działanie rodzi się z wiary, z żywej relacji z Bogiem. Ale nie zawsze ma ono być widoczne w nagłówkach internetowych serwisów. Częściej może być tkane w intymności spotkań i doświadczeń konkretnych osób. Misyjna posługa jest wplataniem Ewangelii w konkretne życie. Izabela Tobiasiewicz, misjonarka należąca do wspólnoty Świeckich Misjonarzy Kombonianów, mówi jasno: „Misja to nie tylko pomaganie, ale przede wszystkim bycie razem i wzajemne ubogacanie się”. Wspólnota nie jest dla niej dodatkiem, ale koniecznym warunkiem posługi- wania, bo szczególnie wtedy, „kiedy przychodzą trudne dni, to właśnie wspólnota – świeccy, siostry, bracia – przypomina mi, dlaczego tu jestem”. Dzieląc się swoim doświadczeniem, zauważa, że wspólnota daje jej siłę oraz poczucie bezpieczeństwa.

Dodaje: „Nie martw się o jutro. Idź drogą serca i pozwól, by ono cię prowadziło. Zaufaj, że Bóg wie najlepiej, kiedy i gdzie cię poprowadzi. Otwórz swoje serce na ludzi i doświadczenia, które spotkasz – w nich odnajdziesz sens i radość. Każdy krok, nawet najmniejszy, jest częścią drogi, którą Pan przygotował specjalnie dla ciebie!”. Jak podkreśla Izabela, otwieranie się na drugiego człowieka i docenianie jego małych gestów są bardzo istotne. Także te wszystkie małe radości, drobne cuda pomagają nam zobaczyć, że misje to szkoła bliskości. Czasami wystarczy po prostu być i słuchać. Kolorować świat spotkanej osoby, przeplatając to misyjne płótno kolejnymi kolorami.
>>>Tekst pochodzi z „Misyjnych Dróg”. Zamów prenumeratę<<<
Misjonarz czy artysta?
Wskazówki zostawione przez soborowych ojców, odczytywane przez kolejnych misyjnych zakonodawców, sprawiają, że ten cierpliwie tkany ewangeliczny obraz staje się różnorodny i bogaty. Składają się na niego przeplatane, kolorowe nici: różnorodnych charyzmatów, powołań oraz spełnianych marzeń sióstr, braci, małżonków i świeckich. Bo przecież misjonarze to ci, którzy weszli w świat innego człowieka i zostali w nim na dłużej, dając w prezencie obecność, uśmiech i cierpliwość. Właśnie wtedy misja staje się żywą Ewangelią. Ona jest również pięknym, różnokolorowym płótnem, powstałym przez kolejne pokolenia misjonarek i misjonarzy. A może artystów? Ludzi, którzy słuchają głosu Tego, który szepcze z miłością. Słuchają, jak siostra Laura, Izabela i Katarzyna. To one przecież wypełniają marzenie papieża Franciszka. Nasze artystki, które kolorują świat, idąc „zawsze naprzód w stylu Pana!”.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
| Zobacz także |
| Wasze komentarze |
Urugwaj: czy warto tak gonić? [FOTOREPORTAŻ/MISYJNE DROGI]
Najbardziej boskie z boskich dzieł [MISYJNE DROGI]
Czas odnowy misyjnej (XVIII-XX w.). Od ruin rewolucji do misyjnego zrywu [MISYJNE DROGI]






Wiadomości
Wideo
Modlitwy
Sklep
Kalendarz liturgiczny