Fot. PAP/EPA/CIRO FUSCO

Misjonarz: Mongolia to kraj misyjny – służąc, jesteśmy otwarci na wszystkich

Choć Kościół angażuje się mocno w posługę ubogim czy edukację, to jednak tym, co go ożywia jest gorliwość apostolska – pragnienie, by Dobra Nowina zapuściła korzenie w ludzkich sercach. Przypomina o tym, ks. Jaroslav Vracovský, czeski salezjanin, posługujący od 7 lat w Mongolii.

Misjonarz wskazuje, że czeka, by spotkać Franciszka, bo to za sprawą jego adhortacji Evangelii Gaudium odczuł wewnętrzną gorliwość. Papież jest odpowiedzialny co najmniej w 50 proc. za moje misyjne powołanie – mówi zakonnik. Dzisiaj pracuje on w Shuwuu, małej wiosce na odległych przedmieściach Ułan Bator, w której żyje ok 4000 osób. Przed dwoma u laty udało się tu wznieść kościół pod wezwaniem Świętej Rodziny. Wcześniej życie liturgiczne, jak też i innego typu działalność toczyła się w namiotach. Staramy się robić to, co w naszej mocy – mówi Radiu Watykańskiemu ks. Vracovský.

>>> Argentyńska misjonarka: być chrześcijaninem w Mongolii [ROZMOWA]

„Obok prowadzenia kościoła oferujemy także pomoc dla ubogich, organizujemy zajęcia dla dzieci, młodych, także dorosłych i osób starszych. Większość z tych, którym służymy, nie jest katolikami. W całym kraju wciąż żywy jest szamanizm. Po rządach komunistycznych większość to ateiści, choć tradycyjnie uważają siebie za naród buddyjski. W 20-letniej historii naszej parafii około 70 osób przyjęło chrzest, ale większość z nich już tutaj nie mieszka, bo to miejsce peryferyjne. Zresztą ruch jest w naturze Mongołów – to kraj nomadów. Tak więc w większości przychodzą do nas osoby, które nie są chrześcijanami. Mamy takich, co przygotowują się do chrztu, inni przyglądają się nam z pewną rezerwą, a my jesteśmy otwarci na wszystkich; jak w każdym kraju misyjnym” – tłumaczy zakonnik.

Fot. PAP/EPA/CIRO FUSCO

„Bardzo dobrze pracuje nam się w tej wiosce, bo nikt nie ma nic przeciwko nam. Na to miały też wpływ początki, bo obecność chrześcijańska zaczęła się od tego, że siostry zorganizowały czystą wodę dla wioski. Ludzie wokół nas żyją w jurtach czyli typowych mongolskich namiotach w ubogich warunkach i nie mają tam dostępu do wody. Stąd dzięki tej studni parafialnej, ale także dzięki różnym aktywnościom dla młodych czy starszych, zostaliśmy zaakceptowani z serdecznością” – mówi salezjanin.

Wyjaśnia, że „ludzie tutaj są bardzo prości i nie mają wykształcenia”.

„Ostatnio przy okazji homilii pytałem dzieci o to, który z dwunastu Apostołów Pana Jezusa został pierwszym papieżem. Nie wiedziały, że św. Piotr, a gdy zapytałem o obecnego papieża, też nie wiedziały, kto nim jest. Więc przez długi czas przed pielgrzymką mówiliśmy im, że papież przyjeżdża, aby się z nimi spotkać. I jest to okazja, by ewangelizować, by poszerzyć ich horyzonty” – dodaje ks. Vracovský.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze