Fot. Karolina Binek/Misyjne Drogi

Czy klerycy są dobrymi aktorami? WSD Misjonarzy Oblatów w Obrze zaprasza na sztukę teatralną „Dożywocie”

„Dożywocie” to tytuł sztuki, którą w ostatni weekend kwietnia i w drugi weekend maja można oglądać w Wyższym Seminarium Duchownym Misjonarzy Oblatów w Obrze. Aktorami są klerycy, a reżyserem Łukasz Krauze OMI.

Pełna sala widzów w różnym wieku, którzy schodzą się na długo przed spektaklem. Scena, a na niej kilka rekwizytów. Ktoś wygląda zza kulis. Ktoś jeszcze rozmawia. Aż wreszcie gasną światła. I pojawia się Karol Kossowski OMI, choć na pierwszy rzut oka nie tak łatwo go rozpoznać w dość oryginalnym stroju. Karol opowiada o fabule sztuki Aleksandra Fredry, którą zaraz zobaczymy. Wszyscy wpatrują się w niego z zaciekawieniem. I ja też. Bo właściwie nawet nie wiem, czego się spodziewać. Na sztuce wystawianej przez kleryków jestem pierwszy raz w życiu, a w seminarium w Obrze drugi. Nie jest to dość imponujący wynik. Tym bardziej więc jestem zaintrygowana tym, co zaraz się wydarzy.

>>> Magdalena Koszyk: w „The Voice of Poland” też dzieliłam się swoim świadectwem [ROZMOWA]

Fot. Karolina Binek/Misyjne Drogi

Miłość i intrygi

Powoli odsłaniają się zasłony. Za nimi znajduje się ceglana ściana, drzwi, fotel, krzesła, stoliki i czterech aktorów, którzy śpią po ewidentnie trudnej nocy. I chociaż znam tych chłopaków na co dzień, to już od pierwszych chwil okazuje się, że na scenie widzę kogoś innego. Widzę po prostu bohaterów tej sztuki. Z innym sposobem chodzenia, z innym akcentem, czasami nawet z innym głosem. Byłam pod wrażeniem, jak bardzo wszyscy potrafili wejść w rolę i nauczyć się tekstu w starej polszczyźnie, pisanego wierszem.

W „Dożywociu” przedstawione zostały związki rodzinne, miłość, szczere uczucia, intrygi i komplikacje finansowe. Wszystkie te elementy przeplatają się w kolejnych wątkach sztuki rozgrywanej w oberży. Lichwiarz Łatka (Karol Kossowski OMI) pod innym nazwiskiem kupił bowiem dożywotnie dochody utracjusza Leona Birbanckiego (Tomasz Maruszak OMI), troszcząc się przy tym o jego zdrowie i każąc swojemu słudze Filipowi (Mateusz Chrzanowski OMI) się nim opiekować. Jednocześnie też stara się namówić innego lichwiarza – Jana Twardosza (Mateusz Chrzanowski) do kupienia dożywocia. W międzyczasie na scenie pojawia się też szlachcic Orgon (Maciej Donnerstag), który – aby ratować swój majątek – chce, aby Łatka poślubił jego córkę Rózię (Andrii Kunovskyi) zakochaną w Leonie. Birbancki świadomy, że Twardosz nie jest przychylny jego małżeństwu z Różą, decyduje się na próbę samobójczą. Z czasem jednak Łatka rezygnuje z poślubienia Rózi i za pół ceny decyduje się odsprzedać dożywocie Leonowi. Wszystko kończy się szczęśliwie i bardzo trafnymi słowami wypowiedzianymi przez kleryka Tomka. Jakimi? Nie zdradzę. Bo zdecydowanie warto obejrzeć tę sztukę i samemu się przekonać.

>>> Mówili mi, że dzisiaj już odchodzi się od Kościoła, a ja do niego dołączyłem [ROZMOWA]

Fot. Karolina Binek/Misyjne Drogi

W innej epoce

„Dożywocie” to komedia. I klerykom z Obry trafnie udało się oddać charakter tej sztuki. Było wiele momentów, w których dosłownie cala sala wybuchała głośnym śmiechem. Role zostały bardzo dobrze dobrane do aktorów. Na szczególną uwagę zasługuje tutaj moim zdaniem Mateusz Chrzanowski OMI, która ma w sobie niesamowitą lekkość grania i widać było, że na scenie czuje się doskonale. I choć odgrywał konkretną postać, to dodał jej też coś od siebie, co zdecydowanie wyszło na duży plus. Podobnie jak role odgrywane przez Jakuba Mgbangun OMI i Janka Hulboro OMI. Klerycy ci pochodzą z Afryki i tym bardziej jestem pełna podziwu dla ich gry aktorskiej oraz wysiłku, jaki włożyli w to, by nauczyć się nie tak łatwego tekstu. Tak samo Tomek Maruszak OMI i Karol Kossowski OMI. Odgrywali oni dwie postacie, które właściwie przez cały czas obecne były na scenie i świetnie ze sobą dialogowały. Warto docenić też rekwizyty i stroje, dzięki czemu widz miał wrażenie, że rzeczywiście przeniósł się do innej epoki.  

Jedynym minusem moim zdaniem było to, że nie w każdym momencie dało się wszystkich wyraźnie usłyszeć. Choć to raczej kwestia sali i jej akustyki, a nie aktorów. Ale czymże jest ten jeden mały szczegół wobec tego, że całe „Dożywocie” wypadło świetnie?

>>> Tomek Maruszak OMI: nie wierzyłem, że Bóg istnieje. Dzisiaj jest dla mnie wszystkim [ROZMOWA]

Przygotowania, podczas których odpadają guziki

A co o sztuce mówią sami klerycy?

Tomek Maruszak OMI:

Scenariusz zaczęliśmy czytać już w lutym, zapoznawać się z rolami i ogólnie myśleć nad całą otoczką i występem. W kwietniu wyszliśmy już na scenę i wtedy też zacząłem się powoli uczyć tekstów na pamięć, chociaż ostatnie 2 tygodnie tak naprawdę je wkuwałem.

Granie w sztuce dla mnie jest możliwością przekazania ludziom prawd życiowych zawartych w scenariuszu „Dożywocia” oraz urozmaicenie im trochę życia, zapewnienie rozrywki, co osobiście mi też sprawia przyjemność. Kiedy widzę ludzi, którzy mogą sobie odpocząć na naszym przedstawieniu, trochę się pośmiać i wyluzować, to sam się z tego cieszę. Pozwala mi to jeszcze na zmierzenie się z samym sobą, ze stresem, z aktorstwem, z tworzeniem czegoś we wspólnocie. Czyli tak profesjonalnie ujmując – daje mi ogólno integralny rozwój.

Pierwsze dwa występy były dla mnie mocno stresujące, trochę mnie stres nawet blokował na scenie i nie wszystko wychodziło tak jak chciałem, miałem łamiący się głos, a nawet pomyliłem tekst. Gdy zagrałem trzecią sztukę, już dużo lepiej mi to wyszło, miałem więcej swobody i radości z grania. Stres nadal jest, żeby niczego nie zepsuć i żeby dobrze wypaść, jednak już dużo mniejszy.

Jestem bardzo mile zaskoczony, że tyle ludzi przyjeżdża nawet w różnym wieku od młodzieży po emerytów i z różnych stron, nie tylko województwa. Oni też są zadowoleni i dziękują nam po spektaklu, dużo ludzi robi sobie z nami zdjęcia i docenia naszą pracę.

Kostiumy ogarniałem na spontanie, gram Leona Birbanckiego, szlachcica, który ma problem z alkoholem. Na początku znalazłem w naszej dekoratorni jakąś zieloną koszulę, ubrałem eleganckie spodnie i buty. I tak miało zostać. W czasie prób koncepcja trochę się zmieniła, okazało się, że cylinder będzie też potrzebny, a tych nie brakowało pod ręką, więc po prostu wziąłem. Do pierwszych aktów Mateusz zaproponował mi szlafrok, który bardzo pasuje, więc go dołożyłem, a w czasie próby, w jednym z ostatnich aktów, Karol tak mnie pociągnąłem za koszulę, że pourywał wszystkie guziki… Więc ostatecznie zmieniłem swoją na białą i do tego dodałem elegancki żakiet. I tak zostało.

Maciej Donnerstag OMI:

Udział w sztuce traktuję jako przygotowanie do publicznego mówienia. Pomaga mi to w trenowaniu odwagi, w umocnieniu relacji ze współbraćmi, w zobaczeniu własnych predyspozycji do mówienia. Przed pierwszym występem był duży stres, a przy kolejnych już znacznie mniejszy. Bardzo cieszy mnie, że mamy tak dużą widownię. Od razu nabieramy odwagi i radości słysząc po udanej scenie oklaski lub śmiech. Jeśli chodzi o stroje – łączyliśmy ubrania z poprzednich występów teatralnych, zrobiliśmy też parę rekwizytów specjalnie na tę sztukę. Wybraliśmy sztukę z fajnym humorem i zawsze podczas czytania scenariusza pojawiał się śmiech. Trafiliśmy też z dobraniem ról do temperamentu konkretnych osób i dzięki temu czujemy się swobodnie podczas grania.

Karol Kossowski OMI

Granie jest dla mnie posługą i radością, pomaga mi wyćwiczyć pamięć. Trochę się stresuje każdym występem, ale jestem mile zaskoczony odbiorem widowni. Mój kostium jest z mojej szafy. Jestem przekonany, że warto grać dla ludzi dobre sztuki, śmieszne i z morałem.

Andrii Kunovskyi OMI

Sztuka seminarijna jest w tym miejscu już tradycją i o tym że sztuka będzie widzieliśmy od początku roku akademickiego. Zaczeliśmy przygotowania jakoś chwile po zakończenie 1 semestru. Mnie wybrali jako przewodniczego naszej sztuki. To była piękna próba żeby spróbować siebie na scenie oraz w roli prowadzącego między swymi braćmi. Teatr sam w sobie jest dla tego żeby przełamać siebie przed publiką. Dla mnie to jest piękna zabawa, żeby samemu coś pograć i żeby ludzie coś zobaczyli. Ostatnie tygodnie przed premierą były intensywne, ale ja byłem bardzo optymistycznie nastawiony że wszystko wyjdzie. Tak i było, ale jeżeliby nie współpraca z braćmi, byłoby ciężej.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze