Misjonarka z Zambii: po tlen jeździmy 350 kilometrów, bandaże robiliśmy ze starych prześcieradeł
Medycznym ośrodkom misyjnym potrzebne jest specjalistyczne wsparcie. W czasie pandemii koronawirusa wymaga to szczególnej, ewangelicznej wrażliwości. Kiedy miejscowy rząd nie jest w stanie zapewnić podstawowych środków, każda pomoc w formie materiałów, sprzętu i fachowców staje się nieoceniona.
Od początku epidemii brakowało nam osobistych środków ochrony, takich jak maseczki, rękawiczki czy płyny dezynfekcyjne – pisze s. Mirosława Góra – służebniczka starowiejska, dyrektorka Szpitala Misyjnego w Katondwe w Zambii . Nawet zdobycie niezbędnych ilości zwykłego mydła stało się wyzwaniem. Poważna trudność pojawiała się, kiedy trzeba było opiekować się chorym z pozytywnym wynikiem testu na koronawirusa. Jak go odizolować? Jak umożliwić wykonanie czynności pielęgniarskich czy lekarskich? Lokalny personel często wycofywał się ze strachu. Misjonarze byli jedynymi, którzy mogli tutaj pomóc.
>>> Franciszek: Afryka potrzebuje pokoju, a nie przemocy
Edukacja, samotność i samodzielność
Mieliśmy do dyspozycji tylko 4-8 kombinezonów ochronnych na miesiąc, a wiadomo że one są przeznaczone do użytku jednorazowego. Często więc pracowaliśmy tylko w maskach i rękawiczkach. Fartuchy szyliśmy sami i po użyciu poddawaliśmy sterylizacji. Sytuacja niewiele się zmieniła. Nadal brakuje nam podstawowych materiałów izolacyjnych. Dla miejscowej ludności zrozumienie zasad higieny jest wciąż bardzo trudne. Dużo czasu spędzamy na edukowaniu i pokazach związanych z tym zagadnieniem. Ośrodki misyjne, nie tylko te medyczne, są miejscami do których miejscowi po prostu przychodzą w potrzebie. W pierwszych tygodniach pandemii czuliśmy się osamotnieni i obciążeni psychicznie. Miejscowe organizacje (jak np. Child Fund) czy przedsiębiorstwa próbowały pomóc, ale była to tylko kropla w morzu potrzeb. Dopiero po pewnym czasie zaczęła do nas docierać pomoc z Polski, na którą tak bardzo czekaliśmy.
Tlen na wagę życia
Wiele ośrodków nadal nie ma możliwości podawania tlenu. My używamy koncentratorów, ale i one wymagają stałego prądu, dając bardzo niskie przepływy. Ciężko chorych nie możemy transportować do ośrodków klinicznych, bo nie ma pojazdów, a jeżeli już są, to bez tlenu. Poza tym ośrodki kliniczne też są przeciążone i w zasadzie nie przyjmują chorych. Ministerstwo Zdrowia doradza jedynie, abyśmy radzili sobie we własnym zakresie. Ostatnio pojawiły się u nas 50-litrowe butle. Bez tlenu i bez reduktorów. Tlen trzeba sobie przywieźć, w naszym przypadku z Lusaki (350 kilometrów). Ale co z tego, jeśli bez reduktora go nie podamy? Miejscowy Kościół ma też ograniczone możliwości pomocowe. Świadomość, że Kościół w Polsce wspiera misjonarzy duchowo i materialnie jest dla nas wielką podporą.
>>> Zambia. Misje pomimo koronawirusa [MISYJNE DROGI]
Potrzeba specjalistów
Na misjach, które są w miarę zorganizowane, istnieje lokalne zaplecze personalne. Brakuje jednak specjalistów. Wyzwaniem jest konieczność zastąpienia misjonarza, który sam potrzebuje skorzystać z urlopu czy leczenia. Możliwość przyjazdu wolontariuszy pojawiła się dopiero w połowie tego roku, kiedy sytuacja epidemiologiczna w Zambii bardzo się pogorszyła i z powodu chorób zaczęło brakować personelu. Prawdę mówiąc, przydałaby się stała baza takich wolontariuszy, którzy mogliby wypełnić tę lukę. Najlepiej sprawdzają się krótkie, miesięczne pobyty specjalistów, którzy potrafią leczyć choroby przewlekłe. Dobrze funkcjonują tu 2-4 osobowe zespoły, które mogą wspierać się wzajemnie w pracy zawodowej i w organizowaniu czasu wolnego. W Katondwe (ośrodek misyjny niedaleko granicy z Mozambikiem) mieliśmy w tym roku ortopedów z Krakowa, którzy przywieźli ze sobą wspaniały sprzęt. Zoperowali część przewlekłych przypadków, przeszkolili personel miejscowy i dali szansę pacjentom, którzy byliby skazani na ciężkie kalectwo.
Czasochłonne formalności
Razem z wolontariuszami przyjeżdżają do nas nowe techniki i trendy. Te przyjazdy wiążą się z wieloma formalnościami, takimi jak pozwolenie na pracę czy tymczasowa licencja z zambijskiej izby lekarskiej (lekarze i medycy). Formalności trwają długo, minimum trzy miesiące. Wymagają wielu dokumentów i opłat. Załatwiamy to przez ZEC (Konferencja Episkopatu Zambii) albo przez CHAZ (Stowarzyszenie Kościołów dla Zdrowia w Zambii). Wiza biznesowa trwa tylko 30 dni, ale sama w sobie nie pozwala na podjęcie pracy. Na ogół podejmujemy współpracę z osobami, które już znamy, albo polecanymi przez znajomych, przyjaciół czy organizacje.
Cenne opatrunki
W czasie pandemii zmieniła się sytuacja związana z pozyskiwaniem sprzętu medycznego, materiałów opatrunkowych i leków. Przedtem wsparcie z Polski stanowiło 70% naszego zaopatrzenia. Otrzymywaliśmy je w formie paczek, indywidualnych dostaw lub przez organizacje takie jak Fundacja „Redemptoris Missio” czy przez Polską Misję Medyczną. Pomoc dla nas organizowały parafie, szkoły, grupy wsparcia misji przy zakonach i wspaniali, stali ofiarodawcy. Spośród materiałów opatrunkowych najbardziej cieszyliśmy się na widok gazy i bandaży. Ich zużycie jest ogromne. Był czas, kiedy bandaże robiliśmy ze starych prześcieradeł. Pacjenci przebywają w szpitalach wiele dni. W porze gorącej opatrunki trzeba zmieniać dwa razy dziennie.
Od ukąszeń po cukrzycę
W szpitalach misyjnych spotykamy się z dużą ilością ran oparzeniowych i urazowych. Wciąż zdarzają się ukąszenia przez węże, krokodyle czy hipopotamy. Pamiętam małego chłopca, który nocą był porwany przez hienę i doznał wielu ran szarpanych, deformujących twarz. Próba uratowania tej twarzy trwała wiele godzin, a późniejsza rehabilitacja wielu dni. Opłaciło się, bo funkcje mięśni twarzy powróciły. Znacznie trudniej i dłużej goją się z kolei rany chorych na HIV. Dwa lata temu mieliśmy szczęście gościć lekarzy z Łodzi, którzy przywieźli aparaty do podciśnieniowego leczenia ran. Szczególnie przydatne okazały się przy stopach cukrzycowych. Musimy leczyć tych pacjentów w szpitalu, bo ośrodki zdrowia nie mają takich możliwości. Pacjent, który wyjdzie, pójdzie do domu, często wraca ze zgorzelą ręki czy nogi. To wiąże się już tylko z amputacją. Nasza Helenka, epileptyczka, wpadła do ogniska podczas ataku padaczki i doznała bardzo dużego procentowo oparzenia. Walka o jej życie trwała prawie trzy miesiące, wyszła z tego z bliznami (robimy tylko ręcznie pobierane przeszczepy, ponieważ nie mamy dermatomu).
Wszystko możliwe w Bogu
Od początku pandemii w Polsce otrzymywanie paczek stało się niemal niemożliwe. Istnieje tylko opcja bardzo drogich przesyłek kurierskich. Niektóre organizacje i Komisja Episkopatu Polski ds. Misji mają możliwość przesyłania funduszów do naszego zambijskiego banku. Dzięki temu niezbędne materiały możemy kupić na miejscu. Ciągle jednak mamy nadzieje, że sytuacja się zmieni i będzie możliwość wsparcia misji darami materialnymi bezpośrednio z Polski. Wiemy, że chętnych do wspierania ubogich jest wielu. Trzeba tylko ułatwić im pewne formalności. Ale wszystko jest możliwe w Tym, który nas umacnia. Naszym dotychczasowym darczyńcom jeszcze raz dziękuję za ich wysiłek, a tym potencjalnym lub niezdecydowanym – życzę ogromnego serca.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |