Fot. archiwum prywatne

Misjonarz w Kazachstanie: trwałość małżeństwa nie jest tutaj dużą wartością [ROZMOWA]

Księdza Tomasza Bartczaka poznałem w mojej rodzinnej parafii w Koninie, kiedy pełnił tam funkcję kapelana szpitalnego. Po latach dotarła do mnie informacja, że pojechał na misję do Kazachstanu. 

Od ponad 8 lat ksiądz Tomasz pracuje w archidiecezji z siedzibą w Astanie. Obecnie jest proboszczem w miejskiej parafii pw. św. Teresy od Dzieciątka Jezus w Pawłodarze. 

Piotr Ewertowski (misyjne.pl): Kazachstan to kraj zróżnicowany religijnie, choć przeważa tam islam (ok. 70% populacji). Jak odnajdują się tam katolicy?  

Ks. Tomasz Bartczak: – Generalnie podejście do religii większości społeczeństwa Kazachstanu jest silnie uwarunkowane narodowością. Jak ktoś jest Kazachem, to z automatu muzułmanin, jak ktoś Rosjanin – to prawosławny, jak Polak to katolik. Jest to religijność bardziej kulturowa niż zaangażowana. Z tego, co mi wiadomo, ani meczety, ani cerkwie, ani tym bardziej kościoły katolickie nie są przepełnione.  

>>> Nikaragua: nuncjusz został zmuszony do opuszczeniu kraju

Takim duchowym centrum katolicyzmu jest zapewne Oziornoje. 

– Samo Oziornoje jest takim duchowym centrum pielgrzymowania. Znajduje się tam narodowe sanktuarium Kazachstanu. Jednak z powodu rozległości kraju nie jest tak łatwo się tam dostać. Zazwyczaj przyjeżdżają tam wierni z archidiecezji astańskiej lub diecezji karagandańskiej, z innych raczej mniej. Nie ma tam zmasowanego ataku pielgrzymów. Bardzo ważnym miejscem na katolickiej mapie Kazachtsanu jest Karaganda. Tam było najwięcej katolików, tam posługiwała największa liczba kapłanów – np. błogosławiony ksiądz Władysław Bukowiński. 

Jak w praktyce wygląda ewangelizacja Kazachów? Czy są nawrócenia? Domyślam się, że nie są one masowe. Kościół w Kazachstanie wypracował jakieś szczególne metody misyjne? 

– Wśród naszych parafian są Kazachowie. Nie wiem, jak to wygląda w innych diecezjach, ale poza stolicą, gdzie stanowią stosunkowo dużą grupę, to w innych parafiach naszej diecezji jest ich bardzo mało. Myślę, że to wynika z dwóch powodów. Po pierwsze występuje tu silne połączenie narodowości z religią, co – jak wspomniałem – niekoniecznie łączy się z praktykowaniem wiary, ale jest kwestią t0żsamościową. Wśród Kazachów funkcjonują mocne więzi rodzinne i pokoleniowe. Często przejście z islamu na inną religię wiąże się z niezrozumieniem czy wręcz brakiem akceptacji ze strony rodziny. W Kazachstanie jesteśmy Kościołem bardziej zachowawczym niż ekspansywnym. Przyjmujemy wszystkich i cieszymy się z każdego nawrócenia, lecz nie wychodzimy poza obręby świątyń, zgodnie z prawem kazachstańskim. 

Fot. archiwum prywatne

Czy to znaczy, że są jakieś ograniczenia? 

– Nie. Jest wolność religijna. Każdy może wyznawać wiarę, jaką chce. Natomiast Kazachstan jako państwo świeckie zabrania publicznej działalności religijnej. Jako ksiądz mogę iść do szpitala, ale tylko na wyraźne zaproszenie i życzenie pacjenta. Z kolei uczestnictwo duchownego w spotkaniach w szkole czy przedszkolu już nie wchodzi w grę. Ja, jako katolik, nie czuję się tu skrępowany, ale nieprzyjęta jest działalność religijna w miejscach publicznych poza świątyniami. 

Władze są wobec nas raczej życzliwe. Staramy się nie wchodzić sobie w drogę (śmiech). 

>>> Nadzwyczajne szafarki Komunii Świętej

Jak wygląda zatem działalność duszpasterska wśród katolików, zwłaszcza tych zaangażowanych? Istnieje jakiś szczególny rys duchowości Kazachstanu? 

– Każda parafia jest inna, ale u nas generalnie jest, nazwijmy to, „tradycyjne” duszpasterstwo. W diecezji jest przyjęte, że przed mszą jest godzinna adoracja Najświętszego Sakramentu i różaniec. To jest w statutach naszej diecezji. W ogóle adoracja ma duże znaczenie w Kazachstanie. U nas w stolicy jest już od prawie 20 lat nieustanna adoracja, dzień i noc. W ciągu dnia obecność zabezpiecza parafia w Astanie, a na nocną modlitwę przyjeżdżamy z całej diecezji, zgodnie z grafikiem. Ludzie jeżdżą nawet po 800 km, by od 10 wieczorem do 7 rano adorować Pana Jezusa. Jeśli chodzi o ruchy czy grupy parafialne, to funkcjonują u nas przede wszystkim takie „tradycyjne” – tj. żywy różaniec, matki w modlitwie czy Ruch Czystych Serc, zaszczepiony z Polski. Raczej nie ma takich „nowoczesnych” grup. 

U nas są częste rotacje wśród księży. Na początku, przez pierwsze cztery lata, służyłem w parafiach Kamyszynka i w Oziornoje. Potem spędziłem cztery lata w Astanie, a od kilku miesięcy jestem proboszczem tutaj, w Pawłodarze, i pod moją pieczą jest miasto. Dla terenów podmiejskich funkcjonuje inna parafia. 

Najważniejsze, że ta wiara jest żywa i zaangażowana. Jechać kilkaset kilometrów po to, by całą noc adorować Najświętszy Sakrament, to nie jest błaha sprawa. To znaczy, że ktoś naprawdę chce. Jak to się w ogóle stało, że znalazł się ksiądz na azjatyckich stepach? 

– Jak przyjechałem do Kazachstanu i pytano mnie o motywację, to odpowiadałem, że moja osobista potrzeba zbiegła się z potrzebą Kościoła (śmiech). Nie będę ukrywał, że po latach działalności jako kapelan i wśród osób z niepełnosprawnościami poczułem potrzebę zmian. Od dłuższego czasu wówczas pojawiał się temat, że poszukują księdza do Kazachstanu i przez te dwa lata nikt nie wyjechał. W końcu podjąłem decyzję i powiedziałem biskupowi, wówczas to był jeszcze biskup Mering, że mogę jechać. Odpowiedź biskupa mnie nieco zaskoczyła. Zazwyczaj jest tak, że sugeruje on, aby dokładnie jeszcze wszystko przemodlić i przyjść ponownie za pół roku na rozmowę. A on powiedział mi od razu przy tym pierwszym spotkaniu, i to było jeszcze prawie w przelocie, że „no to jak chcesz jechać, to jedź”. Decyzja zapadła w tym samym momencie. Miałem zaledwie kilka miesięcy na to, żeby się przygotować do wyjazdu. To był czas bardzo intensywny, bo dalej pełniłem dawne funkcje. Wyszło tak, że 15 sierpnia wróciłem z Częstochowy, a już kilka dni później siedziałem w samolocie do Kazachstanu.  

Fot. archiwum prywatne

Jakie były pierwsze wrażenia z Kazachstanu? Czy ksiądz oczekiwał czegoś szczególnego? 

– Niewiele wiedziałem o Kazachstanie. To był mój pierwszy wyjazd na wschód. Nigdy nie byłem w Ukrainie czy Białorusi ani w Rosji. Wszystko mnie na początku bardziej zachwycało niż dziwiło: przestronność, horyzont widoczny kilkadziesiąt kilometrów dalej. Służąc w wioskach przez pierwsze lata, widziałem, jak ten step się zmienia, mimo że wydaje się równy, nudny i zawsze taki sam. Co tydzień, przejeżdżając przez to samo miejsce, widziałem jak kwitły na przykład inne kwiaty. Przyroda mnie zachwyciła. 

Podobnie zachwycili mnie ludzie. Doświadczyłem bardzo ciepłego przyjęcia ze strony parafian. Większość z nich to z pochodzenia Polacy. Urodzili się w Kazachstanie, ale wciąż czują się Polakami. Jest tu ogromna bliskość między ludźmi. To są małe wspólnoty, dlatego wszyscy się znają i nie ma takiej anonimowości jak w Polsce – ani ksiądz, ani parafianie nie są anonimowi. 

Na początku język stanowił pewną barierę. Uczyłem się trochę rosyjskiego, ale to za mało. Pierwsze pół roku było trudne, ale jako że po dwóch tygodniach od razu zostałem wikariuszem w jednej z parafii, to musiałem mówić po rosyjsku i szybko zacząłem się uczyć. Teraz też nie jest rewelacyjnie, ale można się dogadać (śmiech).  

>>> „Open Doors”: prześladowania religijne w różny sposób dotykają mężczyzn i kobiety

Moje doświadczenia z krajami poza Europą i w ogóle światem zachodnim mówią, że istnieje tam silne poczucie wspólnoty i więzi społecznych. Czy widać w tym względzie różnice między Polską a Kazachstanem? 

– Mam większy kontakt z nie-Kazachami, głównie z Ruskimi, co w języku rosyjskim absolutnie nie jest obraźliwe, a w Kazachstanie mianem „ruskich” określa się wszystkich Słowian. Wydaje mi się, że jest większa więź rodzinna niż w Polsce. Mieszkańcy Kazachstanu częściej się odwiedzają, dzień urodzin z kolei to wielkie święto. Pod tym względem ludzie trzymają się blisko. Jeżeli chodzi o tzw. tradycyjną rodzinę, to tutaj jest spory problem: dużo jest rozwodów, nieformalnych związków, dzieci na boku. Z jednej strony więzy rodzinne są silne, z drugiej rodzina w wydaniu „mama, tata i dzieci” trzyma się dość kiepsko.  

Z czego to wynika? Jakie są problemy społeczne w Kazachstanie? Domyślam się, że nierzadki jest alkoholizm. 

– Alkohol, tak jak w wielu krajach postsowieckich, jest bardzo rozpowszechniony. W wioskach mnóstwo ludzi pije, zwłaszcza mężczyzn, ale kobiety też. Nie wiem do końca, jaka jest tego przyczyna, ale trwałość małżeństwa nie jest tutaj dużą wartością. Społecznie akceptowalne jest to, że ludzie bardzo łatwo się wiążą ze sobą i jeszcze łatwiej się rozstają. Nawet w naszej parafii większość dzieci i młodzieży nie wychowuje się w pełnych rodzinach. Mało jest takich pełnych rodzin.  

Fot. archiwum prywatne

Czy rozwarstwienie społeczne jest w Kazachstanie problemem? Kraj ten kojarzy się raczej z biedą. 

– Mogę opowiedzieć tylko o specyfice tej części Kazachstanu, w której żyję. Nie powiedziałbym, że jest bieda. To jest oczywiste, że oczekiwania ludzi na ogół są wyższe niż to co mają. Natomiast poziom życia może nie jest wysoki, ale podstawowe potrzeby są, moim zdaniem, zaspokojone. Tutaj w regionie pawłodarskim jest dużo zakładów i bez problemu można znaleźć pracę. Kto chce, ten pracuje. Jeżeli chodzi o różnice między Polską a Kazachstanem, to widać to zdecydowanie na wsi. Z kolei życie w mieście, dla mnie – jako obcokrajowca – wydaje się, że niewiele różni się od życia w Warszawie. Dostępność usług i produktów jest prawie taka sama. Pamiętajmy, że jest to młode państwo, a społeczeństwo się dopiero kształtuje. Jest zapewne tak, że jakaś grupa osób skupia w swoich rękach ogromny majątek i może bez związków z nimi (rodzinnych, przyjacielskich) nie tak łatwo się wybić.  

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze