Misjonarze drugiej linii [MISYJNE DROGI]
Wielki szacunek dla ludzi drugiego planu pojawił się we mnie wraz z odkryciem mojego drugiego imienia: Marek. Bliższe zapoznanie się z postacią młodego Żyda o wątpliwej odwadze, będącego jedynie tłumaczem św. Piotra, któremu ostatecznie Kościół zawdzięcza jedną z czterech Ewangelii, uzmysłowiło mi, jak bardzo musimy być ostrożni w ocenianiu tego, kto ile robi dla szerzenia w świecie Królestwa Bożego.
W historii ewangelisty Marka niezwykle ważną rolę odegrał św. Barnaba, którego zasługą jest otwarcie drzwi Kościoła przed Pawłem, wielkim apostołem narodów. Barnaba zaangażował w pracę ewangelizacyjną Marka, którego św. Paweł uznał za niezdatnego do posługi. Kto wie, czy swoją walką o wiarę Pawła i Marka, Barnaba nie uczynił więcej dla Królestwa Bożego niż ewangelista i apostoł razem wzięci? Za każdym z wielkich misjonarzy, za każdym z wielkich pracowników Królestwa stoi niezliczony zastęp ludzi drugiego planu, których zasługi zobaczymy dopiero na sądzie Bożym. Nawet nasz Pan potrzebował Józefa, żeby przeżyć niebezpieczne lata swojej młodości i móc w pełni czasów dokonać dzieła zbawienia. Przypomina nam o tym przeżywany obecnie Rok św. Józefa.
Brygida – przewodniczka po tutejszym świecie
Od wielu lat prowadzę Stowarzyszenie „Dom Wschodni”, dzięki któremu, wraz z innymi ludźmi zaangażowanymi w to dzieło, mogę organizować pomoc dla najuboższych ludzi na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej. Czasem pojawiam się w telewizji, pełno mnie w internecie, otrzymuję zaproszenia do podzielenia się z innymi zdobytym doświadczeniem. Bogu dziękuję za zrozumienie, że nasza misja – zresztą jak każda – realizuje się dzięki wszystkim, którzy w nią się włączają, a ważne jest nie tyle to, jaka rola komu przypadła, ale to, że działamy razem.
Pierwszy raz do Syrii trafiłem zaraz po wyzwoleniu Aleppo, wiosną 2017 r. Wtedy poznałem siostrę Brygidę, która na Bliskim Wschodzie przebywała już od ponad dwudziestu lat. Nie prowadzi ona żadnych wielkich dzieł, ale trudno sobie wyobrazić jakiekolwiek działanie w Aleppo bez jej udziału. Jej codzienna obecność po- śród ludzi, niezwykła zdolność do słuchania i dostępność sprawiają, że zna ona doskonale trudności, z którymi borykają się nie tylko chrześcijanie, ale także mieszkający w tym samym mieście muzułmanie. Siostra Brygida była dla nas nie tylko przewodniczką po świecie, którego nie znaliśmy tak dobrze jak oni, ale także dojściem do ludzi, którym można było skutecznie pomóc.
Sumar – łączy światy
Podczas prowadzenia projektów pomocowych w Libanie w naszej ekipie pojawiła się Sumar. Obecnie jest na Drodze Neokatechumenalnej i jej życie wypływa z dojrzałej wiary w Jezusa Chrystusa. Pochodzi jednak z rodziny muzułmańskiej, która zaakceptowała jej decyzję odejścia od islamu, ale do dzisiaj niektórzy chrześcijanie, nie ufając w jej nawrócenie, mówią o niej „szyitka”. Ma też za sobą poszukiwanie Pana we wspólnotach protestanckich, w których zaczęła się jej chrześcijańska droga, oraz bolesne doświadczenie przemocy domowej w małżeństwie z chrześcijaninem. Liban jest tak niezwykłą mozaiką religii, wyznań i grup etnicznych próbujących żyć razem, faktycznie jednak ze sobą rywalizujących i skonfliktowanych. Doświadczenie Sumar jest wyjątkowe. Łączy ona w sobie światy, które dzieli czasem prawie wszystko. Dzięki niej możemy w Libanie być narzędziem jedności, podejmować projekty budujące jedność i prowadzące do współpracy między ludźmi, którzy żyją obok siebie, ale nie razem. Bez niej moglibyśmy co najwyżej głosić szczytne hasła, z nią Ewangelia staje się realna.
Ezechiel – wrażliwy na biedę innych
W położonej w Afryce Północnej Tunezji spotkaliśmy nie tylko małą, lokalną wspólnotę chrześcijańską żyjącą pośród muzułmańskiej większości, ale także olbrzymią rzeszę migrantów z Afryki, dla których otwieramy dom pod Tunisem, żeby towarzyszyć im w ich trudnej sytuacji. Tam żaden z naszych projektów nie może się odbyć bez Ezechiela, migranta pochodzącego z Wybrzeża Kości Słoniowej. Odrzucony przez własną rodzinę wyruszył w drogę, szukając miejsca, gdzie mógłby żyć w pokoju. Dzięki chrześcijańskiej wierze, która jest w nim żywa, zachował olbrzymią wrażliwość na biedę innych. Nie jest to oczywista rzeczywistość wśród mi- grantów, gdyż ekstremalne warunki życia najczęściej skupiają ich na swoich własnych potrzebach. Ezechiel do- świadczył osobiście prześladowania, głodu, bezdomności i jego sytuacja życiowa daleka jest od stabilizacji. Nigdy jednak nie prosił o pomoc dla siebie, ale zawsze przynosi nam innych: Franck nie ma środków na mleko w proszku dla dziecka, Emanuella została wyrzucona z domu i nie ma gdzie mieszkać, Mark nie ma środków na wykupienie lekarstw po wypadku.
Każdy, kto próbuje towarzyszyć ludziom żyjącym w materialnej biedzie wie, jak ważne jest rozeznanie komu i jak pomagać. Niestety bieda często demoralizuje, uczy ludzi manipulowania w celu uzyskania jak najwięcej dla siebie, często przy pomocy kłamstwa.
Ezechiel, przy całej swojej wrażliwości na ludzką biedę, jest równocześnie człowiekiem wrażliwym na to, co biedę czyni jeszcze bardziej nieznośną: na kłamstwo i manipulacje, którymi ubodzy czasem się posługują, żeby przed innymi ubogimi otrzymać jakieś środ- ki. Posługa Ezechiela wydaje się drugoplanowa, ale proszę mi wierzyć, że bez takich misjonarzy drugiej linii jak on, każda pomoc, która przeznaczona jest dla ubogich, trafiłaby raczej do cwanych niż do potrzebujących.
Dzięki nim wszystkim
Misja Kościoła na Bliskim Wschodzie ze względu na brak rzeczywistej wolności religijnej polega w pierwszym rzędzie na działaniu płynącym z wiary w Chrystusa, czyli na wnoszeniu ducha braterstwa i troski o najbardziej potrzebujących. Tam, gdzie otwarte wzywanie do przyjęcia chrześcijaństwa odbierane jest jako prozelityzm i działanie wrogie mogące prowadzić do zupełnie niepotrzebnych konfliktów, znajomość realiów odmiennego świata jest konieczna do umiejętnego poruszania się w skomplikowanym labiryncie życia społecznego. „Dom Wschodni” od prawie dziesięciu lat obecny jest na Bliskim Wschodzie i w Północnej Afryce. Działa tam dzięki siostrze Brygidzie, Sumar, Ezechielowi i wielu innym misjonarzom „drugiej linii”. To dzięki nim udaje nam się wprowadzać ducha Chrystusowego bez wzniecania konfliktów i nieść pomoc naprawdę potrzebującym.
>>>Tekst pochodzi z „Misyjnych Dróg”. Wykup prenumeratę<<<
Gdzie zatem jest pierwsza, a gdzie druga linia? Czy pytanie o to, „kto jest największy w Królestwie niebieskim” ma w ogóle sens? Każda misja Kościoła jest misją wspólnoty, zarówno tych, którzy z urzędu stoją na jej czele czy dzięki osobistym charyzmatom są bardziej widoczni, jak i tych, którzy w ukryciu wykonują swoje zadania. Każdy jest w niej potrzebny.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |