Foto: EXE LOBAIZA/CATHOPIC

Misyjne parafie. Przyszłość i teraźniejszość Kościoła [MISYJNE DROGI]

Dzięki budowaniu struktur otwartych na świeckich liderów i księży z krajów misyjnych oraz opiece nad ubogimi, starszymi i uchodźcami wiele europejskich parafii na nowo odnalazło swoją misję. Powstały silne więzy, które pomogły lokalnym wspólnotom znowu ożyć, zaintrygować i przyciągać ludzi.

Coraz częściej mówi się, że misyjne proporcje się odwróciły. Liczba duchownych z Afryki i z innych kontynentów misyjnych, którzy przyjeżdżają do Europy, jest większa niż liczba misjonarzy wysyłanych w świat ze Starego Kontynentu. Papież Franciszek w Strasburgu, w Parlamencie Europejskim, w 2014 r. postawił trudną dla Europy diagnozę: „Z wielu stron odnosi się ogólne wrażenie zmęczenia i starzenia się Europy – babci, już bezpłodnej i nietętniącej życiem”. Wydaje się jednak, że jest coraz więcej miejsc na naszym kontynencie, parafii, w których odradza się życie, oparte na Ewangelii. A narracja, jak to źle jest w Kościele na Zachodzie, że kościoły są puste lub sprzedawane na domy kultury, czy dyskoteki, to spore uproszczenie. Wiele wspólnot czerpie wzorce z Ewangelii i misji ad gentes. Bo tam Kościół bardziej się udaje.

Wiara na Wyspach

Na jednej z ulic deszczowego Londynu ustawia się kolejka ludzi. Nie czekają na gwiazdy filmu czy muzyki, które pojawiają się tu bardzo często. Z torbami w rękach czekają na posiłki z jadłodajni działającej przy katolickiej parafii. Są różnych narodowości. Przyjechali tu z Afryki, Indii, z Pakistanu, z Ukrainy, a także z Polski. Ich plan na życie nie wypalił. Mieli wieść wspaniałe życie i zrobić łatwą i szybką karierę. Różne czynniki spowodowały, że znaleźli się w tym miejscu. Jednym się nie poszczęściło, drudzy zostali oszukani. Znaleźli pomoc w jednej z londyńskich parafii. Jej misyjność jest dosłowna. Konkretna. Księża, ale i zaangażowani świeccy, dwoją się i troją, aby nieść pomoc tym, którzy się zagubili. We wspólnocie pracuje jeden duszpasterz z Nigerii. Przyjechał tu, bo wiedział, że Europa również staje się dzisiaj terenem misyjnym i potrzebuje nowej energii. Czasem talerz ciepłej zupy i kromka chleba wystarczą, żeby pokazać, że Kościół troszczy się o ludzi. Takie inicjatywy, choć może nie są wyjątkowo liczne, to jednak pokazują, że ludzie coraz częściej traktują serio swoją wiarę. Wiedzą, że do wiarygodności potrzeba ewangelicznego zaangażowania. To najlepsza metoda ewangelizacji. Pytam, skąd czerpią na to siły. Odpowiadają: „stamtąd” i wskazują na kaplicę adoracji. W środku jest ciemno, ale ludzi nie brakuje.

Foto: EXE LOBAIZA/CATHOPIC

Przyjąć i przekazać

Arcybiskup Stanisław Gądecki podczas ubiegłorocznego Nadzwyczajnego Miesiąca Misyjnego podkreślał, że Kościół jest żywy, jeśli jest misyjny. Każda parafia u swoich podstaw musi być przecież misyjna, bo jeśli taka nie jest, to nie wypełnia swoich zadań, umiera. Nie wystarczy tylko biernie zasiąść w kościelnej ławce i wsłuchiwać się w kazania. Jesteśmy uczniami, ale jednocześnie także misjonarzami, którzy przyjmują Ewangelię, ale też przekazują ją dalej. Papież Paweł VI pisał w adhortacji Evangelii nuntiandi: „Ten wreszcie, kto przyjął Ewangelię, z kolei ewangelizuje innych. To jest dowodem prawdy, to jest probierzem ewangelizacji. Bo nie można pojąć, żeby ktoś przyjął Słowo i poświęcił się dla Królestwa, a równocześnie nie stał się jego świadkiem i głosicielem”. Czas nam zejść z kanapy wygody, komfortu i żyjąc Ewangelią, wyjść na spotkanie z ludźmi.

Rola świeckich

Rzeczywistość wymaga dzisiaj od Kościoła nowych rozwiązań. Wymaga powrotu do korzeni zapisanych na kartach Biblii. Widać to szczególnie w zachodnich krajach Starego Kontynentu. Duchowni z Afryki otrzymują propozycje pracy w Europie, aby w ten sposób uzupełniać personalne braki w parafiach prawie wszystkich krajów: Niemiec, Austrii, Francji, Grecji, Norwegii, Szwecji, Irlandii… Na skutek braku wystarczającej liczby duszpasterzy (np. w 2016 r. było to już zaledwie 14 tys. osób na 82 mln mieszkańców Niemiec), biskupi zaczęli forsować zmiany, które doprowadziły do konsolidacji wspólnot wiernych (księża żyją we wspólnotach, a każdy z nich posługuje w kilku dawnych parafiach) oraz do większego zaangażowania osób świeckich i misjonarzy w kierowaniu działaniami na rzecz Kościoła i społeczeństwa. Parafie i instytucje kościelne w Niemczech bez względu na spadek liczby członków wspomagają działania społeczne i dają pracę ponad milionowi osób, prowadząc lokalne oddziały Caritas, przedszkola, domy opieki dla osób starszych i chorych, szpitale, świetlice środowiskowe, centra migracyjne oraz działania resocjalizacyjne w ośrodkach wychowawczych i zakładach karnych. W ten sposób starają się przyciągnąć wiernych.

Azyl kościelny

Przyjmowanie (inkluzywność) do wspólnoty ludzi różnych narodowości jest znakiem naszych czasów. – Po pierwsze, przyjmujemy kobiety. Wynika to z tego, że przyjmowane przez nas uchodźczynie mieszkają razem z siostrami. Dajemy im nasz dom – tak siostra Maria ze Zgromadzenia Misjonarek Chrystusa z Monachium opowiadała o tym, jak od niemal sześciu lat w jej parafii i domu zakonnym chronią się kobiety z różnych miejsc na świecie ubiegające się o status uchodźcy. – Po drugie, zazwyczaj przyjmujemy maksymalnie dwie osoby naraz. Zwyczajnie nie mamy miejsca, by ugościć więcej osób. Po trzecie, przyjmujemy tylko te kobiety, co do których mamy pewność, że są w wyjątkowo ciężkiej sytuacji – kontynuowała siostra Maria, jednocześnie przedstawiając dwie bardzo młode prawosławne Erytrejki i jedną protestantkę z Ugandy, które w ostatnich miesiącach znalazły miejsce w ich domu i w lokalnej społeczności parafialnej. Inicjatywa, której podjęła się siostra Maria wraz z całą lokalną parafią, znana jest jako azyl kościelny. W ramach tych działań, w oparciu o średniowieczne niemieckie prawo, protestanckie i katolickie
wspólnoty mogą udzielać schronienia osobom spoza Unii Europejskiej zagrożonym deportacją. Po pół roku pobytu uchodźcy, niemieckie władze zamiast deportować, jeszcze raz przyglądają się
wnioskowi azylowemu i ponownie rozważają przyznanie uchodźcom prawa do pobytu. W ten sposób, ze wsparciem otwartych wspólnot, udaje się uchronić przed deportacją osoby doświadczone migracją, które w swoich rodzinnych krajach są zagrożone przemocą.

Bezpieczny dom

Trzy kobiety, dwie Erytrejki i Ugandyjka, które zamieszkały w monachijskiej parafii, znalazły tam schronienie po tym, jak otrzymały decyzję, iż mają 30 dni na opuszczenie Niemiec. Dzięki
szybkiej reakcji społeczności parafialnej i jej współpracy ze społeczeństwem obywatelskim oraz organizacjami pozarządowymi, kobiety znalazły przy parafii bezpieczny dom na 6 miesięcy,
aż do czasu powtórnego rozpatrzenia ich wniosków o azyl. Dzięki wsparciu parafian w monachijskiej wspólnocie długofalowe wsparcie i schronienie w ciągu sześciu lat znalazło 21 uchodźczyń. Inicjatywę jako pierwsze podjęły mieszkające w parafii siostry misjonarki. Jednak szybko za otwartymi i prawdziwie misyjnie zaangażowanymi zakonnicami poszła cała wspólnota. – Przyjmowałyśmy w naszej parafii uchodźczynie różnych religii – o parafialnej inicjatywie opowiadała siostra Maria. – Nasza parafia współpracowała z Jezuicką Służbą Uchodźcom, która koordynowała działania na rzecz azylu kościelnego w Bawarii – dodaje siostra. W domu generalnym zgromadzenia w Monachium, w którym zainicjowano działania na rzecz uchodźców, na co dzień mieszkały emerytowane i schorowane misjonarki, które przez większość życia podejmowały pracę w Ameryce Południowej i Azji. Jednak swoją siłą charakteru i zaangażowaniem do misyjnej pracy siostry zaangażowały całą okolicę. Siostra Maria podkreślała, jak duże znaczenie dla budowania wspólnoty miała obecność potrzebujących kobiet. Parafianie włączyli się w działania integracyjne na rzecz uchodźczyń, zaczęli prowadzić dla nich lekcje niemieckiego, uczyli prowadzenia ogrodu, uprawy warzyw i owoców. Dodatkowo wspierali finansowo i podnosili kobiety na duchu, gdy zaczynało brakować im nadziei na to, że niemiecki urząd migracyjny udzieli kobietom międzynarodowej ochrony. Dzięki obecności uchodźczyń i zaangażowaniu wspólnoty na rzecz potrzebujących kobiet parafia ożyła. – Teraz żyjemy jak rodzina – wysiłki parafian skomentowała siostra Maria.

Foto: KLAUS-DIETMAR GABBERT/DPA/PAP

W Hiszpanii rośnie liczba księży

Choć słowa o kryzysie powołań w Europie powtarza się jak mantrę, w niektórych krajach widać pozytywne symptomy. Paolo jest klerykiem w archidiecezji madryckiej. O wstąpieniu do seminarium zdecydował po tym, jak w jego rodzinnej parafii pojawili się księża spoza Starego Kontynentu. – Duchowni z Brazylii pokazali mi Kościół inny niż ten, który znałem wcześniej. Radosny, energiczny, działający, wychodzący do ludzi – podkreśla Paolo. Tak rozumiana misyjność przekonuje i przyciąga ludzi. Jak widać, nie przyciąga ich wyłącznie do uczestniczenia w życiu parafii, ale czasem przyciąga też do kapłaństwa. W 2018 r. Kościół katolicki w Hiszpanii otrzymał 135 nowych kapłanów, czyli o 26 więcej niż rok wcześniej. Obecnie w wyższych seminariach duchownych w tym kraju kształci się 1203 kleryków.

Czy mogą istnieć parafie bez księży?

Włochy z kolei nie odnotowują wzrostu powołań. Wręcz przeciwnie. Dlatego Kościół we Włoszech podjął refleksję wokół tematu: „Parafia bez księży. Od kryzysu powołań do odnowionej misyjności świeckich”. Proboszczowi rekordziście podlega 19 parafii. Coraz częściej normą staje się odpowiadanie za 10 wspólnot, które kiedyś miały swoich proboszczów, a nawet wikarych. – Ubywa też wiernych, ale teren do obsłużenia jest często ogromny i jeśli nawet proboszczowie globtroterzy odprawiają w niedzielę sześć mszy św., to i tak nie wszystkie wspólnoty mogą się już cieszyć niedzielną Eucharystią – podkreśla Beata Zajączkowska. Coraz częściej zdarza się, że święcenia kapłańskie przyjmują wdowcy. Rośnie także liczba diakonów stałych, którzy pomagają animować życie wspólnoty. – Miałem 71 lat i wątpiłem, że ktoś zechce mnie przyjąć do seminarium. Arcybiskup Giancarlo Maria Bregantini postanowił jednak podjąć to wyzwanie i po prawie 3-letniej formacji otrzymałem święcenia w katedrze w Campobasso – mówi sędziwy neoprezbiter. Wiek nie jest więc przeszkodą, jeśli pojawia się chęć zaangażowania. Taki misyjny zapał może, a nawet powinien budzić podziw.

Duchowa otwartość

Wiele europejskich parafii widzi przed sobą nowe zadania do podjęcia i nowe grupy osób, które należy otoczyć troską. Jednak przy całym bagażu celów do spełnienia, część z nich nie ustaje w działaniach misyjnych rozumianych jako powrót do Ewangelii, promowanie otwartości, zrozumienie i szacunek dla każdego człowieka, dzielenie się bogactwem i przestrzenią – dawanie darmo – nie wykluczając nikogo. Entuzjazm wiary powinien przekładać się także na otwartość wobec innych. Bo, choć różnimy się w wierze, to nie zwalnia nas to ze zwykłej ludzkiej życzliwości względem siebie. W Berlinie powstaje Dom Trzech Religii, w którym modlić się będą chrześcijanie, żydzi i muzułmanie. Z kolei na przedmieściach Sztokholmu katolicy, luteranie i muzułmanie z lokalnych środowisk zbierają się w Domu Boga, by tworzyć nowy model międzyreligijnej współpracy. Praca nad Domem Boga łączy około 8 tysięcy mieszkańców Fisksätra, którzy reprezentują prawie 80 narodowości. I choć taka wspólna religijna przestrzeń dla wielu religii i wyznań jest nowością, to być może okaże się ważnym znakiem dla ludzi szukających pokoju mimo różnic. Są też we Francji, choć nie tylko, Wspólnoty Jerozolimskie i wiele innych wspólnot monastycznych, które jak magnes przyciągają zapędzonych ludzi. Dzisiejszej Europie, którą papież Franciszek niedawno diagnozował jako bezpłodną babcię, potrzeba powrotu do Boga, Ewangelii i życia nią – jak się dziś dzieje na misjach ad gentes. Parafie misyjne, choć z trudem, mierzą się z nowymi wyzwaniami; takimi jak: migracja, akty nienawiści, zeświecczenie, ubóstwo, używki, prostytucja, wielki pęd życia i wiele, wiele innych. A członkowie tych wspólnot nie tyle mówią o Bogu, ofiarują pieniądze dla potrzebujących, ale sami pomagają. Jak na misjach. I to działa.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze